„Hakowy” – zgwałcił i zabił
Fajbusiewicz na tropie(529)
Wszystko zaczęło się rankiem 30 września 1993 roku. Ulicą Kościuszki w Zakopanem do pracy w pierwszym polsko-amerykańskim banku szedł pewien mężczyzna. Od strony Równi Krupowej, przy ogrodzeniu siedziby tej placówki, zobaczył leżącą kobietę. Nie żyła. Zwłoki były częściowo rozebrane. Spodnie i majtki ściągnięte do kostek, a żakiet i sweter podciągnięte do piersi. Na ciele widoczne były rany cięte i kłute. Wszystko zakrwawione.
W połowie drogi – między miejscem znalezienia zwłok a ulicą Kościuszki – znaleziono torbę skórzaną, w której były dowody osobiste Danuty F. i Kazimierza G., legitymacja ubezpieczeniowa i pieniądze – 119 tys. (starych) złotych oraz bilet komunikacji miejskiej z Nowego Targu. Rany zadano denatce nożem i jakimś nieustalonym wtedy przedmiotem. Zamordowaną była rzeczywiście Danuta F. Zabójstwa dokonano kilkanaście godzin wcześniej. Wstępnie ustalono, że 29-letnia Danuta przyjechała do Zakopanego 29 września. Kobieta mieszkała w małej podgórskiej miejscowości. Była w piątym miesiącu ciąży.
Tuż przed godz. 14 autobusem relacji Kraków – Zakopane przyjechała do stolicy Tatr. Znała dobrze to miasto, bowiem uczęszczała tu do Liceum im. Kenara. Widziano ją m.in. w księgarni. Była też przez chwilę na spotkaniu z okazji Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. I tu ślad się urywa. Najprawdopodobniej po południu została napadnięta na ulicy Kościuszki w pobliżu banku. Sprawca oddalił się wzdłuż ulicy Nowotarskiej, gdzie wszedł na asfaltową ścieżkę i tam policyjny pies stracił trop. W czasie oględzin znaleziono na ciele kobiety rany zadane metalowym przedmiotem przypominającym hak. Stąd też sprawie nadano kryptonim „Hakowy”. Nie było wątpliwości, że podłożem tego mordu było tło seksualne.
Mijały miesiące i policja nie mogła postawić nikomu zarzutu sprawstwa tej zbrodni. Osiem lat później, podczas ponownego przeglądania akt, jeden z policjantów spostrzegł dziwne podobieństwo ran zadanych zamordowanej pani Danucie do ran zadanych innej kobiecie, która przeżyła napaść. Ten drugi przypadek wydarzył się kilka tygodni wcześniej, na przełomie sierpnia i września 1993 roku. Ofiarą była turystka, która nigdy nie zgłosiła policji napadu. Została zaatakowana na Krupówkach. Weszła do jednego z mieszkań z prośbą o pomoc. Mieszkanka Zakopanego wezwała karetkę, a ta zawiozła ją na pogotowie. Po otrzymaniu pierwszej pomocy kobieta uciekła, nie podając personaliów. Zdążyła jednak powiedzieć, że ktoś zrobił jej ranę w nodze jakimś przedmiotem przypominającym hak. Policja została powiadomiona o incydencie przez mieszkankę Zakopanego, która udzieliła pomocy rannej turystce. Ponieważ nie znano personaliów poszkodowanej, zaniechano dochodzenia w tej sprawie. Kiedy w 2001 roku publikowałem sprawę „Hakowego” w telewizji, w imieniu policji apelowałem do tej kobiety z prośbą o kontakt z kryminalnymi. Bezskutecznie.
Niespodziewanie sprawa znalazła finał w 2005 roku w Krakowie. Otóż w telewizji emitowano jeden z cyklicznych programów o tematyce kryminalnej, w którym powrócono do sprawy
„Hakowego” z Zakopanego. Oglądał go 37-letni wtedy Piotr S., który do grodu Kraka przeniósł się jakiś czas temu spod Giewontu. W trakcie emisji programu zaczął opowiadać żonie, że był świadkiem tego zabójstwa. Po jego emisji mężczyzna zaczął się bardzo dziwnie zachowywać. Przerażona małżonka zgłosiła się na policję i poinformowała o wszystkim kryminalnych. 4 października – po działaniach podjętych przez tzw. Archiwum X – zatrzymano Piotra S. Okazało się, że to żaden świadek, tylko tajemniczy „Hakowy”. Ustalono, że trzy lata wcześniej przeniósł się do Krakowa. Tu zboczeniec i sadysta założył rodzinę. Przyznał się do zabójstwa z 1993 roku, ale opowiadał też o trzech innych zdarzeniach.
W czasie składania wyjaśnień twierdził, że wzorował się na słynnym „Kubie Rozpruwaczu”, aby – jak twierdził – podotykać kobiety.
Ustalono, że Piotr S. zaatakował hakiem na łańcuchu także trzy inne kobiety, ale na szczęście w porę udało się im uciec. Jednak przed sądem Piotr S. odpowiadał tylko za zabójstwo. Biegli jednak stwierdzili, że mógł być niepoczytalny w chwili przestępstwa i w ocenie sądu stał się osobą chorą psychicznie. Jedyna kara, jaka go spotkała, to zamknięcie na dziesiątki lat w psychiatryku.