Były minister rozwozi pizzę
Los emigrantów bywa gorzki. Syed Ahmad Shah Sadaat piastował w Afganistanie urząd ministra komunikacji i technologii informacyjnych. Podejmował kluczowe decyzje, uważano go za wpływowego człowieka.
50-letni Sadaat musiał przesiąść się z luksusowej limuzyny na rower. Teraz pracuje jako dostawca jedzenia w Lipsku. W kasku i w pomarańczowej kurtce rozwozi pizzę i inne posiłki. Pedałuje w słońcu i w deszczu, sześć godzin w dni powszednie i dziesięć godzin w weekendy. Miesięcznie przejeżdża około 1200 km. Zarabia 15 euro za godzinę, co pozwala na opłacenie czynszu za małe mieszkanie (420 euro miesięcznie) i na skromne życie.
„Nie ma się czego wstydzić. Praca to praca. Jeśli jest robota, oznacza to, że jest na nią zapotrzebowanie i ktoś musi ją wykonywać” – mówi były dygnitarz.
Sadaat już raz wyjechał z Afganistanu jako dziecko, z rodzicami i siedmioma braćmi. Rodzina osiedliła się w Wielkiej Brytanii. Młody emigrant studiował elektrotechnikę w Oksfordzie. Znalazł atrakcyjne zatrudnienie w branży telefonów komórkowych, otrzymał brytyjski paszport. W 2016 roku pracodawca wysłał go do Kabulu. Na zdolnego technokratę zwrócił uwagę prezydent kraju Aszraf Ghani i zaproponował mu pracę w ministerstwie komunikacji. „Zarabiałem tam mniej niż w Zjednoczonym Królestwie, ale chciałem służyć mojemu krajowi” – wspominał Sadaat. W Kabulu założył rodzinę i został ojcem. Kiedy szef resortu komunikacji został zwolniony za korupcję, przybysz z Wielkiej Brytanii zajął jego miejsce. Syed Ahmad Shah Sadaat działał energicznie, jego ministerstwo zapewniło dostęp do telefonii komórkowej 10 milionom Afgańczyków. Odrzucił ofertę Indii, które chciały udostępnić Afganistanowi transponder na satelicie komunikacyjnym. Wybrał propozycję Chin, gotowych przekazać władzom w Kabulu całego satelitę. Do realizacji tego ambitnego projektu już nie doszło, bowiem Sadaat pokłócił się z prezydentem. Opowiada, że Aszraf Ghani i ludzie z jego otoczenia zagarniali pieniądze przeznaczone na inwestycje do własnych kieszeni, bowiem przygotowywali się już do ucieczki z kraju przed rosnącymi w siłę talibami. W każdym razie w 2018 roku Sadaat utracił stanowisko w rządzie. Pracował w Kabulu jako doradca firmy telekomunikacyjnej. Szybko uznał jednak, że kraj staje się coraz bardziej niebezpieczny i trzeba uciekać. Wyjechał w grudniu 2020 roku, zanim brexit zmienił warunki pobytu obywateli brytyjskich w UE. Mógł wrócić do Zjednoczonego Królestwa, wybrał jednak Niemcy. Liczył na dobrą pracę w sektorze telekomunikacyjnym. Rzeczywistość jednak okazała się trudna. Sadaat nie znał języka niemieckiego, a bez tego znalezienie atrakcyjnego zatrudnienia było niemożliwe. W czasie epidemii nie działały kursy językowe. Gdy skończyły się oszczędności, były minister zdecydował się na podjęcie pracy jako rowerowy dostawca w firmie Liferando. Przyznaje, że pierwsze tygodnie manewrowania bicyklem w wielkim, zatłoczonym mieście były niełatwe. Z czasem stał się znakomitym kolarzem, a jego kondycja fizyczna znacznie się poprawiła. Sadaat uczy się obecnie w szkole językowej cztery godziny dziennie i liczy, że wkrótce znajdzie inną pracę, zgodną z kwalifikacjami. Marzy o sprowadzeniu rodziny z Afganistanu. Do talibów, którzy przejęli władzę, nie odnosi się wrogo. Na swej stronie na Facebooku napisał: „Niech Allah pomoże kierownictwu talibów i ich ministrom uczynić z Afganistanu cyfrowy Afganistan”. (KK)