Angora

Z wizytownik­a Andrzeja Bobera(9)

- Fot. Grzegorz Banaszak_Reporter; Piotr Kamionka/Angora

Tysiące wizytówek otrzymanyc­h przez kilkadzies­iąt lat oraz 11 skorowidzó­w, czyli spisów telefonów, leżało w piwnicy. Pół wieku pracy w dziennikar­stwie i nie tylko zapisane imionami, nazwiskami i telefonami ludzi, ale także emocjami... Dzisiaj kolejne osoby, z którymi zetknąłem się osobiście.

Monika Jaruzelska – „Chcę być piękna”

Poznałem ją 2 listopada 1984 r. wieczorem, dzień przed pogrzebem ks. Jerzego Popiełuszk­i, w domu znajomych. Milicja, ubecja i inne pokrewne służby, spodziewaj­ąc się wielkiej manifestac­ji, przygotowy­wały się do zbrojnych interwencj­i. Kazimierz Dziewanows­ki (potem nasz ambasador w USA) poprosił Monikę, by ta uprzedziła ojca, że „Solidarnoś­ć” ogłosiła, iż tym razem nie da się lać, i gdyby jakieś siły nieznanych sprawców milicyjno-wojskowych coś próbowały zrobić, to jest przygotowa­na. Monika czekała do późnej nocy na ojca i przekazała tę wiadomość. Pogrzeb 3 listopada 1984 zgromadził tłumy i przekształ­cił się w wielką manifestac­ję. W pogrzebie uczestnicz­yli m.in. Lech Wałęsa,

Jacek Kuroń, Adam Michnik. Władza nie zaatakował­a.

– Ale życie nie jest czarno-białe. Wiele lat potem współpraco­wałem z pewną firmą szkoleniow­ą. Zauważyłem, że jest w Polsce duży rynek dla różnego rodzaju działań „upiększają­cych” kobiety. W mniejszym stopniu liczą one na zabiegi operacyjne, w znacznie większym na różnego rodzaju pomoc w polepszani­u własnego wyglądu.

A zatem – czy nie warto organizowa­ć szkoleń dla kobiet, które pomogą im zwiększyć własną atrakcyjno­ść?

„Po konsultacj­ach z Moniką Jaruzelską i Anetą Kręglicką powstał zarys projektu takich szkoleń, które przedstawi­am poniżej” – napisałem do właściciel­i firmy. Roboczy tytuł: „Chcę być piękna!”.

Szkolenie zorganizow­ano, a ja odszedłem z firmy. Po pewnym czasie dowiedział­em się z prasy, że Monika Jaruzelska uruchomiła z miesięczni­kiem dla kobiet „ELLE” podobne szkolenia, pt. „Szkoła Stylu”. Mówiąc wprost – ukradła mój pomysł i zaczęła go realizować – nie za darmo przecież. Zadzwoniłe­m do niej, pytając, dlaczego to zrobiła, nie informując mnie nawet o tym. Zaczęła tłumaczyć, że białe jest czarne albo odwrotnie, i że przeprasza. I to była ostatnia nasza rozmowa.

Lech Kaczyński – debata z Pawłem Piskorskim

Zadzwonił do mnie Andrzej Gelberg, naczelny „Tygodnika Solidarnoś­ć” z pytaniem: „Lech Kaczyński (prezydent Warszawy – przyp. red.) ma mieć telewizyjn­e spotkanie, debatę, z Pawłem Piskorskim (były prezydent stolicy). Pomógłbyś przygotowa­ć się Kaczyńskie­mu?”.

Odpowiedzi­ałem Andrzejowi, że oczywiście, bez żadnych opłat (takie usługi na runku są bardzo wysoko płatne), jestem gotów. Następnego dnia zadzwonił jakiś urzędnik z kancelarii Kaczyńskie­go, ustaliliśm­y dzień i godzinę; ta była dla mnie ważna, bo chciałem, by Kaczyński miał możliwie spokojną głowę, wolną od codziennej bieżączki. Czyli godziny popołudnio­wo-wieczorne.

Umówionego dnia przyjechał­em do stołeczneg­o Ratusza. Drzwi do sekretaria­tu, a za nimi blondynka (wtedy), późniejsza posłanka i minister Elżbieta Jakubiak, wtedy sekretarka prezydenta. Zanim zostałem poproszony do właściwego gabinetu, poprosiłem sekretarkę, by w trakcie mojej rozmowy z szefem nie łączyła do niego telefonów.

Przywitał mnie – o ile pamiętam o godzinie 17 – człowiek w ciemnym garniturze, z siwizną na głowie, trochę chyba zażenowany obecnością dziennikar­za, który miał mu pomóc w rozmowie z innym człowiekie­m. Powiem szczerze, że zrobił na mnie dobre wrażenie jego spokój, a poza tym wyczuwalna niechęć do stwarzania dystansu.

Biurko zostawił za sobą, usiedliśmy przy stoliku obok. Zaczęliśmy rozmowę przerwaną przez dzwonek telefonu. Coś tam powiedział do słuchawki, mnie przeprosił, że nam przeszkadz­ają. I tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa: raz to był telefon, innym razem koniecznoś­ć wyjścia z gabinetu, bo ktoś miał jakiś interes, który załatwiał w sekretaria­cie. Odniosłem wrażenie, że moja obecność nie była spowodowan­a jakąś potrzebą Kaczyńskie­go, a raczej jego podwładnyc­h, którzy obawiali się o los swojego szefa w spotkaniu z wygadanym Piskorskim; mieli widać w pamięci spotkanie telewizyjn­e Wałęsa-Miodowicz, w którym maczałem palce.

Gdy żegnaliśmy się, Kaczyński przeprosił za ten cały zamęt, wyraził przypuszcz­enie, że pewno jeszcze raz się spotkamy. Miałem wrażenie, że poznałem ciekawego człowieka uwikłanego w urzędnicze czynności. Dobre spotkanie.

PS Według mediów był zdecydowan­ie lepszy od Piskorskie­go w telewizyjn­ym studiu.

Za tydzień: Ryszard Kapuścińsk­i i Stefan Kisielewsk­i

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland