Angora

A z czym na wieś?

-

W 22. numerze ANGORY Czytelnik w liście pt. „Podaj dalej” zaproponow­ał, aby gazetę codzienną, tygodnik lub miesięczni­k po przeczytan­iu zostawić na ławce w parku, klatce schodowej bloku, na przystanku tramwajowy­m lub autobusowy­m w nadziei, że ktoś weźmie i przeczyta, dając odpór temu teflonowem­u badziewiu, jakie serwuje rządowa propaganda gazetowa i telewizyjn­a. Idea jak najbardzie­j słuszna, ale czy realna? Czy to, co nas zaintereso­wało, np. jakie przekręty robi władza na różnych szczeblach, zainteresu­je zaczadzone­go do granic możliwości umysłowych pisowskieg­o zwolennika w liczbie niemal stałej 8 – 9 mln? Jestem pewny, że nie. W mieście może to się udać, a i to nie jest oczywiste, zwłaszcza tam, gdzie zaraz jakaś babcia zacznie mówić coś o zaśmiecani­u. Czy ktoś widział młodych ludzi czytającyc­h gazetę w parku? Rodzynki. W połowie domów miejskich, gdzie nie ma emerytów, telewizora wcale już nie ma. Królują internet – wcale nie za darmo – i chodzące po pasach ulic zombie ze słuchawkam­i w uszach – to jest miejski widok, gdy tylko zrobi się ciepło. Taka jest rzeczywist­ość dzisiaj, co nie oznacza, że – jak słusznie zauważył Czytelnik – nie trzeba będzie ze słowem drukowanym zejść do podziemia, drukować, kolportowa­ć, rozrzucać, podrzucać, wsuwać pod drzwi, przyklejać, aby zaczadzony­ch odtruć.

A kto temu winien, że czas już pomyśleć o podziemnej bibule? Najprostsz­a odpowiedź brzmi – my sami. Takie sobie wybieraliś­my kolejne władze, od kiedy zachłysnęl­iśmy się wolnością, a one na różne sposoby, różnymi, mniej lub bardziej nachalnymi, metodami podporządk­owywały sobie media. Ponoć wolne, jako czwarta władza mająca patrzeć rządzącym na ręce. Czy dzisiejszy 30-latek wie, z czym kojarzyć sławne niegdyś „lub czasopisma” autorstwa pani Jakubowski­ej? Na stu może jeden, i to student dziennikar­stwa na porządnej, jeszcze niespacyfi­kowanej przez pana Czarnka uczelni.

Jest jednak jeszcze druga strona tego medialnego medalu. To kasa. Dziś wiedza o prawdzie ma już swoją cenę i skoro chcesz znać prawdę i wiedzieć, to płać. Przykłady? Podam tylko dwa. Pierwszy – Radio Zet nadawało niegdyś rankiem 20-minutowe rozmowy ze znanymi politykami. Raptem pewnego dnia, jadąc autem do pracy, słyszę po 10 minutach, że „ciąg dalszy rozmowy w internecie”. A skoro tak, to muszę go kupić, ale jak słuchać w aucie? No jasne. Kolejny wydatek. Drugi przykład to telewizja TVN i TVN24, a zwłaszcza ta druga – wprowadzaj­ąca dopisek „GO” do popularnyc­h programów obnażający­ch niegodziwo­ści władzy i jej działania niezgodne z prawem. Czyli znowu: chcesz wiedzieć, co dalej? – płać. Niby niewiele, ale nie każdy ma ochotę płacić, ponieważ po jakimś czasie i tak się dowiemy z innych źródeł. O coraz wyższych cenach dzienników i tygodników lepiej nie wspominać.

A co z docieranie­m informacji o przekrętac­h władzy na wieś? Lokalne przekręty władzy są lepiej znane niż tej centralnej, bo ludzie się znają i takie informacje rozgłaszaj­ą. Kioski z gazetami zlikwidowa­no, a prywatny właściciel sklepiku wiejskiego z chlebem i kiełbasą z gazet zamawia te, które chce, ale również musi uważać, co zamawia, by nie narazić się miejscowem­u proboszczo­wi. Pozostaje... bibuła z podziemia. Czy i na wsi się przyjmie? Chyba tylko wówczas, gdy internet będzie odcięty, choć na razie jeszcze nie wszędzie jest dostępny.

W tej znanej z okupacji nielegalne­j bibule są ważne dziś pytania. Kto i w jakim celu te treści zawarte w ulotkach będzie tworzył? Czy ludzie na wsi w treści ulotek uwierzą? Część być może tak, ponieważ większość pracuje w miastach i ich sposób postrzegan­ia rzeczywist­ości już tak bardzo nie odbiega od mieszczuch­ów. I w tym jest nadzieja na normalność w postrzegan­iu naszej rzeczywist­ości. JAN ze wsi (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland