Co to będzie, co to będzie...
Kiedy wysłuchałem cierpliwie tego, co mieli do powiedzenia znani nam Panowie w sprawie Polskiego Ładu, ten długodystansowy bieg obliczony na wiele lat w celu uporządkowania tego ponoć bezładu, który sami sobie wypracowaliśmy, przypomniał mi fraszkę Jana Sztaudyngera: Najkrótsze nóżki u kłamstwa i kaczuszki. Ci Panowie myślą, że my nie myślimy i nie wiemy, że: Tam, gdzie każdy kradnie, ten uczciwy, kto nie wpadnie – tego samego autora. Czy uczciwy jest Pan Banaś, który błaga już UE o ratunek, bo go koledzy szykanują? Nie wiem.
Zmarły w 1988 r., a więc rok przed początkiem naszych przemian ustrojowych, Jonasz Kofta zadał pytanie: Czy świat się zmieni, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy wkurwieni? Tak, zmienił się. U nas również są zmiany, tylko tamci młodzi „wk...i” są dziś już starzy oraz tak podzieleni i na tyle części, że należało to wreszcie pokazać w logo Polskiego Ładu. Jedni mówią, że to polska pizza, a jeszcze inni wskazują na pajęczą sieć powiązań lub ślad na szybie po przelocie kuli z kałacha.
Zatem czeka nas świetlista janosikowa przyszłość? Bo jak zabiorą bogatym (broń Boże swoim!) i dadzą biednym, będziemy bardzo szczęśliwi i skoro prezesowi (mała litera zamierzona!) chodzi o dobro Polek i Polaków, to jak najszybciej chowajmy nasze własne dobro. Te tony wyborczej kiełbasy wjechały tak szybko, że jest jeszcze nadzieja na porośnięcie jej pleśnią w 2023 r. Chyba że o jej świeżość zadba nasz pierwszy komiwojażer propagandy, niestrudzony, pracujący od dziecka z kosą i znawca prawie wszystkich zawodów, milioner premier Mateusz Morawiecki. Uzbrojony w busik z logo Polskiego Ładu jeździ po kraju, rozdając talony na wyborcze baseny w każdej wsi i tamże linie kolejowe lub autobusowe. Tłumaczy cierpliwie, jak to jest z tą chałupą bez pozwolenia na 70 metrów kwadratowych i jak powiększyć te metry na poddaszu (które, spokojny jestem, powstanie...). Cóż z tego, że jego szef na Żoliborzu ma chatę z płaskim dachem i powiedział, że domy mają być z płaskimi dachami? Takie mu się podobają i takie chce. On ustaw nie czyta, bo jest wicepremierem strategiem. Od bazgrania ustaw z odpowiednimi nazwami poddaszy, np. użytkowe, przeciwśnieżne, przeciwopadowe, pod maksymalny kąt
do fotowoltaiki i innych, jest premier. Aby uszanować urząd Prezydenta i nie podpaść wicepremierowi, jego szefowi, musi pamiętać, jeżdżąc po kraju, o oczkach wodnych, najlepiej połączonych przekopami z wybudowanymi portami i stoczniami. Ma co robić chłopina milioner.
A że zapomniał podać definicję, co to jest ta klasa średnia? Nie musi. Podając w KURwizji cyferkę 6500 zł na rękę, nie podaje się, czy jest to liczone na członka rodziny, czy też na wielodzietną rodzinę. W tej telewizji też nie dowiesz się, że 60 procent swoich zarobków do kasy państwa oddają najmniej zarabiający – jak podaje Money.pl.
No i tak się rozmarzyłem, że już w końcu nie wiem, na kogo mam zagłosować, gdyby doszło do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. A że nie jestem zwolennikiem żadnej partii i na wybory zawsze chodzę, to zagłosuję na tych, którzy obiecają mi... teleportację. Tylko gdzie się teleportować?! Jeszcze nie wiem. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Hasło Mickiewicza z drugiej części,, Dziadów” jest nadal aktualne.
Wśród odbywających się w Polsce protestów swoim brakiem oddziaływania na otoczenie wyróżniały się protesty sędziów – po prostu nikt się do nich nie przyłączał. Przyczyny? Chyba najważniejszą z nich jest rozczarowanie społeczeństwa wobec tej grupy zawodowej. To, że polskie sądy działają ślamazarnie, nie wynika z mnogości spraw – ta jest policzalna i każdy organizator pracy potrafiłby temu zaradzić opierając się na rzetelnej ocenie możliwości i związanych z nimi wymagań w zakresie intelektu. Gorsza jest powszechna opinia określająca polskie sądy jako niesprawiedliwe: „W Polsce do sądu nie idzie się po sprawiedliwość, lecz po wyrok”.
Spytałem kiedyś znajomą sędzię, jakie są podstawy orzekania w Polsce? Usłyszałem, że podstawą orzekania nie jest prawda obiektywna, lecz prawda sądowa. Potem inny radca prawny wyjaśnił mi, że „prawda sądowa” to w gruncie rzeczy osobisty pogląd sędziego. Przestałem się dziwić, że w 10 bardzo podobnych sprawach zapada 10 zupełnie różnych wyroków. Już to wskazuje, że potrzebna jest głęboka reforma sądownictwa, dosłownie jego „przeoranie”.
Niezawisłość sędziów jest niepodważalną podstawą ich rzetelnej pracy. Protesty odbywają się pod hasłem obrony tejże niezawisłości i tu rodzi się pytanie, czy owa niezawisłość w ostatnich 30 latach istotnie miała miejsce.
Otóż – miała, ale tylko w sensie braku wpływu czynników zewnętrznych (władzy) na jej ograniczanie. Źródłem niesprawiedliwych wyroków w sporach obywatel – aparat państwa, w których obywatel z reguły przegrywał, mogły być tylko lokalne współzależności sędziów i miejscowych notabli. Trudno znaleźć inną racjonalną przyczynę. Faktycznie więc sędziowie sami wyrzekli się swej niezawisłości za cenę miłego współżycia z miejscowymi kacykami. Ta już i tak obecnie słaba pozycja sędziów będzie jeszcze bardziej osłabiana, bowiem w Polsce mnoży się bardzo liczna grupa społeczna dysponująca nieograniczoną władzą. To urzędnicy – według najnowszych danych jest ich ok. pół miliona i ciągle przybywa, co jest trendem odwrotnym do tego, który obserwuje się w Unii Europejskiej (...). Impulsem do tej niekontrolowanej erupcji stała się chyba poroniona „reforma” Buzka: powołanie powiatów. Konsekwencje tego są dwie: ogromny wzrost zatrudnienia na średnim szczeblu administracji i powstanie podwójnej administracji na szczeblu wojewódzkim (Urząd Wojewódzki i Urząd Marszałkowski – w jednym są wydziały, w drugim departamenty, a kompetencje się krzyżują). Co zaś do starostw, istnieje proste porównanie: funkcjonujące przed nimi Urzędy Rejonowe (podobny zasięg terytorialny) zatrudniały ok. 40 osób wykonujących sprawniej to, co obecnie robi 300 osób w starostwie (...). A mnożenie coraz liczniejszych „ustaw o zmianie ustawy, o zmianie ustawy, o zmianie ustawy itd..., o zmianie ustawy” celnie określił Ed Murphy: „Urzędnicy wytwarzają pracę sobie nawzajem”.
W roku 2011 rząd PO wprowadziło ustawę o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za popełnione błędy lub naruszenia prawa. O jej karykaturalnym kształcie w praktyce zdecydowała... postawa sędziów. Niezwykle rzadko orzekano na niekorzyść urzędnika i nawet przy jego udowodnionej winie sędzia umarzał sprawę z powodu „małej szkodliwości społecznej”, chociaż szkoda ta wyrażała się nierzadko kwotą kilku milionów zł. Sędziowie zatem od lat czują się funkcjonariuszami aparatu państwa, a nie organem niezależnym stojącym na straży prawa. Ziobro chce im po prostu odebrać przywileje, faktyczna bowiem ich rola pozostaje bez zmian. Oczywiście, z punktu widzenia obywatela wszystko zmierza ku gorszemu, bowiem zamiast przemyślanej reformy przeprowadzonej jako wynik pracy zespołu wybitnych prawników mamy samowolę osobnika, który, posługując się pandemią, chciał ustawowo zapewnić bezkarność urzędników, na co – na szczęście – nie zgodzili się nawet jego prawicowi współplemieńcy.
Leszek Balcerowicz, mówiąc o PiS, chce „ukarać winnych”. A kto ukarze jego, który z T. Mazowieckim i „Sejmem kontraktowym” zniszczył wielki potencjał gospodarczy III RP? Wbrew łganiu „historyków”, „publicystów”, Dud itp. PRL w 1989 r. była zasobnym, rozwiniętym krajem o masowej, niezłej jakości produkcji. Może „Dziennik TV” był agitacją, ale ukazywane tam telewizory, pralki, magnetofony, auta itd. były masowe i realne. I były nasze. Balcerowicz zrobił tyle, że większość tej bazy zabrał Zachód za 10 proc. wartości. Tłumaczą to „reformą”. Zmiany w gospodarce były już od 1984 r., w tym zasadnicza: wolne ceny (rząd PRL: Rakowski – Wilczek). Przez „Konsensus waszyngtoński” NASZE fabryki i supersamy zastąpiły CUDZE montownie i supermarkety. Nam zostały małe i średnie firmy w części zależne od OBCYCH. Dla „dobra” IV RP dobito resztę akcyzą od eksportu do ZSRR. W 1989 r. zwykła polska rodzina (miasto, wieś) miała niedużo mniej niż zachodnia plus rozwiązaną kwestię mieszkaniową. Różnice Zachód – III RP powstawały od XVI w., a nie od „komuny”. Równa się dziś „ekonomię” PiS z PRL. Błąd! „Prawo” PiS nie tworzy przedsiębiorców, lecz ich dyscyplinuje według własnego planu. Niszczenie wiosek koło Łodzi i Mierzei Wiślanej to antyrosyjski bełkot. „Nowy ład” ma dać swym (od innych). Po 1971 r. i układzie Gomułka – Brandt PRL nie zabierała „prywacie” – miała już dość środków. „Socjal” w PRL był ograniczony; stawiano na pracę. Starano się uaktywnić ludzi zawodowo. „Socjal” PiS to kiełbasa wyborcza i wtrącanie społeczeństwa w bierność: „My – rządzić; Wy – brać 500 plus i modlić się”.
Pokutują dwa mity ekonomii: „rynek ureguluje” i „rząd szkodzi”. Rynek nic nie reguluje, ale tworzy patologiczną oligarchię pieniądza. Władza ma obowiązki wobec 100 proc. obywateli, a nie chronić 1 – 3 proc.: szefów korporacji i bankierów o idei: „Jak najmniej pracujących za jak najmniejszą płacę”. Zwalnianie ich z podatków to grabienie społeczeństw, niszczenie klasy średniej, spychanie ludzi w marazm. Rząd nie musi robić „pięciolatek” – ma pobudzać aktywność, społeczne ambicje itp. Bez tego umierają całe rejony. W IV RP na przykład dawne PGR-y pchnięto w beznadzieję, nędzę, zależność od plebana itp. Centroprawica (Lewica?) tego nie widzi, a PiS ma pole do wyborczych bajd.
A tam trzeba impulsu, a nie teorii i pouczeń. Do rozwoju krajów rządy muszą popierać klasę średnią i robotniczą (dalej jest; nawet gdy tablet zastąpił maszynę). To robiła III RP na wielkich obszarach strukturalnej, odziedziczonej po II RP nędzy i apatii. IV RP PiS robi odwrotnie. „Nowy ład” nie da pieniędzy do budżetu, bo drenowani „średni” będą padać albo działać w szarej strefie. Ale dla PiS ważna jest władza dla władzy albo liberalizm i strach przed USA. Stąd dla naiwnych są ochłapy, dla posłusznych – nagrody, a dla korporacji i banksterów – nienaruszane podatki.