Długi cień Auschwitz
Na terenie Uniwersytetu w Berlinie podczas prac wykopaliskowych znaleziono ludzkie kości. Najprawdopodobniej to szczątki ofiar doktora Mengele. Władze uczelni chcą wyciszyć sprawę, więc zakazują dalszych prac.
Ludzkie kości po raz pierwszy znaleziono na terenie Wolnego Uniwersytetu Berlin (Freie Universität Berlin) latem 2014 roku. Podczas prac budowlanych w pobliżu biblioteki robotnicy natknęli się na dół wypełniony kośćmi. Brygadzista wezwał policję. Funkcjonariusze poinformowali rektora o znalezisku oraz rutynowo sfotografowali ludzkie szczątki. Zdjęcia przekazano do Instytutu Medycyny Sądowej przy klinice Charité. Po zbadaniu znaleziska eksperci ustalili, że „zabezpieczone kości są szczątkami ludzkimi co najmniej 15 osób i od kilkudziesięciu lat znajdują się pod ziemią”. Ponadto między kośćmi znaleziono 10 plastikowych przywieszek w różnych kolorach z odręcznie napisanymi numerami.
Wszystko przemawiało za tym, że to szczątki ofiar z obozu Auschwitz-Birkenau. Pracujący w obozie w latach 1943 – 1944 lekarz Josef Mengele wysyłał jako „materiał naukowy” niezliczone ilości ludzkich ciał do znajdującego się wtedy na terenie uniwersytetu Instytutu Cesarza Wilhelma ds. Dziedziczności, Antropologii i Eugeniki, podaje „Tageszeitung”. Wiedziały o tym ówczesne władze uczelni. Jak podaje „Berliner Zeitung”, rektor FU świadomie nie poinformował władz ani opinii publicznej o znaczeniu znaleziska. Uczelnia walczyła wtedy o tytuł „Uniwersytetu Doskonałości” i słowa, takie jak: „Mengele”, „pomordowani Żydzi” czy „Auschwitz” uznano za „nieodpowiednie w tym kontekście”, twierdzi gazeta. Zamiast tego odnalezione szczątki bez przeprowadzenia badań zostały w grudniu 2014 roku spalone w krematorium, a prochy „anonimowo” zakopane. Aby upewnić się, że na terenie kampusu nie ma innych szczątków ludzkich, władze FU zgodziły się na dalsze niewielkie wykopaliska. Prace podjęto w sierpniu i listopadzie 2015 roku oraz ponownie od lipca do sierpnia 2016 roku. Archeolodzy odkryli nowe miejsce z zaskakująco dużą liczbą kości, donosi „Tagesspiegel”. Znalezisko odkryto na głębokości dwóch metrów pod ziemią. Dziś w pobliżu znajdują się schody do wyjścia awaryjnego z biblioteki uniwersyteckiej.
Od 2015 roku pracami wykopaliskowymi kieruje doświadczona archeolog prof. Susan Pollock. – To jest emocjonalnie bardzo trudne i stresujące – mówi – ponieważ pewne jest, że istniał związek między instytutem a obozem koncentracyjnym w Auschwitz. W sumie na terenie FU znaleziono 16 tys. fragmentów kości. Jak podaje „Berliner Zeitung”, władze FU dopiero w lutym 2021 roku przedstawiły niektóre wyniki badań na platformie Zoom. – Tylko dzięki zaangażowaniu archeologów, ich wiedzy i doświadczeniu mamy nowe i istotne informacje w tej sprawie. Natomiast obecny rektor Günter M. Ziegler chciałby, aby teren wykopalisk jak najszybciej porósł trawą – pisze gazeta. Rektor zablokował dalsze wykopaliska proponowane przez archeologów z jego własnej uczelni. Zamiast rzetelnych informacji obiecał małą ceremonię pamięci i kilka paneli wyjaśniających o nieznanej dotąd treści.
Odwracając uwagę od narodowosocjalistycznej zbrodni, władze uczelni wielokrotnie twierdziły (a ostatnio coraz częściej), że znaleziska mogą pochodzić także z czasów... kolonialnych. Instytut Cesarza Wilhelma rzeczywiście posiadał takie zbiory, skompletowane przez antropologa Felixa von Luschana, jednak w 1943 roku zostały one przeniesione do północnej Hesji, gdzie przetrwały wojnę.
Pojawia się pytanie: co dalej ze znalezionymi na terenie FU szczątkami? – Najważniejsze, by te kości zostały potraktowane z godnością – mówi Susan Pollock. Badacze nawiązali kontakt z Centralną Radą Żydów w Niemczech oraz Centralną Radą Sinti i Romów. Dalsze kroki będą koordynowane z przedstawicielami ofiar, zrzeszonymi w obu organizacjach. (LS)