World Trade Center dwadzieścia lat później
Przedwczoraj premierem kraju był Akhumzada, wczoraj – mułła Baradar, dziś jest Mohammad Hassan Akhund
11 września 2001. Dzień największej traumy Amerykanów od czasu Pearl Harbor, wryty w narodową pamięć. Zamach islamskich kamikadze na World Trade Center i Pentagon był spektakularny i krwawy. Okrągła 20. rocznica tamtego dnia sprawia, że Amerykanie rozdrapują niezabliźnioną ranę. Zapomnieć i odesłać tragedię do historii można, gdy fakty i kulisy zostaną wyjaśnione, winni oraz sponsorzy rozliczeni, polegli zidentyfikowani i pochowani. A jest daleko do tego.
6 sierpnia 2001 prezydent Bush otrzymał raport wywiadu zatytułowany: „Bin Laden jest zdeterminowany przeprowadzić atak na terenie USA”. Clinton, ustępując, perswadował, że saudyjski terrorysta to śmiertelne
zagrożenie dla kraju. Naświetlał, co jego ekipa w tej sprawie uczyniła, sugerował środki, które należy przedsięwziąć. Nowa ekipa rady zignorowała. Clinton nie działał wystarczająco energicznie – uważano. Bush miał inne priorytety. – Bin Laden nie sprawia, że krew mi się gotuje – oświadczył. Zlecił nowy plan działania. Gdy był gotowy, okazało się, że jest bliźniaczo podobny do planu Clintona.
„Gdyby FBI, CIA i 14 agencji wywiadowczych porozumiewało się, większość z nas uważa, że ataku można by uniknąć” – konkluduje raport komisji badającej wydarzenia z 11 września, opublikowany 22 lipca 2004 roku. Prawie trzy tysiące ludzi zginęło. Podczas akcji ratunkowej Bush zabronił ostrzegania uczestników, że wdychają toksyczny, rakotwórczy pył. Wielu policjantów i strażaków zmarło, inni będą chorować do końca życia. Historyk Samuel Walker, pisząc, że atakowi można było zapobiec, cytuje sekretarza stanu Busha, Condoleezzę Rice: – Zrobiłam wszystko, co mogłam. Lecz biorąc pod uwagę, co się stało, jasno widzę, że nie zrobiłam dostatecznie dużo.
Atak na Afganistan, odwet za 11 września, doprowadził do rozgromienia Al-Kaidy, lecz neoliberalni suflerzy żółtodzioba Busha przekonali go do projektu budowania demokracji w plemiennym kraju. Jego efekt to najdłuższa wojna USA, która właśnie dobiegła końca w upokarzających i kompromitujących Stany okolicznościach. Talibowie na powrót objęli władzę.
Ciał ponad 1000 ofiar ataku z 11 września wciąż nie zidentyfikowano. 7 września 2021 w sądzie wojskowym w Guantanamo na Kubie zasiadł uśmiechnięty Khalid Sheikh Mohammed, mózg terrorystycznego zamachu, oraz czterej jego wspólnicy, ale wciąż brak daty procesu. Obrońcy oskarżonych domagają się dyskwalifikacji zeznań uzyskanych podczas tortur. CIA ukrywa informacje o torturowaniu, część dokumentacji zniszczono.
Trzymanie oskarżonych w Guantanamo przez 15 lat kosztowało Stany 160 mln dolarów.
W sierpniu 2021 rodziny ofiar 11 września wystosowały ultimatum pod adresem Bidena: jeśli nie ujawni raportu o powiązaniach terrorystów z władzami Arabii Saudyjskiej, niech się nie pokazuje na uroczystościach rocznicowych. Rodziny zabitych walczą o to od lat. Niedawno przed nowojorskim sądem wytoczyły proces władzom Arabii Saudyjskiej. Tuż przed 20. rocznicą prezydent, także pod presją Kongresu, zgodził się na ujawnienie raportu Operacji Encore – śledztwa FBI w kwestii powiązań zamachowców z saudyjską elitą władzy. Dotąd CIA i FBI odmawiały ujawnienia jego treści nawet kongresmenom.
Michael Moore, filmowiec i krytyk systemu politycznego USA, pisze: „W finale Bin Laden wygrał”. Rzucił na kolana najpierw ZSRR, potem USA. – Zza grobu widzi owoce swych wysiłków: my, jego śmiertelny wróg, jesteśmy w rozsypce, pogrążamy się w chaosie, walczymy sami ze sobą. (STOL)
Kto premierem będzie jutro – nie wiadomo. Sami Pasztuni. Ani jeden nie był w żadnej szkole, choć nazywają się talibami, a talib znaczy uczeń. Diabelski młyn w imię Boga kręci się i miele.
To samo dotyczy ministrów. Jest ich 33. Ministrem oświaty (sic!) został szejk Mawlawi Munir, według którego wykształcenie nie jest potrzebne, wystarczy pobożność.
Przyjrzyjmy się Radzie Ministrów. Jej obecny szef Akhund, bliski współpracownik mułły Omara z Kandaharu, twórcy ruchu talibów, znajduje się na liście obłożonych sankcjami ONZ. Za poprzedniej władzy mułłów, do roku 2001, był ministrem spraw zagranicznych i wicepremierem. Przewodniczy radzie decyzyjnej duchownych.
Wicepremierem jest wczorajszy premier, Abdul Ghani Baradar, dopiero co postrzelony w sprzeczce przez Akhumzadę, najwyższego lidera religijnego. Zorientowanie się w hierarchii i precedencji, czyli ważności stanowisk i pozycji urzędowych, jest niepodobieństwem.
Ministrem spraw wewnętrznych został Sirajuddin Hakkani, syn twórcy sieci Hakkaniego, najbardziej twardogłowego fundamentalisty islamskiego. Nadzoruje policję i tajne służby. Jeden z pilnie poszukiwanych przez FBI terrorystów.
Ministrem obrony został mułła Mohammad Jakub, syn mułły Omara. Hedajatollah Badri zajmie się finansami, czyli pustą kasą państwa. Amir Khan Muttaqi, negocjator z Dohy, to obecny minister spraw zagranicznych. Figura dekoracyjna, gdyż prawdziwe MSZ Afganistanu znajduje się w Islamabadzie, stolicy Pakistanu. Popłynęło już stamtąd wezwanie do świata, aby ratowano Afgańczyków przed klęską humanitarną. Już widzę, jak pędzimy chronić talibów przed losem, jaki sobie sami zgotowali. Rahmatullah Najib jest tajemniczym zastępcą dyrektoriatu bezpieczeństwa narodowego. Czyli religijnym, równoległym do cywilnego, szefem bezpieki. Ministrem do spraw uchodźców został Khalil. W Kabulu przywraca się zwyczaj używania jednowyrazowego imienia i nazwiska. Nie wiadomo, czym będzie się zajmował i gdzie, ponieważ uchodźcy to Afgańczycy chroniący się w liczbie około trzech milionów w Iranie, około miliona jest w Pakistanie
oraz po kilkaset tysięcy w Uzbekistanie i Tadżykistanie. Khalil mógłby co najwyżej administrować pustką po uchodźcach u siebie w kraju. W Iranie i Pakistanie nie ma nic do roboty. Mawlawi Taj Mir Jawad jest zastępcą szefa wywiadu. Kto jest szefem – zgodnie z rygorami służby – nie wiadomo. Kulturą ma się zajmować Ahmadullah Wasiq. Właśnie ogłosił zakaz uprawiania wszelkich sportów przez kobiety. Chodzi zwłaszcza o krykiet. I wreszcie cytowany już szef resortu oświaty
Munir. Stare twarze pasztuńskie znane z okresu poprzedniego okresu władzy talibów. Główne stanowiska rządowe dano mułłom z frakcji Hakkaniego, najbardziej prymitywnym fundamentalistom i brutalnym gwałtownikom.
Pierwsze dramatyczne oznaki sprawowania władzy obecnego rozdania już widać. W Ghor talib zabił policjantkę na oczach członków jej rodziny, bo była w siódmym miesiącu ciąży i nie nosiła burki, którą właśnie poszła kupić na bazar.
W Kabulu kobiety protestowały przeciwko rządom mężczyzn. Talibowie rozpędzili je kijami i zakazali wszelkich demonstracji. W kręgach reprezentujących ONZ w Azji mówi się, że Afganistan może uczestniczyć w pracach organizacji, pod warunkiem że będzie respektował prawa kobiet. Stany Zjednoczone, choć negocjowały z talibami w Dosze, nie spieszą się z ich uznaniem. Sekretarz obrony Lloyd Austin, wizytujący kraje Zatoki Perskiej, w których znajdują się bazy amerykańskie, oświadczył, że Al-Kaida może próbować wrócić do Afganistanu, skąd zaatakowała 20 lat temu World Trade Center i Pentagon.
Amerykanie postarają się tym próbom zapobiec.
Al-Dżazira uznawana za wiarygodną organizację medialną skomentowała skład nowego rządu Afganistanu jako „nic nowego”, odnosząc te słowa do zapowiedzi rzecznika talibów, Mudżahida, że obecne władze będą dbać o pokój, spokój, stabilność i dobrobyt Afgańczyków, ale tego pokoju nie widać. W dolinie Pandższir kilkuset talibów zostało wziętych do niewoli przez siły Masuda. W rządzie dominują ludzie Hakkaniego, dla których lider religijny Akhumzada jest nie do przyjęcia.
W miniony piątek, dzień święty, doszło do starcia między ludźmi Baradara a jego przeciwnikami. Sprowokowało to szefa połączonych wywiadów sił zbrojnych Pakistanu generała Faiz Hamida do nagłej wizyty w Kabulu. Agencja indyjska ANI podała, że strzelaninę było słychać w całym Kabulu, co oznacza, że liderzy obydwu frakcji poszli na noże. To zresztą typowo afgańska metoda informowania o konflikcie. Pamiętam z czasów, kiedy obsługiwałem dżirgę, czyli zgromadzenie naczelników plemion odbywające się w auli uniwersytetu, co następuje: kiedy podjechał tam z osobistą obstawą watażka Ismatullah Muslim, ochrona dżirgi zażądała dokumentów od człowieka, którego znał cały Kabul. Obstawa Ismata otworzyła ogień w obecności piszącego te słowa i Norweżki z „Arbeiderbladet” Astri Suhrke, kładąc trupem osiem osób.
Pakistański generał to pierwsza figura tej rangi, która pojawiła się w Kabulu po zajęciu miasta przez talibów. W komentarzu „Times of India” czytamy, że zjednoczenie talibów jest iluzją. Rada talibów w Kwecie, gdzie znajduje się ośrodek badań nuklearnych Pakistanu, a talibowie z północy (Mazar-i-Szarif) czy frakcja Hakkaniego to różne światy. Oficjalnie podano, że generał zamierzał omówić problemy związane z gwałtownymi ruchami ludności na styku obydwu krajów. Jednakże wiadomo, że nie tym zajmują się szefowie wywiadów, zwłaszcza gdy szef sztabu generalnego armii Pakistanu generał Jawab rozmawia z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Raabem na temat przewidywanego rozwoju wydarzeń. Ruch wokół Afganistanu jest znaczący. Niemiecki minister objechał Turcję i kraje Zatoki. Wysłannik Putina znalazł się w Delhi, tymczasem inżynierowie z Kataru i Turcji przysposabiają lotnisko Hamida Karzaja (pierwszy prezydent sprzed 20 lat) do wznowienia zdolności przyjmowania i odprawiania samolotów.
Zainteresowanie sprawami Afganistanu przeniosło się z ulicy do gabinetów dyplomatycznych. Komentarze we wpływowych mediach już się ukazały. Wiadomo, że nie mogły być nadmiernie głębokie. Zwraca uwagę jeden z nich, opublikowany w serwisie MEMRI (Bliskowschodni Instytut Badań) i podpisany przez Yigala Carmona, prezesa tej organizacji. Roman Frister powiedział mi, że ten wzorcowy ośrodek białego wywiadu, mieszczący się w Waszyngtonie, musi mieć coś wspólnego z wywiadem izraelskim. Trudno sobie wyobrazić, że służby Izraela nie reagowałyby na wydarzenia mające wpływ na bezpieczeństwo tego kraju. Oto tezy Yigala Carmona: Liczyć na udomowienie talibów to naiwność. Katar odgrywający rolę pośrednika między USA i talibami jest zwolennikiem tych drugich i każe sobie Amerykanom za to płacić. Administracja USA dziękuje bez przerwy za pomoc w wygnaniu siebie z Afganistanu.
Katar bez poparcia USA przestałby istnieć w pięć minut. Amerykanie płacą mu za jego przetrwanie. Mają bazę. Rodzina rządząca korumpuje kogo się da. I popełnia przestępstwa terrorystyczne. Że Amerykanie, wycofując się z Afganistanu, dokonali zdrady? Zdrada była, jest i będzie praktykowana na Bliskim Wschodzie tak długo, jak długo będzie się to opłacało zdradzającemu. Jest tam uprawiana Realpolitik w najgorszym wydaniu. Ameryka zdradziła rząd demokratyczny w Kabulu – pisze Carmon. Obecność USA w Afganistanie była kością w gardle Chin, Iranu i Rosji. Kraje te wygrały z Ameryką bez jednego wystrzału. Armia afgańska załamała się z powodu zdrady USA. Trump zaprezentował innowacyjną abdykację. Negocjował nie z rządem, a z terrorystyczną opozycją. Pakistan przepędził USA rękami swojej marionetki. Ładne, prawda?
Tymczasem najnowsza nowina z Afganistanu to oświadczenie rzecznika rządu, że kobiety mają rodzić dzieci, a nie być ministrami.