To były emocje, chwila złości...
Tak kochał swoją dziewczynę, że gdy chciała z nim zerwać – udusił ją paskiem od spodni i zakopał w lesie
Szesnastoletniej Ani szukano przez trzy dni. Bardzo zaangażowany w poszukiwania był jej chłopak. To właśnie z Jakubem B. spędziła wcześniej cały dzień i po południu miał odwieźć ją do domu. Później mówił jej rodzinie, żeby modlili się o szczęśliwy powrót dziewczyny.
Znaleziono ją martwą w lesie nieopodal Siedlec. Zwłoki były zakopane w płytkim dole, około dwudziestu metrów od gruntowej drogi. Miała na szyi zaciśnięty pasek.
Przyznał się już w radiowozie
Na pierwszego podejrzanego policjanci wytypowali Jakuba B. Zwłaszcza że to on miał telefon zamordowanej dziewczyny i odebrał go, gdy do Anny Ż. dzwoniły zaniepokojone matka i siostra. Mężczyzna już w radiowozie przyznał się do zabójstwa swojej dziewczyny. Na przesłuchaniu mówił tak: – Zabiłem Anię, bo chciała ze mną zerwać. Bardzo się wkurzyłem, bo kochałem ją do szaleństwa. Wziąłem pasek od spodni i zarzuciłem jej na szyję. Jak już nie żyła, wywiozłem ją do lasu i zakopałem. To były emocje, chwila złości.
Poznali się dziewięć miesięcy wcześniej przez wspólnych znajomych. Początkowo rozmawiali ze sobą na komunikatorach internetowych i portalach społecznościowych, a jakiś czas później zaczęli się regularnie spotykać i zostali parą. Rodzice dziewczyny początkowo nie akceptowali tego związku ze względu na różnicę wieku. W końcu pogodzili się z taką sytuacją i Jakub B. odwiedzał dom rodzinny swojej dziewczyny. Bywali też u niego w domu. Dwa miesiące przed zabójstwem ich relacje zaczęły się psuć, bo Jakub B. był zazdrosny o poznanego przez jego dziewczynę kolegę. Kłócili się o to i Anna Ż. obiecała, że zerwie tę znajomość. Później to on zapewniał, że zaakceptuje fakt, że jego Anna chce mieć też innych znajomych.
Tego dnia miał przyjechać do niej do domu, żeby zawieźć ją na praktyki do Siedlec. Kiedy byli już w aucie, dowiedział się o niespodziance. Nie będzie żadnych praktyk i cały dzień spędzą razem w jego domu.
– Było bardzo fajnie, Ania pomagała mi w różnych pracach. Była ze mną w kotłowni i pomagała mi rozpalić w piecu, a później posprzątać pomieszczenie. Ładowała też drewno na taczkę. Po godzinie wróciliśmy do mieszkania. Gdy poszedłem się umyć, Ania na chwilę zasnęła. A później razem w łóżku oglądaliśmy seriale.
Wczesnym popołudniem Anna Ż. oparła się plecami o ścianę i powiedziała, że chce poważnie porozmawiać.
– Już na wstępie oświadczyła, że postanowiła ze mną zerwać. Powiedziała, że musimy od siebie odpocząć. Nie mogłem uwierzyć w te słowa, dopytywałem o przyczyny, ale kazała mi, żebym zawiózł ją do domu. Gdy zaczęła się pakować, była odwrócona do mnie plecami. Wziąłem skórzany pas leżący na szafce, od tyłu obwiązałem jej szyję i zacząłem mocno zaciągać. Przewróciliśmy się na ziemię i dalej zaciągałem pasek, patrząc jej w oczy. Nie poluźniałem pasa do czasu, aż zauważyłam, że traci przytomność. Kiedy przestała się ruszać, usiadłem na kanapie i patrzyłem na nią. Za jakiś czas przyłożyłem ucho do jej klatki piersiowej, żeby sprawdzić, czy Ani bije serce.
Nie biło. Sprawdził jeszcze puls dziewczyny i zaczął się zastanawiać, co robić dalej. Nie trwało to długo, bo za chwilę poszedł do garażu po saperkę i wrzucił ją do bagażnika auta. Poszedł po ciało i pojechał w stronę lasu.
