Położna z Auschwitz
Na największym cmentarzysku świata ona przyjmowała życie, niosła miłość
Przyjmowała życie na największym cmentarzysku świata.
Mama Anny Lewandowskiej – Maria Stachurska – była obecna na premierze filmu „Położna”, którego jest reżyserką i do którego napisała scenariusz. Prezentacja dokumentu odbyła się 31 maja w Teatrze Wielkim w Łodzi. Przez pandemię dwukrotnie ją przekładano. Wśród gości pojawił się m.in. minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński.
Produkcja opowiada historię położnej z Auschwitz Stanisławy Leszczyńskiej, która ratowała życie nowo narodzonych dzieci. – Bohaterka filmu, położna Stanisława Leszczyńska, w reżyserii Marii Stachurskiej to niezłomna obrończyni życia, która w czasie drugiej wojny światowej dokonała czynów niezwykłych. Mimo tego 76 lat po zakończeniu wojny wciąż pozostaje postacią mało znaną szerokiej opinii publicznej, choć z pewnością jest bliska wielu położnym – w dniu jej urodzin, 8 maja, świętujemy polski Dzień Położnej – mówił przed projekcją Gliński. – Cieszę się, że premiera filmu odbywa się w rodzinnym mieście Stanisławy Leszczyńskiej. Mam nadzieję, że film Marii Stachurskiej, który jest efektem trzyletniej pracy reżyserki i całej ekipy, nie tylko spełni ważną funkcje edukacyjną i popularyzatorską, ale przede wszystkim poruszy wszystkie serca.
Niezwykła historia
Maria Stachurska jest cioteczną wnuczką bohaterki filmu. Do stworzenia fabularyzowanego dokumentu zainspirowali ją wujowie, którzy opowiadali o losach swojej matki. – Stanisława nie lubiła opowiadać o latach spędzonych w obozie. Głęboka miłość do Boga i ludzi była motorem jej działania – opowiadała Stachurska. Stanisława Leszczyńska odebrała w obozie 3 tysiące porodów! I nie straciła przy tym żadnego dziecka. – Baraki były nieogrzewane, dziurawe, było mnóstwo szczurów, tłok. Fragment baraku był wydzielony, kobiety rodziły na oczach wszystkich. Ona miała nożyczki, kawałek ligniny i wiadro wody. Do maja 1943 r. obowiązywało polecenie, żeby nowo narodzone dzieci zabijać. Potem przyszła zmiana rozkazu. – Dzieci o rysach europejskich, nordyckich mogły przeżyć, były kierowane do wynarodowienia albo do eksperymentów doktora Mengele. Natomiast dzieci żydowskie i romskie w dalszym ciągu miały nie mieć wiązanej pępowiny i miały być topione w beczułkach. Jeśli udało się, że któreś zostało przy życiu, nie wolno było Żydówce przystawić go do piersi.
„Położna” to niezwykła historia miłości, która przetrwała obóz koncentracyjny. To obraz piekła na ziemi. To heroizm jednej kobiety. Ale dla reżyserki Stanisława Leszczyńska była przede wszystkim ciocią Stasią. – Pamiętam ją jako cichą, ciągle krzątającą się w kuchni, mającą baczenie na wszystko. Była ostra, egzaminująca, nieraz się chowałyśmy przed nią, budziła respekt. Aby stworzyć tak poruszający dokument, reżyserka spotkała się z ocalonymi dziećmi, dziś już dorosłymi ludźmi, a także z kobietami, które wówczas rodziły. – Były to panie staruszki, czasem nie mogły mówić. Jako matka... dla mnie było to niewyobrażalne, nie do przejścia. W programie „Dzień dobry TVN” wspomniała jedną ze scen w filmie. Historię kobiety z Wilna, która została zabrana do krematorium dwie godziny po porodzie. – Ze swoim świeżo urodzonym dzieckiem, które zawinęła w papier, krew się za nią lała. To dla nas jest nie do wyobrażenia. Te kobiety, często w pierwszych ciążach, w zagubieniu, pozbawione rodziny, wszystkiego, spotykały położną, która w tych potwornych warunkach mówiła: „Spokojnie, moje dziecko, teraz ja będę twoją mamą”. Rodzące opisywały potem w listach, że Stanisława Leszczyńska miała tak nieprawdopodobne dłonie, że nawet bólu nie odczuwały. Na największym cmentarzysku świata ona przyjmowała życie, niosła miłość. W dokumencie słychać modlitwę „Maryjo, w jednym pantofelku przybądź, śpiesz z pomocą”. – W 1922 skończyła szkołę i zaczęła w Łodzi pracę jako położna. W tamtym czasie kobiety rodziły w domach. Często w nocy przybiegali mężowie czy służba po położną. Ona, budząc się, zakładała szlafrok, szukała pantofla, jeden znajdowała, drugi gdzieś się schował pod łóżko, więc nie szukała, biegła i mówiła: „Maryjo, to ty załóż ten drugi pantofelek” – wyjaśnia Stachurska. Prace nad filmem trwały trzy lata. Za scenografię do zdjęć fabularyzowanych odpowiedzialny był brat Anny Lewandowskiej – Piotr, który był także drugim reżyserem. Fragmenty listów czytała m.in. Danuta Stenka. Narratorem opowieści jest Elżbieta Wiatrowska, wnuczka Leszczyńskiej.
– Wybrałam ją, by przeprowadziła widzów przez ten film, opowiadając o swojej babci, która ją wychowywała i do której jest bardzo podobna nie tylko z urody, ale i z charakteru. Zdjęcia zrealizował Paweł Sobczyk. Muzykę skomponował Michał Lorenc.
