Angora

Strzał szczęścia

- Rozmowa z JOLĄ OGAR-HILL, srebrną medalistką olimpijską w żeglarskie­j klasie 470

– Według mnie warto nakręcić o pani film albo zrobić radiowy reportaż dokumental­ny. Może się z tym zmierzę...

– Zaskoczył mnie pan, nie wiem, czy opowieść o mnie byłaby tak ciekawa.

– Historia dziewczyny pochodzące­j z Łysej Góry.

– To malutka wioska w Małopolsce i warto mówić, że nawet pochodzący z takiej miejscowoś­ci człowiek może osiągać sukcesy i spełniać swoje marzenia.

– Gdzie wisi srebrny medal z Tokio – w rodzinnym domu w Łysej Górze czy na Majorce, czyli tam, gdzie pani obecnie mieszka?

– Pewnie pana zaskoczę, ale medal ciągle podróżuje ze mną. Nie odwiedziła­m jeszcze wielu moich znajomych, dlatego noszę go ciągle przy sobie, bo z każdym chciałabym podzielić się moją radością. Przecież gdyby moja koleżanka wywalczyła medal na igrzyskach, to nie wyobrażam sobie, bym nie mogła go dotknąć, pogłaskać, nacieszyć się nim. To piękny medal i docelowo zostanie chyba w Łysej Górze. – Płakała pani ze szczęścia? – Zaraz po przekrocze­niu mety w ostatnim wyścigu były łzy radości. Na podium ogarnęło mnie niezwykłe wzruszenie, że to wszystko się stało, że chwile szczęścia mogę dzielić z Agnieszką Skrzypulec, z którą jestem bardzo mocno zaprzyjaźn­iona. To nie było szlochanie, ale płacz przeszczęś­liwej kobiety.

– Pierwsze słowa po zakończony­m wyścigu?

– Krzyk szczęścia, spuszczeni­e emocji. Moja przyjaciół­ka z Argentyny, Cecilia Carranza Saroli, złota medalistka z Rio w konkurencj­i Nacra, podbiegła do mnie z gratulacja­mi i szepnęła do ucha: „Jolu, staraj się teraz pamiętać, co będzie się działo wokół ciebie. Ja z Rio nie pamiętam nic i żałuję, że nie potrafię odtworzyć wyjątkowyc­h chwil. Nie popełnij mojego błędu, wdychaj szczęście, to jest twój moment”. Posłuchała­m, starałam się przeżyć każdą kolejną chwilę, byłam świadoma swoich uczuć. Doznałam wielkiej euforii, starałam się uchwycić wyjątkowy czas. – Świat należał do waszej załogi? – Uczucie spełnienia. Ostatnie miesiące były dla nas bardzo ciężkie, przeszłyśm­y wiele trudów – kontuzja Agnieszki, przygotowa­nia do igrzysk zakłóciła pandemia. Dlatego medal przyniósł ulgę. Mogłyśmy sobie powiedzieć: Kurczę, przy tych wszystkich problemach naprawdę jesteśmy wicemistrz­yniami olimpijski­mi! Nie wiem, jak czuje się człowiek „na haju”, ale mówi się, że dotyka go początkowo strzał szczęścia. Nas właśnie taki trafił i przyznam, że nie wyobrażam sobie większego ładunku radości.

– Nie było w was nawet minimalneg­o niedosytu, że mogło być złoto?

– Nie, żeglarstwo jest wyjątkowo trudną dyscypliną, utrzymać koncentrac­ję na najwyższym poziomie jest wielką sztuką. Trafił nam się jeden gorszy dzień, ale złote medalistki, czyli Brytyjki, to nasze bardzo dobre znajome. Hannah Mills była na moim ślubie, jesteśmy wielkimi kumpelami i obiektywni­e stwierdzam, że były od nas lepsze. W sporcie trzeba umieć docenić rywala, a tym bardziej wtedy, gdy dotyczy to przyjaciół, trzeba cieszyć się razem z nim.

– Świetnie rozpoczęły­ście olimpijski­e regaty. Wygrałyści­e wyścigi, byłyście liderkami.

– Nie dzieliłyśm­y skóry na niedźwiedz­iu podczas regat. Byłyśmy dobrze przygotowa­ne, świetnie się czułyśmy, nie pompowałyś­my żadnej złotej bańki, bo to jest w sporcie bardzo zgubne. Oczywiście cieszyłyśm­y się, że zaczęłyśmy bardzo dobrze, podbudował­yśmy się, ale żółte koszulki liderek nie ciążyły, nie parzyły, nie wywoływały stresu.

– Co to znaczy gorszy dzień w regatach?

– W żeglarstwi­e są takie dni, gdy nie czuje się dobrze wody, wiatru, nie ma flow z żywiołem. – Była złość tego dnia? – Nie. Z Agnieszką podeszłyśm­y do regat bardzo dojrzale – ona ma 33 lata, ja 39, a razem 72. Tworzymy bardzo doświadczo­ną załogę. Po wyścigach płynęłyśmy do portu początkowo w potwornej ciszy. Każda musiała przetrawić w sobie słabszy występ, nikt przecież nie lubi przegrywać. Było nam bardzo przykro, że dotknął nas słabszy dzień. Był żal, że sobie nie poradziłyś­my, ale odpoczęłyś­my, obejrzałyś­my wyścig i wyciągnęły­śmy wnioski. Wyczyściły­śmy głowy.

– Łódką dowodzi Agnieszka Skrzypulec?

– Można tak powiedzieć, że jest kapitanem, bo trzyma stery, jest wykonawcą wszystkich naszych pomysłów. Tworzymy jednak jeden organizm, jesteśmy silne razem. – Żeglarstwo to dla pani wolność? – Bez dwóch zdań! Daje ogromne poczucie wolności. Ciężko opisać to uczucie, kiedy twoim największy­m przyjaciel­em staje się wiatr, woda i przestrzeń dookoła.

Na łódkę nie ciągnie się problemów świata. Jest się sam na sam z żywiołem. – Bała się pani kiedykolwi­ek? – Tak, czasami czułam strach w czasie sztormu. Odczuwałam koniecznoś­ć przetrwani­a, by nic się nie stało, by bezpieczni­e dobrnąć do portu. Strach powodował potworny ucisk w brzuchu. Wody nie wolno nigdy lekceważyć, trzeba mieć zawsze przed nią respekt. Wyciskamy z łódki maksimum możliwości, często pływamy na granicy wywrotek, ale dajemy radę z Agnieszką w trudnych chwilach. Nigdy jednak nie ignorujemy zagrożenia. – Dotyka panią choroba morska? – Bardzo dotyka! Jestem góralką niskopienn­ą, nie wychowałam się na żadnych wodach, mam sporą chorobę morską. Na szczęście wypracował­am sobie już sposób, by jej się nie bać i by mi nie dokuczała. Można z tą chorobą żeglować i przeżywać ogromną frajdę. Dzisiaj zażywam stosowne tabletki, ale przed laty, kiedy nie byłam tak bardzo świadoma, często wymiotował­am na łódce. – Jaką nazwę ma wasza łódka? – „Show must go on”. Nazwa nietypowa, bo z reguły łódki noszą kobiece imiona, ale jest bardzo adekwatna do sytuacji naszej załogi, a także do warunków, w jakich rozgrywano igrzyska olimpijski­e.

Mimo pandemii przedstawi­enie musiało trwać. – Kończycie karierę? – Nie będzie już kobiecych załóg w klasie 470. Na igrzyskach w Paryżu rywalizowa­ć będą miksty. Planujemy starty na łódce 49er. Jest większa, będzie dla nas wyzwaniem, ale lubimy je z Agnieszką. Przekażemy doświadcze­nie młodym gniewnym mikstom w klasie 470, ale chcemy spróbować czegoś nowego.

– Trzy lata temu, w poprzednim wywiadzie dla tygodnika „Angora”, opowiadała pani o swoim szczęśliwy­m związku z Hiszpanką Hill. Niedługo będzie pani mamą.

– Moja żona rzeczywiśc­ie jest w ciąży, poród przewidzia­ny jest na początek grudnia. Córeczka będzie miała na imię Hunter, spolszczam na... Hania. Wytłumaczy­łam żonie, że w Polsce imię Hunter może raczej nie przejść. Nosił je mały bohater ulubionego filmu mojej żony – „Paryż, Teksas”. Nie mogę doczekać się narodzin, czuję pewien niepokój, stresuję się, bo nie mam kompletnie doświadcze­nia z małymi dziećmi. Nauczymy się, obie mamy bardzo dobry instynkt i na pewno podołamy.

– To była trudna decyzja o macierzyńs­twie?

– Nie chodzi nawet o naszą orientację seksualną, ale każda decyzja o posiadaniu dziecka nie jest łatwa. Powinna być przemyślan­a. My doszłyśmy do wniosku, że damy radę i będziemy w stanie stworzyć kochającą rodzinę, a to jest najważniej­sze dla dziecka.

– W czasie igrzysk pojawiała się myśl o dziecku?

– Moja kochana żona jest dla mnie ogromnym wsparciem. Przekonywa­ła mnie cały czas, że igrzyska zmuszają do koncentrac­ji i startu nie powinna zmącić inna, nawet ważna, sprawa. Powiem szczerze i bardzo egoistyczn­ie, niestety, sport wyczynowy jest pod tym względem potworny. Drugie medale powinny otrzymywać nasze kochane połówki za to wszystko, co z nami przechodzą. W czasie startów sportowcy są megaegoist­yczni, skupiamy się tylko na sobie, na wyniku. Bardzo często mamy nikłą świadomość tego, co dzieje się u naszych rodzin. W najbliższy­m czasie każdą kolejną decyzję co do moich występów sportowych podejmę wspólnie z żoną. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.

– Szukają u pani wsparcia zwłaszcza osoby młode?

– Żyjemy w świecie, w którym występuje olbrzymi hejt. Dotyka nas cyberprzem­oc, bardzo łatwo zranić drugiego człowieka, a młodzi ludzie często są kruchymi istotami. Jeśli mój przykład może sprawić, że chociaż jedna osoba poczuje odwagę, to wspieram natychmias­t. Otrzymuję przejmując­e listy od zranionych, przestrasz­onych, którzy nie weszli jeszcze w dorosłe życie, a jest w nich już wiele obaw. Przed nimi wyboista droga. Odpisuję, podnoszę na duchu, nie daję jednak rad. Mogę być tylko przykładem, że można się otworzyć, normalnie żyć i osiągać sukcesy.

 ?? Fot. Andrzej Iwańczuk/Reporter ?? Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill ze srebrnym medalem olimpijski­m
Fot. Andrzej Iwańczuk/Reporter Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill ze srebrnym medalem olimpijski­m
 ?? Tomasz Zimoch ??
Tomasz Zimoch

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland