Gwiazdy, koncerty, życie
W show-biznesie zna wszystkich i wszyscy znają jego. Andrzej Marzec sprowadzał do Polski gwiazdy światowego formatu
Od zawsze kochał rock and rolla. Z wykształcenia prawnik, z zamiłowania – menedżer. Przez dwadzieścia lat pracował w Polskiej Agencji Artystycznej PAGART. Lubiany, szanowany, podziwiany. Przyjaźnił się z Czesławem Niemenem.
Od wielu lat jest już na emeryturze. – Ale pracuję. Prowadzę własną agencję Andrzej Marzec Concerts AMC, firmę, która zajmuje się organizacją i produkcją koncertów, imprez okolicznościowych, tzw. eventów, m.in. Nagrody Kisiela, 19 gal Człowiek Roku tygodnika „Wprost”, 11 Balów Mistrzów Sportu, programów telewizyjnych – „Disco Relax” i „Muzykogranie”. Jestem też agentem kilku polskich wykonawców. Firma reprezentowała m.in. Pawła Kukiza i Piersi, Golców, O.N.A., Shazzę, Stanisława Soykę, Stanisława Tyma.
Jak podkreśla, głównym zajęciem była i jest organizacja dużych koncertów międzynarodowych gwiazd: – AC/DC, Metalliki, Queensrÿche na Stadionie Śląskim w 1991, Beastie Boys, Toto, dwukrotnie Johna Mayalla, Petera Gabriela, Boba Dylana, Patti Smith, Gary’ego Moore’a, Massive Attack, Faithless, Camel, Alan Parsons Project, trzykrotnie The Cure i wielu innych.
Wiele satysfakcji sprawiła mu organizacja konkursu dla nowych polskich zespołów Marlboro Rock-in, których zwieńczeniem był Marlboro Sopot Rock Festival. – Organizowałem tę imprezę przez trzy lata. Udział w niej brały, oprócz laureatów i czołówki polskich wykonawców rocka, gwiazdy zagraniczne, m.in. Foo Fighters, Radiohead, Afghan Whigs, Joe Satriani, Ice-T & Body Count. Osobnym wydarzeniem był finał tego konkursu w katowickim Spodku, gdzie wystąpił Henry Rollins.
Przez 18 miesięcy pandemii żył w oczekiwaniu na poluzowanie obostrzeń, które mocno dotknęły show-biznes. Na stałe mieszka w Warszawie, ale od chwili wybuchu koronawirusa przeniósł się na prowincję. Od wielu lat ma dom niedaleko Opola, na obrzeżach Borów Niemodlińskich. Piękny ogród, masywne drzewa, dużo zieleni. Czyste powietrze. Dom na Opolszczyźnie mają od 20 lat. – Żona pochodzi z Opola, poznaliśmy się w 1983 r. na trasie w Holandii Zespołu Pieśni i Tańca „Opole”, w którym występowała. Wybudowaliśmy tu dom, by być bliżej rodziny żony. Przyznaje, że przyzwyczaił się do sielskiego, wiejskiego życia. – Las, natura, borowiki. Tutaj życie płynie wolniej. Jak podkreśla, Warszawy mu nie brakuje.
Rodzina, jak dodaje, też muzyczna. – Mama pięknie śpiewała i grała na fortepianie. Moje „studia muzyczne” to Radio Luxembourg. Moje główne źródło wiedzy muzycznej i znajomości języka angielskiego. Bracia: średni Piotr – już na emeryturze, pisze wiersze, gra na gitarze, był pierwszym menedżerem SBB; młodszy Krzysztof to muzyk, kompozytor, prawnik, Pan Tik-Tak, twórca przebojów zespołu Fasolki i muzyki do serialu „W labiryncie”. Córka Ania działa w show-biznesie. Jest agentem Zamilskiej i Skalpela. Wspólnie z Henrym McGrogganem zajmują się sprawami Iggy’ego Popa oraz Sharon Corr. Syn Aleksander gra na perkusji, pasjonuje się lataniem, jest pilotem.
Pochodzi spod Krakowa. W wieku dwóch lat wyjechał z rodzicami do Warszawy. Po maturze studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W wieku 14 lat robił, jak to określa, pierwsze interesy związane z muzyką. – Handlowałem płytami. Pierwsze pieniądze zarobiłem na Presleyu. Singiel „Hound Dog”, kupiony za 20 zł, został sprzedany za 40 zł. Szyłem też kolegom „jeansy ze sztruksu” po 100 zł sztuka. W domu się nie przelewało. Na studiach nie udzielał się społecznie, raczej – jak dodaje z uśmiechem – towarzysko. Po ukończeniu uczelni dostał nakaz pracy. – Miałem być asystentem radcy prawnego. Wybrałem Pagart. Zajmował się m.in. pisaniem umów, kontraktów z artystami, niekoniecznie zawsze byli to muzycy. – Byli też np. striptizerki i iluzjoniści.
