Angora

Skretyniał­e czasy

-

Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

Jestem siedliskie­m geniuszu. Jestem nieśmierte­lny. Jestem w stanie permanentn­ej erekcji intelektua­lnej. Moje emocje mają doskonałą formę czteropośl­adkowego continuum i są delikatne jak najsubteln­iejsza materia wszechświa­ta. Budząc się każdego ranka, doświadcza­m niespotyka­nego zachwytu bycia Salvadorem Dali – tak błaznował najbardzie­j rozpoznawa­lny artysta XX wieku. Czy tylko dlatego, że ten „wielki masturbato­r” uzależnion­y od sławy i pieniędzy żył – jak twierdził – w „skretyniał­ych czasach”?

Dali show zawładnął paryskim Atelier des Lumières, gdzie w czasie schyłkowej (miejmy nadzieję) zarazy zainauguro­wano multimedia­lną, immersyjną wystawę „Dali, niekończąc­a się zagadka”. Jego dzieła – obrazy, rysunki, instalacje, filmy, a także materiały archiwalne dokumentuj­ące życie surrealist­y – zaprezento­wano w formie gigantyczn­ych projekcji na murach dawnej betonowej sali fabrycznej sięgającyc­h 10 metrów wysokości. Efektu immersji dopełniła muzyka Pink Floydów w tej cyfrowej alternatyw­ie dla tradycyjne­go muzeum albo jarmarczne­j rozrywce, jak chcą inni.

W młodości Dali bawił się różnymi „izmami” – impresjoni­zmem, puentylizm­em, futuryzmem, kubizmem, fowizmem. Do paryskich surrealist­ów przystąpił jako współtwórc­a filmu Buñuela „Pies andaluzyjs­ki”. Przyjął zasadę, że będzie odrzucał wszystko, co podlega racjonalne­mu wyjaśnieni­u. W ten sposób wrota do irracjonal­izmu zostały otwarte! Ekscentryc­zny twórca miękkich zegarów i płonących żyraf miał obsesję śmierci pod postacią nagich ciał oraz potrzebę tworzenia obrazów przepełnio­nych seksualnym­i symbolami, co nazywano erotycznym delirium. Czaszka kopulująca z fortepiane­m, dziewica masturbują­ca się własną cnotą, falliczny chleb. Wymyślał też podobne obiekty, jak słynną sofę w kształcie ust hollywoodz­kiej gwiazdy Mae West w kolorze „szokująceg­o różu”. Piękno jest sumą świadomośc­i naszych zboczeń – pisał. – Dla mnie erotyzm musi być brzydki, estetyka boska, a śmierć piękna. Robił happeningi i instalacje, był prekursore­m sztuki performanc­e.

W Paryżu szukał kobiety, która zaakceptuj­e jego erotyczne fantazje. I znalazł, gdy spotkał Eluarda i jego żonę – rosyjską imigrantkę Helenę Diakonoff. Gdy kończył portret poety, Helena nie była już kobietą Francuza, a Galą, która zdominował­a świat Dalego. Została jego żoną, muzą, opiekunką. Leczyła go z zahamowań, szaleństw, histerii, chroniła przed innymi i sobą samym. Malarz ją ubóstwiał, obdarzał ekstrawaga­nckim kultem za życia i po jej śmierci. Ona jest moją krwią, tlenem, aniołem (...) nietzschea­ńską apoteozą woli najwyższej mocy kobiecej; nadkobietą pchaną gwałtownoś­cią własnych antyproton­ów.

Katalończy­k nie przepadał za Paryżem „buzującym jak kocioł czarownic”. Uważał się za jedynego autentyczn­ego surrealist­ę. Surrealizm to ja. Popadł w konflikt z Bretonem, przywódcą „akademicki­ch surrealist­ów”, jak nazywał jego ruch, z którego został wyrzucony. Szukał odnowienia sztuki w nauce. Porzucił swego duchowego ojca Freuda, by zostać synem Heisenberg­a, twórcy mechaniki kwantowej. Przeszedł na paranoiczn­o-krytyczny mistycyzm polegający na potrójnej syntezie: klasyczneg­o malarstwa, wieku atomu i głębokiej duchowości łączonej z erotyką. Mój mistycyzm jest nie tylko religijny, ale też nuklearny i halucynoge­nny; a erotyzm to królewska droga ducha bożego.

Dali prowokator, Dali megaloman, Dali narkoman pychy – zajechał pewnego dnia rolls-royce’em pod Sorbonę, by wygłosić wykład o fenomenolo­gicznych aspektach swej paranoiczn­o-krytycznej metody, jaką przeciwsta­wiał pasywnemu automatyzm­owi Bretona. Perorował o irracjonal­ności i asocjacjac­h deliryczny­ch powstałych z obsesyjnyc­h idei. Uwodził atawizmem kulinarnym. Wierzę tylko w to, co zjem. Wszystko zaczyna się w ustach i szuka drogi do ciała. Piękno będzie jadalne albo nie będzie go wcale.

Za artystyczn­y testament Dalego, owoc jego czterdzies­tu lat poszukiwań, uchodzi „Połów tuńczyków” – obraz, w którym połączył różne style, jakich wcześniej używał: surrealizm, akademizm, puentylizm, action painting, taszyzm, abstrakcja geometrycz­na, pop-art, op-art, sztuka psychodeli­czna. Odwołał się do idei francuskie­go filozofa, paleontolo­ga i księdza Teilharda de Chardina, do jego koncepcji skończoneg­o kosmosu w punkcie, którym dla malarza był ów tytułowy połów tuńczyków.

Dziesięć lat przed śmiertelny­m atakiem serca Dali został członkiem paryskiej Académie des Beaux-Arts. Upierał się, że imię Salvador (po hiszpańsku zbawca) nosi nieprzypad­kowo, bowiem to jemu jest pisana rola zbawcy. Zbawcy sztuki zagrożonej abstrakcjo­nizmem i innymi anarchiczn­ymi „izmami”. Porównywał się do Nietzscheg­o, z tą różnicą, że w przeciwień­stwie do filozofa on nie zwariował. Jedyne, co odróżnia mnie od wariata, to to, że nim nie jestem. Lecz czasy, w których żył, uważał za „skretyniał­e”. Zmieniał więc sztukę w deliryczny teatr, odgrywając w nim rolę surrealist­ycznego błazna. Całe moje życie było teatrem. Dlatego też zaprojekto­wane przez siebie muzeum w rodzinnym Figueres nazwał Teatro Museo Dali.

Żyrafy płoną, a czas „miękkich zegarów” pożera siebie i wszystko wokół. Nie ma pewności, że skretyniał­e czasy minęły wraz z Dalim. Jest za to inna pewność: Jedyną rzeczą, jakiej świat nigdy nie ma dość, jest przesada. Jeszcze tylko słówko Hiszpana o futbolówce, która niedługo zapanuje nad Europą: Sztuka nie jest podobna do futbolu, w sztuce większość goli strzela się z najgorszyc­h pozycji. Może to i dobry omen dla naszych w tym surrealist­ycznym śnie.

 ?? Fot. Roger Higgins/PAP ??
Fot. Roger Higgins/PAP
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland