Zabójstwo z miłości?
Fajbusiewicz na tropie(519)
„Chcę rozpocząć nasz dzisiejszy magazyn od niezwykłej sprawy. Niezwykłej, bo w więzieniu siedzi już człowiek podejrzewany o zamordowanie kilka tygodni temu studentki z Rzeszowa, natomiast policja i prokuratura będzie prosić Państwa o pomoc, bo poszukuje świadków w tej sprawie” – ta zapowiedź padła z moich ust 30 listopada 2000 roku, na początku kolejnego odcinka „Magazynu Kryminalnego 997”.
Było to 17 października 2000 roku, 13 kilometrów od Rzeszowa. Las w okolicy miejscowości Budziwój Przylasek. Miejscowy leśniczy powiadomił policję, że w rowie na skraju lasu leżą zwłoki młodej kobiety. Jak później ustalono, została zamordowana dwa dni wcześniej, w niedzielę. Morderca zadał dziewczynie cios nożem w pierś. Policja miała problem z ustaleniem personaliów ofiary. Zdjęcie dziewczyny opublikowano w prasie. Zaraz po ukazaniu się komunikatów zgłosiła się na policję studentka miejscowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Dzięki jej informacjom ustalono, że zamordowana to blisko 20-letnia Ania F. – studentka tej uczelni.
Dziewczyna pochodziła z niewielkiej wioski Wólka Horyniecka, w powiecie lubaczowskim. Po zdaniu matury opuściła rodzinny dom i przeniosła się do Rzeszowa, rozpoczynając naukę w miejscowej WSP, na zaocznym kierunku – filozofia. Aby nie być obciążeniem dla rodziców, podjęła pracę w sklepie mięsnym. Miała jeszcze jedno źródło dochodów. Od maja 2000 roku dorabiała jako wokalistka, śpiewając wieczorami w rzeszowskim lokalu „Bohema”.
Anna związała się ze starszym o blisko 20 lat mężczyzną, szefem tego zespołu – Maćkiem. Studentka wraz z dwiema koleżankami wynajmowała lokum w Rzeszowie. Ale od czasu do czasu mieszkała z owym muzykiem. Miała dosyć tego związku – coraz częściej dochodziło do awantur. Maciek był chorobliwie zazdrosny. Jak już wiemy, podstawowym źródłem dochodów Anny była praca w sklepie. Jednak często dochodziło do scysji z szefem, co skończyło się zwolnieniem jej z pracy. Nazajutrz Anna dała w miejscowej gazecie ogłoszenie: „Studiująca zaocznie podejmie pracę”. Było to w piątek 13 października. Tego dnia studentka spotkała się z koleżankami z uczelni, a wieczorem pojawiła się u Maćka.
W czasie ostrej wymiany zdań Anka postanowiła zerwać związek. Maciek łudził się, że to tylko chwilowa decyzja. Dostał szału, wyzywał od dziwek, uderzył ją. Późnym wieczorem studentka pojawiła się w rodzinnym domu w Wólce Horynieckiej. Nazajutrz, czyli w sobotę 14 października, Anka spotkała się po południu z mężczyzną, który odpowiedział na jej prasowe ogłoszenie. W rozmowie telefonicznej przedstawił się jej jako biznesmen. Dziewczyna umówiła się z nim w jednej z rzeszowskich restauracji. To wszystko było blefem, bowiem młody mężczyzna chciał tylko poderwać dziewczynę. Ania tego nie wyczuła. Kolejnego dnia (niedziela) Anka pojawiła się w Rzeszowie koło południa. Na stancji zwierzyła się koleżankom z problemów. Wtedy też zadzwonił Maciek. Właściwie niechciany telefon od niego uratował Annę. Bo ów „biznesmen”, jak się później okazało, naprawdę był ochroniarzem. Korzystając z prasowych ogłoszeń, zwabiał do siebie dziewczyny w celach seksualnych. Około godziny 21 Anka pojawiła się w restauracji „Galicja”, przy ulicy Hetmańskiej w Rzeszowie. Z zeznań świadków wynikało, że spotkała się tam z Maćkiem. Widziano kłócącą się parę. Kiedy policja znalazła zwłoki Ani i ustaliła jej personalia – nie było wątpliwości, że głównym podejrzanym o zabójstwo jest rzeszowski muzyk. Co prawda cały czas milczał, ale policja była przekonana, że to on jest zabójcą.
20 października zatrzymano mężczyznę, którego nazwałem Maciejem.
W samochodzie muzyka zabezpieczono ślady krwi. Obciążyły go też billingi z jego telefonu – kilka kontaktów ze studentką feralnego wieczoru. Prokurator postawił zarzut zabójstwa Anny F. Mężczyzna odmówił składania wyjaśnień.
W lipcu 2001 roku rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie proces. Prokurator zażądał 15 lat więzienia. W grudniu 2001 roku sąd skazał muzyka na 12 lat więzienia. Wyrok został zaskarżony przez obrońcę. W listopadzie 2002 roku Sąd Apelacyjny w Rzeszowie obniżył karę z 12 na 10 lat pozbawienia wolności. Była jeszcze wniesiona kasacja, również przez obrońcę. W 2004 roku Sąd Najwyższy uznał ją za bezzasadną.