Zwierzaku, wylecz się sam (Dziennik Bałtycki)
Warto podglądać naturę.
Koty szukają w trawie witamin, minerałów oraz kwasu foliowego. Z kolei psy najczęściej poszukują błonnika.
O kotach jedzących trawę lub psach liżących rany słyszał zapewne każdy z nas, ale co wiemy o innych sposobach leczenia, które stosują zwierzęta? Mamy coraz więcej dowodów na to, iż zdają one sobie sprawę z właściwości wielu naturalnych środków.
Codziennie przechodzimy obok roślin, które wydają nam się tak pospolite, że ich nie zauważamy. Jednak duża część tych „chwastów” ma właściwości lecznicze znane od niepamiętnych czasów i to nie tylko nam. My jednak często zapominamy, że sama natura jest najbogatszą apteką, w której zgodnie ze starym niemieckim porzekadłem „wyrosło ziele na każdą chorobę”.
Ludzie podpatrują przyrodę
Dzikie zwierzęta, oczywiście, także chorują. Są jednak doskonale przystosowane do życia w naturze i wielu przypadłości muszą pozbyć się same. Co więcej, dziś nikt już nie ma wątpliwości, iż zwierzęta żyjące w sztucznych warunkach, bez dostępu do naturalnych ziół, tracą odporność i chorują. To dlatego buduje się wybiegi dla zwierząt w ogrodach zoologicznych, by umożliwić im dostęp do jak największej ilości bezpiecznych dla nich gatunków roślin. I dlatego zwierzęta wypuszczone luzem na pastwisko podążają szczególnie chętnie tam, gdzie rolnik nie wytępił „chwastów”.
– O cennych właściwościach wielu roślin, a nawet minerałów, nasi przodkowie dowiadywali się, m.in. obserwując zwierzęta, a antropolodzy i etnobotanicy potwierdzają, iż działo się tak na całym zamieszkanym świecie – mówi Sebastian Nowakowski z Parku Krajobrazowego „Mierzeja Wiślana”. – Oczywiście najłatwiej było obserwować zwierzęta udomowione, np. gospodarskie wypuszczone na pastwisko albo psa towarzyszącego podczas wędrówki. Trudniej i mniej bezpiecznie było podpatrywać zwierzęta dzikie. Wnioski trzeba było jeszcze zweryfikować – mogły one bowiem sprowadzić obserwatora na manowce, szczególnie jeśli obiektem obserwacji byli roślinożercy, którzy mogą zjadać rośliny i grzyby śmiertelnie dla nas trujące.
Bóbr je szalej jadowity
Mało kto wie, że np. sarna bez żadnych konsekwencji pożywi się muchomorem sromotnikowym, a bóbr z upodobaniem zjada szalej jadowity. Dla nas taki posiłek jest śmiercionośny, ale roślinożercy mają w żołądkach enzymy, którym zawdzięczają rozkład wielu roślinnych toksyn. Wiedza o tym, co leczy, była przekazywana z pokolenia na pokolenie – to dzięki temu tak ważni dla społeczności byli szamani i wiedźmy. Dziś ich rolę przejęła oficjalna nauka, w tym także i ta zwana zoofarmakognozją, która opisuje, jak zwierzęta świadomie leczą się same, wykorzystując wszystko, co jest dostępne w ich środowisku, ale istnienie takiej wiedzy u dzikich zwierząt przez długi czas wyniośle ignorowano. Tak czy owak można zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie medykamenty znane zwierzętom są wykorzystywane przez ludzi.
Niektóre obserwacje odcisnęły nawet piętno na nazwach roślin. Rdest ptasi swoją nazwę zawdzięcza starym obserwacjom – ptaki skubią go podczas przygotowania do jesiennej wędrówki, gdyż działa on jak anabolik i pobudza odkładanie tłuszczu, dzięki któremu przeżyją drogę. Kurzyślad grzebiące zjadają profilaktycznie dla ochrony przed rozstrojem żołądka.
Dzięcioł w mrowisku
Pasożyty skórne i jelitowe to prawdziwe utrapienie zwierząt, ale przy odrobinie pomysłowości można się ich pozbyć.
– Około dwustu eurazjatyckich gatunków ptaków, np. szpaki, przejawiają zagadkowe zachowanie zwane „mrówkowaniem” – opowiada biolog. – Polega to na chwytaniu w dziób mrówki i pocieraniu nią energicznie o pióra. Zwykle owad nie przeżywa takiej akcji, ale w obliczu śmiertelnego zagrożenia stara się bronić, wydzielając kwas mrówkowy. I o to najwyraźniej ptakom chodzi.
Okazało się, że kwas mrówkowy działa odkażająco, bakterio- i grzybobójczo oraz zabija drobne pasożyty zamieszkujące ptasie upierzenie. To też wyjaśnia, dlaczego np. dzięcioły zielone nie tylko chętnie zjadają mrówki, ale także włażą do mrowiska i dają się pogryźć. Takie sztuczki znają też np. wiewiórki, koty, a nawet małpy.
Szpaki są w ogóle bardzo pomysłowymi autoterapeutami. Te, które mieszkają w osiedlach ludzkich, nauczyły się wykurzać piórojady dymem. Niekiedy można na własne oczy zobaczyć je przelatujące w tym celu nad kominem. Ale to nic wobec pomysłowości krukowatych. W Wielkiej Brytanii obserwowano gawrony, które zbierały z ulicy tlące się niedopałki papierosów, po czym ostrożnie okadzały sobie nimi skrzydła.
Krwawnik i wrotycz to pospolite gatunki łąkowe o specyficznym smaku. Już dawno temu obserwowano kury, gęsi i kaczki skubiące młode listki tych roślin. Dziś już wiemy, że w ten właśnie sposób ptaki pozbywają się pasożytów jelitowych, w tym nawet pierwotniaków. Badania naukowe potwierdzają skuteczność obu ziół także w eliminacji np. wszy, co ludzie dawniej powszechnie praktykowali.
Ale nie tylko ptaki wiedzą, co robić. Sarny, jelenie, łosie też wykorzystują wrotycz i krwawnik, ale są jeszcze odważniejsze – konsumują lekko trujące paprocie i bardzo gorzki piołun. Człowiek nauczył się odrobaczania kłączami nerecznicy samczej i paprotki zwyczajnej właśnie od nich. Dzięki zgryzaniu przez nie wierzb poznaliśmy też kwas salicylowy. Nawet odkażanie pokarmu owocami jałowca zwierzęta praktykują od dawna.