Wyścig po Złotego Lwa
78. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji
Przez prawie dwa tygodnie, od 1 do 11 września, o Złotego Lwa walczy 21 filmów, w tym polska produkcja Żeby nie było śladów. Chociaż tym razem koronawirus nie wystraszył gwiazd, to sama ceremonia wręczenia nagród odbędzie się w cieniu zamachów, bo finałowa gala i kolacja w hotelu Excelsior przypadają dokładnie w 20. rocznicę ataków terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych.
Włosi są przekonani, że filmowa Wenecja i jej Złoty Lew w branżowej hierarchii zajmują wyższy szczebel niż francuska Palma i niemiecki Niedźwiedź. Lubią mieć u siebie wybitnych reżyserów i pierwszorzędne aktorki w przyprawiających o zawrót głowy kreacjach od światowych projektantów mody. W zeszłym roku przez pandemię ten zwyczajowy rozmach i glamour mocno ukrócono. Teraz nadszedł czas na częściowy odwet na koronawirusie i paradę gwiazd.
Jest kim nacieszyć oczy. Obecność potwierdzili: Kristen Stewart, której Zmierzch jeszcze długo nie nadejdzie; Matt Damon, Penélope Cruz, Javier Bardem, wiecznie czarujący Antonio Banderas, młody i zdolny Timothée Chalamet, Isabelle Huppert, Oscar Isaac, Jessica Chastain, disneyowska pupilka Zendaya, świeżo uhonorowana Złotym Lwem za całokształt kariery Jamie Lee Curtis, Kirsten Dunst, ceniony przez królową Elżbietę Benedict Cumberbatch, Tim Roth, Adam Driver, Olivia Colman, Dakota Johnson, Anya Taylor-Joy i Jodie Comer z Liverpoolu. Jednym z gorąco wyglądanych gości i laureatów, który w szczególnie oryginalny sposób naznaczył współczesne kino i otrzyma nagrodę Cartier Glory dla artysty, jest sir Ridley Scott – ten od serii kultowych tytułów, jak np. Obcy, Łowca androidów i Gladiator.
Tegoroczną edycję prestiżowego, najstarszego europejskiego przeglądu filmów, na który wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki (przed otwarciem wykupiono 20 tysięcy biletów), zainaugurował mistrz kina hiszpańskiego Pedro Almodóvar, niekryjący się ani z ateizmem, ani z przynależnością do społeczności LGBT. Jego Madres paralelas, czyli Matki równoległe, to historia dwóch samotnych i ciężarnych kobiet, które rodzą tego samego dnia w tym samym szpitalu. Janis, pani w średnim wieku, pociesza nastolatkę Anę, zrozpaczoną i zalęknioną o przyszłość. Kilka słów, które zamienią ze sobą, w nieoczekiwany sposób zmieni ich życie. W roli Janis występuje Penélope Cruz. To najtrudniejsza postać, jaką kiedykolwiek zagrała aktorka, i prawdopodobnie najbardziej bolesna.
Żeby nie było śladów, koprodukcja Polski, Francji i Czech wpisująca się w silnie zaznaczony konkursowy nurt refleksji odnośnie do ran zadanych przez różne dyktatury, będzie pokazywana 8, 9 i 10 września. Ta opowieść wyrosła na kanwie uhonorowanego Nagrodą Literacką „Nike” reportażu Cezarego Łazarewicza i autentycznych wydarzeń w Polsce w 1983 roku, kiedy krajem wstrząsnęła sprawa Grzegorza Przemyka, maturzysty śmiertelnie pobitego przez milicję. Jedynym świadkiem pobicia był Jurek, który z dnia na dzień stał się wrogiem państwowym numer jeden. Reżim uruchomił tajne służby, milicję, media i sądy, żeby oczernić i pogrążyć Jurka oraz inne osoby zaangażowane w sprawę, w tym jego rodziców i Barbarę Sadowską, matkę Przemyka. W obsadzie są: Tomasz Ziętek, Sandra Korzeniak, Jacek Braciak, Robert Więckiewicz, Sebastian Pawlak, Agnieszka Grochowska i Mateusz Górski. Reżyser Jan Paweł Matuszyński, który od razu wyrobił sobie pozycję Ostatnią rodziną, jest – po braciach bliźniakach D’Innocenzo z Rzymu – bodajże drugim najmłodszym reżyserem w sekcji konkursu głównego. Nie pozostanie natomiast na Lido jedynym reżyserem z Polski, gdyż do prezentowanej po raz 18. kategorii niezależnego kina autorskiego zakwalifikowano obraz Oli Jankowskiej Anatomia.
Na stronie festiwalu fabułę filmu polskiej reżyserki i pisarki pracującej także w Wielkiej Brytanii opisano następująco: „Mika przyjeżdża do Polski, by odwiedzić w szpitalu swojego ojca cierpiącego wskutek ciężkiego uszkodzenia mózgu i utraty pamięci. Mimo że to pierwsze spotkanie od wielu lat, ojciec jest przekonany, że nadal mieszkają razem, a córka to nastolatka. Mika na krótki czas staje się towarzyszką zdezorientowanego ojca. W tym momencie sama wyrusza w podróż po własnym życiu. Łącząc materiały cyfrowe, taśmy filmowe 35 mm, VHS, podczerwień i archiwalne nagrania, czas i przestrzeń rozpadają się: teraźniejszość łączy się z odległą przeszłością, zaś miejsca wydobywają na światło dzienne historie i utracone wspomnienia. Tymczasem stan ojca się pogarsza. I tak również życie i jego koniec zaczynają się zamazywać”. Za powodzenie Oli Jankowskiej podczas weneckich Dni Autorskich kciuki trzyma m.in. łódzka Filmówka.
Wracając do wyścigu po Złotego Lwa, w tym roku międzynarodowemu jury konkursu przewodniczy południowokoreański reżyser Bong Joon-ho, zajmujący 13. pozycję na liście najlepszych reżyserów XXI wieku opracowanej przez stronę internetową Metacritic. Towarzyszą mu włoski reżyser Saverio Costanzo, wszechstronny rumuński twórca Alexander Nanau; aktorki z Belgii, Wielkiej Brytanii i Kanady oraz najchętniej nagradzana Chinka w przemyśle filmowym – Chloé Zhao. Na matkę chrzestną 78. Wenecji wybrano włoską aktorkę i osobowość telewizyjną Serenę Rossi, która już zdążyła zachwycić eleganckimi strojami z logo Giorgio Armani Privé, okularami przeciwsłonecznymi i klejnotami Cartiera. Matki chrzestne festiwalu co roku są zjawiskowe, jednak żadna nie jest w stanie przyćmić wrażenia, jakie w 2012 roku zrobiła Kasia Smutniak. Wtedy Polka przyniosła szczęście dziełu nieżyjącego już południowokoreańskiego reżysera Kima Ki-duka pt. Pietà, nawiązującemu do rzeźby Michała Anioła. A kto zgarnie statuetkę 11 września?
To może być zaskoczenie. Na pewno Lew nie przypadnie Diunie, megahitowi z kosmicznie dobrą obsadą w reżyserii Denisa Villeneuve’a, na podstawie powieści Franka Herberta, bo film wyświetlany był poza konkursem. Jeśli nie wyczekiwana Diuna, to na faworyta mają szansę wybić się nastrojowe włoskie kadry – To była ręka Boga Paola Sorrentina. Coś między dramatem i autobiografią, historia chłopca w burzliwym Neapolu lat 80. XX wieku. 17-letni Fabietto Schisa to niezdarny chłopak, który stara się znaleźć swoje miejsce na ziemi, ale najpierw odnajduje radość w niezwykłej, kochającej rodzinie. Potem niektóre wydarzenia zmienią wszystko.
Nie brakuje opinii, że uwagę weneckiego gremium jurorskiego mogłaby zwrócić na siebie ponownie reżyserka Ana Lily Amirpour, która zadebiutowała irańskim spaghetti westernem o wampirach. Jej najnowszy film Mona Lisa and the Blood Moon opowiada o niepasującej do rzeczywistości dziewczynie z niezwykłymi i niebezpiecznymi mocami, która ucieka z psychiatryka i stara się radzić sobie w Nowym Orleanie. Dzieło nakręcone pod szyldem gatunku przygodowego fantasy roi się od brawurowych sekwencji następujących po sobie w rytm elektryzującej muzyki. Wkrótce okaże się, czy te dźwięki zwiastują ryk Złotego Lwa. (ANS)