Kto zburzył miasto?
Absurd silniejszy niż trzęsienie ziemi
Pokolenia Rumunów, które wychowały się w czasach Nicolae Ceauşescu, pamiętają lata niewyobrażalnych cierpień zwykłych zjadaczy chleba. Chleba – dodajmy – dostępnego na kartki. Ludzie urodzeni w mrocznych czasach panowania „Słońca Karpat” nie zapomną też tragicznych wydarzeń z 4 marca 1977 roku.
W czasie gdy terror Ceauşescu i wszechmogącej Securitatea nabierał rozpędu, Rumunię nawiedziło silne trzęsienie ziemi. Wstrząsy, których epicentrum znajdowało się w pobliżu Bukaresztu, miały siłę 7,4 st. w skali Richtera. Wiele budynków w stolicy, w miastach naddunajskich, a nawet w sąsiedniej Bułgarii legło w gruzach. W kataklizmie sprzed 44 lat śmierć poniosło blisko 1500 Rumunów. Rumuńska gospodarka, oficjalnie kwitnąca, a nieoficjalnie chyląca się ku upadkowi, otrzymała dodatkowy cios. Tym razem od sił natury. Ogromne obszary kraju wyglądały jak po przejściu frontu. Rumuni, którzy z pokorą przyjmują potęgę przyrody, szybko (na miarę możliwości) przystąpili do odbudowy „okaleczonych” miast. Przez lata byli przekonani, że jedynym „winowajcą” zniszczenia stolicy i innych regionów były siły natury.
O tym, że tak nie było, świadczy przykład naddunajskiego miasta Zimnicea. Od pamiętnego Bożego Narodzenia roku 1989, gdy Ceauşescu i jego żona Elena zostali rozstrzelani, aż do roku 2012 Rumuni nie mieli pojęcia, że za totalną destrukcją miasta nie stoi przyroda, lecz szalona decyzja szalonego lokalnego komunistycznego kacyka. Pierwsze sygnały, że to nie trzęsienie ziemi, tylko bliżej nieznane decyzje przyczyniły się do zrównania Zimnicei
z ziemią, pojawiły się w roku... 2012. O tym, co zniszczyło naddunajskie miasto, dowiedzieli się mieszkańcy Bukaresztu i dużych miast. Prawda o trzęsieniu ziemi i jego wpływie na to rumuńskie miasto wypłynęła na szersze wody dopiero teraz. Na ekrany wszedł film krótkometrażowy „Zimnicea” i wielu Rumunów, głównie młodych, poznało prawdę o tragedii.
Akcja filmu toczy się w sali domu kultury. Przy wielkim stole i pod nie mniejszym portretem Ceauşescu trwa narada.
Pierwszy sekretarz komitetu Rumuńskiej Partii Komunistycznej deliberuje na temat zmian na stanowisku burmistrza miasta. Nagle, o godzinie 21.20, dyskusję przerywa trzęsienie ziemi. Na salę spada kilka cegieł, sypie się tynk, wokół sporo kurzu. Wstrząs jest silny. Pierwszy sekretarz wpada w panikę. Bez zastanowienia ocenia sytuację, stwierdzając, że Zimnicea legła w gruzach. Mimo nalegań burmistrza, nie wychodzi na zewnątrz, by realnie ocenić sytuację. Jakimś cudem – co w ówczesnej Rumunii nie było łatwe – udaje mu się połączyć z Bukaresztem. Melduje, że 80 proc. miasta legło w gruzach i bez centralnej pomocy Zimnicea sobie nie poradzi.
O tym, że mógł mieć rację, przekonały go dodatkowo informacje z Bukaresztu – w stolicy straty naprawdę były ogromne. Co ciekawe – tego już film nie pokazuje – sam Ceauşescu dwa dni po trzęsieniu odwiedził Zimniceę. Sekretarz pokazał przełożonemu zaledwie dwa, trzy lekko zniszczone budynki. Ceauşescu wyjechał z miasta w przeświadczeniu, że nie obejdzie się bez przekazania milionów lei na odbudowę miasta. A pierwszy sekretarz? Cóż, skoro zaraportował o zniszczeniach i pilnej potrzebie środków na odbudowę, stwierdził, że tego się trzeba trzymać. Bez dłuższego namysłu nakazał... zburzenie około 80 proc. miasta – zniknęły wtedy głównie „zdrowe” domy jednorodzinne o niskiej zabudowie. W ich miejsce nakazał zbudowanie 52 bloków. Wyrzuceni z domostw mieszkańcy przeżyli gehennę.
Początkowo budowa bloków przebiegała sprawnie. Jednak po sześciu latach prace nagle ustały. Decyzją władz centralnych i środki, i ludzi przerzucono do Bukaresztu, gdzie rozpoczynała się budowa monstrualnego Pałacu Ludowego – wizytówki Ceauşescu i drugiej po Pentagonie największej budowli świata. W efekcie wielu bloków nie ukończono, a ich podniszczone szkielety straszą do dziś. Mieszkańcy, którzy mieli do nich trafić, wciąż tułają się po całej Rumunii... W roku 1977 w Zimnicei mieszkało 20 tys. osób. Teraz – ledwie 13 tys. I nie jest to bynajmniej efekt niżu demograficznego.
Reżyserem wymownego obrazu o krwawiącym, naddunajskim mieście jest urodzony w roku 1968 Bogdan Naumovici, wcześniej znany jako producent filmów i spotów reklamowych oraz dokumentu o słynnej rumuńskiej gimnastyczce Nadii Comaneci. „Zimnicea” to jego fabularny debiut. Dziś wielu Rumunów ma mu za złe, że Naumovici nie „pociągnął” tematu i nie pokazał dalszych losów Zimnicei i jego mieszkańców – ludzi, którym przyszło się zmagać z dwoma śmiertelnymi żywiołami: trzęsieniem ziemi i rumuńską odmianą komunizmu. (ChS)