Po roku przydzielono go do działu estrady – eksportu jazzu i muzyki rozrywkowej. – Jako agent polskich artystów jazzowych i rockowych kontraktowałem ich na występy zagraniczne.
Byli to m.in.: Tomasz Stańko, Zbigniew Seifert, Michał Urbaniak, Zbigniew Namysłowski, Janusz Muniak, Hagaw, Old Timers. Pagart podpisywał z polskim artystą umowę na reprezentację, która stanowiła podstawę do podpisania w jego imieniu kontraktu i wyjazdu zagranicznego. Za to pośrednictwo Pagart pobierał prowizję w wysokości 10 proc. Dziś ta prowizja, którą inkasują polscy agenci, wynosi od 20 do 50 proc. Takie były czasy, takie są teraz...
Po dwóch latach po raz pierwszy sam wyjechał za granicę. – Pojechałem jako pomocnik pilota Pagartu (dziś to się nazywa tour manager) z orkiestrą i chórem Filharmonii Krakowskiej do Włoch na Sacra Umbria Festival z „Pasją według św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego. We Włoszech byli przez tydzień. Przyznaje, że przeżył szok kulturowy. – Do dziś pamiętam każdy dzień; wszystko, co tam się działo. Miałem wtedy 27 lat.
W dziale eksportu pracował siedem lat. – Prowadziłem sprawy m.in. Czesława Niemena i Maryli Rodowicz. 1974 był tym rokiem, kiedy zjeździłem ZSRR – od Moskwy do Chabarowska, potem poleciałem z Czesławem Bartkowskim, Wojtkiem Karolakiem i Zbyszkiem Namysłowskim do Nowego Jorku do Michała Urbaniaka, który dał szereg występów na Wschodnim Wybrzeżu, grając w klubach i supportując Herbiego Hancocka. A pod koniec roku przez dwa tygodnie byłem w Londynie z Czesławem Niemenem, gdzie prowadziłem rozmowy w CBS na temat trasy po Wielkiej Brytanii promującej wydanie płyty. Przy tej okazji w każdy wieczór CBS i promotorzy zapraszali nas na koncerty, m.in. na Wembley – Pink Floyd „The Dark Side of the Moon”. Miałem idealne warunki, aby poznać Londyn – miasto moich marzeń muzycznych.
Uważa, że miał niesamowite szczęście, że ten siedmioletni okres pracy zbiegł się z sukcesami polskich jazzmanów i Czesława Niemena. – Jazz tradycyjny – nagrody na zagranicznych festiwalach, trasy po Europie. Z Niemenem współpracowałem przy nagraniach dla CBS i trasach promocyjnych. Byłem z nim na największych festiwalach rockowych w Europie. Miałem udział w początkach powstawania Silesian Blues Band (dziś znanego jako SBB), który zaproponowałem Czesławowi jako nową grupę.
Potem zmiana. Wyjazd do Skandynawii. – Opiekowałem się polskimi wykonawcami, a było ich ponad 500, którzy grali w restauracjach i hotelach w Skandynawii. Zorganizowałem Dni Polskiej
Kultury w Finlandii. Wystąpili Krystian Zimerman i Stary Teatr z Krakowa. Niemen, a później SBB byli atrakcją na wielu fińskich festiwalach rockowych.
W Skandynawii pracował dwa lata. Później, jak mówi, wezwano go gwałtownie do kraju, by poleciał do USA do placówki Pagartu – Artpolu. – Mieli tam problemy personalne. Pojechałem z żoną i córką. Pracowałem w Nowym Jorku trzy lata. Zajmował się handlem polskimi płytami z amerykańskimi i polonijnymi odbiorcami, sprowadzając je z Polski za pośrednictwem Ars Polony. – Podlegały mi też zespoły, które występowały w klubach polonijnych. W tym czasie byłem z Krzysztofem Krawczykiem w Las Vegas na jego pokazie dla miejscowych agentów. W Chicago, gdzie grało kilka zespołów z Polski w klubach polonijnych, spotkałem się ze Zbyszkiem Hołdysem, który miał problem z restauratorem zatrudniającym jego Perfekt. Odprowadzałem Anię Jantar na feralny lot do Polski, mam jeszcze wspólne zdjęcie z lotniska. Gdybym wiedział...
Wrócił do kraju, ponieważ nowojorską placówkę Pagartu zamknięto. – Zostałem bez przydziału. I w pewnym momencie zwolniło się stanowisko w impresariacie importu estrady. Zaproponowałem dyrekcji, że mam pomysł na sprowadzanie światowych gwiazd muzyki rockowej. Duże koncerty w halach i trasy po Polsce.
Były to, jak je określa, pewniaki artystyczne i komercyjne. – Wcześniej już gościły w Polsce wielkie nazwiska. Nie było jednak takich tras i takich produkcji. Ale to determinował rozwój techniki. Były, jak wspomina, pierwsze koncerty rockowe o niezwykłym stopniu skomplikowania, o olbrzymim poborze mocy, w obiektach zapuszczonych, brudnych, z wybitymi szybami, brakującymi żarówkami, poszukiwaniem papieru toaletowego. – Dzięki wspaniałej ekipie, która realizowała te koncerty, dzięki fanom, cierpliwości i wyrozumiałości artystów nie było większej wpadki.
W 1983 r. został zdjęty ze stanowiska kierownika działu za niedoszły występ walijskiej grupy Budgie w Białymstoku. – Miejscowi organizatorzy ustawili na środku murawy stadionu, zamiast sceny, kilka kolorowych desek ze starej cyrkowej areny. Występ odwołano. Mnie także. Z tego wyszła sprawa polityczna, bo... wielotysięczny tłum rozczarowanych fanów wyszedł na główną ulicę Białegostoku 13.08.1983 roku o godz. 19.30, dołączając do bojkotujących i nieoglądających „Dziennika” TVP mieszkańców.
W latach 80. sprowadzał nad Wisłę ikony światowego rynku muzycznego. Dzięki niemu w Polsce wystąpiły w tamtym czasie takie gwiazdy, jak m.in.: Elton John, Leonard Cohen, Iron Maiden, Depeche Mode, Tina Turner, Metallica, UFO, Bo Diddley, Classix Nouveaux, Kajagoogo, Nazareth, Pat Metheny Group, Ray Charles, Saxon, José Feliciano.
Organizacją koncertów zajmował się sześć lat. – Nie było łatwo, inflacja galopowała i kosztorys był nieaktualny już po paru dniach. Moje ostatnie koncerty w Pagarcie to ostatnie koncerty Marillion z Fishem w 1987 roku.
Stanowczo stwierdza, że nigdy nie był dyrektorem Pagartu, co kilkakrotnie próbowano mu przypisać. W 1989 r. przeszedł do Polskich Nagrań jako kierownik artystyczny i zagraniczny. – Zajmowałem się polskimi wykonawcami, wydawaniem płyt m.in. Holloee Poloy, Varius Manx, Big Cyca. Poza tym moim udziałem było nawiązanie kontaktów z zagranicznymi wytwórniami i wydanie na ich licencji płyt w Polsce. I tak na polskim rynku pojawiły się płyty Madonny, AC/DC i innych wykonawców.
W Polskich Nagraniach nie pracował zbyt długo. Sam odszedł. Znalazł się w Agencji Reklamowej Centrum, która na polski rynek wprowadzała markę Kodak.
Tam też nie był zbyt długo. Ale w międzyczasie odbył się koncert Monsters of Rock z udziałem AC/DC, Metalliki. – Działo się to na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Potem trasa koncertowa Procol Harum, Ian Gillan. Głośny Jarocin 1993, do którego pozyskałem sponsora (Philip Morris), dzięki czemu festiwal miał szczególną oprawę i wystąpił pierwszy zagraniczny wykonawca – New Model Army, a kierownictwo artystyczne zaproponowałem Kubie Wojewódzkiemu.
Pierwszy do Polski sprowadził The Chippendales. – Do Sali Kongresowej przyszło dwa tysiące kobiet i kilku mężczyzn. To był niezwykły sukces, tyle pięknych, zadowolonych pań wróciło do domu.
Do dziś cieszy się ogromnym szacunkiem w branży i uważany jest za autorytet w show-biznesie. Uznawany jest za jednego z najlepszych menedżerów.
– Z dużymi imprezami czekam na stabilizację. A może wreszcie władze Warszawy zajmą się Salą Kongresową? Sprowadzeni przez AMC Kitaro i Yanni byli w 2014 ostatnimi, którzy wystąpili w tym miejscu.
Jego zdaniem największym artystą, którego sprowadził do Polski, był Bob Dylan. – Ostatni z żyjących, który miał taki silny wpływ na muzykę rockową. A swoje marzenie spełniłem, sprowadzając do Polski Leonarda Cohena.
Na pytanie, czy zna się na muzyce, odpowiada: – Kocham muzykę. Odsłuchałem ogromną liczbę nagrań – od muzyki klasycznej po wściekłego rocka. Chodziłem na wszelkie możliwe koncerty moich muzycznych idoli, takich jak: The Hollies, The Animals, The Rolling Stones, The Artwoods, Cliff Richard & The Shadows (ich też sprowadził Pagart).
Znajomi namawiają go do napisania książki. Stwierdza z uśmiechem: – Na razie się nie zdecydowałem. Za dużo procesów by mnie czekało.