– Spakowałem wszystkie jej rzeczy, ale zapomniałem o telefonie. Gdy już ją zakopałem, wróciłem do domu. Po drodze obmyślałem alibi. W mieszkaniu zachowywałem się już normalnie. Odpisałem znajomym na Facebooku, zadzwoniłem do babci i odebrałem telefon od mamy Ani, a później od jej siostry.
Bez objawów lęku i niepokoju
Jakub B. został przebadany przez lekarza psychiatrę i psychologa. Nie stwierdzono u niego choroby psychicznej ani upośledzenia umysłowego. Zdaniem biegłych mężczyzna w trakcie badań chętnie nawiązywał kontakt i był spokojny. Nie zauważono zaburzonego toku myślenia, on sam nie zgłaszał też zaburzeń pamięci i nie miał kłopotów z odtwarzaniem faktów. Nie zaobserwowano również objawów lęku i niepokoju.
Z kolei z wywiadu środowiskowego wynika, że w młodości sprawiał kłopoty wychowawcze. Według relacji rodziców bywał nerwowy i kilkakrotnie korzystał z opieki psychologicznej. Ma wykształcenie gimnazjalne i pracował tylko dorywczo. Nie był natomiast nigdy karany. Jak sam zapewniał, nie pił alkoholu i tylko sporadycznie palił marihuanę w celach... eksperymentalnych. Ale w dniu zabójstwa „był czysty jak łza”.
Prokuratura postawiła Jakubowi B. zarzut zabójstwa z zamiarem bezpośrednim. O tym, że mężczyzna chciał zabić swoją dziewczynę, ma świadczyć fakt, że z premedytacją owinął dookoła jej szyi pasek od spodni i mocno zacisnął. Nie przerywał swojego ataku, choć miał świadomość, że ofiara stopniowo traciła przytomność, a później życie.
„Bezpośrednio po czynie nie próbował nawet podejmować działań reanimacyjnych i przystąpił do obmyślania sposobu ukrycia zwłok” – napisał prokurator w uzasadnieniu aktu oskarżenia.
Również przed sądem Jakub B. przyznał się do zabójstwa.
– Z każdym dniem dociera do mnie, jaką krzywdę wyrządziłem rodzinie Ani i swojej.
Bardzo tego żałuję, przecież jak Ania była u mnie w domu, nic nie zapowiadało tragedii – oświadczył.
Potwierdził swoje wyjaśnienia ze śledztwa i powiedział, że będzie odpowiadał tylko na pytania obrońcy.
Mecenas Kacper Troszkiewicz chciał się dowiedzieć, dlaczego jego klient jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnego przesłuchania przyznał się do zabójstwa Anny Ż.
– Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Kiedy policjanci wieźli mnie na komendę, to już w trakcie drogi pękłem, bo dłużej już tego nie wytrzymywałem. Po tym zdarzeniu chciałem też targnąć się na swoje życie w areszcie. Mówiłem o tym wychowawcy i psychologowi.
Nie było podstaw, żeby mu nie wierzyć
Przed sądem stanęła Izabela Ż., siostra pokrzywdzonej. Jak zeznała, gdy dowiedziała się, że Anna nie odbiera od najbliższych telefonów, postanowiła sama się z nią skontaktować. Zwłaszcza że zobaczyła, że jest aktywna na Facebooku.
– Gdy zadzwoniłam pod jej numer, odebrał oskarżony, tłumacząc, że siostra zapomniała zabrać telefonu z jego samochodu. Poprosiłam więc, żeby go przywiózł do mnie do sklepu. Około godz. 23 przyjechał, oddał telefon i zaraz odjechał. Zamknęłam sklep i pojechałam do rodziców. Przed bramą zobaczyłam jakiś samochód i siedzącego w nim nieznanego mi chłopaka. Na ganku zaś stał Jakub ze swoją matką oraz rodzice i moja druga siostra. Zastanawiali się, co się stało z Anią, a matka oskarżonego zaproponowała, żeby zgłosić na policji jej zaginięcie.
Świadek pojechała na komendę swoim samochodem, a na miejscu spotkała Jakuba B. i jego kolegę.
– Oskarżony tłumaczył wówczas, że odwiózł Anię do domu około 17. Nie miałam podstaw, by mu wtedy nie wierzyć.
