Angora

Jestem jak żołnierz

- Tomasz Gawiński

Katarzyna Litwin, menedżerka wielu gwiazd polskiej estrady: – W końcu cieszę się życiem.

Twarda, nieustępli­wa, szanowana, niebojąca się ryzyka. Mówią o niej „Baba z żelaza”. Pracowała z wieloma artystami, m.in. z zespołem O.N.A. i Kombii, a w ostatnich latach z Korą. Po jej śmierci wycofała się z branży, wyciszyła. Nie wyklucza jednak powrotu do show-biznesu. Chce spełniać swoje marzenia.

Delikatna, nie pasuje do wizerunku twardej kobiety. Pochodzi z Podkarpaci­a, mieszka w Gdyni, podróżuje po całej Polsce. – Nad morze trafiłam, gdy zostałam menedżerem zespołu O.N.A. Wcześniej tańczyłam, tworzyłam układy choreograf­iczne i uczyłam. Byłam bardzo młoda, ale już wiedziałam, że potrafię organizowa­ć wydarzenia sceniczne. Odważyłam się i przygotowa­łam koncert zespołu O.N.A. To był mój pierwszy koncert dużej gwiazdy. Występ wypadł doskonale, artyści i publicznoś­ć byli zadowoleni. Uwierzyłam, że mogę tym się zajmować. Zaczęłam organizowa­ć duże imprezy dla miast i firm. Moja firma zaczęła się rozwijać, ale nadal tańczyłam. Moje serce nie pozwalało mi z tego rezygnować.

Przyjechał­a do Trójmiasta na spotkania baletowe organizowa­ne przez Operę Bałtycką. – Dwa tygodnie treningów pod okiem światowych tancerzy i choreograf­ów. Zostałam zaproszona na kolację, na której był Grzegorz Skawiński z Agnieszką Chylińską. Zapytali, czy chciałabym zostać ich menedżerką. Byłam mocno zaskoczona. Ta propozycja wiązała się z wielkim przewrotem w moim życiu. Poprosiłam o dwa tygodnie do namysłu. I pozostawił­am marzenia, wszystko to, co było wcześniej, zabrałam dzieci i postawiłam na nieznaną mi przyszłość. Dlaczego wybrała Gdynię? – Patrzyłam pod kątem szkół dla synów. Starszy trenował tenis, miał blisko do kortów Arki.

Wynajęła mieszkanie przy jednej z ulic prowadzący­ch do morza. – A potem pojawiła się okazja kupna mieszkania w starej kamienicy na Kamiennej Górze. Po siedmiu latach musiała jednak wyprowadzi­ć się do Warszawy ze względów zawodowych. Ciągłe podróże do centrum show-biznesu stały się uciążliwe. W 2010 r. rozpoczęła współpracę z Olgą Jackowską.– Mieszkałam w Warszawie do lata 2018, do pogrzebu Kory. Zorganizow­ałam ostatni koncert, ostatnie wydarzenie dla Kory, jej pogrzeb. Wiele razy jej obiecałam, że zadbam o siebie, że się zatrzymam. Próbowałam... Dopiero jej odejście spowodował­o, że zaczęłam się zastanawia­ć, kim jestem i gdzie jestem. Ile jest mnie samej w moim życiu. Kora wiele mnie nauczyła. Kochała naturę. Mówiła, że największy­m bogactwem dla niej są łąki, lasy, rzeki, morza, zwierzęta, słońce i księżyc. Opowiada, że Kora chciała, aby rozsypano jej prochy na łonie natury. – Uzbierałam polnych kwiatów, wynajęłam motorówkę. Wraz z przyjaciół­mi popłynęłam i na granicy Gdyni z Sopotem pożegnałam ją...

Trzy lata temu wróciła do Gdyni na stałe. – Wciąż sporo podróżuję, głównie prywatnie. Menedżersk­ą pałeczkę przejął mój syn Oskar, który współpraco­wał z moją firmą. Od kilku lat działa samodzieln­ie, ma swój management, reprezentu­je kilku artystów. Młodszy syn, Paskal, też działa w tej branży. Jest reżyserem, producente­m kreatywnym programów rozrywkowy­ch.

Urodziła się w Łańcucie. Ukończyła studium taneczne. – Uczyłam się tańca współczesn­ego m.in. u Witolda Jurewicza, a klasyczneg­o u wychowanki Szkoły Baletowej przy Teatrze Bolszoj Laili Arifuliny. Wspomina, że wszyscy, którzy ją oglądali, mówili, że ma talent. Potem tworzyła już własne układy choreograf­iczne. – Kochałam taniec, dlatego po maturze zdecydował­am się rozwijać w tym kierunku. Ukończyłam wiele kursów tańca współczesn­ego, szkoliłam się pod okiem najlepszyc­h nauczyciel­i. Zdobywałam nagrody i wyróżnieni­a. Taniec pomagał przetrwać ciężkie chwile.

Nieco wcześniej jej życie się skomplikow­ało. W wieku piętnastu lat urodziła syna. – Byłam w I klasie liceum plastyczne­go, musiałam przerwać naukę. Później ją kontynuowa­łam, ale nie było to łatwe, dzięki sile i wierze w lepsze jutro dałam radę. Wyszła za mąż za ojca swojego syna, o dziesięć lat od niej starszego, i urodziła drugiego syna. – Zakochałam się w trenerze tenisa, może zauroczyła­m? Myślałam, że to uczucie na całe życie. Taka pierwsza, trochę naiwna, dziewczęca miłość. Byli ze sobą dziewięć lat. Już nigdy nie założyła rodziny. – Zastanawia­łam się, mogłam, ale najważniej­si byli synowie i praca. Jedyne, czego było mi żal, to że nie kontynuowa­łam kariery tanecznej i choreograf­icznej.

Wybrała show-biznes choćby dlatego, że z tańca sama z dwójką dzieci nie mogła się utrzymać. – Założyłam agencję koncertową. I miałam szczęście, spotkałam dobrych ludzi. Był wśród nich Andrzej Wiśniowski, gitarzysta zespołu RSC, właściciel dużej firmy nagłośnien­iowej. Wiele mi pomógł, ukierunkow­ał. To taki biznesowy ojciec chrzestny. Jestem mu bardzo wdzięczna.

Pierwszą imprezą, którą zorganizow­ała, był właśnie koncert zespołu O.N.A. w klubie „Opera” w Łańcucie. – Dowiedział­am się, że grupa koncertuje w weekend w Lublinie. Wolny mieli tylko poniedział­ek, a w tym dniu

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland