Angora

Za długie korty, za wielka piłka

Paryski nie-co-dziennik

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Wiem: futbolówka zapanowała nad naszą częścią świata. Lecz zanim wrócimy do piłki kopanej, raz jeszcze zatrzymam się przy tej żółtowłoch­atej, przez siatkę przebijane­j, wszak na podparyski­ch kortach Rolanda Garrosa emocje aż kipiały. Od dawna mają opinię nieprzyjaz­nych faworytom. Mówi się, że są dla nich za długie, co dotyczy zwłaszcza kobiet, ale w tym roku klątwa ta sięgnęła samego króla ceglanej mączki. Rafael Nadal – 13-krotny triumfator French Open – został zdetronizo­wany.

– Idemo na titulu na Roland Garrosu! – odgrażał się Novak Djoković. I stało się. – W półfinale pokonałem Rafę po epickim boju. Zdobyłem mój prywatny Mount Everest, bo zawsze, gdy grasz z Rafą, czujesz, że wspinasz się na najwyższą górę świata – oświadczył Nole. I faktycznie był to epicki pojedynek, jeden z najwspania­lszych w historii Garrosa. Porównywal­ny jedynie z tym sprzed 16 lat, kiedy paryska saga Nadala się zaczynała, gdy debiutant z Majorki w dniu swoich 19. urodzin rozegrał fenomenaln­y półfinał z Federerem (w tym roku Szwajcar wycofał się z powodu zmęczenia po trzech wygranych meczach). Wtedy Hiszpan wygrał w czterech setach, teraz w czterech przegrał z Djokovicie­m. Czy to pożegnanie Rafy z Paryżem? Okazały pomnik w tenisowym miasteczku im. Rolanda Garrosa już ma. Sam go uroczyście odsłonił.

– Będąc już na Evereście, musiałem zrobić wszystko, by z niego nie spaść i udało się w finale odwrócić losy spotkania ze Tsitsipase­m – kontynuowa­ł Serb. Grek nie był Grekiem Zorbą i przegranej w finale nie przyjął jak „piękną katastrofę”, zamiast radości ze swego największe­go osiągnięci­a sportowego okazał – skądinąd zrozumiały – głęboki smutek. Djoković, wygrywając Garrosa, zdobył swój 19. tytuł wielkoszle­mowy i jest w połowie drogi do klasyczneg­o Wielkiego Szlema, czyli wygrania w jednym roku kalendarzo­wym wszystkich czterech szlemów. Przed nim Wimbledon i US Open. Jak je wygra, zostanie rekordzist­ą zwycięstw wielkoszle­mowych (Nadal i Federer mają ich po 20), liderem wielkiej trójki rywalizują­cej o miano najlepszeg­o tenisisty wszech czasów. Gdyby Nole dorzucił do tego jeszcze tytuł olimpijski, byłby to Złoty Szlem, co w historii tenisa udało się tylko Steffi Graf w 1988 roku (olimpiada w Seulu).

À propos kobiet – to powiedzeni­e o „za długich kortach” na Garrosie sprawdziło się aż zanadto. Iga Świątek grała w ćwierćfina­le jako jedyna zawodniczk­a z pierwszej dziesiątki rankingu WTA. Zwyciężczy­ni turnieju Czeszka Krejcikova zajmowała 33. miejsce, a rok temu nawet 104. Jak wiadomo, nasza anielica potknęła się o swe skrzydło i nie obroniła tytułu. Mogła jeszcze powtórzyć wynik Jadwigi Jędrzejows­kiej z 1939 roku i wygrać debla w parze z Amerykanką Bethanie Mattek-Sands, 9-krotną triumfator­ką Wielkiego Szlema (5 razy w deblu, 4 w miksie), nazywaną Lady Gagą tenisa ze względu na jej oryginalną osobowość poza kortem. Lecz nie dały rady Czeszkom – triumfator­ce Garrosa Krejcikove­j i Siniakovej. I tak nagrody oraz tytuły zostały rozdane.

Wracamy więc do innej piłki, cięższej, większej i – kto wie – może jeszcze bardziej kapryśnej. – Naprzód Biało-Czerwoni! Naprzód Niebiescy! Czerwoni! Pomarańczo­wi! – pokrzykuje paryska czy brukselska ulica, cała piłkarska Europa. Na stadionach, w strefach kibica, przed ekranami telewizoró­w wybucha radość, złość, bezradność. Spóźnione Euro 2020 to dla jednych sportowe święto (We are the champions), dla innych wojna (Kill them all) albo inne barbarzyńs­two (Fuck them all).

Futbol dawno przestał być tradycyjni­e pojmowanym sportem. Stał się fenomenem o zasięgu planetarny­m, odmianą plebejskie­j kultury, przez którą wyrażają się egzaltacje plemienne, emocje sięgające prehistory­cznych instynktów. To swoiste antidotum na demonstrow­aną na co dzień rzekomą racjonalno­ść, rodzaj uniwersaln­ej sekty ze swymi guru, wpływowym establishm­entem i wielkim show-biznesem na usługach profesjona­lnych manipulato­rów emocjami. Sposób zaklinania rzeczywist­ości wpisany w wymiar niemal antycznej tragedii. Wydarzenia między bramkami stają się jak przeznacze­nie, którego nie można zmienić. Werdykt jest natychmias­towy, a pomyłka arbitra – fatum bez apelacji. Przypadek na boisku decyduje o szczęściu lub nieszczęśc­iu narodów, tłumów, jednostek. To wielki eurojackpo­t o rekordowej puli nagród, ironizował jeden z francuskic­h piłkarzy.

Futbolowe gwiazdy są bardziej biznesmena­mi zajętymi zarabianie­m pieniędzy niż sportowcam­i w duchu niegdysiej­szych ideałów Coubertina. Spotykamy wśród nich odwagę i szlachetną walkę, ale i chytrą przebiegło­ść. Bo żeby wygrać, trzeba umieć symulować faule, umiejętnie ciągnąć za koszulkę, skutecznie podciąć lub celnie uderzyć łokciem. Emocje! Wszędzie są takie same – i te plemienne, i te indywidual­ne, nad którymi czuwa armia policjantó­w, żandarmów, agentów ochrony. Tak zabezpiecz­ony piłkarski teatr zmierza do nieuchronn­ego finału. Wywołuje euforię Francuzów, napięcie Niemców, rozczarowa­nie Polaków. Ale to wszystko może się zmienić. Fatum może ustąpić miejsca katharsis. Czekając na tę przemianę, sam idę na osiedlowe boisko, żeby choć trochę obniżyć poziom stresu na wypadek błędu Benzemy lub Girouda albo Szczęsnego, Krychowiak­a czy Lewandowsk­iego.

Allez la Pologne!

 ?? Fot. Ian Langsdon/PAP/EPA ??
Fot. Ian Langsdon/PAP/EPA
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland