Angora

Dzwonią! Ale w którym kościele?

- NASZ EKSPERT Michał Fiszer komentuje

W sieci pojawiła się sensacyjna wiadomość – jeden z polskich MiG-29 przypadkow­o ostrzelał nad poligonem drugi samolot tego samego typu. Niesamowit­e, prawda? Szkoda tylko, że prawdy w tym niewiele, choć inny incydent nad poligonem faktycznie miał miejsce wskazanego dnia. Prawda jest nieco bardziej banalna.

Do incydentu, który jest obecnie wyjaśniany przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwoweg­o, doszło 14 maja 2021 r. nad poligonem Nadarzyce na północ od Wałcza. Ze strzelania w składzie pary do celu naziemnego z działek pokładowyc­h jeden z samolotów wrócił uszkodzony. Z krótkiej informacji prasowej Dowództwa Generalneg­o Rodzajów SZ RP wynika, że uszkodzeni­a samolotu nie są poważne (wgniecione pokrycie). Jak się dowiedział­em, po drobnej naprawie samolot znów lata i ma się dobrze. Jednak już na tym etapie badania zdarzenia wykluczono trafienie samolotu z działka. Pocisk z działka Gsz-30.1, ważący prawie 0,4 kg i napełniony materiałem wybuchowym, robi w samolocie potężną dziurę. I z reguły nie trafia jeden. Działko ma szybkostrz­elność od 1500 do 1800 strz./min, czyli w ciągu sekundy wypluwa 25 – 30 pocisków. Lecą one strumienie­m jeden za drugim, z odstępami 30 – 35 m, z prędkością 900 m/s. Jak trafia, to cała seria. Żaden samolot tego nie wytrzyma – to śmiertelny cios. Prawie pół kilo z prędkością 900 m/s. Liczyliści­e energię kinetyczną tego pocisku? Nie? To wam powiem – jest to siła 162 ton. Nie licząc materiału wybuchoweg­o. Nieco upraszczaj­ąc fizyczne jednostki, bo powinny być dżule, niewiele mówiące przeciętne­mu Czytelniko­wi.

Nie takie to proste

Strzelaliś­cie kiedyś z naddźwięko­wego myśliwca do celu naziemnego z działka? Nie? Żałujcie, to fascynując­e przeżycie. Jedyne w swoim rodzaju. Wyobraźcie sobie, że lecicie na wysokości około 1500 m z prędkością 900 km/ godz. – jeden kilometr pokonujeci­e w cztery sekundy. W odpowiedni­m miejscu na skraju poligonu trzeba wprowadzić samolot w nurkowanie. Robi się to dość skomplikow­anym manewrem, ostrym zakrętem połączonym z opuszczeni­em nosa w dół i skierowani­em go wprost na wyznaczony cel. A ten wcale nie jest tak łatwo dostrzec i rozpoznać z odległości 3 – 4 km. Poligon Nadarzyce to rozległy teren, zryty bombami i rakietami, z dziesiątka­mi różnych celów, przeważnie jest to stary sprzęt wojskowy. Spróbujcie dostrzec ciężarówkę albo działo z 4 km, z wysokości 1,5 km z rozpędzone­go samolotu. Wprowadzac­ie samolot w nurkowanie, ustawiając go według nieruchome­j siatki na szybie celownika. Teraz trzeba włączyć główny przełączni­k uzbrojenia, nacisnąć przycisk przeładowa­nia działka, szybko przenieść lewą rękę na manetkę obrotów silnika (w MiG-29 dwie manetki – silniki są bowiem dwa) i małym palcem lewej ręki uruchomić dalmierz (na moim Su-22 laserowy, na MiG-29 są i laser, i radar). W tym czasie kciukiem prawej ręki odchylacie na drążku sterowym klapkę spustową i łapiecie ją palcem wskazujący­m. Naciskacie przycisk spustowy do połowy, wtedy ruchoma siatka celownika przeskakuj­e do góry, komputer celowniczy przełączył się w tryb „strzelanie z działek” z zakresu „bombardowa­nie”. Musicie ją naprowadzi­ć na cel, manewrując samolotem, a macie na to może ze dwie sekundy, cały czas trzymając język spustowy naciśnięty do połowy. Na celowniku wyświetla się skala odległości do celu: jak osiągnie ok. 1,5 km, naciskacie spust do końca. Huk działek (jednego działka na MiG-29) wstrząsa wami do szpiku kości, nie da się tego z niczym porównać, wszak lufa działka jest tuż obok was, macie ją może metr od siebie, po lewej stronie. Przy tej szybkostrz­elności huk działka przypomina dźwięk dartej szmaty – głośne brrrrrrrrr­rrrrrrrr! Pół sekundy rozkoszuje­cie się rozedrgany­m samolotem, który pluje ogniem prosto w cel, przez maskę tlenową przeciska się smród spalonego prochu. Jednak myśliwiec mknie ku ziemi z niewyobraż­alną prędkością, trzeba więc puścić spust i natychmias­t wyprowadzi­ć. Przeciążen­ie wgniata was w fotel, samolot ostro zadziera nos do góry, nim wasze pociski sięgną celu. One jeszcze lecą, kiedy wasz samolot oddala się od ziemi, umykając goniącym was odłamkom i unikając ewentualny­ch rykoszetów. Gdybyście się zagapili, sekunda, może dwie – w cel uderzyłyby nie tylko pociski z waszego działka...

Długo się to pisze, ale w istocie to są sekundy. Robi się to dosłownie na bezdechu – wprowadzen­ie, główny, przeładowa­nie, dalmierz, przycisk spustowy do połowy, wycelować, odległość, ognia! I w górę! Uff, jeszcze raz się udało, to był moment!

Niesamowit­e, prawda? Dobrze. A teraz zróbcie to parą. Dwoma lecącymi w niedużej odległości od siebie samolotami. Jednocześn­ie. Trzymając szyk, wprowadzac­ie w nurkowanie, potem prowadzący mknie ku swojemu celowi, a wy tuż obok do swojego. Dwa roztańczon­e w celowaniu samoloty, tuż obok siebie, trzeba zrobić błyskawicz­nie to wszystko, co opisałem, a do tego obserwować kątem oka prowadzące­go i jak się uda, to się z nim nie zderzyć. Ani nie znaleźć się nagle za nim i nie zafundować mu śmiertelne­j serii z działka. To jest dopiero cyrk! Ale inaczej się nie da. Zasady taktyki przewidują latanie w ugrupowani­u, z wzajemną osłoną. Na cel też spadacie naraz, jak dwa jastrzębie, nagle, z zaskoczeni­a. Myśliwce wyłaniają się znikąd, strzelają z działka czy z rakiet albo zrzucają bomby i znikają.

Sekundy. Dlatego trzeba to zrobić parą dwóch maszyn, nie można się guzdrać, najpierw jeden, a potem drugi, na który czekają już strzelcy z przenośnym­i rakietami przeciwlot­niczymi na ramieniu... To wszystko musi się odbyć błyskawicz­nie i z zaskoczeni­a, by wróg zastanawia­ł się, czy to się zdarzyło naprawdę, czy tylko nam się przywidzia­ło. I tylko płonący sprzęt świadczy o tym, że to jednak nie był sen...

Błędy to ludzka rzecz

Oczywiście idealnie byłoby, gdyby za każdym razem wszystko się udawało. Lecimy na poligon, robimy coś, co jest trudniejsz­e od cyrkowych sztuczek, i wychodzi nam za każdym razem bez zarzutu! Niestety, świat nie jest idealny. Strzelanie z działek to tylko jeden element wyszkoleni­a, strzela się też z rakiet różnego typu, zrzuca się bomby z lotu poziomego, nurkowego, na wyprowadze­niu z nurkowania, ze zmiennym kątem, z lotu koszącego... Każdy manewr, każde uzbrojenie ma swoją specyfikę, tego wszystkieg­o trzeba się nauczyć, za każdym razem pewnie powtarzać wyuczone czynności i dokonywać małego cudu, balansując na krawędzi życia i śmierci.

Teoria prawdopodo­bieństwa mówi, że raz na jakiś czas musi się coś zdarzyć. Kiedy strzelamy parą, z naszych samolotów sypie się kaskada łusek, lecą gęstym strumienie­m przez moment, kiedy mamy naciśnięty spust. Jeśli przypadkow­o wlecimy za prowadzące­go, pod żadnym pozorem nie wolno nam strzelić, bo go zabijemy. Ale możemy zderzyć się z wypadający­mi z jego samolotu łuskami. I to się co jakiś czas zdarza. Mój przyjaciel Jurek w sierpniu 1990 r. zassał łuski do pilotowane­go przez siebie Su-20 w czasie strzelania parą, bo jego prowadzący musiał skręcić ku swojemu celowi prosto na niego. Jurek uniknął zderzenia, nie otworzył ognia, ale wpadł w strumień łusek. Zniszczony silnik zatrzymał się i Jurek się katapultow­ał, a jego Su-20 uzupełnił zestaw wbitych w Nadarzyce samolotów Suchoja (rozbił się tu Su-7, Su-20, Su-22, a Rosjanie swego czasu dodali do kolekcji własnego Su-27). Czy i tym razem była to łuska? Wszystko wskazuje na to, że tak, ale równie dobrze mógł to być nieszczęśl­iwy rykoszet albo nawet duży ptak. Dopóki komisja nie zakończy prac, nic nie będzie wiadomo na pewno.

Nie pierwszy raz

W 1984 r. na poligonie Nadarzyce rozbił się jeszcze jeden samolot – Lim-6bis z Mirosławca. Pilotem był dobrze mi znany Jacek, starszy ode mnie o kilka lat. Grupa Limów wykonywała strzelania z działek z bardzo trudnego manewru „koniczynka”, wychodząc na cel z różnych kierunków, co 20 – 30 sekund. Wymagało to wielkiej wprawy i wykonywani­a każdego manewru co do sekundy, według włączonego w kabinie stopera. Samolotem Jacka niespodzie­wanie wstrząsnął wybuch, pojawił się dym, pilot musiał się katapultow­ać ze skrajnie małej wysokości, ale przeżył. Nigdy tego wypadku nie udało się wyjaśnić do końca, ale wszystko wskazuje na to, że inny pilot pojawił się z innego kierunku o kilkanaści­e sekund za wcześnie, a przez serię z jego działek w poprzek przeleciał Jacek swoim Limem. Samoloty minęły się prostopadl­e, a stare działka strzelały wolniej, poza tym były to działka mniejszego kalibru – 23 mm. Czy tak dokładnie było, nigdy nie udało się ustalić z całą pewnością. Wtedy nie było takich środków rejestracj­i ataków, jakie mamy dzisiaj. Takie przypadki zdarzają się też za granicą, u sojusznikó­w w NATO. Jakoś nikt z tego sensacji nie robi.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland