Uciekać to nie wstyd
Rozmowa z ARKIEM „MOTYLEM” DEMBIŃSKIM, byłym operatorem Oddziału Bojowego Jednostki Specjalnej GROM, weteranem misji w Afganistanie i Iraku
Rozmowa z Arkiem „Motylem” Dembińskim, byłym operatorem Jednostki Specjalnej GROM.
– Dlaczego czujemy się w Polsce coraz mniej bezpiecznie?
– Na nasze poczucie bezpieczeństwa wpływa wszystko to, co dzieje się dookoła. Ludzie masowo tracą pracę, podczas kolejnych fal covidu wielu siedziało w domu i łapało doła. Potwierdzam – czuć w powietrzu nerwowość. Dostaję od policji statystyki i wiem, że praktycznie codziennie w Polsce są 1 – 2 zamachy z użyciem noża. Jest tego coraz więcej. Moja żona miała ostatnio niebezpieczną sytuację, bo człowiek wyciągnął nóż i szedł w jej kierunku. Rzecz działa się na warszawskim Targówku. Wszyscy pouciekali, nikt nie zadziałał. Tak jakby znali pierwszą zasadę krav magi: Jeśli nie musisz się bić, to się nie bij! Uciekaj!
– W internecie można znaleźć filmy pokazujące agresję na polskich drogach. Kierowcy wyskakują z samochodów i zaczynają okładać się pięściami, wyciągają gaz i pałki teleskopowe. A może za chwilę będzie tak jak w Rosji i zaczniemy do siebie strzelać?
– Już tak się powoli dzieje. Tak, na autostradzie do Gdańska dwóch panów pobiło się tylko dlatego, że był zjazd, a jeden drugiego nie chciał wpuścić. Często ktoś trąbi, kiwa, grozi, pokazuje środkowy palec. Jeden pan wybuchnie, drugi odpyskuje i rozróba gotowa.
– Szukać sprawiedliwości na drodze czy zamknąć się w samochodzie i siedzieć cicho?
– Najlepiej nie reagować. No trudno, stało się. Coś powiem, a drugiej osobie się to nie spodoba i dojdzie do bijatyki. Najgorsze jest to, że nigdy nie wiemy, czy pan nie wyjmie zza paska noża albo pistoletu. Kilka tygodni temu podczas kontroli drogowej został zastrzelony policjant, a następnym razem może trafić na nas. Dlatego trzeba się zastanowić, czy warto tracić życie tylko po to, żeby zwrócić komuś uwagę, że chamsko nam zajechał. – Łatwo na ulicy stracić życie? – Tak, bo mamy coraz swobodniejszy dostęp do różnych rodzajów broni – czy to do broni palnej, czy białej. Nie każdy wie, jak się bronić, a jedno uderzenie nożem może okazać się zabójcze. Tak było w Giżycku. Chłopak dostał w klatkę piersiową, nóż przebił serce i człowiek odszedł.
– Opowiedz coś więcej o nożu.
– Nóż jest najbardziej dostępną bronią. Nie pistolet, nie karabin, tylko właśnie nóż. Każdy ma go w kuchni, a pozwolenie na ten rodzaj broni nie jest potrzebne, więc wezmę z domu nóż, wyjdę na dwór i mam już narzędzie do walki.
– Człowiek wyciąga nóż i zaczyna nas atakować. Jak powinniśmy się zachowywać?
– Gdy atakuje nas nożownik, to sytuacja robi się trudna. To bezpośrednie zagrożenie życia. Cios w serce, w brzuch, wątrobę czy przecięta aorta i nas nie ma. Przede wszystkim trzeba trzymać dystans, bo jeżeli jestem zbyt blisko napastnika, to wtedy przed nożem nie ma obrony. Nikt nie zdąży nawet bloku zrobić.
– Prowadzisz różne szkolenia z samoobrony, a twoimi kursantami są też zwykli ludzie. Co mówią?
– Mówią, że chcą poczuć się pewniej i bezpieczniej. Zamiast szkolić służby, np. policję, to coraz częściej szkolę osoby prywatne. To paradoks, bo z czasem może dojść do sytuacji, że wielu zwykłych Kowalskich będzie w Polsce lepiej wyszkolonych niż niejeden policjant. Ludzie mają pieniądze, inwestują w siebie, inwestują też w sprzęt. Moi klienci to pełen przekrój naszego społeczeństwa – od właścicieli dużych firm po rodziny z dziećmi. Chyba do rodziców powoli dociera, że trzeba wiedzieć, jak się zachować w chwili zagrożenia życia, gdy tętno idzie powyżej 140 uderzeń na minutę. – O co chodzi z tym tętnem? – W sytuacji stresowej, gdy nasze serce zaczyna bić jak oszalałe, wielu rzeczy nie widzimy, nie jesteśmy w stanie ich zobaczyć. Dlatego wtedy, gdy trenujemy na wyższym tętnie, to nasz organizm przyzwyczaja się do działania w takich ekstremalnych warunkach. Gdy dojdzie do rzeczywistego zagrożenia życia, nasze reakcje powiny być lepsze i bardziej trafione.
– Zajmujesz się z powodzeniem krav magą (heb. walka w bliskim kontakcie). To system walki przeznaczony dla Sił Obronnych Izraela. Czego jeszcze można nauczyć się na kursach, które prowadzisz?
– Krav maga to system technik i taktyk walki służący przede wszystkim do radzenia sobie z każdym rodzajem przemocy skierowanym przeciwko nam i osobom nam bliskim. Osoby trenujące krav magę poznają techniki i taktyki służące do samoobrony, redukcji stresu oraz do samokontroli. Ale zajmuję się nie tylko samoobroną. Ostatnio zadzwonił człowiek z informacją, że ma trzy rodziny do przeszkolenia z survivalu. Ludzie przez covid zaczęli patrzeć szerzej. Chcą się dokształcać w różnych dziedzinach, np. jak przetrwać w lesie. Dużo ludzi zaczęło też strzelać.
– W Stanach Zjednoczonych i Izraelu broń jest w zasadzie na wyciągnięcie ręki, ale to chyba nie jest do końca dobre i bezpieczne. W Polsce broń w samochodzie czy w torebce, którą kobieta zabiera do pracy czy na spacer, to ciągle rzadkość. Może niech tak zostanie?
– Byłem na kursie krav magi w Izraelu. Jeśli będzie tam jakiś zamach terrorystyczny, np. ktoś wchodzi do pomieszczenia i strzela na oślep, żeby jak najwięcej ludzi zabić, to bardzo szybko zostanie zneutralizowany. Dlaczego? Bo wielu ludzi ma przy sobie broń. Tam praktycznie co trzecia osoba na ulicy jest uzbrojona. A u nas? Jakiś czas temu facet z nożem biegał po markecie w Warszawie. Nikt nie reagował, długo nie pojawiały się też służby. Przykro mówić, ale nie jesteśmy nauczeni, jak zachować się w takiej sytuacji.
– Gdy dochodzi do jakiejś siłowej konfrontacji, często zwracasz uwagę na aspekt prawny tej sytuacji. Dlaczego?
– Trzeba uważać, żeby nie pójść do więzienia. Jesteś ofiarą, a możesz odpowiadać za całą sytuację karnie. Możesz być napadnięty, możesz być bity, a jak przejdziesz do ataku i ludzie zobaczą, że to ty bijesz, nagle stajesz się agresorem i możesz mieć poważne kłopoty prawne.
– Zaczynałeś od sportów siłowych, sportów walki, m.in. kick boxing, później krav maga. Jak to się stało, że zainteresowałeś się światem służb specjalnych?
– Pochodzę z Mazur, z Nowego Miasta Lubawskiego. Tata był policjantem, wujek strażakiem, dziadek też był wojskowym – pół rodziny nosiło mundur. Większa część mojej rodziny była już w służbach różnego rodzaju. W latach 90. powiedziałem w WKU, że słyszałem o takiej jednostce specjalnej komandosów w Lublińcu. Miałem już tam kolegę, który co nieco mi opowiadał. Powiedziałem na komisji: „Jeśli mam iść, to jedynie tam, a jak nie, to w ogóle nie idę”. A mogłem zostać w domu, bo mój tata był wtedy poważnie chory, a brat uczył się już w szkole oficerskiej.
– Byłeś przygotowany do tej bardzo trudnej służby?
– Miałem już za sobą pierwsze walki w kick boxingu, a przedtem jeszcze trenowałem trójbój siłowy. Gdy w 1999 roku trafiłem do 1. Pułku Specjalnego Komandosów w Lublińcu, to już zostałem na kontrakt. Pułk jako jedna z pierwszych jednostek specjalnych wprowadził krav magę, uczyłem się jej od innych instruktorów. Potem zaraziłem tym brata Tomasza. W stopniu kapitana służy teraz w Giżyckiej Brygadzie Zmechanizowanej.
– Spędziłeś w służbach specjalnych blisko 18 lat. Irak, Afganistan to czasami tragiczne wspomnienia. Czy ta twoja sprawność fizyczna, wszechstronne wytrenowanie powodowały, że czułeś się mocny, czy też człowiek tam jest zawsze mały i boi się każdego dnia?
– Strach to nie jest dobre słowo. Po to jest selekcja w jednostce, żeby znaleźć takie osoby, które się nadają, żeby pojechać na wojnę. Zaczynało ze mną 512 osób, w góry pojechało 127, a po górach przeszło niecałe 30 osób, czyli widać, jak duże grono po prostu odpada. Jeżeli myślałbym o tym i się bał, to podejrzewam, że bym na wojnie nie dał sobie rady. Psychicznie nie nadawałbym się teraz do życia. Były momenty trudne, każdy się boi, ale trzeba zareagować. Po to byliśmy trenowani, po to wiemy, jak się zachować w danej sytuacji i reagujemy tak, jak byliśmy nauczeni tego w stresie.
– Jesteś znawcą tematów bezpieczeństwa. Jarosław Kaczyński korzysta z bardzo licznej ochrony. Co o tym myślisz?
– Politycy dostają różne pogróżki i może ma taką potrzebę, żeby odciąć się od potencjalnego zagrożenia. To, w jaki sposób jest teraz chroniony, to jednak pewna przesada. Tam jest tyle pierścieni wewnętrznych, zewnętrznych, że oni chyba chronią sami siebie. Może w Afganistanie by się to sprawdziło?