Szukamy ciągu dalszego – Zakład na peryferiach
Przed laty Huta Warszawa była jednym z największych zakładów pracy w stolicy.
Powstali zaledwie dziesięć lat temu – dziś już wysyłają swoje produkty niemal na wszystkie kontynenty. Dziecięce wózki marki Kinderkraft, wyrób poznańskiej spółki 4Kraft, trafiają do 70 krajów. – W Unii Europejskiej sprzedajemy 1,5 mln wyrobów rocznie. Średnio rodzi się tu około 5 mln dzieci rocznie, a więc można powiedzieć, że niemal 1/3 maluchów korzysta z naszych produktów – mówi właściciel firmy Leszek Krysieniel. Ma zaledwie 36 lat, a już stworzył jedyne w Polsce przedsiębiorstwo z branży artykułów dla dzieci, którego przychody sięgają 400 mln zł rocznie. W maju tego roku dokonali czegoś, co wciąż jest nieosiągalnym marzeniem dla większości polskich firm – przejęli niemieckiego konkurenta, istniejącą od 50 lat markę Kiddy. – Sytuacja przejętej spółki była zła. Nie wynikała ona ze słabej oferty produktowej, natomiast faktycznie przez różne błędy zarządcze popadła w problemy finansowe. Poznanianie wykorzystali okazję i tym sposobem poszerzyli swoją ofertę o produkty z wyższej półki. Jeszcze dekadę temu Leszek Krysieniel nawet nie marzył o takim sukcesie, choć przeczuwał możliwości, jakie daje rynek. – W firmie, w której pracowałem, miałem dostęp do różnych analiz i wydawało mi się, że kategoria akcesoriów dla dzieci ma potencjał. Byłem też przekonany, że produkty dostępne na polskim rynku mogłyby być lepsze – głównie od strony wyglądu i projektów. Design był wtedy staroświecki, a ja miałem przekonanie, że mógłbym zrobić to lepiej. Pieniądze na założenie biznesu pożyczył od rodziców, wciągnął do spółki swoją partnerkę i brata, rzucił etat. A kiedy jego byli pracodawcy zrozumieli, że przedsięwzięcie może być sukcesem, wspomogli go finansowo w zamian za udziały w firmie. Już w pierwszym roku działalności 4Kraft miał 6 mln zł przychodów, a później było coraz lepiej. Aż nagle, w 2019 roku, zdarzyła się wpadka. Jedna z marek wpadła w finansowe tarapaty, banki odmówiły finansowania, musieli natychmiast spłacić 9 mln zł kredytu. Na szczęście dzięki negocjacjom i wyprzedaży zapasów udało się wybrnąć z kłopotów. Wyciągnęli z tego lekcję, by się nie rozdrabniać, nie tworzyć zbyt wielu marek. Postawili na Kinderkraft. – Nie można być najlepszym we wszystkim, a nie chcemy być średniakiem w wielu rzeczach. Podjęliśmy trudną decyzję, ale już po pierwszym roku odrobiliśmy ten biznes, z którego zrezygnowaliśmy, i dziś jesteśmy jedną z najszybciej rozwijających się marek artykułów dziecięcych na świecie.