Sprawni, silni, gotowi? MAKSYMILIAN DURA, kmdr por. rezerwy, ekspert Defence24.pl:
wzbogacania uranu, których są tam tysiące (11 kwietnia w Natanz doszło do poważnej awarii, o którą Iran oskarża izraelski Mosad – przyp. autora). Być może Izrael przygotowuje się do taktycznego uderzenia jądrowego na atomowe instalacje Iranu?
A teraz kilka słów o naszym udziale w międzynarodowych misjach wojskowych. Wypełniamy sojusznicze zobowiązania i co z tego mamy? Nic. Najlepszym przykładem była misja w Iraku. Przed wojną polskie firmy realizowały tam ogromne kontrakty. Po wojnie nie przypominam sobie niczego podobnego, mimo że Marek Belka pełnił tam bardzo ważną funkcję – był przewodniczącym Międzynarodowego Komitetu Koordynacyjnego, a potem dyrektorem ds. polityki gospodarczej w Tymczasowych Władzach Koalicyjnych. A przecież amerykańskie firmy zarabiały i zarabiają w Iraku ogromne pieniądze i jakby tego było mało, eksploatują naftowe pola w Syrii. Podobnie rzecz ma się z Afganistanem. Warto przy tej okazji postawić pytanie, dlaczego Ameryka – mimo że przez tak długi czas kontrolowała większość Afganistanu – nie zniszczyła upraw maku, czyli tamtejszego narkobiznesu?
Nie braliśmy na szczęście udziału w awanturze w Libii, ale po obaleniu Kaddafiego ten kraj stał się czarną dziurą, gdzie kiedyś polskie firmy budowały drogi, osiedla, fabryki.
Amerykanie i ich sojusznicy chcieli wprowadzić demokratyczne rządy w Libii, Iraku, Syrii. Nie trzeba być znawcą polityki zagranicznej, żeby wiedzieć, że to się nie mogło udać. Kaddafi zobowiązał się do zaprzestania finansowania terrorystów, w Iraku Husajn zniszczył broń masowego rażenia i właśnie wówczas Zachód na nich uderzył. Jaki jest tego efekt? We wszystkich wspomnianych krajach jest znacznie gorzej, niż było, gdy rządzili nimi dyktatorzy. Jakby tego było mało, podczas misji w dawnej Jugosławii pogorszyliśmy nasze relacje z Serbami, z którymi byliśmy zaprzyjaźnieni od setek lat. Co dostaliśmy za to od Amerykanów? Wszystko na to wskazuje, że prezydent Biden podczas lipcowych negocjacji z kanclerz Merkel wepchnął nas w szarą strefę, między Niemcami a Rosją, mimo że kupujemy i nadal zamawiamy u Amerykanów sprzęt wojskowy za miliardy dolarów.
– Nasz udział w wojnie w Iraku i Afganistanie nie był czasem straconym, mimo że zapłaciliśmy za to daninę krwi. Przystępując do tych wojen, zobaczyliśmy, jaką mamy beznadziejną armię. Gdy jechaliśmy do Iraku, to nasi decydenci myśleli, że wystarczy, jak wyślemy tam „zabytkowe” transportery opancerzone typu BRDM, co oczywiście zakrawało na żart. I tak musiał pojawić się nowoczesny Rosomak. To Irak pokazał, że nasze systemy przeciwpancerne są do niczego. Podobnie było z kamizelkami kuloodpornymi. Teraz nasi żołnierze mają kamizelki taktyczne, wcześniej nosili „szelki dusicielki”, których żartobliwa nazwa najlepiej oddaje jakość tamtego umundurowania. Gdyby nie było Iraku i Afganistanu, to jestem pewien, że nadal chodzilibyśmy w stalowych hełmach, bo generałom przez całe dziesięciolecia nie było potrzebne sprawne, nowoczesne wojsko, tylko żołnierze, którzy dobrze będą chodzili na defiladach, żeby można się było z nimi fotografować.
Jak misje zmieniły nasze siły zbrojne, najlepiej widać, porównując Wojska Lądowe i Marynarkę Wojenną.
Pierwsze są normalnym sprawnym wojskiem, a moja Marynarka Wojenna co najwyżej ładnie wygląda.
Wojsko biorące udział w wojnie zdobywa doświadczenie, którego nie da się uzyskać w koszarach czy na poligonie. Szkoda tylko, że większość tych tysięcy żołnierzy, którzy byli na misjach, nie została po powrocie należycie wykorzystana. Ci ludzie do dziś powinni być w wojsku zatrudnieni w roli instruktorów. Na tej samej zasadzie powinniśmy zaprosić Ukraińców, którzy walczyli w Donbasie i mają doświadczenie w zwalczaniu rosyjskich czołgów.
Polska Straż Graniczna ma problemy z zabezpieczeniem naszej wschodniej granicy i musi prosić o pomoc wojsko, a to może być dopiero początek kłopotów. Co powinny zrobić nasze władze w 2015 r.? Wysłać funkcjonariuszy SG na Węgry, żeby tam zdobywali doświadczenie i pomagali naszym sojusznikom. Dlatego dobrze, że polscy lekarze pojechali pomagać Włochom podczas pandemii, a strażacy regularnie jeżdżą walczyć z kataklizmami – od Hiszpanii i Portugalii po Turcję i Grecję. To nie tylko poprawia wyszkolenie, ale również nasz wizerunek w tamtych krajach.
– Celem naszego udziału w misjach wojskowych było osiągnięcie określonych celów politycznych. Przede wszystkim okazanie solidarności z sojusznikami – a że przy tej okazji wojsko podnosiło swoje umiejętności, to już zupełnie inna sprawa.
Z tego punktu widzenia najważniejszy był Irak, gdzie dowodziliśmy całą dywizją międzynarodową. Było to niedługo po przyjęciu nas do NATO i dzięki udziałowi w tej wojnie nasza transformacja z wojska Układu Warszawskiego do armii typu zachodniego przebiegła szybciej i efektywniej.
Trochę inaczej wyglądało to w Afganistanie. Gdy 11 września 2001 r. Al-Kaida zaatakowała World Trade Center w Nowym Jorku, NATO zorganizowało uderzenie odwetowe na Afganistan, gdzie talibowie udzielili gościny bin Ladenowi i jego ludziom. Ta operacja była dobrze zaplanowana, zakończyła się sukcesem i miała pełne poparcie międzynarodowe. Gdy pokonano talibów i przegoniono Al-Kaidę, trzeba było tę misję zakończyć. Niestety, po kilku latach podjęto się realizacji praktycznie niewykonalnego zadania politycznego, jakim było stworzenie – w samym środku cywilizacji islamskiej – demokratycznego państwa według wzorców zachodnich. To nie mogło się udać. Po zakończeniu zimnej wojny na Zachodzie, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, panowało liberalne, idealistyczne podejście do spraw bezpieczeństwa. Uważano, że trzeba interweniować zbrojnie w innych krajach w imię demokracji. To już przeszłość. Zaczęła się nowa zimna wojna i wracamy do realizmu strategicznego, gdzie zamiast wartości i idei liczą się interesy. Decyzja o zakończeniu operacji afgańskiej była zasadna, szkoda tylko, że zrealizowano ją „po amerykańsku”, bez finezji, z bardzo dużą liczbą błędów.
Skrócona wersja hasła napisanego na sztandarze manifestacji zorganizowanej w Warszawie ku czci dekabrystów 25 stycznia 1831 r., którego autorstwo przypisywane jest Joachimowi Lelewelowi.