Komisja stawia na odstraszanie UE
Czy zapłacimy karę w wysokości miliona euro dziennie?
Polska może zapłacić wysoką karę za każdy dzień zwłoki w likwidacji Izby Dyscyplinarnej. Decyzję w tej sprawie podejmie Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS).
To niezwykły krok. Drugi raz w historii Komisja Europejska (KE) zwróciła się do ETS o nałożenie grzywny na kraj za niezastosowanie się do tymczasowego zarządzenia wydanego przez najwyższy europejski sąd. Pierwszy przypadek miał miejsce w 2017 roku i też dotyczył Polski. Wtedy ETS zakazał wycinki Puszczy Białowieskiej wpisanej na listę UNESCO. Sędziowie z Luksemburga orzekli, że za każdy dzień zwłoki kraj musi zapłacić 100 tys. euro. Przyniosło to natychmiastowy skutek: kierowany przez PiS rząd wstrzymał wycinkę drzew. Kara miała odstraszający efekt. I tym razem Bruksela na to liczy.
Obecna sprawa dotyczy konfliktu o Izbę Dyscyplinarną, którą rząd PiS stworzył w 2018 roku jako instrument do usuwania z urzędu niepopularnych politycznie sędziów sądów niższych instancji. Komisja UE wszczęła z tego powodu dwa postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Pierwsze z kwietnia 2019 roku dotyczyło tego, że izba nie jest niezależna politycznie, a każdy obywatel UE ma prawo do skutecznego procesu. Polski rząd nie ugiął się wtedy i jeszcze zaostrzył prawo dyscyplinarne. Sędziom zakazano jakiejkolwiek działalności politycznej oraz przedkładania ETS pytań prawnych w trybie prejudycjalnym. Nieposłuszni ryzykowali zwolnienie z pracy. Tak rozpoczął się atak rządu na prymat prawa europejskiego i drugie postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom członka UE.
14 lipca ETS wydał postanowienie o zawieszeniu zakazu zadawania pytań prejudycjalnych i uchyleniu immunitetu sędziowskiego. A polski TK odmówił ETS prawa do wydawania takich tymczasowych zarządzeń.
Dzień później ETS wydał ostateczny wyrok w pierwszej sprawie: utworzenie Izby Dyscyplinarnej narusza zasadę niezawisłości sądów. KE dała Warszawie cztery tygodnie na wyjaśnienie, jak zamierza wykonać oba wyroki. Rząd odpowiedział, że przepisy dyscyplinarne nie mogą zostać zawieszone, ale izba nie będzie „kierować” nowych spraw do prezesa sądu. To było zdecydowanie za mało, a i tak wszczęto postępowanie dyscyplinarne przeciw sędziemu, który w swojej sprawie powołał się na postanowienie ETS. Izba wszczęła też nowe postępowania. Mglista obietnica premiera, że w ramach przyszłej reformy sądownictwa izba zostanie zlikwidowana, nie przekonała Brukseli. Nie podano bowiem terminu ani szczegółów planowanej zmiany.
Warszawa stwierdziła, że prawo polskie nie może być ograniczane przez ETS. Powołała się przy tym na orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Europejskiego Banku Centralnego. Ale to był skrajny przypadek, gdy europejski wyrok wykraczał poza kompetencje UE. Fakt, że prawo europejskie ma zwykle pierwszeństwo przed prawem krajowym, został potwierdzony przez niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
KE wzięła Warszawę w obroty w dwóch sprawach. Po pierwsze, w związku z wnioskiem do ETS o dzienne grzywny z powodu tymczasowego zarządzenia. Podobnie jak w 2017 r. pozostawiono sądowi możliwość ustalenia wysokości kwoty. Zależy ona od możliwości finansowych danego państwa oraz wagi przestępstwa. Luksemburscy sędziowie poważnie traktują ataki na praworządność – Polska przegrała każdą sprawę o reformę sądownictwa – można więc założyć, że kara będzie co najmniej tak wysoka, jak w sprawie wycinki. Kwota musi zostać wpłacona przez Polskę bezpośrednio do budżetu UE. Jeśli rząd tego nie uczyni, KE może potrącić tę kwotę z płatności należnych danemu krajowi z budżetu Wspólnoty. Komisja dała Warszawie dwa miesiące na wyjaśnienie, jak zastosuje się do ostatecznego orzeczenia ETS w sprawie braku niezawisłości sądów. Ten etap pośredni jest wymagany przez prawo. Jeśli Polska teraz nie ustąpi, KE może na początku listopada wystąpić o kolejną grzywnę. (PKU)