Nocne chwile bez tchu
– Kiedy możemy powiedzieć, że dobrze nam się spało?
– Choć dysponujemy obiektywnymi pomiarami jakości snu, to jednak nasze odczucia w tym względzie są bardzo istotne. Subiektywnie musimy stwierdzić, że czujemy się wypoczęci i jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować, co będzie świadczyło o tym, że się wyspaliśmy.
– Jakie czynniki mogą wpływać na obniżenie jakości naszego snu?
– Takich czynników jest bardzo dużo. Może to być np. stres, alkohol, nadmierne zmęczenie czy problemy zdrowotne. Wiele jednak zależy od tego, czy i w jakim stopniu dana osoba jest podatna na działanie tych czynników. Dlatego też niektórzy, np. mimo silnego stresu w życiu prywatnym i zawodowym, będą się wysypiali, a inne osoby poddane tej samej presji będą rozwijały objawy bezsenności.
– Czy w czasie pandemii osób narzekających na problemy ze snem jest więcej niż wcześniej?
– Tak wynika przynajmniej z wielu przeprowadzonych badań. W jednym z badań populacyjnych 75 proc. osób stwierdziło, że pandemia pogorszyła ich jakość snu, szczególnie często pojawiają się objawy bezsenności. Ciekawe jest jednak to, że u 25 proc. osób jakość snu w minionym roku się poprawiła. To w dużej mierze zapewne efekt zmiany systemu pracy, co przekłada się na większą ilość czasu przeznaczaną na sen.
– Specjalizuje się pani w medycynie snu. Nie wiedziałem, że jest u nas taka specjalizacja.
– Choć mówimy o medycynie snu, to takiej specjalizacji lekarskiej rzeczywiście w Polsce nie ma. Inaczej jest np. w Australii czy w Niemczech. Dlatego też problemami dotyczącymi zaburzeń snu zajmują się w naszym kraju w dużej mierze psychiatrzy, neurolodzy lub pulmonolodzy. Niezależnie od tego, pojęcie medycyny snu jednak funkcjonuje i obejmuje wiele różnych zaburzeń. Mają one wpływ w zasadzie na wszystkie aspekty naszego życia – zdrowie, relacje społeczne i zawodowe czy nasze możliwości kognitywne. Dlatego właśnie przed medycyną snu jest wiele wyzwań.
– Jednym z istotnych zaburzeń snu jest zespół obturacyjnego bezdechu sennego. Kogo najczęściej on dotyczy?
– Przede wszystkim osób otyłych. Czynnikami ryzyka są także płeć męska i starszy wiek, czyli najczęściej chorują otyli mężczyźni w wieku 50 – 70 lat. Nie jest jednak tak, że schorzenie to nie występuje w grupie młodszych czy szczupłych. – Jak dużo osób choruje? – W Polsce takie badania nie są za bardzo dostępne. Natomiast z badań publikowanych na świecie wynika, że może to być problem co drugiego mężczyzny. Wydaje się jednak, że najbliżej prawdy są szacunki mówiące o tym, że obturacyjny bezdech senny o umiarkowanym i ciężkim nasileniu może dotyczyć około 20 proc. osób, czyli co piątego z nas. To wcale nie tak mało.
– Czym charakteryzuje się to schorzenie i jak je można rozpoznać, skoro potencjalny pacjent nawet nie wie, że ma problemy?
– Czasami samemu rzeczywiście jest ciężko to odkryć, bo bezdech senny polega na przerwach w oddychaniu albo spłyceniu oddechu w czasie snu. Kiedy takie przerwy kończą się, dochodzi zazwyczaj do lekkiego wybudzenia, czego pacjent najczęściej nie jest świadomy. Dlatego bardzo często do specjalisty trafiają osoby za namową swych bliskich, którzy zauważyli u nich przerwy w oddychaniu w czasie snu. W rozmowie pacjent przyznaje, że śpi po 8 – 10 godzin, ale nie czuje się wypoczęty i zregenerowany. Często na diagnostykę w kierunku obturacyjnego bezdechu sennego trafiają osoby, u których lekarze podejrzewają bezdech senny w związku z innymi chorobami, których ryzyko zwiększa się właśnie w konsekwencji obturacyjnego bezdechu.
– Jak często muszą pojawiać się wspomniane przerwy w oddychaniu, by problem uznać za chorobę?
– Mamy wskaźnik obliczający liczbę takich bezdechów i spłyceń oddychania podczas godziny snu. Przy łagodnej formie choroby takich bezdechów musi być minimum 5 i każdy musi trwać przynajmniej 10 sekund. W ciężkiej postaci jest to już powyżej 30 bezdechów na godzinę. I wtedy jest to naprawdę duży problem.
– Czy istnieje związek między obturacyjnym bezdechem sennym a chrapaniem?
– Chrapanie może być objawem bezdechu sennego. To efekt dźwiękowy spowodowany zmienionym przepływem powietrza przez drogi oddechowe. Chrapanie nie występuje u wszystkich pacjentów z bezdechem sennym i samo w sobie nie świadczy jeszcze o bezdechu. Nie jest też chorobą i nie wymaga leczenia, choć negatywnie wpływa na osoby, z którymi dana osoba spędza wspólnie noc.
– Na ile bezdech jest niebezpieczny dla zdrowia czy życia?
– Sam bezdech raczej nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia. Nasze wewnętrzne mechanizmy dbają o to, byśmy w pewnym momencie się wybudzali i zaczerpnęli powietrza. Musimy jednak pamiętać o tym, że stanowi on czynnik ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i metabolicznych. Co ciekawe, te grupy chorób także przyczyniają się do rozwoju bezdechu sennego. Między innymi właśnie na tych wzajemnych zależnościach skupiam się w mojej pracy naukowej.
– Z czego wynikają mechanizmy mogące odpowiadać za powstawanie powikłań zespołu obturacyjnego bezdechu sennego?
– Głównie z czasowego niedotlenienia, a ponieważ tlen jest jednym z podstawowych parametrów monitorowanych stale przez nasz ośrodkowy układ nerwowy, jego nagły niedobór uruchamia mechanizmy obronne organizmu, podobnie jak ma to miejsce w sytuacjach stresowych. Dochodzi m.in. do nagłego wyrzutu katecholamin, w tym adrenaliny. Sprawdzamy zależności między bezdechem sennym a zaburzeniami rytmu dobowego. Chcemy znaleźć mechanizmy, które mogą prowadzić do powstawania różnego rodzaju powikłań.
– Mam wrażenie, że wciąż ważniejsze jest leczenie powikłań bezdechu niż właśnie pierwotnej przyczyny różnych chorób.
– Z pewnością jest więcej pacjentów np. z nadciśnieniem tętniczym niż bezdechem, który uważa się obecnie za najważniejszą przyczynę wtórnego nadciśnienia tętniczego. Leczyć jednak należy obie choroby. Coraz więcej lekarzy ma tego świadomość i zwraca większą uwagę na ewentualne problemy ze snem pacjenta. To pozwala wdrożyć odpowiednią diagnostykę, która przybliży nas do leczenia bezdechu, a tym samym ograniczenia jego powikłań.
– Na czym polega leczenie obturacyjnego bezdechu sennego?
