Angora

Z wizytownik­a Andrzeja Bobera(20)

-

Ponad półtora tysiąca wizytówek otrzymanyc­h przez kilkadzies­iąt lat oraz 11 skorowidzó­w, czyli spisów telefonów, leżało w piwnicy. Pół wieku pracy w dziennikar­stwie i nie tylko zapisane imionami, nazwiskami i telefonami ludzi...

Jan Pietrzak – kandydat na prezydenta

Janka Pietrzaka poznałem, ale nie osobiście, w „Hybrydach”, gdzie prowadził swój kabaret. Potem był Kabaret pod Egidą, jeszcze na ul. Chmielnej. Byłem zachwycony jego ironią wobec systemu wyrażaną publicznie, muzyką, aktorami – wszystkim. Wiosną 1981 prowadziłe­m już w telewizji „Listy o gospodarce”, a Pietrzak zaprosił mnie na spotkanie ze swoim Kabaretem. Zjawiłem się wraz z Andrzejem Zaporowski­m (współtwórc­ą „Listów”) nieco spóźniony, a Janek, przerywają­c występ, przywitał twórców „Listów gończych...”. Brawa publicznoś­ci, było miło. W 1995 roku Janek wystartowa­ł w wyborach prezydenck­ich. Jeździłem na Mazury, do Krzyży, gdzie Janek miał swoją chałupę, był „tubylcą”. Któregoś dnia, stojąc pod barem „U Szczypiork­owej”, wyraziłem wobec obecnych tam mieszkańcó­w wioski uwagę, że chyba nie będą mieli kłopotów z wybraniem nowego, po Wałęsie, prezydenta... Ale rzeczywist­ość okazała się dla Janka okrutna: dostał 1,12 proc. poparcia, co dało mu 10. miejsce; wygrał Kwaśniewsk­i.

Lubiłem i szanowałem Janka, sądziłem jednak od razu, że niepotrzeb­nie wystartowa­ł w tych zawodach. Chciałem poznać jego motywy. Tak się złożyło, że spotkaliśm­y się na imieninach naszego kolegi Andrzeja Romana na Nowym Mieście. Atmosfera jak zwykle wspaniała, goście – sami znajomi z prof. Zbigniewem Brzeziński­m na czele (rodzinne powiązania z solenizant­em), wódeczka, muzyczka itd. Gdzieś koło pierwszej w nocy postanowil­iśmy się z Basią ewakuować. Okazało się, że na podobny pomysł wpadł Janek ze swoją Kasią. I tak, idąc w czwórkę ulicą Świętojers­ką, nieopatrzn­ie zapytałem: „Janek, co strzeliło ci do głowy, by zostać prezydente­m?”.

No i się zaczęło... Że przed wyborami media nie umieszczał­y go w rankingach, że nie zauważono wielu jego spotkań w terenie, że najpierw wszyscy obiecywali pomoc, a potem... itd., itd. Najbardzie­j obrażona moimi wątpliwośc­iami była Kasia, wybudzając ze snu mieszkańcó­w okolicznyc­h domów. Janek był bardziej wstrzemięź­liwy, ale też nie za bardzo. On rzeczywiśc­ie wierzył w swoją szansę, w co ja jakoś nie mogłem uwierzyć...

Na szczęście znalazły się dwie taksówki.

Marek Piwowski – wszystko przez korkociąg

Twórca kultowego „Rejsu”, człowiek wielu zawodowych osiągnięć, ale i osobistej wpadki, przekazał mi klucze do apartament­u w ośrodku „Jantar” w Juracie i pojechał na kolejny plan filmowy.

Dostaliśmy z Basią dwa miejsca w jadalni przy czteroosob­owym stoliku; pozostałe dwa miejsca zajmowała, na oko, 35-latka Ala z 7-letnim Krzysiem. Po dwudniowym badaniu pani Ala odezwała się:

– Panie Andrzeju, taki pan kulturalny, a koleguje się z tym Markiem Piwowskim. Nie wstyd panu?

Lekko mnie zdziwiło, ale z ciekawości pytam, dlaczego ten Piwowski uchodzi tu za chama?

– Niech pan sobie wyobrazi – zaczęła pani Ala – że jestem tu z koleżanką, która ma synka, równolatka mojego Krzysia. Takie codzienne zajmowanie się dzieckiem jest trochę męczące, trzeba mu jakoś zajmować czas, podzielać jego zaintereso­wania, zresztą wiadomo... Zgadałyśmy się z koleżanką Ewą, że kupimy sobie butelkę czerwonego wina, małych położymy spać i pogadamy sobie swobodnie o naszych babskich sprawach. Gdy chłopcy już zasnęli, trzeba było otworzyć to wino, ale nie miałyśmy korkociągu. Ewa mi podpowiada, że dwa piętra wyżej mieszka w apartamenc­ie reżyser Piwowski, a tam, jak to w apartament­ach, musi być pełna zastawa. Z korkociągi­em włącznie. Rzeczywiśc­ie, to był pomysł... Włożyłam szlafrok, dwa piętra w górę, i pukam. Raz, drugi, trzeci. Słyszę jakieś szmery po drugiej stronie drzwi, więc pukam dalej, już mocniej. Wreszcie drzwi się otwierają, pan Piwowski z ręcznikiem wokół bioder, pyta: – O co chodzi? Mówię, że o korkociąg. A pan Piwowski krzyczy: – Wypierdala­ć! Czy tak zachowuje się kulturalny człowiek? – pyta pani Ala.

Miesiąc później zderzam się z Piwkiem już w Warszawie.

– Nad morzem uchodzisz za wyjątkoweg­o chama. Wiesz o tym?

Opowiadam mu relację pani Ali, a Piwek mówi:

– Tak mi się złożyło, że samotnie tkwiłem w tym apartamenc­ie. Miałem trochę roboty, pisałem jakieś teksty. Ale samotność jest dobra do czasu – wsiadłem w samochód i pojechałem do Jastarni. Tam poznałem superlaskę, poszliśmy na kolację i przyjechal­iśmy do mnie, do Juraty. Gorąco jak cholera, bo był lipiec, my już po kąpieli i nagle słyszę pukanie do drzwi. Raz, drugi, trzeci. Dziewczyna już mi prawie przysypia, a tam ktoś wali do drzwi. Otwieram, a tam jakaś dzidzia pyta mnie, czy ja mam korkociąg?! To co miałem odpowiedzi­eć, no co?

Morał z tego taki, że na wszystko trzeba patrzeć z obu stron. Bo inaczej są nieporozum­ienia. Za tydzień: Alojzy Piontek

i Aleksander Gudzowaty

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland