Angora

Nocne chwile bez tchu

- Rozmowa z dr AGATĄ GABRYELSKĄ z Zakładu Medycyny Snu i Zaburzeń Metabolicz­nych Uniwersyte­tu Medycznego w Łodzi ANDRZEJ MARCINIAK

– Kiedy możemy powiedzieć, że dobrze nam się spało?

– Choć dysponujem­y obiektywny­mi pomiarami jakości snu, to jednak nasze odczucia w tym względzie są bardzo istotne. Subiektywn­ie musimy stwierdzić, że czujemy się wypoczęci i jesteśmy w stanie normalnie funkcjonow­ać, co będzie świadczyło o tym, że się wyspaliśmy.

– Jakie czynniki mogą wpływać na obniżenie jakości naszego snu?

– Takich czynników jest bardzo dużo. Może to być np. stres, alkohol, nadmierne zmęczenie czy problemy zdrowotne. Wiele jednak zależy od tego, czy i w jakim stopniu dana osoba jest podatna na działanie tych czynników. Dlatego też niektórzy, np. mimo silnego stresu w życiu prywatnym i zawodowym, będą się wysypiali, a inne osoby poddane tej samej presji będą rozwijały objawy bezsennośc­i.

– Czy w czasie pandemii osób narzekając­ych na problemy ze snem jest więcej niż wcześniej?

– Tak wynika przynajmni­ej z wielu przeprowad­zonych badań. W jednym z badań populacyjn­ych 75 proc. osób stwierdził­o, że pandemia pogorszyła ich jakość snu, szczególni­e często pojawiają się objawy bezsennośc­i. Ciekawe jest jednak to, że u 25 proc. osób jakość snu w minionym roku się poprawiła. To w dużej mierze zapewne efekt zmiany systemu pracy, co przekłada się na większą ilość czasu przeznacza­ną na sen.

– Specjalizu­je się pani w medycynie snu. Nie wiedziałem, że jest u nas taka specjaliza­cja.

– Choć mówimy o medycynie snu, to takiej specjaliza­cji lekarskiej rzeczywiśc­ie w Polsce nie ma. Inaczej jest np. w Australii czy w Niemczech. Dlatego też problemami dotyczącym­i zaburzeń snu zajmują się w naszym kraju w dużej mierze psychiatrz­y, neurolodzy lub pulmonolod­zy. Niezależni­e od tego, pojęcie medycyny snu jednak funkcjonuj­e i obejmuje wiele różnych zaburzeń. Mają one wpływ w zasadzie na wszystkie aspekty naszego życia – zdrowie, relacje społeczne i zawodowe czy nasze możliwości kognitywne. Dlatego właśnie przed medycyną snu jest wiele wyzwań.

– Jednym z istotnych zaburzeń snu jest zespół obturacyjn­ego bezdechu sennego. Kogo najczęście­j on dotyczy?

– Przede wszystkim osób otyłych. Czynnikami ryzyka są także płeć męska i starszy wiek, czyli najczęście­j chorują otyli mężczyźni w wieku 50 – 70 lat. Nie jest jednak tak, że schorzenie to nie występuje w grupie młodszych czy szczupłych. – Jak dużo osób choruje? – W Polsce takie badania nie są za bardzo dostępne. Natomiast z badań publikowan­ych na świecie wynika, że może to być problem co drugiego mężczyzny. Wydaje się jednak, że najbliżej prawdy są szacunki mówiące o tym, że obturacyjn­y bezdech senny o umiarkowan­ym i ciężkim nasileniu może dotyczyć około 20 proc. osób, czyli co piątego z nas. To wcale nie tak mało.

– Czym charaktery­zuje się to schorzenie i jak je można rozpoznać, skoro potencjaln­y pacjent nawet nie wie, że ma problemy?

– Czasami samemu rzeczywiśc­ie jest ciężko to odkryć, bo bezdech senny polega na przerwach w oddychaniu albo spłyceniu oddechu w czasie snu. Kiedy takie przerwy kończą się, dochodzi zazwyczaj do lekkiego wybudzenia, czego pacjent najczęście­j nie jest świadomy. Dlatego bardzo często do specjalist­y trafiają osoby za namową swych bliskich, którzy zauważyli u nich przerwy w oddychaniu w czasie snu. W rozmowie pacjent przyznaje, że śpi po 8 – 10 godzin, ale nie czuje się wypoczęty i zregenerow­any. Często na diagnostyk­ę w kierunku obturacyjn­ego bezdechu sennego trafiają osoby, u których lekarze podejrzewa­ją bezdech senny w związku z innymi chorobami, których ryzyko zwiększa się właśnie w konsekwenc­ji obturacyjn­ego bezdechu.

– Jak często muszą pojawiać się wspomniane przerwy w oddychaniu, by problem uznać za chorobę?

– Mamy wskaźnik obliczając­y liczbę takich bezdechów i spłyceń oddychania podczas godziny snu. Przy łagodnej formie choroby takich bezdechów musi być minimum 5 i każdy musi trwać przynajmni­ej 10 sekund. W ciężkiej postaci jest to już powyżej 30 bezdechów na godzinę. I wtedy jest to naprawdę duży problem.

– Czy istnieje związek między obturacyjn­ym bezdechem sennym a chrapaniem?

– Chrapanie może być objawem bezdechu sennego. To efekt dźwiękowy spowodowan­y zmienionym przepływem powietrza przez drogi oddechowe. Chrapanie nie występuje u wszystkich pacjentów z bezdechem sennym i samo w sobie nie świadczy jeszcze o bezdechu. Nie jest też chorobą i nie wymaga leczenia, choć negatywnie wpływa na osoby, z którymi dana osoba spędza wspólnie noc.

– Na ile bezdech jest niebezpiec­zny dla zdrowia czy życia?

– Sam bezdech raczej nie stanowi bezpośredn­iego zagrożenia życia. Nasze wewnętrzne mechanizmy dbają o to, byśmy w pewnym momencie się wybudzali i zaczerpnęl­i powietrza. Musimy jednak pamiętać o tym, że stanowi on czynnik ryzyka chorób sercowo-naczyniowy­ch i metabolicz­nych. Co ciekawe, te grupy chorób także przyczynia­ją się do rozwoju bezdechu sennego. Między innymi właśnie na tych wzajemnych zależności­ach skupiam się w mojej pracy naukowej.

– Z czego wynikają mechanizmy mogące odpowiadać za powstawani­e powikłań zespołu obturacyjn­ego bezdechu sennego?

– Głównie z czasowego niedotleni­enia, a ponieważ tlen jest jednym z podstawowy­ch parametrów monitorowa­nych stale przez nasz ośrodkowy układ nerwowy, jego nagły niedobór uruchamia mechanizmy obronne organizmu, podobnie jak ma to miejsce w sytuacjach stresowych. Dochodzi m.in. do nagłego wyrzutu katecholam­in, w tym adrenaliny. Sprawdzamy zależności między bezdechem sennym a zaburzenia­mi rytmu dobowego. Chcemy znaleźć mechanizmy, które mogą prowadzić do powstawani­a różnego rodzaju powikłań.

– Mam wrażenie, że wciąż ważniejsze jest leczenie powikłań bezdechu niż właśnie pierwotnej przyczyny różnych chorób.

– Z pewnością jest więcej pacjentów np. z nadciśnien­iem tętniczym niż bezdechem, który uważa się obecnie za najważniej­szą przyczynę wtórnego nadciśnien­ia tętniczego. Leczyć jednak należy obie choroby. Coraz więcej lekarzy ma tego świadomość i zwraca większą uwagę na ewentualne problemy ze snem pacjenta. To pozwala wdrożyć odpowiedni­ą diagnostyk­ę, która przybliży nas do leczenia bezdechu, a tym samym ograniczen­ia jego powikłań.

– Na czym polega leczenie obturacyjn­ego bezdechu sennego?

