Covid zniknie za... kilkadziesiąt lat!
Ministerstwo Zdrowia ogłasza początek czwartej fali i ostrzega, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni możemy mieć 1000 nowych infekcji dziennie. Właśnie przekroczyliśmy 500
Problem jednak leży nie tyle w liczbie zakażonych, ile w liczbie szczepień, które są dziś wyjątkowo niepopularne. 9 września tylko 39 583 osoby przyjęły szczepionkę. To piętnastokrotnie mniej, niż wyniósł rekord z 3 czerwca – 620 834 osoby. Luz po zniesieniu restrykcji trwa, ale lato się kończy. Nadchodzi sezon na koronawirusa.
Trudno uwierzyć w pandemię, widząc tłumy zdrowych ludzi zapełniających miasta po wakacjach. Na mapie stworzonej przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób Polska wciąż leży w bezpiecznej zielonej strefie. Wraz z Czechami mamy najmniej zakażeń na 100 tys. mieszkańców. Ale to się zmieni. Wkrótce zdrowi mogą stać się chorymi. W niektórych regionach ofiar będzie więcej niż w pozostałych, alarmują lekarze. To województwa: podkarpackie, podlaskie i lubelskie, bo tam odsetek zaszczepionych jest wyjątkowo niski. Istnieją dwa scenariusze kolejnego ataku pandemii. Optymistyczny zakłada falę trwającą do lutego z 10 tysiącami infekcji dziennie. Pesymistyczny mówi o 50 tys. dziennych zakażeń i 20 tys. hospitalizacji. – Możliwe, że zanim osiągniemy odporność stadną, umrze nawet 35 tys. osób – prognozuje dr Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Strachy na Lachy – odpowiada mu 49 proc. Polaków, którzy się nie zaszczepili.
„Nie” dla dyskryminacji
Rząd używa rozmaitych form perswazji, nacisku, a nawet szantażu, by zachęcić opornych. Przynęta w postaci loterii okazała się słaba, więc trzeba zastosować bardziej drastyczne środki. Rzecznik rządu Piotr Müller ogłasza, że rozważane jest zakończenie darmowych szczepień. Mają być odpłatne od początku przyszłego roku lub nawet od końca tego. Cena zabiegu – 60 zł. Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19, w rozmowie z Wirtualną Polską twierdzi, że byłaby to decyzja, jakiej nie podjął jeszcze żaden rząd na świecie. A zatem mało prawdopodobna. Poza tym straszenie kosztami nie przyniesie efektów. – Mamy w tej chwili w Polsce 50 proc. społeczeństwa niezaszczepionego, które raczej manifestuje brak zaufania do szczepionek, a nie obawę, że trzeba będzie za nie płacić. Jego zdaniem bardziej skuteczna jest groźba obostrzeń dla niezaszczepionych i zarezerwowanie przywilejów wyłącznie dla tych, którzy przyjęli szczepionkę. Niestety, segregacja może wyprowadzić ludzi na ulice. Regularne kilkusettysięczne manifestacje we Francji z powodu „dyktatury sanitarnej” są tak burzliwe, że kończą się starciami z policją. Przeciwko przepustkom covidowym zaczęli masowo protestować również Włosi. Pomysł dzielenia obywateli na godnych i niegodnych praw jest więc ryzykowny, ale innych opcji brak, a na kolejny lockdown nikt już nie może sobie pozwolić – ani państwa, ani tym bardziej firmy. Widmo czwartej fali straszy przedsiębiorców. Apelują do władz o bardziej zdecydowane działania. – Nie rozumiem, dlaczego rząd nie chce wprowadzić obowiązkowych szczepień przeciwko covid. Przecież to żadna nowość. Od dawna w Polsce istnieją obowiązkowe szczepienia na wiele chorób. Nikt też nie przedstawił żadnych wiarygodnych dowodów medycznych, że szczepienia są niebezpieczne – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców w wywiadzie dla portalu Prawo.pl. To samo postulują naukowcy. Prof. Zbigniew Rudkowski, wakcynolog, który w 1963 roku walczył z epidemią ospy we Wrocławiu, nie ma żadnych wątpliwości: – Rozwiązanie jest proste: obowiązkowe szczepienie przeciw COVID-19. Wyjątkiem na poziomie błędu statystycznego mogą być osoby ciężko chore, z zaświadczeniem od lekarza, dla których przyjęcie preparatu byłoby zbyt dużym obciążeniem. Reszta powinna zostać zaszczepiona – chce, czy nie chce. Tylko dzięki powszechnym szczepieniom wirus nie ma ludzi, na których może żerować – oznajmia 92-letni lekarz w rozmowie z portalem NaTemat. Rząd PiS jednak unika jak ognia wszelkich niepopularnych rozstrzygnięć. Odżegnuje się zarówno od obowiązkowych szczepień, jak i od powszechnego lockdownu. Planuje za to lockdowny lokalne, lecz zamknięcia pojedynczych ośrodków administracyjnych, w których drastycznie wzrośnie liczba zakażeń, wcale nie będą mniej bolesne dla firm. – Dlaczego mają się zamykać, gdy w danym powiecie mieszkańcy nie chcą się szczepić? – pyta Kaźmierczak, żądając zaprzestania lockdownów i wprowadzenia paszportów covidowych. Przeciwko zamykaniu biznesów występuje jedna z branż najbardziej poszkodowanych przez pandemiczne restrykcje. Według
Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego zaszczepionych jest już ponad 60 proc. pracowników hoteli, więc żadna czwarta fala nie powinna być powodem lockdownu, o ile goście będą legitymować się paszportami. Nie znajdując oparcia w rządzie, niektórzy przedsiębiorcy próbują na własną rękę zapewnić bezpieczeństwo firmom. Oknoplast najpierw groził opornym pracownikom bezpłatnymi urlopami, później oznajmił, że jeśli się nie zaszczepią, nie dostaną premii za wzorową frekwencję. Kara, równoznaczna z utratą 400 zł miesięcznie, dotknęłaby aż 30 proc. zatrudnionych. Pomysł, delikatnie mówiąc, nie znalazł uznania w oczach załogi. Ludzie zagrozili strajkiem i poprosili o pomoc media. Oba sposoby okazały się skuteczne. Kierownictwo małopolskiego zakładu wysłało do pracowników SMS-y z informacją, że premie pozostają. Na portalu Money. pl, który podjął interwencję w sprawie Oknoplastu, opinie komentujących internautów są podzielone. Jedni przytaczają konstytucję, w której stoi, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny, inni ubolewają nad mentalnością antyszczepionkowców. Temat dyskryminacji pojawił się również w szkołach.
W Zespole Szkół Budowlanych i Ogólnokształcących w Biłgoraju jeden z uczniów miał dodatni wynik testu na koronawirusa. Dyrekcja postanowiła więc, że prawo do nauki stacjonarnej przyzna tylko zaszczepionym, reszta ma uczyć się zdalnie. Interweniował sam minister edukacji: – Jeśli pojawia się sytuacja, że trzeba z uwagi na ognisko zakaźne kierować dzieci na naukę zdalną, to kierujemy całą klasę na kilka lub kilkanaście dni, bez dzielenia na zaszczepione i niezaszczepione.
Komu wierzyć?
Na antenie TVN24 dr Paweł Grzesiowski zastanawia się, dlaczego niemal połowa Polaków, mimo rozmaitych zachęt, nie trafiła do punktów szczepień. – Jeżeli poznamy przyczyny i zrozumiemy, dlaczego ci ludzie nie chcą się szczepić, to może udałoby się ten proces jeszcze jakoś odwrócić. Rząd uważa, że potrzebna jest informacja, uświadamianie, edukacja. Spójrzmy zatem na wiadomości, jakie przekazują nam politycy, eksperci i lekarze. Według prognoz Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego nadciągająca właśnie czwarta fala spowoduje w Polsce co najmniej 35 tys. zgonów, a w najgorszym przypadku nawet 55 tys., tymczasem rząd ogłasza, że nie przygotowuje żadnego scenariusza pełnego lockdownu. Władza ryzykuje katastrofę czy eksperci się mylą? W Europie natomiast – co kraj, to obyczaj. Szwedzi znoszą restrykcje, choć doniesienia prasowe trąbią o rozpędzającej się u nich pandemii. Irlandia wznawia imprezy masowe z limitem uczestników. Portugalia rezygnuje z maseczek. Austria – przeciwnie, zapowiada powrót do masek, nawet dla zaszczepionych. Politycy tańczą w takt dyktowany przez wirusa – to ratując gospodarkę, to znów służbę zdrowia, zaś naukowcy i lekarze wciąż wiedzą za mało lub różnie interpretują wyniki badań, więc ich prognozy bywają sprzeczne. Członek Rady Medycznej przy prezesie Rady Ministrów prof. Krzysztof Tomasiewicz uważa, że nie można mówić o jakiejś fali pandemii, ponieważ wciąż jesteśmy raczej w pierwszej fazie jej ogólnego rozwoju, a wirus będzie z nami jeszcze w przyszłym roku. Z kolei szef niemieckiego Krajowego Stowarzyszenia Lekarzy Andreas Gassen tryska optymizmem: – Przypuszczam, że pandemia skończy się na wiosnę 2022 roku. Wówczas ograniczenia prawdopodobnie staną się zupełnie niepotrzebne. W tym samym czasie dr Aneta Afelt, członkini zespołu doradczego ds. COVID-19 przy prezesie Polskiej Akademii Nauk, prognozuje pandemię trwającą jeszcze od trzech do pięciu lat. Do niedawna twierdzono,
