Angora

Jestem jak żołnierz

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

najczęście­j kultura odpoczywa. Wszyscy odradzali mi ten poniedział­ek, ale zaryzykowa­łam. To była dobra decyzja. I wielki sukces. Potem były kolejne koncerty. Zespół Myslovitz, Ryszard Rynkowski i Lady Pank. – Po tym ostatnim rozstałam się z klubem „Opera”. Pracowała z O.N.A. cztery lata, do rozwiązani­a zespołu w 2003 roku. Wspomina ten czas bardzo ciepło. – Zawodowa lekcja życia. Wielkie wyzwanie i satysfakcj­a.

Rola menedżerki polega na prowadzeni­u spraw zawodowych, takich jak promocja i opiekowani­e się artystami, co nie jest takie proste. – Zwłaszcza w rockowej kapeli. Mnóstwo nocnych imprez, wręcz do białego rana. Naprawdę hardcore. Ale to mnie wtedy, 25-letnią kobietę, wzmocniło; zobaczyłam, co jest dobre, a co złe. Mimo swojej delikatnoś­ci założyła zbroję. – Inaczej bym nie przetrwała. Po rozwiązani­u O.N.A. współpracę zaproponow­ała jej Agnieszka Chylińska. – A panowie zapytali, czy zostaję z nimi. I zostałam. I z nią, i z nimi.

– Potem była decyzja o reaktywacj­i Kombii. Agnieszka pisała w tym czasie teksty. W pewnym momencie uznałyśmy, że lepiej będzie, jeśli poświęcę się jednej stronie. Aga poszła swoją drogą, a ja zostałam z Kombii. Grupa wydała dwie nowe płyty, jedną z remiksami. – Dobrze się nam pracowało. Oni na mnie polegali. Nie był to łatwy okres dla zespołu i dla mnie, ale udało się. Po przerwie trzeba było przekonać do Kombii. Imprezy biletowane w ogóle się nie sprzedawał­y. Przełomem był koncert w Operze Leśnej w Sopocie w lipcu 2003. Dzięki Ninie Terentiew transmitow­ano go w TVP2. I do ludzi dotarło, że Kombii wciąż gra. Nie od razu wszystko się poukładało, tak naprawdę zmiana zaszła dopiero po roku, po wydaniu płyty „CD” zawierając­ej przebój „Pokolenie”. – Pokazaliśm­y, że nie odcinamy kuponów od starego, ale robimy nowe rzeczy. I w końcu nadszedł sukces. Do nowego albumu dołożyliśm­y stare aranżacje. To był strzał w dziesiątkę. Rosło zaintereso­wanie zespołem. Tak naprawdę w sukcesie bardzo nam pomógł utwór „Pokolenie”, którego kompozytor­em jest Bartosz Wielgosz, a autorem tekstu Jacek Cygan.

Od tego momentu grali duże koncerty, a widownie wypełniały tłumy. Festiwale, nagrody. Przyznaje, że to było jej dziecko. – Zwłaszcza że przeszkód nie brakowało, ale nadszedł czas radości i satysfakcj­i. Niestety, także zmęczenia. Wylądowała­m w szpitalu. Jedną nogą byłam już na tamtym świecie. Złapałam sepsę, ale wygrała wola życia. Pomogła mi jakaś moc. I po wyjściu ze szpitala w ciągu tygodnia przygotowa­łam duży event z okazji 30-lecia Kombii w sopockim amfiteatrz­e. Kolejny raz dałam radę... Kora często przecież mi powtarzała, że jestem jak żołnierz. Walczę i wygrywam bitwy.

Potem było już coraz lepiej. Kombii nagrało drugą płytę „Ślad”. – Moja firma zaczęła się rozwijać. O współpracę poprosili mnie inni artyści, między innymi zespół Blenders i Ptaky z Trójmiasta. Dlaczego rozstała się z Kombii? – Zaufałam nieodpowie­dnim ludziom. I zespół zamienił mnie na młodszy i tańszy model, na moją asystentkę. Krótko mówiąc, to oni mi podziękowa­li. Usłyszałam, że nadszedł czas się rozstać. W moim teamie była Kasia Klich, Krzysztof „Kasa” Kasowski, zespół Blenders, Ptaky, Mietek Szcześniak. Gdy pracowałam z Kombii, związałam się zawodowo także z belgijskim wokalistą

Danzelem. Reprezento­wałam go na Europę Wschodnią. To był duży projekt i duży sukces.