– Złotym standardem jest korzystanie ze specjalnego aparatu CPAP. To rodzaj maski zakładanej na noc na nos, usta bądź na usta i nos. Aparat wytwarza dodatnie ciśnienia w drogach oddechowych, które tworzy swojego rodzaju protezę powietrzną, która zapobiega zapadaniu się w nocy i zachowaniu przepływu powietrza. Sprzęt ten nie wyleczy nikogo z bezdechu sennego, ale umożliwia przywrócenie prawidłowego snu. Taka terapia przewidziana jest w przypadku ciężkiej postaci choroby. Zdarza się, że bezdech przyjmuje formę pozycyjną, co oznacza, że pojawia się wyłącznie, gdy pacjent śpi na plecach. Można wtedy spróbować wymuszać bezpieczną pozycję boczną, co oczywiście jest trudne, bo przecież w czasie snu nie panujemy nad ułożeniem ciała. Jeśli jednak wszyjemy w odpowiednie miejsca piżamy guziki czy piłeczki, to będziemy szukać wygodnego ułożenia i nawet nieświadomie będziemy przekręcać się na bok. – Na ile skuteczne są te metody? – Zależy to od wielu czynników. Jeśli chodzi o korzystanie z aparatów CPAP, pozytywne efekty uzyskuje się u większości pacjentów. Oczywiście zazwyczaj oznacza to kontynuowanie terapii do końca życia. Wiele osób nie decyduje się jednak na korzystanie z masek, bo uważają, że są dla nich niewygodne bądź nieakceptowalne przez partnerów. Niezwykle ważne jest, czy pacjentowi uda się zmniejszyć masę ciała i pozbyć się otyłości bądź znaczącej nadwagi. Jeśli będzie to możliwe, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zmniejszy się nasilenie objawów bezdechu sennego lub w ogóle problem zniknie.
– Ile osób potrzebuje terapii aparatami CPAP?
– Żeby zdiagnozować obturacyjny bezdech senny, konieczne jest wykonanie badania snu, czyli polisomnografię. Na tej podstawie można ustalić częstość występowania bezdechów i określić poziom zaawansowania choroby. Aparaty te są coraz bardziej dostępne i są częściowo refundowane.
– Jednym z problemów współczesnego świata jest rosnąca liczba ludzi otyłych i dotkniętych chorobami cywilizacyjnymi. Czy będzie się to przekładać na większą liczbę przypadków obturacyjnego bezdechu sennego?
– Z pewnością. Ostatnie badania epidemiologiczne na świecie wskazują na znaczny wzrost tej choroby. Co gorsze, chorują coraz młodsze osoby. To oczywiste następstwo otyłości. Trzeba pamiętać też, że bezdech – niezależnie od licznych powikłań – wpływa na pogorszenie się jakości życia pacjentów. A to rodzi i rodzić będzie dla pacjentów coraz większe konsekwencje natury psychicznej. Dlatego tak ważne jest rozpoznawanie obturacyjnego bezdechu sennego i podejmowanie prób jego leczenia. Wszystko po to, by zadbać nie tylko o zdrowy sen, ale i o zdrowe życie.
Były myśliwy Zenon Kruczyński, autor książki Farba znaczy krew, postanowił ponownie zaistnieć książkowo. Kolejna odsłona walki z myśliwymi nosi tytuł – Ilustrowany samouczek antymyśliwski (...). Nie wiem, jakie antymyśliwskie zachowania ilustrować ma wspomniana pozycja, ale z treści wywiadu pt. „Zabijania nie można zapomnieć” (ANGORA nr 22) wynika, że autor powiela w nim tezy stawiane przed laty w pierwszej swojej książce.
Zenon Kruczyński po raz kolejny przypisuje myśliwym winę za całe zło, jakie człowiek wyrządzał i wyrządza naszej planecie. Według niego są oni siewcami śmierci. Zadają cierpienia z lubością, zabijając Bogu ducha winne zwierzęta i patrosząc zastrzelone ciężarne samice (domyślać się należy, iż chodzi o lochy, łanie, sarny).
Z wywiadu Czytelnik dowiedzieć się może, że to myśliwi wybili w naszym kraju zające, że to z powodu myśliwych zniknęły z naszych pól i łąk kuropatwy i inna drobna zwierzyna, że – wreszcie – to lis, a nie myśliwy, jest prawdziwym przyjacielem rolnika, gdyż chroni tegoż rolnika przed jedną z egipskich plag, jaką są myszy. Krótko mówiąc – za wszystko zło wyrządzone naszej przyrodzie odpowiadają ludzie ze strzelbami.
To bowiem myśliwi w swojej bucie zawładnęli lasami dla swojej chorej przyjemności, tworząc w nich prywatne folwarki łowieckie (...); to oni, uprawiając setki hektarów kukurydzy, pszenicy i innych monokultur rolnych, przyczynili się do likwidacji miedz, zrównania z ziemią remiz śródpolnych i tym samym do wyginięcia zajęcy, kuropatw, a nęcąc i dokarmiając dziki, spowodowali nadmierne ich rozmnażanie się i panoszenie w miastach. To myśliwi wymusili na ustawodawcy ochronę drapieżników (biegających, fruwających), czym walnie przyczynili się do wytrzebienia z naszych pól, łąk i lasów zwierzyny drobnej i to oni, a nie przemysł, odpowiadają za ołowicę w środowisku. Jednym słowem – są winni do czwartej potęgi.
Jak na byłego myśliwego (...) autor samouczka prezentuje zadziwiający brak podstawowej wiedzy z zakresu biologii, zasad etyki łowieckiej i zasad wykonywania polowania (...).
Potępianie w czambuł środowiska myśliwych stało się w naszym kraju normą. Dla wielu ludzi jest też sposobem na zaistnienie w przestrzeni społecznej. Obrona życia jest bardzo chwytliwym hasłem, szkoda tylko, że ogranicza się ona jedynie do bezmyślnej napaści na myśliwych, a pomija ich rolę w szeroko pojętej gospodarce zasobami Skarbu Państwa, jaką jest dziko żyjąca zwierzyna czy przyroda jako całość (...).
Dlaczego zdecydowałem się skreślić tych kilka słów? Dlatego, że uważam, iż robienie sobie wizerunku w mediach społecznościowych w oparciu o chwytliwe społecznie slogany, jak też niesprawdzone i wybiórcze dane, jest po prostu nieuczciwe (...).
Bohater wywiadu posługuje się taką właśnie metodą. Kilka sprawdzonych, „mocnych” sloganów, krew i wnętrzności na pierwszych stronach, niewinne oczy, czyli chwytający za serce symbol jelonka Bambi, wybiórczo potraktowane dane itp. mają dowodzić prawdziwości tez stawianych w publikacjach, zapewnić autorowi miejsce w panteonie bojowników o dostęp do lasów, ochronę przyrody i narodowe sumienie. Uważam, że tego typu postępowanie fałszuje rzeczywistość; personifikując prawa Matki Natury, zaprzecza życiu i śmierci. A to one właśnie: życie i śmierć, są Jej podstawowym kanonem. Śmierć jest mię
SŁAWOMIR GALICKI (adres internetowy do wiadomości redakcji) dzy nami i koło nas od chwili poczęcia aż do samego końca naszych dni (...). Zabijamy nieświadomie. Wokół nas też nieustannie toczy się walka na śmierć i życie. Nie chcemy jej widzieć. Uciekamy w krainę marzeń o rajskim ogrodzie, gdzie nie oddycha się, nie spożywa posiłków, a tylko z miłością pochyla się nad innymi istotami.
Raju nie było i nie będzie. Odsądzając myśliwych od czci i wiary, nie zbawimy świata i nie uratujemy ginących gatunków. Nie zapominajmy, że jesteśmy tylko jednym z wielu istniejących na tej planecie gatunkiem, który w ostatnim stuleciu strasznie się rozpanoszył i zachłysnął swoimi możliwościami. Obecna pandemia wirusa COVID-19 pokazuje nam nasze miejsce w szeregu.
Być może nigdy już nie uda się odbudować tego, co zostało przez nas zniszczone. Być może. Musimy jednak spróbować. Na tej drodze nie może zabraknąć – choć to dla wielu zabrzmi paradoksalnie – myśliwych, z ich znajomością biologii i behawioru zwierząt, z ich doświadczeniem w pracy na rzecz ochrony zasobów naturalnych, z ich znajomością śmierci. Kto tego nie dostrzega, widzi jedynie czubek własnego nosa i nie ma to nic wspólnego ani z ochroną przyrody, ani tym bardziej z rozsądkiem. Pora przestać wreszcie opowiadać bzdury, zakończyć żerowanie na ludzkiej niewiedzy, naiwności i dobrych sercach. Nie tędy droga, szanowny autorze.
Z poważaniem