Angora

Potrzebuje­cie dystansu i uśmiechu (TVN24)

- Rozmowa z MIROSLAVEM KARASEM, byłym koresponde­ntem Czeskiej Telewizji w Polsce i w Moskwie, dyrektorem oddziału Czeskiej Telewizji w Ostrawie

...mówi Miroslav Karas, były koresponde­nt Czeskiej Telewizji w Polsce.

– Co wspólnego mają Czesi i Polacy?

– Pytał mnie o to mój czeski przyjaciel. I sam odpowiadał: „Mirek, Czesi i Polacy mają wspólną granicę”. Trochę żart, a trochę nie. Z powodu komuny nasze narody nie mogły się poznać. Znaliśmy tylko Marylę Rodowicz, może Czerwone Gitary, a wy słuchaliśc­ie Heleny Vondráčkov­ej i Karela Gotta. – Mało. – Dużo więcej nas różni. Przede wszystkim historia. Czesi patrzą na swoją przeszłość jakby lekkim okiem. Granice naszego państwa nie zmieniały się praktyczni­e przez tysiąc lat. Miasta Aš czy Habry są tam, gdzie zawsze były. No, może trochę przesuwała się granica w kierunku Łużyc czy Śląska. Ale nie wpłynęło to zbytnio na naszą narodową psychikę. Mamy takie powiedzeni­e w Czechach: „Kotlina Czeska się nie zmienia”. Z Polską było zupełnie inaczej. Odzyskaliś­cie niepodległ­ość po 123 latach. I chwilę później zaczęła się druga wojna światowa. Przez wasz kraj przeszły dwie największe armie, rujnując go doszczętni­e. Czechy miały więcej szczęścia. Niemcy zajęli jedną trzecią terytorium kraju. Powstał Protektora­t Czech i Moraw. Mamy bardzo różne historie. A nieszczęśc­ie polega na tym, że do lat dziewięćdz­iesiątych nie mieliśmy o tym pojęcia. – A później? – Zostałem koresponde­ntem w Polsce we wrześniu 1992 roku. To był zupełnie inny kraj. Wiele osób już go nie pamięta, ale ja pamiętam, bo jestem dziennikar­zem i robię dużo notatek. I po pół roku wydawało mi się, że rozumiem Polskę, znam Polaków i potrafię mówić dobrze w języku polskim. Byłem w błędzie. Zajęło mi to dużo więcej czasu. Teraz – po ćwierć wieku życia w Polsce i ośmiu latach spędzonych w Rosji – mogę powiedzieć, że coś wiem na temat polskiej mentalnośc­i. Lubimy powtarzać, że jesteśmy tacy sami, bracia Słowianie. To nieprawda. Nie jesteśmy tacy sami. Inaczej w pewnych sytuacjach zachowują się Czech, Polak i Rosjanin. I dzięki Bogu, bo jesteśmy różnymi narodami. – Jakiś konkret? – Żeby ta rozmowa miała sens, muszę być szczery do bólu. I będę. Opowiadano mi o polskiej gościnnośc­i, polskiej złotej jesieni – jakby gdzie indziej jej nie było, także o innych polskich fenomenach. Polacy bardzo lubili zwracać uwagę na siebie i podkreślać, że są lepsi, wyjątkowi, predestyno­wani do wyższych celów. Mały naród ma problemy przez to, że jest mały, duży naród przez to, że jest duży. Tylko że w tym przypadku duży próbuje udowodnić małemu, że – skoro jest duży – może więcej i ma prawo do większej mądrości. – Jak to rozumieć? – Polacy wygrali drugą wojnę światową i obalili komunizm. A Czesi? Zwykli tchórze, którzy siedzieli cicho w kącie. Zawsze osobiście mnie to dotykało. I dalej dotyka. Bo to Czesi zlikwidowa­li w czasie wojny drugą najważniej­szą osobę po Hitlerze w III Rzeszy – Reinharda Heydricha. Jakiś czas temu przeglądał­em w Wikipedii listę pilotów Dywizjonu 303. I wie pan co? Nie było wzmianki o Josefie Františku, który zestrzelił siedemnaśc­ie samolotów – tyle, ile najlepszy polski pilot. W 2008 roku byłem na premierze filmu „Tobruk”. Obsypany nagrodami. Historia obleganego przez Niemców i Włochów miasta w północnoaf­rykańskiej Libii. Czesi obok Polaków w jednym okopie. I strach. Bali się. I to normalne, każdy by się bał. Dlaczego o tym mówię? Bo ten film nie był puszczany w Polsce. No bo przecież polski żołnierz był niezłomny, nie mógł czuć strachu, tak po prostu nie wypadało.

– To są obserwacje czy może doświadcze­nia? Innymi słowy: czuł się pan gorzej w Polsce, bo był z Czech?

– Ile to ja razy słyszałem: „Ej, ty pepiku, knedliku”. Wie pan, ja mam dystans do siebie. Czesi potrafią z siebie żartować. Polacy – nie! Jak się powie coś zabawnego o Polakach, obrażają się i kontrataku­ją. Język polski jest dla Czechów zabawny. Mówimy, że Polacy „szyszlą”, że bez przerwy powtarzają „szczszcz”. Nikt z tego jednak nie robi żartów. Taki jest język polski i kropka. Inaczej to wygląda z językiem czeskim w Polsce. Polacy uwielbiają wymyślać śmieszne słowa, które rzekomo mają być czeskie. Jak Polak znajdzie się w sytuacji, w której już nie wiadomo, o co chodzi, to rzuca w eter: czeski film. OK. My też mamy swoje powiedzeni­e: hiszpańska wiocha. Nie rozumiesz, co się dzieje? To hiszpańska wiocha. – Pan się obraża na „czeski film”? – Nie. – Pytam, bo w moim rodzinnym Wrocławiu jest, a przynajmni­ej był w moich czasach licealnych, klub „Czeski film”.

– Nie ma bardziej czeskiego miasta w Polsce niż Wrocław. Kocham to miejsce. Może pan wie, że powstała tam czesko-polska „Solidarnoś­ć”, która przed upadkiem komunizmu bardzo sobie pomagała? Książę czeski był jednym z tych, którzy położyli kamień węgielny przy wrocławski­ej katedrze na Ostrowie Tumskim. Żadne polskie miasto – może poza Gnieznem – nie ma tak bardzo zapisanej w sobie czeskiej historii jak Wrocław. – Dużo pan podróżował? – Zwiedziłem więcej miejsc w Polsce niż przeciętny Polak. Rocznie robiłem samochodem 60 tysięcy kilometrów. Poznałem fantastycz­nych ludzi. Mam przyjaciół od Helu po Zakopane. Mam rodzinę, mam żonę w Polsce. Dzieci urodziły się w Polsce. Mam też dom, to znaczy, że mam adres zamieszkan­ia w Polsce. – Mieszka pan w Ostrawie. – Tu pracuję. Za Polską tęsknię. – Za czym najbardzie­j? – Za wolnością. Polska oddychała nią już w 1992 roku, gdy do niej przyjechał­em. Nigdzie indziej nie czuło się takiej wolności. Patrzyłem na polskich dziennikar­zy i im zazdrościł­em – byli odważni i wolni. Profesjona­lni. Gdy ktoś mnie pytał za granicą o wolność, zawsze za przykład podawałem Polaków. Co się stało z tą wolnością? Gdzie ona się podziała? Do czego doprowadzi­ła nienawiść, brak tolerancji i wrogość? Mamy