– Czy oskarżony towarzyszył pani przy składaniu zawiadomienia na policji? – dociekał sąd.
– Nie, ale utrzymywaliśmy później cały czas kontakt. Mówił, że jego mama dzwoniła do jasnowidza, który powiedział, że to ktoś z bliskich zrobił krzywdę siostrze. Prosił też, żebyśmy się modlili o jej szczęśliwy powrót do domu.
Ukarana za potrzebę wolności?
Lidia S. to druga siostra pokrzywdzonej. Zapamiętała, że tego dnia Anna Ż. miała mieć praktyki w Siedlcach.
– A później dowiedziałam się od mamy, że się strasznie denerwuje, bo Ania nie odebrała od niej telefonu, a potem odebrał go oskarżony. Napisałam więc do siostry na aplikacji Messenger. Również odpisał mi Jakub, twierdząc, że jest w posiadaniu telefonu mojej siostry. Pytał mnie też, czy Ania nie pokłóciła się przypadkiem z rodzicami – rozpłakała się świadek.
– Wszyscy jej szukaliśmy. Myślałam, że pojawi się w sklepie u Izy, że skontaktuje się jakoś z Jakubem. A później byłam w lesie, gdzie znaleziono jej ciało...
Świadkowi Michałowi Ż. również łamał się głos, gdy składał zeznania przed sądem.
– To była moja najmłodsza córka. Oskarżony często do niej przyjeżdżał, ale Ania przez jakiś czas ukrywała tę znajomość. – Dlaczego? – pytał sąd. – Do samego końca byłem przeciwny temu związkowi, bo uważałem, że jest między nimi za duża różnica wieku. Byłem też zdania, że córka jest jeszcze za młoda na bliższe kontakty z mężczyznami. Przeprowadziłem z Jakubem B. przynajmniej dwie rozmowy na ten temat. On mnie jednak nie posłuchał i cały czas się kontaktowali. Wielokrotnie też rozmawiałem z Anią na ten temat. Wydawało mi się, że zakazem nic nie zwojuję i wolałem ją przekonać, że to nie ma sensu. Na początku córka w ogóle nie chciała mnie słuchać, ale po jakimś czasie uspokoiła się i zaczęła brać pod uwagę moje argumenty. Zwłaszcza że oskarżony chciał ją bardzo krótko trzymać, jak to się mówi. – Czym się to przejawiało? – Był bardzo o nią zazdrosny. Mogła tylko wychodzić do sklepu albo wyłącznie z nami, czyli rodzicami. Czułem, że nie jest jej to na rękę, bo próbowała się buntować. Wydaje mi się, że chciała jednak więcej wolności dla siebie i za to została ukarana.
– Jak na ten związek reagowali rodzice oskarżonego?
– Oni robili wszystko, żeby moja córka utrzymywała kontakt z Jakubem. Największym autorytetem cieszyła się mama oskarżonego i miała na moją córkę duży wpływ. Twierdziła, że mam staroświeckie poglądy, a świat kręci się dzisiaj zupełnie inaczej.
Czas spędzany na bezczynności
Rodzice i brat oskarżonego skorzystali z prawa do odmowy składania zeznań. Na ostatniej rozprawie obrońca Jakuba B. złożył wniosek o badania uzupełniające odnośnie do opinii psychiatry i psychologa, uznając ją za niejasną i niepełną, a tym samym nierzetelną. Sędzia przychylił się do tego wniosku.
Do sądu wpłynęła już natomiast opinia z zakładu karnego, w którym przebywa Jakub B. Wynika z niej, że podczas pobytu w areszcie nie podejmował żadnych prób samobójczych. Był jednak konsultowany dwanaście razy przez pięciu psychologów.
„Osadzony w warunkach izolacji penitencjarnej nie podejmował żadnych dostępnych form aktywności. Sam z własnej inicjatywy nie zgłaszał się na rozmowy wychowawcze i psychologiczne. Czas spędzał głównie na bezczynności (...). W ostatnim czasie, według obserwacji psychologów, jego zachowanie uległo zmianie. Nawiązał kontakt z bliskimi i zaczął chodzić na spacery” – napisał zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Siedlcach.
Termin kolejnej rozprawy zaplanowano na 22 września. Oskarżonemu grozi dożywocie.