70 metrów z płaskim dachem
Gdyby nie zapowiedź oberwicepremiera, że w ramach Polskiego Ładu będziemy budowali domy do siedemdziesięciu metrów kwadratowych z płaskim dachem, za to bez kierownika budowy, nigdy bym nie wpadł na to, że do tej pory jacyś kierownicy byli i że ktoś nad tym działem panował. Odwrotnie! Wszystko wskazuje na to, że domy mieszkalne budujemy bez żadnego ładu i składu: gdzie się da i jakie się chce.
Sytuacja ta dotyczy zarówno miast, jak i – a może przede wszystkim – obszarów podmiejskich. To, co można zobaczyć na terenach otaczających wielkie miasta, na przykład Warszawę, woła o pomstę do nieba. Oto pomiędzy polem kwitnącego niedawno rzepaku a zagonem obsianym jesienią żytem rośnie „osiedle” domów jednorodzinnych. Żeby było ciekawiej, ale przede wszystkim taniej, są to często typowe szeregowce, czyli domy złączone ścianami bocznymi. Działki, na których wznoszone są te osiedla koszmarki, są bardzo wąskie – tylko tyle, by zachować przepisową odległość budynku od granicy i zmieścić na jednym poziomie minimalną powierzchnię mieszkalną. Tych poziomów za to jest aż trzy, a czasem nawet cztery! To wszystko brzydkie w wyglądzie i uciążliwe w użytkowaniu.
Kiedyś mówiło się o wsi jako o oazie ciszy, spokoju, miejscu życzliwych relacji sąsiedzkich. Dziś na tych wiejskich przecież terenach ludzie żyją jeden obok drugiego, skupieni na niewielkiej powierzchni, z uciążliwościami chyba jeszcze większymi, niż mieli wcześniej w bloku. Gdy wyjrzą przez okno, w odległości 10 metrów mają okno sąsiada, a pół kilometra dalej taki sam rząd „stodółek”, jak niezbyt elegancko określają te domy autochtoni.
Do tego okropna architektura obiektów, które w żaden sposób nie nawiązują, bo nie mogą, do miejscowej zabudowy, do charakteru otoczenia, o regionalnym zróżnicowaniu nawet nie wspominając. Jeśli chodzi o kolorystykę, jest równie źle. Gdy na jednym polu stoi szeregowiec biało-brązowy, to już następny z pewnością będzie zielono-czarny lub jeszcze inny. Wydaje się, że najważniejsza jest zasada, by się odróżnić, być oryginalnymi, jak pewnie wydaje się autorom i przyszłym lokatorom.
Sytuacja w miastach, jeśli chodzi o ład architektoniczny, nie jest wcale lepsza. Tu z kolei wciska się budynki z „apartamentami” po 27 metrów kwadratowych na każdy wolny kawałek trawnika. Nie dość, że ludziom przyzwyczajonym do określonego widoku lokuje się po sąsiedzku swoistą zasłonę z balkonów i okien nowych lokatorów, to jeszcze zabiera się przestrzeń wspólną, bo taki apartamentowiec musi być otoczony szczelnym i wysokim płotem. „Plomby” też najczęściej w żaden sposób nie nawiązują do otoczenia, bo muszą być „nowoczesne” w opacznym rozumieniu tego słowa.
Są na świecie miasta, których władze panują nad tym, by aglomeracja, rozwijając się, nie traciła swego charakteru, a nowe domy mieszkalne wkomponowuje się niemal idealnie w istniejącą zabudowę, gdzie szanuje się dotychczasowe warunki egzystencji mieszkańców. My z pewnością z naszym ładem architektonicznym do takich miejsc nie należymy. I z Polskim Ładem z pewnością należeć nie będziemy, bo nie wystarczą płaskie dachy.