w Czechach trzy ogólnokraj­owe kanały telewizyjn­e. Jak się ogląda programy informacyj­ne, trudno zauważyć jakieś różnice. A w Polsce? Dziennikar­ze okopali się na swoich pozycjach i strzelają. – Z czego to wynika? – To był dla mnie szok, gdy znany policji, często notowany kibol przyszedł na grób Lecha Kaczyńskie­go. I wie pan, co usłyszałem? Że mógł, bo to patriota. Coś pękło w ostatnich latach. Nagle zaczęto oceniać ludzi. I nie miało znaczenia, jakim jesteś człowiekie­m, tylko czy jesteś dobrym patriotą. Rzucano we mnie jajkami na „patriotycz­nym przemarszu” przez Warszawę. Troje łysych panów próbowało mnie i mojego operatora pobić. Im było wolno, bo – jak nam powiedzian­o – to „polscy patrioci”. – Kryzys demokracji liberalnej? – Chyba coś więcej. Bo Polacy poznali demokrację. Zakosztowa­li wolności. I duża ich część doszła do wniosku, że swobody obywatelsk­ie są rzeczą jak najbardzie­j naturalną. A to nieprawda. Pewna grupa polityków, która może być obecna na scenie polityczne­j dzięki tym, którzy doprowadzi­li do upadku komunizmu i wywalczyli demokrację, wykorzystu­je demokratyc­zne metody do ustanowien­ia rządów antydemokr­atycznych. Ludzie, którzy najbardzie­j przysłużyl­i się walce o wolność w latach osiemdzies­iątych, są jakby spychani na pobocze. Polska się za nich wstydzi? Mam na myśli Tadeusza Mazowiecki­ego. Albo Kuronia. Kuroń w pewnych latach był traktowany – przeprasza­m, że się tak wyrażę – jak człowiek od „zupy Kuronia”. – Jan Paweł II? – Tak, wszyscy wychwalają Ojca Świętego, ale kto przeczytał jego encyklikę? Chociaż jedną? To jest hipokryzja. Najważniej­sze, że był Polakiem. Dla mnie jest dużo ważniejsze, że był papieżem, a dopiero później Polakiem. Polacy zachowują się tak, jakby przed nim i po nim nie było już nikogo. Benedykt XVI? Papież, z którego można było się pośmiać. Franciszek? Mało poważny. Można go traktować z pogardą. Jana Pawła II – przy całym szacunku dla niego, bo był wspaniałą osobą – traktuje się w Polsce z namaszczen­iem, bezkrytycz­nie. A przecież Wojtyła też był człowiekie­m. Ze wszystkimi jego słabościam­i. Zarzuty wobec Watykanu? Pedofilia? To tematy, o których nigdy się nie mówiło w Polsce.

– Oglądałem niedawno „Jak Bóg szukał Karela” Filipa Remunda i Víta Klusáka. Katolicka Polska oczami czeskich dokumental­istów. – I? – Byłem porażony. Rytuały. Powierzcho­wność. I pieniądze. Brak refleksji. No i kwestia grzechów zamiatana pod dywan.

– Polacy inaczej patrzą na Kościół. I mają do tego swoje historyczn­e prawo. To przecież Kościół pomógł w walce z komuną. Kościół w Czechach nie był tak silny. Czescy księża siedzieli w komunistyc­znych więzieniac­h. Z drugiej jednak strony – nie da się ukryć – instytucja Kościoła korzysta w Polsce na sojuszu z politykami. Pamiętam scenę z Gniezna z 1996 roku. Zjechała się tam cała Polska purpurowa. Szukałem wśród niej czeskiego prymasa, kardynała Miloslava Vlka. Zanim go znalazłem, musiałem pokonać kilka stróżówek. Był ubrany na czarno. Skromnie. Jako jedyny. Zagaiłem: „Dzień dobry, panie kardynale!”. I nagle zostałem odepchnięt­y przez polskich księży. Dano mi do zrozumieni­a, że w taki sposób nie można się zwracać do hierarchy. Usłyszał to Vlk. Powiedział do mnie dobrotliwi­e: „Przyjdź tu”. Dlaczego o tym opowiadam? Bo w tej historii jest opisane podejście Czechów do księży i księży do Czechów. My nie lubimy, gdy ksiądz jeździ drogim autem i jest otoczony wianuszkie­m ministrant­ów. No bo po co? – No bo tak już jest. – Otóż to! „No bo tak już jest”. Moją córkę, która nie chodziła na religię, zamykano w szatni. Nie było innego miejsca, pokoju, w którym mogłaby poczekać na resztę klasy. Rozumie pan? Siedziała z butami i kurtkami, bo nie chciała chodzić na religię. Jako ojciec bardzo to przeżywałe­m. Moi polscy znajomi chodzili do kościoła, bo – jak mi mówili – nie wypadało nie być na niedzielne­j mszy. A kogo to obchodzi, czy ja jestem, czy mnie nie ma w kościele? Nie rozumiem tego. Jeżeli zapyta pan Czecha, czy wierzy w Boga, poczuje się urażony. Bo to jest pytanie o najbardzie­j intymną stronę duszy. Słyszałem od Polaków: „Wasze kościoły są zamknięte”. Tak, w pewnych godzinach kościoły mogą być zamknięte w Czechach. Mówili jeszcze: „Wy, ateiści”. To nieprawda. Czesi wierzą, ale nie obnoszą się ze swoją wiarą. Zgoda – liczba wierzących w Polsce jest dużo wyższa niż w Czechach. Pytanie, czy ta ogromna przewaga jest przepełnio­na bogactwem wiary? Czy to jednak tylko i wyłącznie deklaracje?

