Raport Macierewicza, czyli nic
Co było przyczyną katastrofy w Smoleńsku? Nie wiemy. Raport komisji Antoniego Macierewicza jest tajny. Daje to niezwykle mocne paliwo dla zwolenników teorii spiskowych i każe zadać pytanie o sens wieloletniej pracy komisji.
Między rodzinami ofiar katastrofy a Antonim Macierewiczem narasta konflikt. Podobno nawet krewni zmarłych działaczy PiS domagają się zwolnienia posła z funkcji szefa komisji. Powodem niesnasek ma być ostateczny raport z pracy zespołu, a raczej jego brak. Ten bowiem został opublikowany 10 sierpnia, ale zdecydowano się go utajnić. Rodziny ofiar – mamione przez lata obietnicą wyjaśnienia przyczyn katastrofy – zostały z niczym.
Tego było za wiele. Już wcześniej pojawiały się głosy, że jeśli Macierewicz nie przedstawi pełnego raportu, to powinien stracić stanowisko. Do tej pory komisja działa w trybie rocznicowym i miesięcznicowym. Każdego 10. dnia miesiąca, gdy Jarosław Kaczyński odbywał pielgrzymkę na Wawel, Macierewicz publikował – zazwyczaj rozczarowujący – stan prac komisji. Rodziny oczekiwały jednak czegoś więcej.
Dla jasności: nawet gdyby były szef MON odrzucił nimb tajemniczości i zdecydował się powiedzieć światu, co było przyczyną katastrofy, to nie sądzę, żebyśmy mieli z tego jakikolwiek pożytek. Utajnienie raportu to wybryk, który ma zwrócić myśli wyborców PiS w kierunku zamachu. Zresztą o tym, że w katastrofie tupolewa miały pomagać osoby trzecie, słyszymy od dekady. Najpierw w „Rzeczpospolitej” pojawił się słynny tekst o trotylu na wraku, potem o wybuchu wielokrotnie mówił sam Macierewicz. Co ciekawe, Jarosław Kaczyński udzielał bardziej stonowanych wypowiedzi, głównie sugerujących, że wkrótce „dotrzemy do prawdy”.
Zresztą, jeśli już wspomnieliśmy o wraku maszyny, to warto przypomnieć, że tej dalej nie udało się sprowadzić do kraju. Mimo że zmarł prezydent RP, a ustalenie przyczyny jego śmierci powinno być jednym z najpilniejszych zadań dla decydentów, to dowód w sprawie wciąż znajduje się gdzieś w rosyjskim hangarze.
PiS mógłby wywrzeć nacisk na Rosję, ale robi to tylko wtedy, gdy mu wygodnie. Przez ostatnie sześć lat ekipy premierów Szydły i Morawieckiego przyzwyczaiły nas do częstych konfliktów z Brukselą. Wielkiego Brata ze Wschodu raczej nie drażnimy. Konfliktu interesów nie udało się uniknąć przy okazji zeszłorocznej białoruskiej rewolucji, ale ten nie był PiS-owi na rękę.
Z Rosjanami wadzimy się rzadko, raczej czerpiemy od nich inspiracje. Dawną czerwoną międzynarodówkę zastąpiła konserwatywna czy wręcz reakcyjna. Polska i Węgry idą w awangardzie tego nowego bloku państw.
Być może to właśnie dlatego raport komisji Macierewicza został utajniony. Działano w myśl zasady Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Z jednej strony zwolennicy PiS-u tylko pogłębią pielęgnowaną przez lata teorię o zamachu. Powiedzą sobie, że Macierewicz raportu nie może pokazać, bo przedstawiałby on dowody na udział Putinowskich służb. Z drugiej – utajnienie sprawia, że nie drażnimy rosyjskiego niedźwiedzia. W ten sposób nie przekraczamy cienkiej czerwonej linii w i tak już napiętych relacjach z naszym wschodnim sąsiadem.