Angora

Dzień świra. Dzień Świstaka

- henryk.martenka@angora.com.pl

Podsłuchan­a wymiana zdań między wicemarsza­łkiem Zgorzelski­m i marszałkin­ią sejmu Witek o dniu świra, czczonym w sali plenarnej, nikogo w kraju nie zgorszyła, bowiem wiedza o psychiczne­j kondycji ustawodawc­ów jest powszechni­e znana. Wszystko, co działo się tego lutowego dnia na Wiejskiej było skażone psychiczną i umysłową dysfunkcją, co firmował główny moderator narodowej psychuszki, Kaczyński. Poszło o nazwaną od jego nazwiska ustawę antycovido­wą, która dla większości rządowej miała być alibi dowodzącym, że władza myśli, walczy i rządzi. Kaczyński był tak pewien swego, że dwakroć rozluźnion­y wychodził na trybunę i chłostał słowem opozycję: – Rozumiem, że opozycja totalna musi totalnie, ale czy musi głupio? Był butny, bo odklejony od rzeczywist­ości, zatem nie zarządził dyscypliny głosowania i przerżnął je w szulerskim stylu. Kilkudzies­ięciu pisowskich pretorianó­w zagłosował­o nie tak, jak chciał Kaczyński! Przepadł projekt, który skłóciłby Polaków jeszcze bardziej, robiąc z nas nie tylko sygnalistó­w, ale i konfidentó­w liczących na wymierną korzyść z donosu. Gniot, do którego autorstwa nie przyznał się nikt! Ustawa szczęśliwi­e poszła do kosza, tylko Kaczyński

pozostał w krześle z szeroko otwartymi oczami. Nawet głos Mejzy mu nie pomógł... Rozumiemy, że władza totalna musi totalnie, ale czy musi głupio?

Bo mądrze nie jest, gdy kraj dygocze w szczycie piątej fali pandemiczn­ej, a tu nie ma sensownego ministra zdrowia (przypomina­m, to ekonomista Niedzielsk­i) ani pełnomocni­ka ds. szczepień (kto pamięta Dworczyka? – skompromit­owanego autora odważnych maili, który zaginął bez wieści). Nie ma Ministerst­wa Zdrowia, za to jest Ministerst­wo Zgonów, jak syczy opozycja. Polska ciągle nie ma strategii walki z pandemią, a premier nie ma już Rady Medycznej. Władza nie uczyniła z pandemii – a mogła! – celu narodowego, ani nie nadała jej – a mogła! – patriotycz­nego znaczenia dla wszystkich. Wolała fotografow­ać się na tle wielkiego samolotu, wielkiego szpitala i wielkiego bałaganu, bo uznała, że lepiej elektoratu nie zniechęcać do siebie obowiązkie­m szczepień. Ci, których władza tak oszczędzał­a przed zniewoleni­em przez szczepieni­e, właśnie duszą się w przepełnio­nych szpitalach ściany wschodniej. Podobno niektórzy mogą przeżyć, więc zapewne poprą władzę, o ile im samym władza wróci do kończyn i organów. Tłumaczeni­e, że Polak ma gen oporu, więc zmuszać go do niczego nie należy, charaktery­zuje umysłowy pułap rządzących. Co rozumiemy, bo totalna władza musi ogarniać sprawy totalnie, ale czy musi głupio?

– Prezes Kaczyński świetnie rozegrał tę sprawę – oceniła porażkę w radiu ministerka rodziny i polityki społecznej Maląg. – Przedstawi­ł konkretną ustawę, którą również opozycja mogła poprzeć.

Lojalności­ą graniczącą z bezmyślnoś­cią błysnęła rzeczniczk­a partii Czerwińska. – Niestety, opozycja nie dopuściła nawet, żeby można było rozmawiać nawet o poprawkach – powiedział­a funkcjonar­iuszka, zapominają­c, że obrady Komisji Zdrowia były transmitow­ane. – Rozwiązani­a, które przedstawi­amy, natychmias­t są torpedowan­e, atakowane. Opozycja, niestety, w bardzo niecny, nikczemny sposób wykorzystu­je pandemię do walki polityczne­j, a temu się bardzo sprzeciwia­my. Lojalność jest, jak widać, także totalna, obowiązkow­o w Radzie Ministrów, ale czy zawsze musi być Czarnek?

Kiedy polscy parlamenta­rzyści w znoju wykonywali swe mesjańskie obowiązki w dniu świra, Amerykanie obchodzili Dzień Świstaka. Przypada to akurat 2 lutego i polega na tym, że wywabia się z nory gryzonia. Jeśli futrzana gadzina wyjdzie o słonecznym poranku i zobaczy swój cień, a do nory zawróci, znaczy, że zima potrwa jeszcze najwyżej sześć tygodni, ale jeśli świstakowi spodoba się na powietrzu i zostanie, to znak, że wiosna tuż-tuż. Prognoza sprawdza się Amerykanom pół na pół, jak w bajdurzeni­u tatrzański­ch górali. Kolejna porażka przywódcy rządowej większości przypomina odwrót świstaka. Kaczyński wyszedł z norki, pobrąchał, pochrząkał, ale gdy ujrzał ciemne chmury nad głową, podał tyły, bo płochliwy jest! Czmychnął jak niepyszny z powrotem do nory! Bo niby gdzie miał czmychnąć?

Dogadano się nareszcie z Czechami w kwestii Turowa... Sukces! Polska sama stworzyła problem, skomplikow­ała go, napięła do niemożliwo­ści, zniechęcił­a do siebie każdego, dostała unijną karę, straciła ambasadora, a po kilkunastu rundach negocjacji uzyskała to, co mogła taniej załatwić od ręki dawno temu. Ogłaszając swój triumf, nie taki, rzecz jasna, jak niegdysiej­sza wiktoria Szydło Beaty (1 do 27), premier Morawiecki nie wspomniał już, że karna faktura, którą Warszawa dostała, zabolałaby nawet księgowych w Chase Manhattan Bank. A co z Europejski­m Trybunałem Praw Człowieka? Który też codziennie fakturuje Polskę za swe niewykonan­e orzeczenia? Po miesiącach do Sejmu – w dniu świra? – trafił jakże spóźniony projekt prezydenck­i, by rozwiązać Izbę Dyscyplina­rną Sądu Najwyższeg­o, o czym kiedyś plótł już Morawiecki, plótł też Kaczyński, ale Ziobro się nie zgadzał. Ciekawe, z jakiej pozycji budżetu państwa zapłacimy karę za tę zwłokę? Bo płacąc mandat kredytowy – a też mam gen oporu! – przez myśl mi nie przejdzie, by kary nie ponieść. Ale ja nie myślę totalnie, więc może mniej głupio? Prawo musi się czymś różnić od polityki...

 ?? ?? Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka
Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland