„Kojot” wpadł po 18 latach
Fajbusiewicz na tropie(532)
Po 18 latach poszukiwań wpadł w Walencji (Hiszpania) 48-letni Rafał Z. poszukiwany kilkoma listami gończymi – za zabójstwo, handel narkotykami, czerpanie korzyści z prostytucji, handel i posługiwanie się materiałami radioaktywnymi. To niewątpliwy sukces „łowców cieni” z Dolnego Śląska i KG Policji, ale także współpracującej z nimi policji hiszpańskiej.
„Kojot”, „Cichy” to pseudonimy Rafała Z. urodzonego w 1973 roku w Inowrocławiu. Poszukiwano go za zabójstwo w Jeleniej Górze w 2003 roku, a wcześniej był ścigany za inne przestępstwa. Trudnił się między innymi stręczycielstwem, ściągając dziewczyny z Polski do Szwecji. Na jego trop wpadła szwedzka policja. Ale „Kojot” zniknął i znalazł się w okolicach Jeleniej Góry. Jeździł nowiutkim mercedesem klasy S, należał do stałych bywalców luksusowej siłowni i nocnych klubów...
Był 2003 rok. 33-letni Robert S. z Jeleniej Góry (nazwijmy go „Lichwiarz”) – oficjalnie podający się za biznesmena – trudnił się lichwą. Miał też najprawdopodobniej na sumieniu wymuszenia haraczy. Robert chciał kupić wyciąg narciarski w Świeradowie-Zdroju. Właściciel wyciągu Sławomir S. był jego dłużnikiem. Transakcja była już ponoć uzgodniona, jednak Sławomir S. zaczął się z niej wycofywać. Wkurzyło to Roberta, który nielegalnie zdemontował – chyba po to, by przyspieszyć transakcję – silnik od wyciągu. Prawdopodobnie liczył na to, że sprzedawca „zmięknie”.
5 sierpnia 2003 roku Robert S. („Lichwiarz”) został zwabiony do hurtowni materiałów budowlanych w Jeleniej Górze. Pretekstem było rzekome oddanie skradzionego silnika i finalizacja umowy kupna-sprzedaży. Jednak właściciel wyciągu postanowił sprawę załatwić inaczej. W hurtowni pojawiło się czterech mężczyzn: Sławomir S. i wynajęci przez niego Rafał Z. („Kojot”) oraz dwaj Białorusini. Byli uzbrojeni... Około godz. 17.30 pod hurtownię podjechał Robert S. („Lichwiarz”). Był w towarzystwie innego Białorusina, jednak do budynku wszedł sam. Białorusin usłyszał strzały, a z hurtowni wybiegło czterech mężczyzn, którzy błyskawicznie odjechali. Białorusin wszedł do środka. W hali zauważył zwłoki „Lichwiarza”. Zabójcy wpakowali w niego 8 kul.
Nie było wątpliwości, że powodem, dla którego Robert S. zginął, był spór o wyciąg narciarski będący zastawem nieformalnej pożyczki, jaką Sławomir S. zaciągnął u pokrzywdzonego.
Policja ustaliła sprawców zabójstwa. Sławomir S. został zatrzymany w Niemczech, odesłano go do kraju. Dwóch Białorusinów uciekło z Polski, ale zostali zatrzymani. Na wolności pozostawał jedynie Rafał Z. („Kojot”).
Przed jeleniogórskim sądem Sławomir S. nie przyznał się do zabójstwa. Twierdził, że jedynie przypadkiem znalazł się w hurtowni, ponieważ jego kolega „Kojot” – Rafał Z. poprosił o pomoc w odzyskaniu długu od Roberta. Według niego strzelało dwóch Białorusinów. Sławomir S. uważał, że jednym z dowodów jego niewinności jest postrzał w rękę w czasie zajścia. Zapewniał, że w sprawę został wmanewrowany. Podczas śledztwa obciążające Sławomira S. zeznania złożył drugi z oskarżonych – Mariusz K. – właściciel hurtowni. Przyznał się do zarzucanych mu czynów i twierdził, że widział, jak do Roberta strzelał Sławomir S. oraz jeden z Białorusinów. Prokurator dla oskarżonego Sławomira S. zażądał kary 25 lat pozbawienia wolności. Natomiast dla Mariusza K. przy nadzwyczajnym złagodzeniu kary – trzech lat pozbawienia wolności. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze uznał jednak, że oskarżony Sławomir S. dopuścił się jedynie przestępstwa usiłowania wymuszenia rozbójniczego oraz nielegalnie posiadał broń palną i wymierzył mu łączną karę czterech lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Po odwołaniu się do prokuratury sąd skazał Sławomira S. na 15 lat więzienia. Natomiast Mariuszowi K. za pomoc w śledztwie sąd wymierzył karę grzywny w kwocie 3 tys. zł. Natomiast dwaj Białorusini biorący udział w zabójstwie zostali skazani na 10 i 15 lat więzienia. Jedyny, który uniknął kary, to Rafał Z. – „Kojot”. Dwa dni po zabójstwie z podrobionym paszportem uciekł za granicę. Poszukiwania bandyty trwały aż do sierpnia tego roku.