Dzieci internetu
Michał Ogórek przeczyta wszystko
Tylko ze ściśniętym gardłem dało się oglądać przesłuchanie Ramana Pratasiewicza, 26-letniego białoruskiego „blogowego” opozycjonisty, który – złamany – publicznie odwołał i odżegnał się od swojego życia. „Myślę o nim jako o dziecku, inaczej nie umiem” – ujął to przejmująco Adam Boniecki w Tygodniku Powszechnym.
Kiedy internetowe pobudzenie dostanie w mordę od prawdziwego życia, momentalnie rozpada się w proch. Bujanie w cyfrowych obłokach sprowadza na ziemię już dzień aresztu. Nie są to zaprawieni w bojach, odporni na fizyczną brutalność konspiratorzy: to dzieci w internetowej mgle.
Coraz więcej takich przykładów: z całej Arabskiej Wiosny – wielkiego, podsycanego internetem ruchu sprzeciwu – nie zostało nic. W każdym kraju tego regionu – z jednym wyjątkiem Tunezji – bez Arabskiej Wiosny sytuacja była lepsza. W Polsce zostaliśmy z kacem po Strajku Kobiet, który nie osiągnąwszy żadnego celu, wygasł równie szybko, jak wielki był jego gniew i gwałtowna forma.
Dla wszelkiego rodzaju autokratów takie ruchy są gwiazdką z nieba: spalają się same, zanim jeszcze zdążą pomyśleć życzenie. Wszystko znika jak z ekranu: nie trzeba nawet szarej myszki, aby całość wymazać.
A uczestnicy manifestacji zapisali się już do innej grupy na fejsie. Znany aktor Andrzej Chyra, mówiąc Gazecie Wyborczej: „Był bum, była feta, a potem zima, brutalna policja, życie, egzaminy, a za chwilę wakacje, finito”, dochodzi do wniosku, że teraz muszą się za to wziąć ci, co nie krzyczeli, bo tamtym już przeszło.
Tygodnik Powszechny pisze o orwellowskiej decyzji szacownej (?) Cricoteki w Krakowie, która z dorocznej wystawy fotografii usunęła całą dokumentację protestów Strajku Kobiet z uzasadnieniem, że nie wszyscy zgadzają się z tym, co jest na zdjęciach: okazuje się więc, że fotografia może być słuszna i niesłuszna! „Aktu cenzury dokonała sama instytucja, uznając, że apolityczność rozumiana jako uległość wobec władz jest rzeczą pożądaną” – podaje Tygodnik. „Zaplanowano wystawę i zaraz ją zamknięto”. Skandal ten, będący wystarczającym powodem do całkowitego bojkotu imprezy ze strony wszystkich uczestników i widzów, oraz jej zerwania, spowodował jedynie maleńką manifestacyjkę przed wejściem, bo ruchowi temu wkurwienia nie starcza już nawet do walki z zabijaniem o nim pamięci.
Oficjalna polityka państwa kieruje się zasadą analogiczną do sławnego „grab zagrabione” i teraz brzmi ona „wypierdalaj wypierdalanie”.
A wypierdalanie się swojemu wypierdalaniu podporządkowuje!
Życie jakby specjalizuje się w tym, aby kpić z reakcji, jakie wywołuje w sieci, a pod wpływem walenia w klawisze nie wali się świat, walą się internauci.
W facebookowe grupy zanurzył się Newsweek. Jest jedna pod nazwą „Depresje, Stany Lękowe, Ataki Paniki, Fobie”: najciekawsze są te wielkie litery, jakimi – wbrew polskiej ortografii – nadają sobie znaczenie wszyscy tym dotknięci. W grupie wsparcia „dla zadłużonych” (1200 osób) reporterka ze zdumieniem widzi, że „nie ma rad, jak skończyć z długami”, tylko jak się „jeszcze bardziej zadłużyć”. Zadłużeni szukają tam takich, co im pożyczą. Kiedy dziennikarka prosi o rozmowę, grupa zostaje zlikwidowana.
Z internetu, do którego również schowali się przed Kościołem młodzi katolicy, próbuje ich wywabić arcybiskup Jędraszewski. „Jest problem z powrotem młodych (...), jeszcze półtora roku temu do kościoła chodziło bardzo wiele osób, w tym młodych” – użala się Sieciom. Łudzi się, że „młodzi zatęsknią za swoim Kościołem i powrócą”, na co katolicki publicysta Terlikowski odpowiedział mu już: „Aby zatęsknić, trzeba mieć za czym”. Ja bym raczej powiedział, że trzeba najpierw pozwolić za sobą zatęsknić, bo trudno tęsknić za czymś, co atakuje na każdym rogu i wypada z każdego kąta.
Normalna msza już nie dla internautów, bo nikt z nich nie będzie czekał godziny na zamianę wody w wino, wysłuchując przy tym ogłoszeń parafialnych – przecież prawie tyle to trwa normalna, a nie cudowna destylacja.
To, że dla użytkowników internetu wszystko trwa za długo, widać po kłopotach różnych dyscyplin sportowych. Rzeczpospolita podaje, że ludzie przestają interesować się igrzyskami, bo się za bardzo ciągną: szczegółowe badania wykazały, że takich zapasów praktycznie nikt już nie ogląda. Mecze piłki nożnej i przerwy między jedną bramką a drugą są nie do wytrzymania długie i poważnie rozważa się ich skrócenie do rozmiarów tercji koszykówki: już fakt, że każda połowa meczu trwa 45 minut, jak lekcja, nastawia do niej źle. „40 proc. kibiców w wieku 16 – 24 lat w ogóle się nami nie interesuje” – mówi Rzeczpospolitej szef Juventusu Turyn, który przy okazji tworzy nową kategorię: nieoglądającego w ogóle piłki kibica. Okazuje się, że dla futbolistów wszyscy są kibicami, nawet ci, co nie są.
Wszystko to pociąga za sobą o wiele poważniejsze skutki, jeśli wziąć pod uwagę przypomnienie Tygodnika Powszechnego, że w ogóle sporty zespołowe, a szczególnie futbol, wymyślono w Anglii, „aby zapobiec masturbacji chłopców”. Nie dawały sobie z tym rady – szczególnie że mocno dwuznaczne – wskazówki wiktoriańskich pedagogów typu: „Młody człowieku, weź się w garść”. Ciągłe przebywanie w grupie i zmęczenie fizyczne miało ich od tego odciągnąć.
No, a teraz przed komputerem każdy siedzi sam.