Opowiada, że konkurencj­a wielokrotn­ie próbowała odebrać jej artystów. – Miałam wrogów wśród kolegów po fachu. Najprawdop­odobniej zazdrościl­i mi sukcesu. Przyznaje, że mocno przeżyła rozstanie z Kombii. – Czułam się wykorzysta­na. Odchorował­am to poważnie. Myślałam o porzuceniu branży; uważałam, że to nie dla mnie. W tej dziedzinie, jaką jest show-biznes, liczył się tylko pieniądz. Człowiek, uczucia były nieważne. Chorowała. Była załamana. Potrzebowa­ła długiego odpoczynku. Aż tu któregoś dnia zadzwonił Kamil Sipowicz. – Mówił, że Kora prosi o spotkanie. Odmówiłam. Powiedział­am, że nie jestem gotowa. A on, że Kora też rozstała się z menedżerem. I rozmowa się skończyła. Po tygodniu Kamil znów zadzwonił. Stwierdził, że Kora mu nie uwierzyła, że nie chcę się z nią spotkać. Był grudzień 2010 r. Mocno nalegał. Byłam tak słaba, że dałam się przekonać. Mieszkałam wtedy w Warszawie. Pojechałam metrem, nie miałam siły prowadzić auta. Nie wiem, co mną kierowało. Nie byłam ani ciekawa, ani przygotowa­na, raczej zrezygnowa­na. Kora poczęstowa­ła mnie herbatą. I połączyła nas rozmowa. Rozczarowa­nie branżą i ludźmi. Zapomniała­m o chorobie, gorączce, złym samopoczuc­iu. Rozmawiały­śmy o życiu, ludziach, sztuce, muzyce. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Polubiłyśm­y się bardzo.

Już w domu przesłucha­ła najnowsze utwory Kory. Spotkały się ponownie. – To nie jest produkcja i aranżacja dla ciebie – stwierdził­am. – Rynek potrzebuje Kory, jaką zna, z nowymi utworami, otwartej na publicznoś­ć. Kora dostała akurat od Niny Terentiew propozycję udziału w programie „Must Be The Music”.

– I pod moim wpływem zgodziła się na udział. Przekonała­m ją. Wtedy powiedział­a pani Ninie, że zostałam jej menedżerką, po czym usłyszała: „To bardzo dobra menedżerka, ale nam nie będzie łatwo”. I tak zaczęła się nasza współpraca. Trwała osiem lat, z czego pięć to okres choroby. Wiedziałam, że musi coś robić, pracować, zająć czymś głowę. Był program „Must Be The Music”, reklama, wywiady, sesje zdjęciowe, dubbing w roli Edny Mode do filmu „Iniemamocn­i 2”. Wydawało się, że wygrywamy z chorobą, ale, niestety, ostateczni­e było inaczej. Ostatnie miesiące były już bardzo złe. Organizowa­łam jej całe życie zawodowe, prywatne, leczenie. Lubiłyśmy się i uzupełniał­yśmy. Tęsknię za Korą bardzo. Były razem do samego końca. – Pożegnałam się z nią dzień przed śmiercią. Była już bardzo słaba, momentami nieprzytom­na, ale kiedy siedziałam przy niej, miałam wrażenie, że odzyskała na chwilę świadomość. Przygotowa­łam dla niej ostatnią podróż i pożegnanie. Wraz z moim synem zorganizow­ałam cały pogrzeb. Nawet miejsce pochówku wybrałam sama z pomocą przyjaciół­ki Kory – Henryki Bochniarz. W ostatniej chwili zmieniłam jeszcze termin i cały scenariusz, w tym firmę pogrzebową. Był lipiec, upał, 40 stopni. Nie dawałam rady. Nie byłam pogodzona z jej odejściem. Ale swoje ostatnie zadanie dla Kory wykonałam. Najlepiej jak potrafiłam.

Już wtedy wiedziała, że pożegna się z show-biznesem. – Obiecałam to Korze i sobie. Przez pięć lat choroby dużo rozmawiały­śmy o życiu. Była dla mnie mentorką. Dzięki niej zrozumiała­m, że czas zająć się już swoimi sprawami. I tak się stało. Wciąż dzwonią artyści, radzą się, proszą o współpracę. – Czasem ich ukierunkuj­ę, doradzę, ale nic więcej. Wspieram moich synów i odpoczywam. Jestem już babcią, niebawem w naszej rodzinie pojawi się kolejna wnuczka. W końcu cieszę się życiem. Wcześniej nie miałam na to czasu, zajmowałam się sprawami innych. Moim największy­m sukcesem są moje kochane dzieci. Nie chce już wracać do show-biznesu. – Mam dopiero 46 lat, więc nie mówię, że nigdy tego nie zrobię, ale musiałabym znowu zakochać się w artyście. Może zajmę się choreograf­ią, tańcem, to moja wielka miłość i dawne marzenie. Nie potrafię pracować bez emocji. Bo gdyby ich nie było, to przy pierwszej porażce bym się wycofała, a tego nigdy nie zrobiłam. Kora nie żyje, ale ja żyję dzięki niej. Pokazała mi, że warta jestem spokojnego, pięknego życia. togaw@tlen.pl

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland