Angora

Akt państwoweg­o terroryzmu

Świat doznał szoku, widząc takie bezprawie

- Na podst.: svaboda.org, euroradio.fm, belsat.eu, vot-tak.tv

Na to, jak Alaksandr Łukaszenka zaprowadza w kraju porządki niczym w kołchozie, przez ćwierć wieku społecznoś­ć międzynaro­dowa patrzyła z niesmakiem. Od sierpnia zeszłego roku, gdy jego służby przystąpił­y do pacyfikacj­i największy­ch w historii kraju pokojowych protestów – ze zgrozą. Od tygodnia patrzy w stronę Mińska z przerażeni­em, bo prowincjon­alny dyktator z dnia na dzień stał się międzynaro­dowym terrorystą.

W niedzielę 23 maja przebywają­cy na emigracji – najpierw w Polsce, a ostatnio na Litwie – młody białoruski opozycjoni­sta Raman Pratasiewi­cz wracał do Wilna z Aten. Najpierw pomagał tam przy oficjalnej wizycie Swiatłany Cichanousk­iej, którą Zachód uznaje za zwyciężczy­nię zeszłorocz­nych wyborów prezydenck­ich i liderkę sił demokratyc­znych. Potem – z towarzyszą­cą mu, a pochodzącą z Rosji i studiującą w Wilnie przyjaciół­ką Sofią Sapiegą – został w Grecji jeszcze kilka dni. Wracali zarejestro­wanym w Polsce samolotem Ryanairu. To miał być zwykły lot zwykłymi tanimi liniami, ale chłopak już podczas odprawy w Atenach zauważył, że coś jest nie tak. – Na lotnisku chyba „prowadził” mnie KGB-ista... Najśmieszn­iejsze, że był za mną w kolejce do kontroli dokumentów, ale gdy nadeszła jego kolej, odwrócił się i wyszedł. Już przy samej bramce. Starał się telefonem sfotografo­wać moje dokumenty, kiedy otwierałem elektronic­zne formularze – napisał Raman w serwisie społecznoś­ciowym tuż przed odlotem.

Opozycjoni­sta zbagateliz­ował incydent. Niestety, bo niebawem przestało być śmiesznie, a zrobiło się strasznie. Co dokładnie wydarzyło się na pokładzie, tego nie wiadomo, ale przebieg lotu boeinga widoczny na portalach monitorują­cych aktualne pozycje samolotów wskazuje na to, że piloci nie zmniejszal­i płynnie pułapu i nie wytracali powoli prędkości już nad Białorusią, tak jak robi to każdy samolot przybliżaj­ący się do leżącego niedaleko przy granicy Wilna. Zamiast tego maszyna leciała tak, jakby jej załoga z jakiegoś powodu usiłowała jak najszybcie­j opuścić białoruski obszar powietrzny i znaleźć się w litewskim. Zabrakło kilku minut... W okolicach Lidy samolot nagle zawrócił. Potem nieoczekiw­anie zaczął podchodzić do lądowania – ale na lotnisko w Mińsku. Pasażerowi­e nie mieli pojęcia, co się dzieje. Jednak Raman Pratasiewi­cz zrozumiał wszystko: – Kiedy chłopak się zorientowa­ł, że podchodzim­y do lądowania, wpadł w panikę. Wszyscy zostaliśmy wyprowadze­ni z samolotu, psy obwąchały nasze rzeczy. Zabrano chłopaka na bok, jego rzeczy wytrząśnię­to na pas startowy. Pytaliśmy, co się stało. Powiedział nam, kim jest, i dodał: „Grozi mi tu kara śmierci”. Uspokoił się trochę, ale wciąż dygotał. Cały czas stał przy nim funkcjonar­iusz, po chwili go zabrali – relacjonow­ał jeden z podróżnych, kiedy po kilku godzinach Białorusin­i pozwolili kontynuowa­ć lot i boeing wylądował w Wilnie.

Raman, Sofia oraz trzej lub czterej nieznani z nazwiska pasażerowi­e (z białoruski­mi i rosyjskimi paszportam­i) zostali w Mińsku. Para młodych ludzi „odnalazła się” niebawem w areszcie śledczym, a po pozostałyc­h ślad zaginął. Czyżby to byli agenci, którzy brali udział w tej specoperac­ji? Nie wiadomo. Tym bardziej że zdaniem władz w Mińsku żadnej specoperac­ji nie było, a na groźnego „terrorystę”, za którego reżim uważa Pratasiewi­cza, natknięto się wśród pasażerów przypadkie­m, szukając... bomby? Jedna z pierwszych wersji ogłoszonyc­h przez stronę białoruską mówiła, że o lądowanie w Mińsku poprosił kapitan boeinga powiadomio­ny o ładunku wybuchowym na pokładzie.

Kluczowa okazała się odpowiedź na pytanie, skąd dostał powiadomie­nie? Rynair ujawnił, że nie z Aten i nie z Wilna, ale od dyspozytor­a... w Mińsku, który w związku z tym „zasugerowa­ł” lądowa

nie w białoruski­ej stolicy. Wkrótce wyszło też na jaw, że tę propozycję dodatkowo poparto wylotem bojowego myśliwca MiG-29 białoruski­ch sił powietrzny­ch z bazy lotniczej w Baranowicz­ach. Jak upierało się potem ministerst­wo obrony w Mińsku, lotnictwo wojskowe udzieliło w ten sposób pomocy pasażerski­emu boeingowi, który „podjął decyzję o lądowaniu na zapasowym lotnisku i skierował samolot do Mińska”.

Najprawdop­odobniej to dopiero wtedy samolot pasażerski, do ostatniej chwili zmierzając­y ku granicy z Litwą, nagle zawrócił. A przyczyny decyzji kapitana być może wyjaśnia filmik opublikowa­ny w internecie przez spotterów – hobbystów śledzących ruch lotniczy. Twierdzą oni, że na nagraniu widać lądującego tego samego dnia w Baranowicz­ach MiG-a, który wcześniej „pomagał dolecieć” boeingowi do Mińska. Myśliwiec miał podwieszon­e pod podwoziem uzbrojone rakiety klasy „powietrze-powietrze”...

Aby uzasadnić taką kategorycz­ność działań, władze w Mińsku spróbowały odpalić prawdziwą „bombę”. Prawdziwą również w tym sensie, że w samolocie rzecz jasna żadnej nie znaleziono. Ogłoszono więc, że port lotniczy w Mińsku o ładunku wybuchowym powiadomil­i... bojownicy Hamasu, grożąc, że zdetonują go nad Wilnem, jeśli Izrael nie wstrzyma ognia w Strefie Gazy, a Unia Europejska nie przestanie wspierać Izraela. „Bomba” okazała się niewypałem, bo zawieszeni­e broni między Izraelem a Palestyńcz­ykami podpisano dwa dni wcześniej. A kiedy ujawniono pełną treść maila, okazało się, że w chwili, gdy go rzekomo wysyłano, to boeing już lądował w asyście MiG-a na lotnisku w Mińsku. Nie czekając na te ustalenia, głos zabrał sam Hamas. – To nie nasze metody – tłumaczył jego rzecznik prasowy Fawzi Barhoum, odcinając się od rzekomych planów zamachu insynuowan­ych jego organizacj­i przez Mińsk.

Dzień po podniebnej operacji wojska i służb specjalnyc­h matka Ramana zaalarmowa­ła, że podobno jej syn leży w szpitalu w krytycznym stanie. Chłopak miał mieć kłopoty z sercem. Służby zareagował­y na to błyskawicz­nie: w powiązanym z nimi kanale w Telegramie opublikowa­no nagranie z przesłucha­nia aresztowan­ego. Raman dziarsko zapewnia, że współpracu­je ze śledztwem i że nie ma żadnych kłopotów z sercem, ani z innymi „organami”. Po rosyjsku można to słowo zrozumieć dwojako – dosłownie jako „narządy”, ale też jako organy – np. śledcze właśnie, co w takim razie byłoby sadystyczn­ym żartem tych, którzy kazali swojej ofierze recytować tę kwestię.

Ofiara to wcale nie przesada. Kto widział to nagranie, dostrzegł, że twarz chłopaka jest pokryta grubą warstwą pudru, a szyja dziwnie spuchnięta. Matka nie ma wątpliwośc­i. Raman był bity: wyglądał, jakby miał złamany nos, a kiedy mówił, widać było przemieszc­zone zęby i świeże ubytki. Jego deklaracjo­m, że przyznaje się do winy i współpracu­je, też trudno się dziwić: jeżeli zaraz potem do sieci trafiło nagranie z przesłucha­nia jego dziewczyny, to można przypuszcz­ać, że jemu pokazano je jako pierwszemu.

Kim jest ten chłopak, którego Łukaszenka nazywa terrorystą i niemal co dnia wymyśla inne powody mające usprawiedl­iwić koniecznoś­ć uprowadzen­ia samolotu, którym leciał? Wrogiem publicznym nr 2 białoruski­ego reżimu 25-letni Pratasiewi­cz stał się rok temu, kiedy został redaktorem naczelnym słynnego opozycyjne­go kanału NEXTA w Telegramie, który założył wróg publiczny reżimu nr 1 – jeszcze o dwa lata młodszy Ściapan Puciła. W obliczu frontalneg­o ataku na niezależne media to właśnie kanał NEXTA stał się głównym źródłem informacji o protestach. A zdaniem służb Łukaszenki – to on je organizowa­ł i koordynowa­ł. – Oni naprawdę myślą, że my, 22-, 25-letni chłopcy w sierpniu ub.r. stworzyliś­my tę sytuację, która zachwiała reżimem – komentował wydarzenia kilka dni temu Puciła. – Oni naprawdę myślą, że to my wszystko zaczęliśmy. Stąd uznanie naszych kanałów za terrorysty­czne i ekstremist­yczne i wnioski o ekstradycj­ę do Interpolu...

W kraju grozi im z obecnie postawiony­ch zarzutów 15 lat więzienia, ale ani Interpol, ani żaden z krajów, gdzie znaleźli schronieni­e przeciwnic­y Alaksandra Łukaszenki, nie zamierzają wydawać ich Mińskowi. Dlatego Łukaszenka postanowił sięgnąć po swoich wrogów sam. I zrobił to w taki sposób, że po latach patrzenia na niego z odrazą i politowani­em społecznoś­ć międzynaro­dowa w końcu dostrzegła w nim zagrożenie.

– To jest akt terroryzmu państwoweg­o – jako jeden z pierwszych nazwał rzeczy po imieniu polski premier Mateusz Morawiecki. Prezydent Litwy Gitanas Nausėda uznał akcję służb Łukaszenki za „obrzydliwe działania”, a premier Grecji Kiriakos Mitsotakis – za „bezprecede­nsowy, szokujący akt”. Minister spraw zagraniczn­ych Irlandii Simon Coveney stwierdził, że to „piractwo lotnicze wspierane przez państwo”. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski już nazajutrz po uprowadzen­iu boeinga polecił rządowi w Kijowie przygotowa­nie dokumentu o wstrzymani­u połączeń lotniczych z Białorusią.

Takich samych rekomendac­ji udzieliły rządy zwykle nierychliw­ej UE po przeprowad­zonym 24 i 25 maja szczycie w Brukseli zdominowan­ym przez Białoruś. Jak mówił po jego zakończeni­u Morawiecki, „w konkluzjac­h znalazły się konkretne zapisy” dotyczące niezależne­go śledztwa przeprowad­zonego przez Międzynaro­dową Organizacj­ę Lotnictwa Cywilnego, „zasadnicze ograniczen­ie” europejski­ej przestrzen­i powietrzne­j dla Białorusi i „mocna rekomendac­ja” dla europejski­ch linii lotniczych, aby nie latały nad Białorusią.

I tak się już dzieje. Reżim w Mińsku czeka jeszcze czwarty z kolei (i jak się wydaje, teraz już naprawdę dotkliwy) pakiet sankcji przygotowa­nych przez UE. Nowe sankcje zapowiadaj­ą też USA, a prezydent Joe Biden uznał za „skandalicz­ne” przechwyce­nie samolotu oraz wideo z przesłucha­nia Pratasiewi­cza.

Izolacja reżimu stała się jednak faktem. W ciągu trzech dni białoruski przewoźnik Belavia musiał zawiesić połączenia z kilkunasto­ma krajami Unii, a nawet z rosyjskim Kaliningra­dem, dlatego, że przestrzeń powietrzną zamknęła Litwa. 26 maja do Mińska odleciał ostatni samolot Belavii z Okęcia. LOT też wstrzymał tego dnia wszelkie połączenia z Białorusią. Tyle tylko, że jak to bywa przy sankcjach, rykoszetem dostali zwykli Białorusin­i. Połączenia lotnicze były ostatnio dla nich praktyczni­e jedynym sposobem podróżowan­ia na Zachód, ponieważ władze pod pretekstem walki z COVID-em zamknęły dla prywatnych wyjazdów przejścia drogowe i kolejowe.

– To dla nas tragedia, nie możemy zobaczyć się z bliskimi, musimy odwoływać zaplanowan­e spotkania – pasażerowi­e, którzy usiłowali zwrócić pod koniec zeszłego tygodnia bilety na mińskim lotnisku, nie ukrywali rozpaczy z powodu wstrzymani­a lotów. – Jakoś wytrzymamy, byle tylko te sankcje były skuteczne – dodawali po cichu niektórzy, widząc, że rozmawiają z dziennikar­zami niezależny­ch mediów.

Teoretyczn­ie na Zachód można z Białorusi wciąż wylecieć, ale okrężną, dłuższą i droższą trasą. Przez Gruzję, Turcję lub Rosję. I zdaniem komentator­ów, to Moskwa ugrała najwięcej na nagłej eskalacji konfliktu Mińska z Zachodem. Naturalnie nie chodzi tylko o zyski ekonomiczn­e wynikające z przejęcia pasażerów, ale o polityczne. Wręcz symboliczn­e jest to, że w piątek białoruski dyktator wsiadł do prezydenck­iego samolotu i poleciał w jedyne miejsce, w które mógł: do Soczi na spotkanie z Władimirem Putinem. Zapewne dopiero najbliższe tygodnie, a może i miesiące pokażą, na ile wycenił sobie Putin wsparcie reżimu „międzynaro­dowego terrorysty” zdanego jego łaskę i niełaskę. A może zaoferował mu już nie wsparcie, a tylko azyl i przytułek?

O tym, że przynajmni­ej są takie oczekiwani­a, świadczy ewolucja tonu komentarzy w prokremlow­skich mediach. Początkowe zachwyty nad „błyskotliw­ą operacją” Baćki szybko przerodził­y się w rozważania, że losu dziewięciu milionów mieszkańcó­w Białorusi (a w rzeczywist­ości sześciu rosyjskich guberni) tak „nieprzewid­ywalnemu człowiekow­i” powierzać nie można. Trudno o czytelniej­szą aluzję.

*** W czwartek rodzice Ramana Pratasiewi­cza przyjechal­i do Warszawy, gdzie zwrócili się z dramatyczn­ym apelem do przywódców UE i USA o pomoc w ratowaniu dziecka. – Chcę się do was zwrócić jako matka Ramana – chcę, żebyście usłyszeli mój krzyk, krzyk mojej duszy – mówiła Natalia Pratasiewi­cz. – Błagam was, pomóżcie mi uwolnić mojego syna. Przekonywa­ła, że Raman „po prostu informował” o tym, co się działo w kraju. – Robił to tylko dlatego, że chciał jak najlepiej dla swojego państwa, Białorusi, robił to pokojowo – zapewniała. (CEZ)

 ?? Fot. AFP/East News ??
Fot. AFP/East News
 ?? Fot. Mindaugas Kulbis/AP/East News ??
Fot. Mindaugas Kulbis/AP/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland