Legendarny Robert
Polak dokonał sztuki, o której Niemcy mówili jako o czymś absolutnie nierealnym...
Niemal przez pół wieku słynny Gerd Müller był rekordzistą Bundesligi w liczbie strzelonych goli (40) w trakcie jednego sezonu. Przez długie lata żaden z zawodników nawet nie zbliżył się do wyczynu uwielbianego w Niemczech – a zwłaszcza w Bawarii – „Bombera”. Aż w końcu jednego z najwybitniejszych napastników w historii futbolu w ostatniej akcji minionego sezonu zdetronizował Robert Lewandowski, snajper Bayernu Monachium.
W klubowej piłce nożnej Robert Lewandowski zdobył wszystko, co było do zdobycia. Zaczęło się od dwóch mistrzostw Niemiec z Borussią Dortmund. Po głośnym transferze do Bayernu Monachium dołożył kolejne siedem ligowych tytułów. Do tego należy doliczyć kilka Pucharów Niemiec czy wreszcie upragnione zwycięstwo w Lidze Mistrzów z monachijczykami w zeszłym roku. W każdym kolejnym sezonie strzelał gole jak na zawołanie, czego owocem było aż sześć tytułów dla najlepszego strzelca w Niemczech. „Lewy” w dorobku ma także niezwykle cenne wyróżnienie dla najlepszego piłkarza według FIFA za 2020 rok. Tylko przez to, że kilkanaście miesięcy temu z powodu pandemii magazyn „France Football” podjął kontrowersyjną decyzję i zrezygnował z przyznania „Złotej Piłki”, Polak nie zdobył tej prestiżowej nagrody. 32-latek odbił sobie to teraz, bijąc kolejny nieprawdopodobny rekord...
Ileż to razy Niemcy wspominali Gerda Müllera i jego genialny sezon 1971/72, kiedy w barwach Bayernu Monachium pokonywał bramkarzy rywali aż czterdziestokrotnie! Ten imponujący wyczyn był swoistym pomnikiem, jaki wystawił sobie popularny „Bomber”. Nasi zachodni sąsiedzi byli przekonani, że „czterdziestka” jednej z największych ikon Bayernu pozostanie niezagrożona przez kolejne dziesięciolecia. Tymczasem w połowie zakończonego właśnie sezonu Bundesligi piłkarskie środowisko zaczęło zwracać uwagę, że legendarny rekord Müllera może być zagrożony. Z początku pojawiały się nieśmiałe głosy, że będący w rewelacyjnej dyspozycji Lewandowski chociaż spróbuje zbliżyć się do dokonania Gerda sprzed 49 lat. Takie hipotezy były jednak tonowane. Przecież to niemożliwe, aby utrzymać tak wspaniałą skuteczność przez cały sezon... Wróżono, że – prędzej czy później – „Lewego” dopadnie kryzys. Polak nic sobie z tego nie robił i ani myślał zwolnić tempo. Wszystko pokrzyżowała feralna kontuzja z meczu reprezentacji Polski przeciwko Andorze, która wykluczyła naszego napastnika z gry na kilka tygodni. O dziwo, kłopoty ze zdrowiem wcale nie spowodowały, że Lewandowski stracił nosa do strzelania goli. Gdy w końcu wrócił na boisko, błyskawicznie wziął się do „odrabiania zaległości”.
W przedostatniej kolejce, w spotkaniu przeciwko Freiburgowi, Polak trafił do bramki po raz 40., wyrównując historyczny rekord! „Lewy” oddał hołd schorowanemu Müllerowi, który cierpi m.in. na alzheimera: zaprezentował specjalną koszulkę z podobizną niemieckiego idola kilku pokoleń i napisem „4EverGerd”. Po meczu w Niemczech poza gratulacjami dla 32-latka rozpętała się absurdalna dyskusja. Rozpoczął ją były piłkarz Dietmar Hamann, który ogłosił, że Lewandowski powinien na tym zakończyć strzelanie goli i nie wystąpić w ostatnim spotkaniu sezonu. Szokujące było, że ta mocno niesportowa idea znalazła poparcie wśród wielu ekspertów. Bić czy nie bić legendę? – rozprawiano w Niemczech przez cały tydzień.
Pojedynek z Augsburgiem, który miał wieńczyć kolejny mistrzowski sezon dla Bayernu, miał tylko jeden podtekst. Czy Lewandowskiemu uda się raz jeszcze wpakować piłkę do siatki? – Zrobimy wszystko, żeby go powstrzymać! Musimy ochronić rekord naszego kochanego Gerda Müllera. To mój, a także całego pokolenia, wielki idol z dzieciństwa – zapowiadał trener Augsburga Markus Weinzierl. Co ciekawe, bramkarzem ostatnich rywali Bawarczyków był także słynny Polak – Rafał Gikiewicz. O tym, że cieszył się on dużym uznaniem w Niemczech, najlepiej świadczy fakt, że został wybrany przez kibiców do najlepszej jedenastki sezonu. Zastanawiano się, czy czasem „Giki” nie podłoży się rodakowi, aby ten został samodzielnym rekordzistą wszech czasów. Nic z tego! Przez 90 minut Gikiewicz bronił nad wyraz dobrze. Skapitulował dopiero w ostatniej (!) akcji meczu, wypuszczając piłkę przed siebie, z czego skrzętnie skorzystał Lewandowski. Chwilę później przeszczęśliwy „Lewy” utonął w objęciach kolegów z drużyny, którym szczerze zależało, aby pomóc kompanowi zapisać nową, wspaniałą kartę w historii Bayernu i całej Bundesligi. Warto dodać, że tym samym snajper znad Wisły zdobył jeszcze jedno trofeum, czyli „Złotego Buta”, przyznawane najlepszemu napastnikowi w całej Europie. Nasz piłkarz w sezonie 2020/21 był bezkonkurencyjny i zdeklasował kolejno m.in. Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. 41 goli w 29 meczach – tak w liczbach przedstawia się nowy rekord Lewandowskiego,
z marszu ogłoszony jako legendarny. Pozostaje wierzyć, że kapitan reprezentacji Polski również w narodowych barwach będzie nie do zatrzymania, co przyniesie nam mnóstwo radości podczas zbliżających się mistrzostw Europy (11 czerwca – 11 lipca). Oby!
– Wyprzedził naszego „Bombera”! Nowa ikona Bundesligi! Cały Bayern świętuje nieprawdopodobny wyczyn Polaka! „Lewy” na szczycie! Zmiana warty, która nie miała prawa się wydarzyć! Szalony Lewandowski wymazuje rekord Müllera! – prześcigały się w tytułach niemieckie media, wystawiając Polakowi pełne komplementów laurki. Z powodu złego stanu zdrowia 75-letni były już rekordzista nie był w stanie spotkać się z Lewandowskim. Zrobiła to w jego imieniu żona, Uschi Müller: – Gerd nie był zazdrosny o sukcesy, więc na pewno nie narzekałby, że stracił rekord. Wielokrotnie dziwił się, że nikt dotąd nie zdołał go przegonić. Jestem pewna, że gdyby tylko mógł, jako pierwszy pospieszyłby do Lewandowskiego, mówiąc: „Dobra robota, chłopaku”. (MW)