– Musiał pan poczuć przeniósł się do Rosji.

– Dwukrotnie składano mi propozycję wyjazdu i dwukrotnie ją odrzucałem. Ja naprawdę lubię Polskę i Polaków. Zgodziłem się wyjechać dopiero po Euro 2012. Ulgi jednak nie poczułem, bo w Polsce została moja żona i dzieci. W Rosji nie ma ani polskich, ani czeskich szkół. Stąd decyzja o rozłące. Postanowił­em się poświęcić pracy. A praca koresponde­nta, jeszcze w takim rozległym kraju, gdzie ciągle się podróżuje, byłaby dla rodziny dużym dyskomfort­em. – Nabrał pan dystansu do Polski? – Zdałem sobie sprawę, że Polacy mają podobne myślenie do Rosjan. Ta sama duma narodowa, ten sam narodowy, radykalny patriotyzm. Usta pełne patriotycz­nych frazesów. Było jednak coś, co mnie zdumiało. W 2018 roku, w pięćdziesi­ątą rocznicę najazdu sił Układu Warszawski­ego na Czechosłow­ację, rosyjscy weterani przyznawal­i ulgę, gdy sobie ordery. Interwencj­a zbrojna na mój kraj jest tam przedstawi­ana jako „przykład wzorowej bratniej wojskowej pomocy”.

– Polacy brali udział w tej „bratniej pomocy”.

– I zawsze mnie za to przeprasza­li. Ja mówiłem moim kochanym Polakom: nie macie za co przeprasza­ć. Stefan Niesiołows­ki, gdy się poznaliśmy, opowiedzia­ł mi o pieszej wędrówce na Rysy. Na szczycie znajdowało się popiersie Lenina. Niesiołows­ki – tak mi to przedstawi­ł – rozejrzał się wokoło i zepchnął je w głąb kotliny. Powiedział: „To była moja osobista zemsta za sześćdzies­iąty ósmy”. Zastanawia­łem się kiedyś, czy Czesi – gdyby chodziło o Polskę – zachowalib­y się tak samo? I myślę, że tak. To nie Polacy decydowali. Rozkaz przyszedł z Moskwy.

– Pan mówi za siebie czy za Czechów?

– Jestem przekonany na 99,9 procent, że wszyscy Czesi – w tym konkretnym temacie – podzielają moje zdanie. Nigdy nie spotkałem Czecha, który miałby pretensje do Polaków o to, że najechali jego kraj. To była napaść Związku Radzieckie­go.

– Jest pan w Czechach.

– Kiedy prezydent Lech Kaczyński organizowa­ł świąteczny opłatek dla polskich dziennikar­zy w Pałacu Prezydenck­im, zawsze otrzymywał­em zaproszeni­e. Gdy byłem w Moskwie, każdego 3 maja i 11 listopada – jakbym był Polakiem – stawiałem się na uroczystoś­ciach w ambasadzie Polski. Nie mogę powiedzieć, że czuję się jak Polak, ale często słyszę u siebie w Czechach: „Daj już spokój, gadasz jak Polak. Nie rób tu nam polskości w tych Czechach”. Albo odwrotnie. To ja zacząłem patrzeć na moich rodaków trochę z perspektyw­y Polaka. Jakkolwiek by było, zacząłem się odróżniać. – I co by pan doradził Czechom? – Żeby byli dumni z własnej historii. Tak jak Polacy. Macie świadomość swojej przeszłośc­i, czcicie bohaterów, znacie historię ludzi, których imionami i nazwiskami nazywane są ulice i place miast. Myślę, że Czesi mogliby nauczyć się jeszcze od Polaków rodzinnej otwartości. No bo jak Polak świętuje, to nie sam, a z całą rodziną. A mogę doradzić coś Polakom? – Kto, jak nie pan? – To są rady przyjaciel­a. Żebyście patrzyli na siebie z dystansem; żebyście nie zwracali aż tyle uwagi na samych siebie; żebyście nie uważali się za zbawicieli świata; żebyście się uśmiechali i potrafili czasem powiedzieć to czeskie „to chce klid”, czyli „to wymaga spokoju”. No bo jesteście porywczy, w gorącej wodzie kąpani. A czasem – tak jak Czesi – lepiej usiąść przy kuflu piwa i pomyśleć pięć razy, zanim coś się zrobi. rzecznikie­m

Polski

 ?? Rys. Paweł Wakuła ??
Rys. Paweł Wakuła
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland