Kobiety górą!
Na trzech pierwszych miejscach amerykańskiej listy bestsellerów znalazły się wyłącznie albumy piosenkarek. Ostatnio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia 18 grudnia 2010 roku. Wówczas na „Billboard 200” pierwsze miejsce zajmowała Susan Boyle z albumem „The Gift”. Tuż za nią były kolejno: Taylor Swift z krążkiem „Speak Now” i Jackie Evancho z „O Holy Night”. Trzeba było czekać aż 11 lat, żeby sytuacja się powtórzyła.
Teraz na szczycie są inne artystki, ale nie mniej popularne. Najwyżej, bo na pierwsze miejsce, wspięła się Billie Eilish ze swoim drugim longplayem. Album nosi tytuł „Happier Than Ever” („Najszczęśliwsza”). „Chciałam, żeby płyta była elegancka i pełna uczucia – mówi Eilish o swoim kolejnym płytowym hicie. – Mój brat, ojciec i ja mamy synestezję. Odbieramy różnymi zmysłami to, co widzimy. Każdy z nas inaczej. Czasami przedmioty wydają się mieć smak lub zapach, a dni tygodnia kojarzą mi się z numerami. Piosenki natomiast to rozmaite kolory. Synestezja nie jest dla mnie czymś wyjątkowym, ale powstające w mojej głowie obrazy często mnie inspirują”.
Na obwolucie premierowego albumu widzimy artystkę w nowej fryzurze, po rozjaśnieniu włosów. Tak też Eilish prezentuje się w nakręconym niedawno filmie muzycznym będącym relacją z jej występów w amfiteatrze Hollywood Bowl. „Kręciliśmy przez kolejne cztery noce. Bez widzów – wspomina piosenkarka. – To było szalone!”. Dokument nosi tytuł „Happier than Ever: A Love Letter to Los Angeles” („Najszczęśliwsza: List miłosny dla Los Angeles”), a wyreżyserował go Robert Rodriguez (przyjaciel i współpracownik Quentina Tarantino, znany m.in. z filmów „Desperado”, „Maczeta” i „Miasto grzechu”). Program koncertu wypełniły piosenki z nowej płyty artystki. Eilish śpiewa je z udziałem orkiestry symfonicznej i dziecięcego chóru. Obrazy koncertowe połączone są z animacjami.
Piosenkarka planuje w lutym 2022 roku wrócić na duże estrady. Wystartuje wówczas jej stadionowe tournée. „Ostatnio codziennie śnię o tych występach – wyznaje Eilish. – Przerwa w koncertach była za długa. Trwała ponad dwa lata, więc już nie mogę się doczekać. Nie satysfakcjonowało mnie śpiewanie do pustych sal. Uwielbiam kontakt z publicznością”. Przypomnę, że Eilish ma dopiero 19 lat, a już wydała dwa popularne albumy i zdobyła 7 nagród Grammy. Nic dziwnego, że bilety na jej przyszłoroczną trasę rozchodzą się błyskawicznie.
Na drugim miejscu amerykańskiego zestawienia bestsellerów jest longplay „Planet Her” autorstwa 25-letniej raperki o pseudonimie Doja Cat (prawdziwe nazwisko Amala Dlamini). Artystka ta – podobnie jak Eilish – mieszka w Los Angeles. Przygodę z muzyką rozpoczęła od umieszczania nagrań na portalu SoundCloud. Opublikowany tam utwór „So High” zwrócił uwagę właściciela firmy Kemosabe Records, który zaproponował jej kontrakt płytowy. Pierwszy longplay, zatytułowany „Amala”, Doja Cat wydała w 2018 roku. Pochodzą z niego hity „Mooo!” (tytuł jest onomatopeją określającą dźwięk, który wydaje krowa; artystka go w piosence naśladuje), a także „Candy” i „Juicy”. Rok później trafiła do sklepów płyta „Hot Pink”, a teraz mamy album „Planet Her”, który pod koniec sierpnia uplasował się na „Billboard 200” tuż za longplayem Eilish.
Dlaczego taki tytuł? „Chciałam uciec od szufladkowania mnie, bo nie jestem tylko raperką czy tylko artystką pop – mówi autorka. – Próbowałam stworzyć oryginalną muzykę, taką z innego świata, wyłącznie z mojej planety. Clipy promocyjne do poszczególnych utworów przedstawiają różne obrazy z tej planety lub z jej otoczenia”.
Wreszcie trzecie miejsce. Na nim album „Sour” Olivii Rodrigo. To jedna z nielicznych młodych gwiazd, które są wierne na scenie swojemu prawdziwemu nazwisku, a nie występują pod pseudonimem, jak to mają w zwyczaju zwłaszcza reprezentanci rapu i hip-hopu, a także niektórzy artyści pop. Taka teraz moda. Rodrigo zasłynęła najpierw rolami w młodzieżowych serialach telewizyjnych „Bizaardvark” i „High School Musical: The Musical: The Series”. Dopiero gdy w ubiegłym roku nagrała piosenkę „Driver’s
License”, stała się idolką milionów melomanów na całym świecie. Nagranie było przez 8 tygodni na szczycie amerykańskiej listy przebojów „Hot 100” i trafiło na pierwsze miejsca w Kanadzie, Australii oraz kilkunastu innych krajach. Pod koniec sierpnia piosenka przekroczyła miliard odsłon strumieniowych na portalu Spotify.
Tym samym Olivia Rodrigo stała się kolejną 18-latką w gronie najpopularniejszych wokalistek i ma spore szanse na złoty gramofon w następnej edycji Grammy. Może nawet w kilku kategoriach – za „Nagranie Roku”, za „Piosenkę Roku” i za najlepszy debiut.
Po singlu przyszła pora na longplay, oczywiście z udziałem piosenki „Driver’s License”, której bohaterka rozpacza po rozstaniu z niekochającym jej oblubieńcem. Album „Sour” zawiera 11 utworów skomponowanych przez Rodrigo i Daniela Nigro, który jest producentem nagrań. Współtwórcami piosenki „1 Step
Forward, 3 Steps Back” są Taylor Swift i Jack Antonoff. Jeśli tej klasy artyści piszą z Rodrigo utwory, które ona śpiewa, to jej pozycja na rynku muzycznym musi być mocna. I tak też jest.
Czy jednak Rodrigo dorówna Billie Eilish, która w ubiegłym roku – również mając 18 lat – zgarnęła od razu aż 5 Grammy? Na odpowiedź na to pytanie musimy poczekać do 31 stycznia 2022 roku. Wtedy odbędzie się 64. gala wręczania złotych gramofonów. Najlepsi artyści zostaną udekorowani na estradzie w Staples Center w Los Angeles.
U nas jest zupełnie inaczej niż za Atlantykiem. Przynajmniej pod względem muzycznych gustów. Nasi melomani najwyraźniej wolą niskie głosy. O ile w USA, czyli na największym rynku muzycznym, obecnie prym wiodą kobiety, o tyle w Polsce przodują mężczyźni, dokładnie raperzy. Są na trzech pierwszych miejscach OLiS, czyli na oficjalnej liście sprzedaży. 26 sierpnia na czele był Kartky (prawdziwe nazwisko Jakub Jankowski) z płytą „Kraina lodu”. Za nim, na miejscach drugim i trzecim, uplasowali się kolejno: Tymek (Tymoteusz Bucki) z krążkiem „Popularne” i Taco Hemingway (Filip Tadeusz Szcześniak) z longplayem „Szprycer”.