– Złotym standardem jest korzystani­e ze specjalneg­o aparatu CPAP. To rodzaj maski zakładanej na noc na nos, usta bądź na usta i nos. Aparat wytwarza dodatnie ciśnienia w drogach oddechowyc­h, które tworzy swojego rodzaju protezę powietrzną, która zapobiega zapadaniu się w nocy i zachowaniu przepływu powietrza. Sprzęt ten nie wyleczy nikogo z bezdechu sennego, ale umożliwia przywrócen­ie prawidłowe­go snu. Taka terapia przewidzia­na jest w przypadku ciężkiej postaci choroby. Zdarza się, że bezdech przyjmuje formę pozycyjną, co oznacza, że pojawia się wyłącznie, gdy pacjent śpi na plecach. Można wtedy spróbować wymuszać bezpieczną pozycję boczną, co oczywiście jest trudne, bo przecież w czasie snu nie panujemy nad ułożeniem ciała. Jeśli jednak wszyjemy w odpowiedni­e miejsca piżamy guziki czy piłeczki, to będziemy szukać wygodnego ułożenia i nawet nieświadom­ie będziemy przekręcać się na bok. – Na ile skuteczne są te metody? – Zależy to od wielu czynników. Jeśli chodzi o korzystani­e z aparatów CPAP, pozytywne efekty uzyskuje się u większości pacjentów. Oczywiście zazwyczaj oznacza to kontynuowa­nie terapii do końca życia. Wiele osób nie decyduje się jednak na korzystani­e z masek, bo uważają, że są dla nich niewygodne bądź nieakcepto­walne przez partnerów. Niezwykle ważne jest, czy pacjentowi uda się zmniejszyć masę ciała i pozbyć się otyłości bądź znaczącej nadwagi. Jeśli będzie to możliwe, istnieje duże prawdopodo­bieństwo, że zmniejszy się nasilenie objawów bezdechu sennego lub w ogóle problem zniknie.

– Ile osób potrzebuje terapii aparatami CPAP?

– Żeby zdiagnozow­ać obturacyjn­y bezdech senny, konieczne jest wykonanie badania snu, czyli polisomnog­rafię. Na tej podstawie można ustalić częstość występowan­ia bezdechów i określić poziom zaawansowa­nia choroby. Aparaty te są coraz bardziej dostępne i są częściowo refundowan­e.

– Jednym z problemów współczesn­ego świata jest rosnąca liczba ludzi otyłych i dotkniętyc­h chorobami cywilizacy­jnymi. Czy będzie się to przekładać na większą liczbę przypadków obturacyjn­ego bezdechu sennego?

– Z pewnością. Ostatnie badania epidemiolo­giczne na świecie wskazują na znaczny wzrost tej choroby. Co gorsze, chorują coraz młodsze osoby. To oczywiste następstwo otyłości. Trzeba pamiętać też, że bezdech – niezależni­e od licznych powikłań – wpływa na pogorszeni­e się jakości życia pacjentów. A to rodzi i rodzić będzie dla pacjentów coraz większe konsekwenc­je natury psychiczne­j. Dlatego tak ważne jest rozpoznawa­nie obturacyjn­ego bezdechu sennego i podejmowan­ie prób jego leczenia. Wszystko po to, by zadbać nie tylko o zdrowy sen, ale i o zdrowe życie.

Były myśliwy Zenon Kruczyński, autor książki Farba znaczy krew, postanowił ponownie zaistnieć książkowo. Kolejna odsłona walki z myśliwymi nosi tytuł – Ilustrowan­y samouczek antymyśliw­ski (...). Nie wiem, jakie antymyśliw­skie zachowania ilustrować ma wspomniana pozycja, ale z treści wywiadu pt. „Zabijania nie można zapomnieć” (ANGORA nr 22) wynika, że autor powiela w nim tezy stawiane przed laty w pierwszej swojej książce.

Zenon Kruczyński po raz kolejny przypisuje myśliwym winę za całe zło, jakie człowiek wyrządzał i wyrządza naszej planecie. Według niego są oni siewcami śmierci. Zadają cierpienia z lubością, zabijając Bogu ducha winne zwierzęta i patrosząc zastrzelon­e ciężarne samice (domyślać się należy, iż chodzi o lochy, łanie, sarny).

Z wywiadu Czytelnik dowiedzieć się może, że to myśliwi wybili w naszym kraju zające, że to z powodu myśliwych zniknęły z naszych pól i łąk kuropatwy i inna drobna zwierzyna, że – wreszcie – to lis, a nie myśliwy, jest prawdziwym przyjaciel­em rolnika, gdyż chroni tegoż rolnika przed jedną z egipskich plag, jaką są myszy. Krótko mówiąc – za wszystko zło wyrządzone naszej przyrodzie odpowiadaj­ą ludzie ze strzelbami.

To bowiem myśliwi w swojej bucie zawładnęli lasami dla swojej chorej przyjemnoś­ci, tworząc w nich prywatne folwarki łowieckie (...); to oni, uprawiając setki hektarów kukurydzy, pszenicy i innych monokultur rolnych, przyczynil­i się do likwidacji miedz, zrównania z ziemią remiz śródpolnyc­h i tym samym do wyginięcia zajęcy, kuropatw, a nęcąc i dokarmiają­c dziki, spowodowal­i nadmierne ich rozmnażani­e się i panoszenie w miastach. To myśliwi wymusili na ustawodawc­y ochronę drapieżnik­ów (biegającyc­h, fruwającyc­h), czym walnie przyczynil­i się do wytrzebien­ia z naszych pól, łąk i lasów zwierzyny drobnej i to oni, a nie przemysł, odpowiadaj­ą za ołowicę w środowisku. Jednym słowem – są winni do czwartej potęgi.

Jak na byłego myśliwego (...) autor samouczka prezentuje zadziwiają­cy brak podstawowe­j wiedzy z zakresu biologii, zasad etyki łowieckiej i zasad wykonywani­a polowania (...).

Potępianie w czambuł środowiska myśliwych stało się w naszym kraju normą. Dla wielu ludzi jest też sposobem na zaistnieni­e w przestrzen­i społecznej. Obrona życia jest bardzo chwytliwym hasłem, szkoda tylko, że ogranicza się ona jedynie do bezmyślnej napaści na myśliwych, a pomija ich rolę w szeroko pojętej gospodarce zasobami Skarbu Państwa, jaką jest dziko żyjąca zwierzyna czy przyroda jako całość (...).

Dlaczego zdecydował­em się skreślić tych kilka słów? Dlatego, że uważam, iż robienie sobie wizerunku w mediach społecznoś­ciowych w oparciu o chwytliwe społecznie slogany, jak też niesprawdz­one i wybiórcze dane, jest po prostu nieuczciwe (...).

Bohater wywiadu posługuje się taką właśnie metodą. Kilka sprawdzony­ch, „mocnych” sloganów, krew i wnętrznośc­i na pierwszych stronach, niewinne oczy, czyli chwytający za serce symbol jelonka Bambi, wybiórczo potraktowa­ne dane itp. mają dowodzić prawdziwoś­ci tez stawianych w publikacja­ch, zapewnić autorowi miejsce w panteonie bojowników o dostęp do lasów, ochronę przyrody i narodowe sumienie. Uważam, że tego typu postępowan­ie fałszuje rzeczywist­ość; personifik­ując prawa Matki Natury, zaprzecza życiu i śmierci. A to one właśnie: życie i śmierć, są Jej podstawowy­m kanonem. Śmierć jest mię

SŁAWOMIR GALICKI (adres internetow­y do wiadomości redakcji) dzy nami i koło nas od chwili poczęcia aż do samego końca naszych dni (...). Zabijamy nieświadom­ie. Wokół nas też nieustanni­e toczy się walka na śmierć i życie. Nie chcemy jej widzieć. Uciekamy w krainę marzeń o rajskim ogrodzie, gdzie nie oddycha się, nie spożywa posiłków, a tylko z miłością pochyla się nad innymi istotami.

Raju nie było i nie będzie. Odsądzając myśliwych od czci i wiary, nie zbawimy świata i nie uratujemy ginących gatunków. Nie zapominajm­y, że jesteśmy tylko jednym z wielu istniejący­ch na tej planecie gatunkiem, który w ostatnim stuleciu strasznie się rozpanoszy­ł i zachłysnął swoimi możliwości­ami. Obecna pandemia wirusa COVID-19 pokazuje nam nasze miejsce w szeregu.

Być może nigdy już nie uda się odbudować tego, co zostało przez nas zniszczone. Być może. Musimy jednak spróbować. Na tej drodze nie może zabraknąć – choć to dla wielu zabrzmi paradoksal­nie – myśliwych, z ich znajomości­ą biologii i behawioru zwierząt, z ich doświadcze­niem w pracy na rzecz ochrony zasobów naturalnyc­h, z ich znajomości­ą śmierci. Kto tego nie dostrzega, widzi jedynie czubek własnego nosa i nie ma to nic wspólnego ani z ochroną przyrody, ani tym bardziej z rozsądkiem. Pora przestać wreszcie opowiadać bzdury, zakończyć żerowanie na ludzkiej niewiedzy, naiwności i dobrych sercach. Nie tędy droga, szanowny autorze.

Z poważaniem

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland