Hiszpanie wolą Astrę
W wielu hiszpańskich miastach w ubiegłym tygodniu ustawiały się długie kolejki po szczepionkę AstraZeneca przeciwko COVID-19. Tymczasem po Pfizera – pustki. Wbrew pozorom to efekt zamieszania wywołanego doniesieniami o przypadkach zakrzepicy związanych z oksfordzką szczepionką, które obiegły całą Europę na przełomie marca i kwietnia. Zaniepokojony rząd Hiszpanii 7 kwietnia podjął decyzję o całkowitym wstrzymaniu szczepienia AstraZenecą osób poniżej 60. roku życia, u których teoretycznie ryzyko tych negatywnych skutków ubocznych było największe.
Zarządzenie postawiło w impasie prawie dwa miliony pracowników tzw. sektorów niezbędnych, czyli nauczycieli, policjantów, strażaków, wojsko czy pracowników służby zdrowia, którzy wedle rządowej strategii otrzymali między lutym a kwietniem pierwszą dawkę AstryZeneki. Pomimo utrzymania przez Europejską Agencję Leków pozytywnego stanowiska odnośnie do stosowania AstraZeneki i braku rekomendacji mieszania dostępnych preparatów hiszpańskie Ministerstwo Zdrowia zwlekało ponad miesiąc z uregulowaniem kłopotliwej sytuacji. Dopiero 18 maja ogłoszono, że osobom poniżej 60. roku życia, które już otrzymały pierwszą dawkę AstraZeneki, będzie podawana szczepionka firmy Pfizer. Decyzja rządu była motywowana m.in. pozytywnymi wynikami przeprowadzonego w ekspresowym tempie badania klinicznego, oceniającego skutki takiej mieszanej strategii szczepionkowej, krytykowanego zresztą przez część środowiska naukowego ze względu na niską liczbę uczestników. Co ciekawe, podobne badanie przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wykazało nasilenie różnych skutków ubocznych po drugiej dawce wykonanej inną szczepionką.
Problem kampanii szczepionkowej na tym się jednak nie skończył, gdyż rozwiązanie zaproponowane przez rząd centralny nie zostało zaaprobowane przez część rządów autonomicznych regionów Hiszpanii, odpowiedzialnych de facto za terytorialną organizację szczepień. Wskutek ich nacisków Ministerstwo Zdrowia spuściło z tonu i pomimo rekomendacji Pfizera jako drugiej dawki zezwoliło rządom autonomicznym na zaoferowanie mieszkańcom wyboru dawki AstraZeneca. Efekt okazał się zupełnie nieoczekiwany. W regionach, w których dozwolono drugą dawkę dwoma szczepionkami, takich jak północna Nawarra, południowa Andaluzja czy Katalonia ze stolicą w Barcelonie, 80 – 90 procent społeczeństwa wybiera AstraZenecę. Hiszpanów nie odstrasza nawet fakt, że aby otrzymać szczepionkę oksfordzką, trzeba podpisać specjalne dokumenty, że ta decyzja jest na własne życzenie. – Wolę to, co znane, niż nieznane. Po pierwszej dawce wiem już doskonale, jak reaguje mój organizm na AstraZenecę, więc po co zmieniać? – argumentuje jedna z jej zwolenniczek.
W pawilonach przeznaczonych do masowego szczepienia każdego dnia ustawiają się kolejki po AstraZenecę, a po Pfizera czekać nie trzeba. – Trudno się dziwić. Przed zapisami dostajemy informację, że szczepienie odbędzie się szczepionką Pfizera rekomendowaną przez strategię rządową. A w kolejnym zdaniu czytam, że można na własne życzenie zrezygnować z Pfizera na rzecz AstraZeneki, którą rekomendują Europejska Agencja Leków i WHO. Ja osobiście ufam ekspertom międzynarodowym – tłumaczy pracownik służby zdrowia.
Ten nieprzewidziany szturm na drugą dawkę AstraZeneki wzbudza wątpliwości, czy nie spowoduje kolejnego kryzysu w rządowej kampanii. Rząd centralny nie liczył na takie zapotrzebowanie na AstraZenecę i nie jest do końca jasne, czy szczepionek wystarczy dla wszystkich. Dodajmy, że dotyczy to także drugiej dawki dla prawie 90 procent 60 – 69-latków, którzy w maju byli szczepieni właśnie szczepionką oksfordzką. Zgodnie z wytycznymi o 8 – 12-tygodniowym odstępie pomiędzy dawkami rząd ma czas na rozwiązanie problemu do sierpnia. Szczęśliwie, w miniony poniedziałek dostarczono do Hiszpanii ponad milion dawek AstraZeneki. Czyli jest po co stać w kolejce.