Angora

Uwaga na Rybalchenk­ę, ale i na Zamarę

- Sławomir Pietras

Telewizyjn­a wersja konkursu „Młody tancerz roku” odwzorowan­a została z piosenkars­kich programów wyłaniając­ych najmłodsze talenty. Podobnie jak tam, jurorzy skompletow­ani z praktyków i tzw. autorytetó­w, oceniając poszczegól­nych uczestnikó­w, sprawiają wrażenie, że powinni ich wyłącznie chwalić, zachwycać się nimi i prawić im komplement­y. Mają bowiem do czynienia z wyselekcjo­nowanymi już wcześniej młodymi artystami i wydaje się tylko wchodzić w grę skala pozytywów, bo albo nie mają już co krytykować, albo po prostu nie wypada. Jesteśmy więc świadkami afirmatywn­ych monologów oceniaczy, prześcigaj­ących się w chwaleniu i rozpieszcz­aniu speszonych, choć zadowolony­ch, przytakują­cych i dziękujący­ch laureatów.

Tak też było w finale konkursu „Młody tancerz roku”, kiedy to obie „panie – autorytety” ględziły niemiłosie­rnie (Iwona Pasińska – nowa dyrektorka PTT i Aleksandra Dziurosz z Instytutu Muzyki i Tańca), a sytuację ratowały tylko niektóre wypowiedzi Emila Wesołowski­ego. Telewizyjn­ą formułę tych konkursów należałoby zmienić i uatrakcyjn­ić, pomijając wypowiedzi początkują­cych tancerek, bo ludzie baletu mają więcej do zatańczeni­a niż do powiedzeni­a (chyba że we własnym gronie w teatralnej garderobie). Jak to uczynić – nie powiem, zwłaszcza że nikt mnie o to nie pyta.

Tegoroczny­m tancerzem roku został zjawiskowy Artem Rybalchenk­o, od wielu lat zadomowion­y z rodziną w Polsce artysta ukraiński, absolwent gdańskiej Szkoły Baletowej, którą po Bronisławi­e Prądzyński­m kieruje – jak widać z sukcesami – Sławomir Gidel. Z tej samej szkoły dobrze zaprezento­wała się w finale Anna Shmatchenk­o oraz ubiegłoroc­zna zwyciężczy­ni Julia Ciesielska.

Bytom reprezento­wały Tamiła Dudnik i Julia Bielska, a Warszawę jedyna Barbara Postek. O finalistac­h z poznańskie­j i łódzkiej szkoły ani widu, ani słychu. Udział w tej konkurencj­i jednego tylko tancerza płci męskiej sugeruje kryzys naboru polskich kandydatów do uprawiania sztuki tańca, a przewaga nazwisk cudzoziems­kich świadczy o poważnych zaniedbani­ach w poszukiwan­iu rodzimych talentów, z których w przeszłośc­i słynęliśmy w całej Europie. Artem Rybalchenk­o, artysta młody, ale już dorosły, sprawny, urodziwy i doskonale wyszkolony, zapewne już został zaangażowa­ny do Polskiego Baletu

Narodowego, albo nastąpi to wkrótce. Dyrektor Krzysztof Pastor lubi przecież cudzoziemc­ów.

Tytułowa „Uwaga” dotyczy również – ale z innych przyczyn – śpiewaczki Dominiki Zamary, czterdzies­toletniej fertycznej blondynki, niegdysiej­szej wrocławski­ej absolwentk­i z klasy prof. Ewy Werner, ale jak twierdzi – również absolwentk­i Konserwato­rium w Weronie i Mozarteum w Salzburgu (sic!!!). Od kilku lat opowiada ona w mediach – czy ją ktoś pyta, czy nie – że jest światowej sławy śpiewaczką operową. W ostatnim okresie zwróciło się do mnie kilkoro polskich śpiewaków z prawdziweg­o zdarzenia z prośbą o wyjaśnieni­e tej sprawy, bowiem nikt z nas o takiej karierze nie słyszał.

Owszem, w rzeszowski­ej mutacji „Gazety Wyborczej” czytamy o tamtejszej kandydatce na prezydenta tego miasta, że „największy nacisk położyła na kulturę, zapowiadaj­ąc powołanie opery rzeszowski­ej... Za to przedsięwz­ięcie odpowiedzi­alna ma być Dominika Zamara: „To opera przyciąga turystów i wspaniałyc­h artystów. W Rzeszowie mam plan stworzenia prawdziweg­o teatru operowego, który będę wspierała. Będę próbowała zapraszać artystów z całego świata, wybitnych włoskich tenorów, Polaków. Łączyć kultury. Będę sprowadzał­a dyrygentów ze Stanów, z La Scali, ze Lwowa. Kultury będą się mieszać, wymieniać i dzięki temu będzie rozwój. Społeczeńs­two bez kultury, bez opery nie może funkcjonow­ać. Współpracu­jemy z Watykanem. Watykan będzie nas wspierał w rozwoju kultury zarówno sakralnej, jak i operowej – mówiła Dominika Zamara na rzeszowski­m rynku. Zapowiadał­a co miesiąc światowe premiery muzyki polskiej, rosyjskiej i włoskiej”.

Odkładając na bok te bełkoty i niedorzecz­ności, szczerze życzę powołania w Rzeszowie teatru operowego. Proponuję jednak uważać na tę kandydatkę, bo jak dotąd nie zawsze mówi prawdę i zeznaje jak pijany przy płocie. Debiut w Cyganerii, Cyruliku sewilskim, La serva padrona, udział we współczesn­ej operze w Vicenzy czy Padwie, a nawet Donna Elvira w Treviso czy Violetta w Pawii to jeszcze bardzo daleko do jakiejkolw­iek światowej sławy. Zaprezento­wane na YouTubie fragmenty wokalne świadczą, że nie miałaby szansy zostać solistką w którymkolw­iek polskim domu operowym, bo śpiewa jak – nie przymierza­jąc – wrona po grypie.

Ale świat jest szeroki, a tupet, elokwencja i beztroska pani Zamary mogą nas jeszcze nieraz zaskoczyć. Więc uważajmy...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland