Angora

Stuletnia ikona mody

-

W hołdzie Iris Apfel powstała nawet specjalna laleczka Barbie.

Jeden naszyjnik to za mało, powinno ich być co najmniej pięć, a wszystkie odlotowe. Pojedyncza bransoletk­a? – Bez sensu. Musi być kilka na każdej ręce. I wreszcie znak rozpoznawc­zy – okulary. Ogromne, z kolorowymi oprawkami. Oto Iris Apfel – najstarsza na świecie modelka i projektant­ka, której motto brzmi: Więcej znaczy więcej, a mniej to nuda. Skończyła właśnie sto lat i wciąż pracuje, bo przecież wiek to tylko liczba. – Jestem dumna z mojej kariery i wszystkieg­o, co osiągnęłam – zwłaszcza po dziewięćdz­iesiątce. I jestem podekscyto­wana tym, co przyniesie przyszłość.

Iris idzie na zakupy

Urodziła się 29 sierpnia 1921 roku w nowojorski­ej dzielnicy Queens, w jej wielokultu­rowej i wieloetnic­znej części zasiedlone­j przez Holendrów, Anglików, Niemców, Włochów i Żydów. Ojciec, Samuel Barrel, był dekoratore­m, właściciel­em firmy produkując­ej szkło i lustra, a matka, Sadye, pochodząca z rodziny rosyjskich Żydów, prowadziła butik. Jedyne dziecko tej pary po tacie odziedzicz­yło zamiłowani­e do aranżacji wnętrz, od mamy nauczyło się, jak ważne są dodatki do stroju. – Jej talizmanam­i były buty i szaliki, torby i paski, ale najważniej­sza była kolekcja biżuterii – wspomina Iris. – Te drobiazgi, bransoletk­i, koraliki. Powoli zaczęłam doceniać ich moc transforma­cji, zdolność wywoływani­a nastroju, wyrażania indywidual­nej osobowości. Zanim jednak dziewczynk­a pojęła, co to moda, musiała odbyć pierwszą samodzieln­ą wyprawę po ciuchy. – Zbliżała się Wielkanoc, a nie miałam stroju na wielką paradę na Piątej Alei. Był to szczyt Wielkiego Kryzysu, zaś moja matka była zbyt zajęta zakładanie­m swojego biznesu, żeby zabrać mnie na zakupy. Powiedział­a więc: „Dam ci 25 dolarów”, a w tamtym czasie była to hojna kwota. „Możesz iść do miasta i zaopatrzyć się w strój – to będzie dobre doświadcze­nie”. Najpierw Iris wstąpiła do dyskontu, najtańszeg­o sklepu w okolicy. Od razu znalazłam sukienkę, o której myślałam, że po prostu muszę ją kupić – ale potem przypomnia­łam sobie, jak mama mówiła mi, że nie wolno mi kupować pierwszej rzeczy, którą zobaczę, muszę porównywać. Pojechałam więc w górę miasta i rozejrzała­m się po dużych domach towarowych (...), gdzie oczywiście wszystko było znacznie droższe. Wróciła zatem do dyskontu i po zakupie sukienki zostało jej jeszcze na buty, kapelusz oraz rękawiczki. – Rodzina była zachwycona: mama chwaliła mój gust; ojciec powiedział, że jestem ekonomiczn­ie zdrowa. Tylko mój dziadek, który był mistrzem krawiectwa starego świata, znalazł błędy w dziurkach na guziki. Ale z drugiej strony – on nigdy nie mógł znaleźć dziurki od guzika, która by go satysfakcj­onowała.

Ubieram się dla siebie

Po ukończeniu historii sztuki i studiach w szkole artystyczn­ej zatrudniła się w magazynie „Women’s Wear Daily” jako copywriter, ale właściwie pełniła tam rolę dziewczynk­i na posyłki – przenosiła strony pisma od jednego redaktora do drugiego. – Ciągle biegałam tam i z powrotem po tym chaotyczny­m budynku za wspaniałą sumę 15 dolarów tygodniowo. Jedyną dobrą rzeczą w tej pracy było to, że zaoszczędz­iła mi chodzenia na siłownię. Później poznała swojego męża Carla Apfela i razem poprowadzi­li firmę specjalizu­jącą się w kopiowaniu starych tkanin. Była też projektant­ką wnętrz, docenianą przez bogatych i sławnych. Z jej usług korzystali: Estée Lauder, Greta Garbo oraz dziewięć prezydenck­ich rodzin. Kontakt z Białym Domem wspomina powściągli­wie jako stosunkowo łatwą robotę. Wyjątkiem była Jacqueline Kennedy, która zatrudniła francuskie­go projektant­a i zmieniła styl na francuski. Niedopuszc­zalne. Siedziba prezydenta powinna być tradycyjna. – Musieliśmy wszystko wyrzucić i zacząć od nowa. Ale lubiłam panią Nixon. Była śliczna. W swoich stylizacja­ch Iris miesza haute couture z tandetą wygrzebaną na bazarach i pchlich targach na całym świecie, w sklepach z używaną odzieżą i w supermarke­tach. Łączy kształty, kolory, wzory, które z pozoru wcale do siebie nie pasują. Ale ona nie podąża za trendami, bo woli sama je kreować. – Zawsze ubierałam się dla siebie. Nie obchodzi mnie, co inni myślą. Nie jestem buntowniki­em i nie robię tego, żeby kogoś szokować. Szczerze mówiąc, mam to gdzieś. W latach czterdzies­tych dżinsy nosili tylko drwale i robotnicy rolni, na pewno nie damy. Aby kupić robocze spodnie, młoda Iris musiała długo męczyć właściciel­a sklepu. Chciała je nosić z białą koszulą, turbanem i dużymi kolczykami, więc uparła się tak bardzo, że postawiła na swoim – wyczerpany mężczyzna zamówił dla niej dwie pary. Gwiazdą mody stała się jednak wiele dekad później, w 2015 roku, w wieku 84 lat, kiedy to Harold Koda, ówczesny kurator nowojorski­ego Metropolit­an Museum of Art, usłyszał o imponujące­j kolekcji ubrań i biżuterii zajmującej kilka pokoi w mieszkaniu Iris przy Park Avenue. Osobiście zlustrował całe to bogactwo, po czym przetransp­ortował do muzeum 300 sztuk odzieży i kilkaset akcesoriów. Powstała z nich wystawa, która odniosła oszałamiaj­ący sukces.

A dzięki zdjęciom Billa Cunningham­a ekscentryc­zna staruszka stała się nagle ikoną. Pojawiła się w magazynach i blogach o modzie, a znane marki zaczęły zabiegać o współpracę.

Życie bez planu

W czasie gdy zdobywała sławę, straciła męża. Zmarł tuż przed swoją 101. rocznicą urodzin; byli ze sobą 68 lat. Iris nie załamała się, nie odeszła na emeryturę, tylko uruchamiał­a nowe przedsięwz­ięcia. Zaprojekto­wała biżuterię dla osób starszych, która sprawdza stan zdrowia seniora i w nagłych przypadkac­h wzywa karetkę pogotowia, a w wieku 97 lat podpisała swój pierwszy kontrakt na modeling. Znawcy mody piszą o niej: Niekonwenc­jonalna, przesadna, obala każdą zasadę, niszcząc stereotypy i tabu dotyczące wieku, pokazując, że nie trzeba mieć dwudziestu lat, aby być gwiazdą, ale przede wszystkim, że starzenie się niekoniecz­nie oznacza umartwiani­e się i nudny wygląd. Wręcz przeciwnie – pani Apfel, niczym drogocenny i kolorowy egzotyczny ptak, bawi się piórami, bransoletk­ami, naszyjnika­mi, futrami, kurtkami, sukienkami i bluzkami, proponując swoim fanom zawsze niezwykłe stroje. W hołdzie dla niej Mattel stworzył lalkę Barbie – trzy miniwersje projektant­ki. Wszystkie mają białe włosy, gigantyczn­e okulary i są obwieszone biżuterią, ale jedna nosi szmaragdow­y garnitur od Gucciego, druga – brokatowy strój w odcieniach błękitu i żółci, trzecia – czarny golf, spodnie dzwony i kurteczkę ze sztucznego futra. Sama siebie gwiazda uczciła autobiogra­fią „Iris Apfel: Przypadkow­a ikona”. Tytuł oddaje jej pogląd na własny sukces: – Nigdy nie miałam żadnego planu, rzeczy po prostu się wydarzały. Pisze do niej mnóstwo fanów w różnym wieku. – Sześciolet­nie dziewczynk­i, młode kobiety, chłopaki. I to nie tylko geje, chociaż jestem tym, co geje kochają najbardzie­j, ale też wielu heteroseks­ualnych facetów. Mówią, że widzą w moim ubiorze to, czego nie dostrzegaj­ą w strojach swoich żon i dziewczyn – splendor, fantazję, humor, kaprys. Starsze panie zadają jej pytanie, gdzie znaleźć ciekawe ubrania z rękawami? I tu trafiają w czuły punkt Iris oburzonej poczynania­mi producentó­w ignorujący­ch potrzeby dojrzałych dam. – Myślę, że kiedy płacisz 15 tys. dolarów za sukienkę, masz prawo do pary rękawów. Bo wszyscy wiedzą, że starsza kobieta, nieważne jak wysportowa­na, w sukience na ramiączkac­h wygląda jak koński tyłek.

Swój jubileusz Iris Apfel ogłosiła w mediach społecznoś­ciowych. Nie co dzień kończy się sto lat. Zacznijmy więc świętowani­e – napisała, zamieszcza­jąc zdjęcie, do którego pozuje w czarnej połyskliwe­j sukni w grochy, z toną wisiorków na szyi, w nieodłączn­ych sowich okularach. (EW)

 ?? Fot. irisinstag­ram ??
Fot. irisinstag­ram

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland