Putin dostał to, co chciał
Wybierając Genewę jako miejsce spotkania prezydenta Rosji z nowym prezydentem USA, nawiązano do szczytu Reagan-Gorbaczow w 1985 roku. Tyle że wówczas osiągnięto porozumienie, które przyniosło ograniczenie wyścigu zbrojeń i wyznaczyło początek końca zimnej wojny, zaś po tym szczycie nikt się niczego nie spodziewał, nawet jego uczestnicy. Dlatego też nikt nie poczuł się zawiedziony, kiedy obaj przywódcy wrócili do domu praktycznie z niczym.
Było dokładnie tak, jak przewidywała rosyjska politolożka Lilia Szewcowa – Joe Biden zaśpiewał swoją piosenkę o gnębieniu rosyjskiej opozycji i atakach rosyjskich hakerów, a Władimir Putin swoją – o tym, że Ameryka jest o wiele gorsza od Rosji. – Nie ma złudzeń, ci faceci nie będą przyjaciółmi – Matthew
stwierdził Rojansky, jeden z czołowych amerykańskich analityków.
Symbole potęgi
Szczególnie nieprzychylny Putinowi brytyjski „The Guardian” napisał, że szczyt genewski wywabił go z „bunkra”. Wyszedł do ludzi po raz pierwszy od ponad roku, czyli od wybuchu pandemii. Wcześniej ci, którzy chcieli z nim porozmawiać, odbywali rytualną, dwutygodniową kwarantannę w rosyjskich hotelach i sanatoriach, żeby uchronić 68-letniego prezydenta przed zachorowaniem na koronawirusa. Potężni biznesmeni, gubernatorzy regionów, jego piloci i personel medyczny, wolontariusze na konferencji ekonomicznej, a nawet weterani drugiej wojny światowej zamykali się, aby móc się spotkać z przywódcą Kremla lub nawet stanąć w jego pobliżu. Za granicę też nie wyjeżdżał – to politycy z innych krajów przyjeżdżali do niego. Dobrowolne uwięzienie skończyło się podobno w marcu, kiedy przyjął pierwszą dawkę szczepionki, ale dwutygodniowa kwarantanna pozostała dla wielu odwiedzających.
Tym razem stawka była jednak zbyt duża, Putin stawił więc czoła zarazie. 16 czerwca wylądował na szwajcarskim lotnisku, skąd został przetransportowany motorówką na miejsce obrad do wspaniałej rezydencji nad Jeziorem Genewskim. Urzędnicy Białego Domu, sporządzając protokół spotkania, uzgodnili, że prezydent Rosji przybędzie jako pierwszy. Wbrew pozorom nie był to kurtuazyjny gest, lecz sprytne posunięcie podyktowane doświadczeniem. Nie chciano dopuścić do sytuacji, jaka zdarzyła się kilkakrotnie, kiedy Władimir Władimirowicz pojawiał się jakby z łaski, potężnie spóźniony. W 2003 roku królowej Elżbiecie II kazał czekać na siebie przez 14 minut. W 2012 na szczycie G20 Baracka Obamę trzymał w niepewności przez 40 minut. W 2015 przez godzinę wystawiał na próbę cierpliwość papieża Franciszka.
Teraz, zapewne mile połechtany przydzieloną mu pozycją lidera, dotarł punktualnie. Co za ulga! Kilka minut później przyjechał Joe Biden. Panowie wymienili uścisk dłoni, po czym wkroczyli do XVIIIwiecznej
willi La Grange, a za nimi pognali reporterzy. Nikt nie chciał przegapić okazji ujrzenia, sfotografowania, nakręcenia obu przywódców razem. Tłum dziennikarzy zaciekle walczył o miejsca, pchali się, kłócili, przewracali. Powstał nieopisany chaos, który próbowały opanować rosyjskie służby, krzycząc i poszturchując amerykańskich żurnalistów, co dolało jeszcze oliwy do ognia, ponieważ ci z kolei zaczęli protestować przeciwko brutalnemu traktowaniu ich przez Rosjan. Jedna z moskiewskich dziennikarek szydziła później: – Oczywiście, Amerykanie nie mogą obejść się bez skandalu. Podobnie jak bez demonstracji potęgi. Joe Biden wręczył zatem Putinowi prezent w postaci kryształowej statuetki amerykańskiego bizona, którą jego urzędnik opisał tak: Dostojna interpretacja jednego z najbardziej majestatycznych ssaków naszego narodu i przedstawiciela siły, jedności oraz odporności. W 2016 roku został oficjalnie uznany za ssaka narodowego Stanów Zjednoczonych (...). Rzeźba zostanie zaprezentowana na podstawie z drewna wiśniowego, symbolu pierwszego prezydenta naszego kraju, Jerzego Waszyngtona. Drugim podarkiem dla Putina były okulary przeciwsłoneczne dla pilotów myśliwców, identyczne jak nosi Biden. Gdyby i tu doszukiwać się symboliki, można by ją tłumaczyć następująco: Władimir, spójrz na świat moimi oczami. Przy wymownych suwenirach Bidena dar Putina wyglądał nader skromnie – no bo jakiż ukryty przekaz tkwi w zestawie na biurko, nawet wykonanym starą rosyjską techniką „chochłoma”?
Anioły i demony
Kilkugodzinne spotkanie przywódcy Rosji z nowym prezydentem USA miało być wstępem do pojednania między obydwoma krajami, ale Putin zmienił swoją wizytę w Genewie w autorskie przedstawienie pod niepisanym i niewypowiedzianym, acz wyraźnie akcentowanym hasłem: Stany Zjednoczone są złe, Rosja ma zawsze rację. Ten styl ochoczo podchwyciły rosyjskie media, opisując wystąpienia obu panów na osobnych konferencjach prasowych. Osobnych, ponieważ, jak twierdzi CNN, podkreślono w ten sposób wzajemny dystans oraz umniejszono rangę byłego szpiega KGB. Prokremlowska prasa dyskretnie tego nie zauważyła, dostrzegła za to wielkość swojego wodza. Podczas gdy Putin walczył z reporterami prawie przez godzinę i odpowiadał na pytania Amerykanów, Biden wytrwał o połowę krócej, a jedyny dziennikarz, jakiego poprosił o zadanie pytania, pracował dla amerykańskiej agencji rządowej Current Time – informował komentator „Russia Today”.
Putin, w przeciwieństwie do Bidena, zrezygnował z wygłoszenia przemówienia i bohatersko nadstawił mediom pierś do ciosów. – Nie potrzeba wstępnych słów. Dyskutowaliśmy o stabilności strategicznej, cyberbezpieczeństwie, konfliktach regionalnych, stosunkach handlowych, współpracy w Arktyce. Teraz jestem gotowy odpowiedzieć na Wasze pytania. Pytania okazały się wysoce drażliwe, ale Putin był przygotowany. Kwestię przystąpienia Ukrainy do NATO uciął od razu: – Ukraina nie była szczegółowo omawiana. Nie ma tu nic do dyskusji. A co z bezpieczeństwem cybernetycznym? Ataki rosyjskich hakerów to fake news, ogłosił Władimir Władimirowicz. – Ze źródeł amerykańskich wynika, że najwięcej cyberataków na świecie przeprowadza się z kosmosu USA. Kanada jest na drugim miejscu. Potem dwa kraje Ameryki Łacińskiej. Potem Wielka Brytania. Na tej liście nie ma Rosji jako kraju, z którego pochodzi cyberzagrożenie. W 2020 roku otrzymaliśmy 10 skarg w sprawie cyberataków na Stany Zjednoczone i dwa w tym roku. Amerykańscy koledzy otrzymali odpowiedzi na wszystkie zapytania. Natomiast Rosja wysłała 45 skarg do Stanów Zjednoczonych w 2020 r. i 35 w 2021 r. Nie otrzymaliśmy ani jednej odpowiedzi. Mamy nad czym popracować. Putin brylował, ironizował i uświadamiał. Nielegalna aneksja Krymu? – Zgodna z międzynarodowym prawem. Uwięzienie Nawalnego? – Sam chciał iść za kratki, miał świadomość, że łamie rosyjskie prawo. A w ogóle rosyjska opozycja to pikuś w porównaniu z buntownikami szturmującymi Kapitol.