że osiągniemy odporność stadną, gdy wyszczepimy ok. 70 proc. populacji. Ostatnie szacunki Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Zakaźnych mówią o nowym limicie ustanowionym przez wariant delta – 80 proc., a nawet 90 proc. Rzecz jasna nie chodzi o populację jednego czy kilku krajów, ale o populację planety. Zaszczepienie 6,9 mld ludzi wydaje się niewykonalne. Koronawirus będzie z nami kilkanaście, a może i kilkadziesiąt lat, o ile w ogóle się skończy – mówi prof. Zbigniew Rudkowski. – Nauka zrobiła swoje. Teraz potrzebne są decyzje polityczne, czyli wprowadzenie powszechnego obowiązku szczepień. A przy tej okazji pojawia się kwestia trzeciej dawki. Firmy farmaceutyczne ją zalecają, władze Izraela już się zastosowały, Amerykanie będą ją podawać osobom z osłabionym układem odpornościowym, tymczasem dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia występuje na konferencji prasowej z apelem, by bogate państwa nie szczepiły po raz trzeci, bo zabraknie szczepionek. – Nie będę siedział cicho, gdy koncerny farmaceutyczne i kraje, które kontrolują światowe zaopatrzenie w szczepionki, twierdzą, że biedni powinni się zadowolić resztkami – grzmi szef WHO. Jego przekaz, z pozoru zupełnie jasny, może być odebrany nie tylko jako troska o biedniejszą część ludzkości. Skoro sam najwyższy ekspert od zdrowia uznaje, że dość już się wyszczepiliśmy, to może covid wcale nie jest taki groźny? Znów docierają do nas sprzeczne sygnały, które nie wszyscy potrafią sobie wytłumaczyć. I zaufanie spada na łeb na szyję, zaś antyszczepionkowcy rosną w siłę. Oni, w przeciwieństwie do pełnych wątpliwości uczonych przyznających, że pandemia to zjawisko nieprzewidywalne, trudne do prognozowania, oferują spójny, prosty, zrozumiały oraz podniecająco sensacyjny opis wydarzeń – wirus nie istnieje, a my jesteśmy manipulowani.
Protest ratowników medycznych zaostrza się. Już niebawem kolejne miasta mogą zostać bez karetek. Pojawiają się zatem pomysły, żeby zaangażować żołnierzy, strażaków bądź... helikoptery. – Mówienie, że to nas zastąpi, to po prostu oszukiwanie społeczeństwa – twierdzą sami ratownicy.
Protest ratowników medycznych się zaostrza, choć premier mówi, że jest „umiarkowanym optymistą”. Sami ratownicy widzą jednak wszystko zupełnie inaczej. – Nadzieje na szybkie rozwiązanie problemu są, niestety, nikłe. Resort zdrowia nie wykazuje chęci rozwiązania sprawy. Można pomyśleć, że Ministerstwu Zdrowia bylejakość w ochronie zdrowia po prostu pasuje – mówi Ireneusz Szafraniec z Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych. Tymczasem premier twierdzi, że zobowiązał ministra zdrowia „do rozmów, do negocjacji, do dialogu”. – Te rozmowy się toczą – dodał i zaznaczył, że „chce, aby nastąpiły istotne podwyżki”.
Będą protestować kolejne miasta
Szafraniec jednak żadnego przełomu nie widzi. – Z obranej drogi zawrócić, niestety, nie możemy, więc protest będzie coraz szerszy, dochodzić będą kolejne miasta bez karetek – mówi Money.pl.
Ile karetek pogotowia obecnie nie wyjeżdża z baz? Resort zdrowia szacuje, że nieobsadzonych jest ok. 25 proc. karetek. Z danych publikowanych przez związki ratowników wynika, że protesty obejmują już cały kraj. Na przykład w Poznaniu od początku roku wypowiedzenia złożyło