Najpierw film, później książka
– Na początku dostałam propozycję realizacji filmu, gdy kończyłam film, dostałam z wydawnictwa propozycję napisania książki. Zgodziłam się. Ponieważ wszystkie materiały źródłowe dotyczące cioci trafiły do mnie niejako w spadku, potraktowałam to jako swego rodzaju testament, który muszę wypełnić. Nie wiedziałam kiedy, nie wiedziałam jak, ale miałam świadomość, że przyjdzie czas, kiedy będzie trzeba opowiedzieć światu historię Stanisławy Leszczyńskiej – mówiła Maria Stachurska w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. I tak się stało. Napisała książkę. „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej”. To pierwsza pełna biografia akuszerki z Auschwitz-Birkenau.
– Czy można być bohaterem bezwiednie? Być bohaterem za sam fakt, że w okrucieństwie otaczającego świata zachowało się przyzwoitość i szacunek do drugiego człowieka, a swoje bohaterstwo upchnąć w niepamięci historii i żyć dalej? Jakby nie widziało się tego ogromu cierpienia, dramatu odczłowieczenia? Otóż można. Taka była moja Ciocia, Stanisława Leszczyńska. „Mama”, „Święta”, „Anioł”. Tak do dziś opisywana jest w publikacjach, w książkach i wspomnieniach. Tymczasem w piekle Auschwitz-Birkenau była przede wszystkim sobą – kochającą ludzi, dzieci, a nade wszystko Boga skromną kobietą z łódzkich Bałut. Nie chciała pomników. Jej nagrodą był krzyk zdrowego noworodka w momencie przyjścia na świat i szczęście na twarzy matki. Położnictwu poświęciła połowę życia, drugą połowę oddając rodzinie i czwórce dzieci. Miałam 16 lat, kiedy odeszła. Pamiętam wiele, ale moje wspomnienia były zbyt ubogie, by mogła powstać z nich książka. Kiedy po śmierci jej synów zostałam zasypana dokumentami, wspomnieniami i zapiskami o cioci Stasi – poczułam, że (...) powinnam pokazać światu, kim naprawdę była słynna położna z Auschwitz-Birkenau. Nie opisywać kolejnych krwawych historii z Mengelem w tle. Przynajmniej nie tylko. Napisać nie o ikonie, tylko o prostej kobiecie, bo taka była. Prosta, pełna ciepła i zrozumienia dla drugiego człowieka, nawet tego najbardziej odczłowieczonego. Potrafiła się bawić, śmiać, kiedy trzeba karcić dzieci, mieć wątpliwości, a nawet złościć. Mam nadzieję, że udało mi się wiernie odtworzyć jej portret. Że w tej biografii pokazałam kobietę z krwi i kości. I że ten obraz zwykłego człowieka, na który składają się drobne i większe sprawy dnia
codziennego, jeszcze bardziej uczyni z niej Bohaterkę – napisała w przedmowie autorka.
Sprawozdania dla anioła śmierci
Ona nazywana była przez współwięźniarki „aniołem życia” lub „mateczką”, on – „pięknym szatanem” czy „doktorem śmierć”. Akuszerka z Auschwitz-Birkenau wzbudzała szacunek u samego Josefa Mengele. Dlaczego tak było, Maria Stachurska opowiedziała Wirtualnej Polsce: – Moja ciocia początkowo była przydzielona do całkiem innego zajęcia – zajmowała się wywozem gliny na taczkach. Kiedy dowiedziała się, że akuszerka ze sztuby położniczej zachorowała, miała odwagę i podeszła do niemieckiego lekarza i powiedziała, że jest położną i może wykonywać tę pracę w zastępstwie chorującej. Dzięki temu została skierowana na sztubę położniczą. W tym czasie przyjechał do obozu Mengele. Również w tym czasie władze niemieckie zmieniły zasady na sztubie – dzieci aryjskie mogły mieć wiązane pępowiny (wcześniej było to zakazane), w przypadku dzieci żydowskich tego zakazu nie zniesiono i tu ciocia stanowczo powiedziała, że się temu nie podporządkuje. Miała odwagę powiedzieć to lekarzowi, który przedstawiał jej te zasady. Powiedziała, że ze względu na szacunek dla jego przysięgi Hipokratesa, którą składał jako lekarz, tego nie zrobi. Mengele przybył do obozu, aby prowadzić swoje prace naukowe i robić różne eksperymenty, w tym na noworodkach. Zatem dzieci były mu potrzebne do wykonywania eksperymentów medycznych. Do swoich badań potrzebował też raportów ze sztuby położniczej. Dlatego ciocia Stasia musiała mu zdawać codzienne sprawozdania dotyczące śmiertelności, powikłań, zakażeń, gorączki poporodowej itp. Ponieważ wszystkie porody przebiegały bez powikłań, kobiety nawet nie pękały, a dzieci rodziły się zdrowe, Mengele nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że w takich warunkach są tak dobre wyniki. Nawet najlepsze kliniki III Rzeszy nie mogły się poszczycić takimi efektami. To wyzwoliło w nim atak agresji i nienawiści do cioci. A ona spokojnie odpowiadała: ale taka jest prawda. Poza tym też sama postawa mojej cioci w obozie sprawiła, że zyskała jakiegoś rodzaju jego szacunek – była pracowita, dokładna, pokorna, bardzo skupiona na tym, co robi, nawet podczas pracy modliła się. Podczas któregoś wigilijnego wieczoru Mengele zobaczył symbolicznie świętujące i modlące się kobiety i nie ukarał ich, tylko powiedział: „Przez chwilę poczułem się człowiekiem”.
Stanisława Leszczyńska urodziła się 8 maja 1896 roku w Łodzi. Zmarła 11 marca 1974. Spoczywa w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Łodzi. Od 1992 roku archidiecezja prowadzi jej proces beatyfikacyjny.