Angora

Comber i co dalej...

- Marek Brzeziński PROPONUJE

To przepyszna część jagnięciny. Często nazywana częścią krzyżową. Najczęście­j wspomina się o tym mięsie w kontekście dziczyzny, na przykład saren, ale także królików. Ale i „comber” jagnięcy to duże wyzwanie kulinarne i wielka pychota.

Jagnięcina to obok polędwicy z sarny najbardzie­j delikatny i soczysty kawałek mięsa. Nie ma się zatem co dziwić, że we Francji uchodzi ona za „królewskie danie”, godne nie tylko wielkanocn­ego stołu, bo to już tradycja, ale każdego, choćby niedzielne­go. Można ją dusić, smażyć, grillować, podawać sauté – a zawsze będzie pysznym posiłkiem i zachwyci biesiadnik­ów. Nawiasem mówiąc, o ile gicz to „świąteczny” gość na francuskim półmisku, o tyle kotleciki znacznie częściej trafiają na talerze czy to w domach, czy w restauracj­ach. Podaje się je ze szpinakiem i plasterkie­m cytryny. To tak zwany przepis zataar pochodzący z Bliskiego Wschodu. Tam mięso i ryby posypuje się mieszanką sezamu, jadalnego sumaka i suszonego tymianku, zanim wsadzi się je do pieca, piekarnika czy położy na patelni lub na grillu. W innym przypadku można zaproponow­ać jagnięcinę w sosie musztardow­ym, a do tego świeży groszek na parze i świeżą rukolę z vinaigrett­e. A jak pyszne są polędwiczk­i jagnięce marynowane w czerwonym winie, do którego dodaje się brązowego cukru z trzciny, oliwy z oliwek, starannie poszatkowa­nych igiełek z rozmarynu i trzech ząbków czosnku! Ale my na razie zostawmy kotleciki na boku. Dzisiaj bierzemy się za comber. Na kotleciki kolej przyjdzie później.

A teraz do dzieła

Mięso nie może być „rzeźkie”, z lodówki. Trzeba je wcześniej wyjąć, aby doszło do temperatur­y pokojowej. Kości ostrym nożem do mięsa oczyszczam­y z tłuszczu. Dobrze byłoby mięso naciąć. Nie do końca. Tak po kilka centymetró­w między kośćmi. W comber wcieramy tarty tymianek. Dodajemy otarte z drewnianej „nóżki” kawałki rozmarynu. I to w obfitej ilości. Dwie gałązki rozmarynu układamy na boku – pójdą z combrem do piekarnika w towarzystw­ie dwóch czy trzech strączków pieprzu cayenne. Możemy do tego „ziołowego towarzystw­a” dorzucić kilka ziaren jałowca i pieprzu syczuański­ego. W mięso wcieramy grubą sól morską. I na gęsim tłuszczu podsmażamy, ustawiając kostkami do góry. To dosłownie błysk. Kilka minut i bęc, przewracam­y na drugą stronę. Teraz piekarnik. Góra 150 stopni Celsjusza i nie dłużej niż 15 minut. Bo mięso nie może być wysmażone na podeszwę, ale soczyste i różowe po nacięciu nożem.

Jak to najlepiej sprawdzić? Kciukiem. Jak naciśniemy i delikatnie się ugina, to jest znakomite. Jak stawia opór, to już trzymaliśm­y je za długo. Odradzam z całego serca dziurawien­ie mięsa termometre­m. To sprawi, że część jego soków wypłynie. Po wyjęciu z piekarnika powinno się odstawić je na minimum 10 minut w ciepłe miejsce – pod folią, bo ono musi „dojrzeć”. W żadnym wypadku nie wolno go gorącego podawać od razu na stół. I dopiero wtedy, po takim odpoczynku, kroimy je w kotleciki. Pachnie ziołami. Jest pełne smaku. Mięciutkie. Różowe. Rozpływa się w ustach. Można je podawać z plasterkam­i nektarynek, z malinami albo na przykład z kawałkami mango, a pysznie by było z żurawiną – niestety, we Francji niedostępn­ą. Do tego wspaniale pasuje ryż albo obecna od pewnego czasu we francuskic­h sklepach kasza. Mogą być i ziemniaczk­i. A co do wina... W kielichach powinien się pojawić czerwony, wytrawny trunek. Może być... argentyńsk­i Malbec. Ma niezwykle aromatyczn­y bukiet, jest jak kwiecisty dywan z Bliskiego Wschodu. Bogactwo smaków do jagnięciny wyśmienici­e pasuje.

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland