Pocieszka, pocieszynka i pocieszajka
Przypadki starszej pani(56)
Zarówno jedna, druga, jak i trzecia leżą w granicach mojego zainteresowania, bo jestem zawodowym łasuchem. Poza tym wszystkie trzy są dobre na nieprzyjemne sytuacja nerwowe, gdy w człowieku emocje biorą górę nad cynizmem.
Pocieszka jest najbardziej skromna. To zaledwie roznegliżowany herbatnik nieodziany w żadną polewę albo okruszek batonika. Słodkość w rozmiarze S.
Za to pocieszynka to już obszerniejszy rozmiar L. Składa się z truskawek, borówek amerykańskich i galaretki oraz bitej śmietany posypanej rodzynkami i utartą czekoladą. Gdy to zjemy, depresyjny nastrój weźmie nogi za pas, a nam wróci ochota na robienie głupot. Osobiście sprawdziłam wielokrotnie i działa.
Pocieszajka stanowi jeszcze bardziej zaawansowaną wersję. Kroimy banana wzdłuż na pół i smarujemy go miodem. Następnie smażymy chwilę na maśle. Wykładamy na talerz i posypujemy cynamonem. Obok kładziemy duuużo lodów i kawałek ciepłego jabłecznika z kruszonką. Na koniec całość szczelnie otulamy bitą śmietaną. I to jest deser w rozmiarze XXXL. Polecam konsumpcję w samotności, bo zarówno pocieszynka, jak i pocieszajka są zbyt pracochłonne, żeby je przygotowywać dla gości.
Dwa ostatnie zestawy mają wielką moc magiczną. Zrezygnowane ciało i rozum skłaniają nie tylko do nieprzemyślanych decyzji, ale wręcz do szaleństw, które starszemu wiekowi niby nie przystoją. Jednak nic nie poradzimy na to, że oba desery działają w naszym organizmie jak atomowa bomba kaloryczna, dodając nam nadprzyrodzonej mocy. Czy jest sens przed takim atakiem się bronić? Można próbować. Życzę powodzenia i... smacznego.