Wielokrotnie sprawdzona metoda obrony przez atak i tym razem okazała się przydatna. Gdy jeden z Amerykanów przypomniał słowa Bidena o Putinie zabójcy, padła riposta: – Na ulicach amerykańskich miast codziennie ktoś ginie, Afganistan – po jednym uderzeniu zginęło tam 120 osób. Wesela były atakowane. Strzelanie z drona do cywilów. Kto jest odpowiedzialny? Kto jest zabójcą? Jeśli chodzi o prawa człowieka, Guantanamo nadal działa i nie przestrzega niczego: ani prawa międzynarodowego, ani prawa amerykańskiego. W więzieniach CIA zdarzają się również tortury. Nie tak chroni się prawa człowieka – grzmiał prezydent Rosji, największy ekspert w tej dziedzinie. Do rzeczywistości próbowała go przywrócić reporterka ABC News Rachel Scott. – Lista pana przeciwników politycznych, którzy są martwi lub uwięzieni, jest długa. A teraz uniemożliwił pan kandydowanie na urząd każdemu, kto wspiera Aleksieja Nawalnego. Moje pytanie brzmi: Panie prezydencie, czego pan się boi? Putin nie odpowiedział.
Nasz gieroj
Rosyjscy specjaliści od komunikacji niewerbalnej przeanalizowali mowę ciała obu polityków.
Wnioski były oczywiste. – Putin wygląda na bardziej pewnego siebie. Weźmy moment, w którym Biden wyciągnął do niego rękę. Nasz prezydent najpierw udawał, że tego nie widzi, oczywiście nie spieszył się, a potem, już na własnych warunkach, podał mu dłoń – wyjaśnia profilerka Irina Kurszakowa. Biden przeciwnie. – Widać, że jest spięty, od początku przyjmuje zamkniętą postawę – stoi i zakrywa rękami to, co najważniejsze – tłumaczy ekspert Artem Pawłow, skupiając się na prezydenckim rozporku. Przewaga Putina jest ewidentna również wtedy, gdy obaj panowie zasiadają do rozmów w bibliotece. – Biden mówi coś do naszego prezydenta. Putin słucha i kiwa głową, jakby odpowiadał tak lub nie. To jest zachowanie decydenta – oznajmia Kurszakowa. Amerykanin wydaje się Rosjanom zakłopotany. Bierze do ręki kartkę, którą „Komsomolskaja Prawda” nazywa ściągawką. Gdyby w pobliżu byli jego ludzie, z pewnością zwróciłby się do nich. Biden potrzebuje świty, aby czuł się silny. Putin nie potrzebuje do tego dodatkowych osób. Nawet ulokowanie obu głów państw mówi samo za siebie. – Biden siedzi na prawo od Putina. W języku protokołu dyplomatycznego oznacza to, że gospodarzem jest prezydent Rosji. Szef jest zawsze na lewo od gościa.
PR zgotowany Putinowi okazał się bardzo skuteczny. „Komsomolskaja Prawda” donosi, że telewidzowie ocenili, iż ich prezydent był bardziej pewny siebie, lepiej odpowiadał na trudne pytania, zachowywał się jak silny przywódca. Rosyjscy stratedzy polityczni są mniej entuzjastyczni, a ich komentarze bardziej powściągliwe. – W dialogu na tym poziomie nie da się zastosować takich standardów – mówi Jewgienij Minczenko. Pytanie, kto wygrał, nie ma sensu. Istotne jest, co spotkanie zmieniło. I tu Milczenko przyznaje, że niewiele. Dobrym sygnałem jest powrót ambasadorów i spokojna retoryka obu przywódców zaprezentowana podczas konferencji prasowych, ale powodów do optymizmu wciąż brak. Jeśli można liczyć na jakieś efekty rozpoczętego właśnie dialogu, to pojawią się one nie wcześniej niż za kilka lat, twierdzi politolog Marat Baszirow. – Nie trzeba teraz stawiać wysokich oczekiwań, że po spotkaniu wszystkie spory handlowe i polityczne będą rozwiązane. Myślę, że do 2024 roku doczekamy zakończenia niektórych konkretnych projektów, co oznacza, że ostateczny wynik dzisiejszych negocjacji zostanie podsumowany już przez nowych prezydentów. Jak to nowych? Chyba tylko ze strony USA, bo Putin zagwarantował sobie pełnienie urzędu nawet do śmierci. Do tej pory miał do czynienia już z pięcioma amerykańskimi przywódcami. I każdy z nich, pisze „First Post”,
odwracał wzrok, gdy władca Kremla ścigał rosyjskie media i opozycję polityczną, fałszował wybory, nadzorował gigantyczną spiralę represji i rzucał wyzwanie demokracjom na całym świecie.
Jest źle, będzie gorzej?
Władimir Putin i Joe Biden spotkali się, by omówić losy świata – obwieściła „Komsomolskaja Prawda”. Niemal jak za starych dobrych czasów, gdy Związek Sowiecki dzierżył jedną połowę globu, a USA – drugą. – Dokładnie tego chce Kreml – rozmawiać z USA jak równy z równym – twierdzi w rozmowie z CNN Oleg Ignatow, analityk międzynarodowej organizacji Crisis Group. Bo tęsknota za mocarstwowością jest wciąż nieodłączną częścią mentalności zarówno obecnej władzy, jak i dużej części obywateli. Zdaniem CNN optyka szczytu była niemal dostosowana do wewnętrznych potrzeb Putina. Rosjanom zaprezentował się jako silny polityk, co ma znaczenie w kontekście tegorocznych wyborów parlamentarnych. Pokazał im, że Zachód jest niebezpiecznym, nieprzewidywalnym, agresywnym partnerem, więc dotychczasowe działania Rosji są uzasadnione. Z drugiej strony zademonstrował pragmatyzm, godząc się na współpracę w niektórych kwestiach międzynarodowych, takich jak broń nuklearna czy cyberbezpieczeństwo. Ale dlaczego Rosja miałaby chcieć współpracować? – zapytali Bidena dziennikarze. – Ponieważ jest w bardzo, bardzo złej sytuacji – odparł. – Chiny ich wypierają, a oni rozpaczliwie chcą pozostać główną potęgą.
Obaj prezydenci uznali swoją ponad 3-godzinną dyskusję za konstruktywną, mimo że jedynym konkretnym jej efektem jest decyzja o powrocie ambasadorów Rosji i USA na placówki. My, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Joseph R. Biden i prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin, stwierdzamy, że Stany Zjednoczone i Rosja pokazały, że nawet w okresach napięć są w stanie dokonać postępu w realizacji naszych wspólnych celów, jakimi są zapewnienie przewidywalności w sferze strategicznej, zmniejszanie ryzyka konfliktów zbrojnych i zagrożenia wojną nuklearną – napisali w oświadczeniu. Polityczne bla, bla, bla, a postępu brak, ponieważ retoryka Putina pozostaje wciąż ta sama. Na zakończenie szczytu Biden przyznał, że nie może być pewny, czy rosyjski przywódca jest gotów zmienić cokolwiek. Według Ignatowa Putin pojechał do Genewy i dostał dokładnie to, czego chciał. Opuścił Szwajcarię z ogromnym zwycięstwem dyplomatycznym, po prostu stawiając się na spotkanie. Czy to znak siły Rosji, czy raczej słabości Ameryki? Ignatow uważa, że Putin testuje Bidena i będzie to robił nadal, jeśli dialog z USA nie przebiegnie po jego myśli. – To jeszcze nie początek normalizacji stosunków. To przerwa w ich dalszym pogarszaniu się.
Na szczęście na świecie są też optymiści. Niemiecki „Die Welt” spodziewa się rychłej odwilży, wywołanej poczuciem zagrożenia: Nawet jeśli pierwsze spotkanie Putina z Bidenem zakończyło się w takiej samej lodowatej atmosferze, w jakiej się zaczęło – obie strony mają zbyt dużo wspólnych interesów, by ten chłód pozostał na dłużej. Włączenie Chin do układów rozbrojeniowych, zanim Pekin zacznie dyktować reguły gry, to obecnie najważniejszy cel – zarówno w Moskwie, jak i w Waszyngtonie.