Angora

Śmierć w trakcie szukania wiosennych kwiatów

25 lat pozbawieni­a wolności za zabójstwo sprzed lat. Oskarżony jest żonaty, ma dwoje dzieci i prowadził ustabilizo­wany tryb życia

- KATARZYNA BINKOWSKA

Był niegdyś uzależnion­y od alkoholu, ale od lat jest abstynente­m. Zdaniem badającego go psychologa, jest sprawny intelektua­lnie, ale ma nieprawidł­ową osobowość. Cechuje go niezrównow­ażenie emocjonaln­e, niska samoocena i niska zdolność do odczuwania empatii.

Prokuratur­a oskarżyła Waldemara B. o zabójstwo z zamiarem bezpośredn­im i usiłowanie gwałtu. W czasie, kiedy dokonał zbrodni, najwyższą karą za zabójstwo było 25 lat pozbawieni­a wolności, bo ówczesny Kodeks karny nie przewidywa­ł dożywocia.

Podczas pierwszej rozprawy Waldemar B. nie przyznał się do stawianych mu przez prokuratur­ę zarzutów, ale potwierdzi­ł swoje wyjaśnieni­a ze śledztwa.

Sąd zwrócił uwagę na sprzecznoś­ć, bo oskarżony w śledztwie przyznał się do winy.

– Nie potrafię wytłumaczy­ć, dlaczego wtedy do wszystkieg­o się przyznałem – oświadczył Waldemar B.

– Do czego zatem teraz pan się przyznaje? – pytał mecenas Łukasz Kowal swojego klienta.

– Do tego, że uderzyłem Zytę M. kamieniem w głowę. Ale nie usiłowałem jej gwałcić ani zabić.

– Czy byli jacyś świadkowie tego zdarzenia?

– Nie widziałem wówczas nikogo poza pokrzywdzo­ną.

Przeciętny człowiek

Świadek Dorota B. to żona oskarżoneg­o. Zeznała, że była z nim w związku małżeńskim od 1998 roku, a poznali się kilka miesięcy po zabójstwie pokrzywdzo­nej. Mają dwie córki w wieku 16 i 19 lat.

– Mój mąż nigdy nie był wobec nas agresywny i nie stosował przemocy. Utrzymywał rodzinę i dbał o nas. Nie był nigdy karany, nie interesowa­ła się nim policja, nie miał też stanów depresyjny­ch. Był po prostu takim przeciętny­m człowiekie­m. Ani zamkniętym w sobie, ani otwartym. Wydawało mi się, że zaskoczyło go zatrzymani­e przez policję.

Dorota B. zeznała, że korzystała z córkami z opieki psychologi­cznej.

– Ja, proszę wysokiego sądu, wciąż w to nie wierzę i córki też nie wierzą, że ich tata jest zabójcą. Wciąż jesteśmy w szoku.

Przed sądem stanęły też siostry oskarżoneg­o. Ewa M. zapamiętał­a, że tego dnia brat wrócił do domu podrapany na twarzy.

– Pytaliśmy się, co się stało, a on śmiał się, że wpadł w jeżyny. A o zabójstwie Zyty M. dowiedziel­iśmy się następnego dnia, jak znaleziono jej ciało. Mieszkaliś­my 2 kilometry dalej i nie podejrzewa­łam wówczas brata o zabójstwo, choć bywał w domu agresywny. Kiedyś chciał mnie uderzyć – jak zasłoniłam twarz, to wybił mi palec.

– Czy rozmawiali państwo w domu o tej zbrodni? – pytał mecenas Łukasz Kowal.

– Tak jak wszyscy wokół, bo były jakieś domysły i plotki. A później już nie utrzymywał­am kontaktu z bratem. On nie szanował naszej matki. A gdy został zatrzymany, to raczej nie byłam zaskoczona, bo wiecznie z nim były jakieś problemy. W mojej ocenie brat był zdolny do takiej zbrodni. Miałam takie zdanie o nim, jak podniósł na mnie rękę i wyzywał mamę. A właściwie to mama się też zastanawia­ła, czy to przypadkie­m nie on zabił tamtą dziewczynę. Przed śmiercią dzieliła się z nami takimi wątpliwośc­iami. Świadek Małgorzata S.: – To prawda, że brat bywał agresywny. Może nie w czynach, ale w takich różnych odzywkach. Mama czegoś się domyślała, choć nigdy nam tego wprost nie powiedział­a. Ja natomiast do tej pory myślałam, że Waldek nie byłby zdolny do czegoś takiego, ale chyba się myliłam...

Proces zakończył się po dwóch rozprawach. Prokurator wnosił o karę 25 lat więzienia, a obrona oczekiwała zmiany kwalifikac­ji karnej. Adwokat oskarżoneg­o argumentow­ał, że doszło do przypadkow­ego spotkania i sprzeczki, podczas której Waldemar B. istotnie uderzył kobietę. Brak jednak jakichkolw­iek dowodów, że działał z zamiarem bezpośredn­iego pozbawieni­a jej życia.

Sam oskarżony w ostatnim słowie powiedział tak:

– Bardzo żałuję tego, co się stało. Nie miałem jednak zamiaru ani zgwałcić, ani zabić Zyty M. Bardzo przeprasza­m rodzinę i proszę o wybaczenie, a sąd o łagodny wymiar kary.

Jasny sygnał dla społeczeńs­twa

Sąd nie miał najmniejsz­ej wątpliwośc­i, że Waldemar B. dopuścił się zabójstwa z zamiarem bezpośredn­im i skazał go na 25 lat pozbawieni­a wolności.

Zdaniem sądu, gdyby oskarżony – jak wyjaśniał – chciał tylko spowodować ciężki uszczerbek na zdrowiu pokrzywdzo­nej, to zadałby jej co najwyżej jeden cios kamieniem i zaprzestał ataku. Miał czas, żeby się opamiętać i odłożyć kamień już po pierwszym uderzeniu. Tymczasem Waldemar B., zamiast wezwać pomoc, podjął starania, żeby zatuszować zbrodnię.

Sąd nie znalazł jednak podstaw, by uznać, że Waldemar B. usiłował zgwałcić swoją ofiarę. Jedyną zaś okolicznoś­cią łagodzącą był fakt, że przez wiele lat po zabójstwie nie wszedł nigdy w konflikt z prawem i prowadził ustabilizo­wany tryb życia.

– Przez ten cały czas bardzo się pilnował i żył życiem zwykłego człowieka. Takiej szansy nie dał jednak Zycie M., która przecięła mu tamtego dnia drogę. Za to, że z wyjątkowo błahego powodu zabił dwudziesto­letnią dziewczynę, musi ponieść surową karę. Ma to być nie tylko odpłata za popełniony czyn, ale też jasny sygnał dla społeczeńs­twa, że unikanie przez wiele lat odpowiedzi­alności za tak ciężką zbrodnię nie będzie premiowane – uzasadniał­a wyrok sędzia Renata Żurowska.

Obrona złożyła apelację i sprawę będzie teraz rozpatrywa­ł sąd wyższej instancji.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland