Jesień przed telewizorem
„Angora” na salonach warszawki.
Magiczne słowo „ramówka” wędrowało po gabinetach prezesów, dyrektorów i zwykłych pracowników telewizji już od dobrych paru tygodni. W każdej dużej stacji prezentacja sezonowej oferty to jedno z dwóch najważniejszych wydarzeń w roku. Z premierą jesiennej oferty może się równać jedynie premiera tej wiosennej.
Choć popularni prezenterzy pogody, jak Paulina Sykut-Jeżyna (40 l.) z Polsatu czy Tomasz Zubilewicz (59 l.) z TVN-u, obiecują nam jeszcze we wrześniu upalne lato z temperaturą przekraczającą nawet 25 stopni Celsjusza, to ich szefowie już są gotowi na długie, zimowe wieczory. Nie inaczej jest w telewizji publicznej, choć tam oprócz rozrywki dla ludu żołnierze PiS-u nazywani „dziennikarzami” serwują też nachalną rządową propagandę. Najważniejsze stacje, tak zwana Wielka Trójka, ujawniły już swoje ramówkowe plany. Pomysł na ofertę jest co sezon ten sam: sprawdzone starocie plus trochę nowości, które po przetestowaniu na antenie będą mogły liczyć na kontynuację. Oczywiście pod warunkiem że – tu magiczne słowo – oglądalność będzie zadowalająca. I tak z naszych telewizorów nie znika „Taniec z gwiazdami”. Ileż to już razy złe języki wieszczyły koniec tego show. Przecież Polacy poznali ten format już szesnaście lat temu. Tak, naprawdę! To wtedy w 2005 roku zmagania taneczne znanych osób oglądali widzowie TVN-u. W 2011 roku stacja zarządzana przez Edwarda Miszczaka – o tym świeżo upieczonym panu młodym będzie jeszcze niżej – uznała, że formuła się wyczerpała, a w kraju nad Wisłą nie ma więcej celebrytów wartych zaproszenia do programu, nie mówiąc o prawdziwych gwiazdach. Wówczas po ten mocno już przeżuty kąsek sięgnęła telewizja Zygmunta Solorza. Program „Dancing With The Stars. Taniec z gwiazdami” (bo taka jest teraz oficjalna nazwa) gości na antenie Polsatu od 2014 roku. 2021 ma być rewolucyjny pod wieloma względami, począwszy od tego, że będzie nadawany nie jak dotąd w niedziele, a w poniedziałki. Ktoś uznał, że to może zapewnić większą widownię. W tej edycji zobaczymy też nowego jurora. Do tancerki Iwony Pavlović (58 l.), aktora Andrzeja Grabowskiego (69 l.) i tancerza Michała Malitowskiego (41 l.) dołącza właśnie Andrzej Piaseczny (50 l.). Dotychczasowe wyczyny taneczne piosenkarza nie należą do imponujących, ruch sceniczny ograniczał on dotąd raczej do paru gibnięć w prawo i lewo, ale jakież to może mieć znaczenie... Po tym jak artysta postanowił wyjść z szafy i powiedział głośno to, co dotąd było tajemnicą poliszynela, a mianowicie, że jest gejem, jego popularność gwałtownie wzrosła. A przecież głównie o to w telewizji chodzi.
Swoje nowe propozycje jesienne przedstawił TVN. Z równą ekscytacją co na te antenowe rewelacje dziennikarze i fotoreporterzy czekali na wspólne pojawienie się Anny Cieślak (40 l.) i Edwarda Miszczaka (66 l.). Para zaledwie parę dni wcześniej wzięła ślub i zorganizowała huczne wesele w Krakowie. Ich związek stanowił towarzyską sensację, bo ona dotąd nie stawała na ślubnym kobiercu, on od zaledwie dwóch i pół roku był wdowcem, a dzieli ich ponad ćwierć wieku. Kiedy więc portal Kobieta.pl poprosił aktorkę o komentarz w sprawie tej dużej różnicy wieku, usłyszał krótkie zdanie: „To inni mają z tym problem, nie ja”. Dla odmiany podczas rozmowy z reporterką portalu JastrząbPost.pl Cieślak skorzystała z okazji, by swojemu nowo nabytemu mężowi wystawić pełną peanów laurkę: „Edward (...) jest przede wszystkim cudownym kreatorem, wizjonerem i człowiekiem, który potrafi pracować w zespole wieloosobowym – mówiła. – Potrafi łączyć ludzi, potrafi budować”. Wzruszająca jest ta żonina naiwność i wiara w dobroć małżonka jako szefa. Ciekawe, czy wszyscy jego pracownicy, którzy wtedy, gdy Miszczak wpada w furię, raczej nadaliby mu przydomek „Edward Nożycoręki”, podzielają to dobre zdanie. Gwiazdy TVN-u wiedzą doskonale, że ten uroczy towarzysko pan po przekroczeniu progu stacji przedzierzga się w bezwzględnego demiurga, który równie szybko i bez sentymentów powołuje do życia gwiazdorskiego kariery, co wtrąca je w otchłań niepamięci. Przekonała się o tym boleśnie choćby Kinga Rusin (50 l.), która straciła bezwarunkową „miłość” szefa i – chcąc nie chcąc – musiała ostatecznie spakować manatki. Anna Cieślak gra w dwóch TVN-owskich produkcjach. Można ją zobaczyć w serialach „Szadź” i „Na Wspólnej”. Oby łaska mężowska nie jeździła na pstrym koniu. Głupio by było stracić rolę z powodu jednej małżeńskiej sprzeczki.