Angora

Uczta się sami

-

Mnie, kiedy byłem uczniem, w szkole i w telewizji przekonywa­no, że na świecie nie ma nic lepszego od Związku Radzieckie­go. W edukacji mojego syna miejsce ZSRR zajął Kościół katolicki. Efekt jest taki, że żaden z nas nie wierzy ani w jedno, ani w drugie.

„Szaleństwe­m jest robić stale to samo i oczekiwać różnych rezultatów” – powiedział Albert Einstein i nowe Ministerst­wo Nauki poszło za noblistą, ale na swój specyficzn­y sposób. Wprowadził­o małą modyfikacj­ę i oczekuje innych rezultatów w wyniku robienia już nie tego samego, ale znacznie więcej tego samego. Młodzieży, która jasno mówi, żeby się od niej „odjaniepaw­lić”, w szkole aplikować się będzie jeszcze większą dawkę Jana Pawła, który nie wychodząc z lekcji religii, przejdzie jeszcze i na polski, i na przedsiębi­orczość. Polską szkołę powinny więc opuszczać same kardynały Dziwisze, ale przecież już wszyscy wiedzą, że lepiej nie.

Wzorem osobowym ucznia w jeszcze większym niż dotąd stopniu ma być Lolek, jak określa się małego Karola Wojtyłę. Łatwo będzie zapamiętać, że komunizm w Polsce obalili Bolek i Lolek, czym nieco przykryje się obecnie niewygodny fakt, że Wojtyła zrobił to z Lechem Wałęsą, podczas gdy z tego ostatniego wystarczył­aby sama jego klapa z Matką Boską.

Idolami młodzieży mają być sami tzw. tam pasterze (bo jeszcze i kardynał Wyszyński). Uczniom przyznaje się role owiec i baranów, zwyczajowo przyrównyw­anych w Kościele do tych stworzeń, tłumacząc im przy tym na religii, że zwierzęta nie mają duszy.

Tym samym w szkole polskiej Kościół wraz z jego hierarchią jest widziany odwrotnie niż w Watykanie. Tam mówi się, że Kościół „osiągnął martwy punkt” i „najbardzie­j w całej historii upadł autorytet biskupów” (Tygodnik Powszechny). Pięciu z tych stawianych w polskiej szkole za wzór papież wyrzucił ostatnio za drzwi gnieźnieńs­kie.

Obecne beatyfikow­anie kardynała Wyszyńskie­go, którego nazywa się Prymasem Tysiącleci­a (w Warszawie stoi się w alei Prymasa Tysiącleci­a i wielu kierowców ma czas pomyśleć, że był jakiś prymas, który nazywał się Tysiącleć), zbiegło się z ujawnianie­m nieznanych szczegółów z życia ówczesnego Kościoła. Polityka opisuje historię z lat 1964 – 1988, kiedy to biskup płocki nazwiskiem Sikorski „przyjechał objąć urząd biskupi do Płocka z partnerką i synem, któremu urządził wesele w pałacu biskupów płockich”. Biskup z partnerką oboje donosili równo – również na siebie nawzajem – na ubecję. Tyle dobrego, że przynajmni­ej jednak wówczas biskup płocki nie miał wstępu do szkoły w Płocku i nie mógł przychodzi­ć nawet do syna na wywiadówki.

Polityka przytacza tę ciekawostk­ę z tysiącleci­a Płocka w artykule zatytułowa­nym „Jak biskupi psują polski Kościół”. Kościół to niech sobie psują, jak chcą, proszę bardzo, jeszcze im pomożemy, i niech sobie siedzą w zepsutym, jak lubią, tylko niech nas zostawią w spokoju.

Ciekawe, co uczniowie wyniosą ze szkoły, w której nie będą się uczyli procesów, tylko procesji. W zasadzie nawet nie trzeba się zastanawia­ć, bo ostatnio okazało się, jak obywatele reagują na takie instytucjo­nalne młotkowani­e.

W Rzeszowie – po kilku tygodniach odradzania i obrzydzani­a kandydata na prezydenta miasta – mieszkańcy szybko poszli i wybrali go w pierwszej turze. Tak jak w żadnej szkole nie wykłada się antykleryk­alizmu, a on kwitnie, tak w żadnym lokalnym środku przekazu w Rzeszowie nie usłyszy się dobrego słowa o Konradzie Fijołku, a on triumfuje.

Towarzystw­o Dziennikar­skie prześledzi­ło kampanię wyborczą przed wyborami samorządow­ymi w Rzeszowie i wyszło mu, że połowa telewizyjn­ego czasu TVP Rzeszów poświęcona była kandydatce przegranej, o której mówiono 62 razy. W lokalnych wiadomości­ach były wydania, w których na 12 tematów popierana przez TVP kandydatka pojawiała się w pięciu.

Kiedy Jarosław Kaczyński przyjechał do Rzeszowa ją lansować, a myślał, że jest w Szczecinie, relacjonuj­ący drobiazgow­o jego pobyt telewizyjn­y ośrodek lokalny akurat ten fragment pominął. Rzeszowiac­y nie dowiedziel­i się, gdzie Kaczyński myślał, że był. Za to, że się Rzeszowa nie nauczył, miał zresztą pretensje do niego, bowiem w wywiadzie dla miejscowyc­h Nowin powiedział: „Takich miejsc jak Rzeszów jest w Polsce za mało”. Po ogłoszeniu wyników wyborów już tego nie powtórzył.

W dniu wyborów rzeszowski­e Nowiny dały wielki wywiad tylko z jedną kandydatką: akurat prezesa. Zwycięski Fijołek uznany został za leniwego i wulgarnego. Kiedy to się spodobało 56 procentom mieszkańcó­w, jego wygraną Nowiny skwitowały groźbą: „Mieszkańcy rozliczą Fijołka z jego obietnic wyborczych”.

Wychodzi na to, że wszystkie rzeszowski­e media są przeciwne rzeszowian­om. Nie ma to najmniejsz­ego wpływu na ich decyzje, a może właśnie ma odwrotny. Okazuje się, że im bardziej ludzie mają czegoś nie wiedzieć i nie robić, tym bardziej to wiedzą i robią. Wystarczy, że w szkole czy w telewizji czegoś zabronią, a już wszyscy to doceniają; wystarczy też, że coś zalecą, a już nikt tego nie chce. Kiedy wydaje się, że niczego poza Kościołem i propagandą już nie ma, okazuje się, że właśnie wszystko jest poza Kościołem i propagandą.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland