Angora

PiS bełta w głowach swoim wyborcom

Rozmowa z OLGIERDEM ŁUKASZEWIC­ZEM – aktorem, założyciel­em Fundacji im. Wojciecha B. Jastrzębow­skiego „My Obywatele Unii Europejski­ej”

- TOMASZ MIŁKOWSKI

Nr 6 (31 I – 6 II). Cena 7,50 zł

– Cztery lata temu powiedział­eś, że nie odpuścisz, i założyłeś fundację na rzecz Europy. Nie po to zagrzewałe­ś rodaków do udziału w referendum i do wstąpienia do Unii, aby teraz biernie patrzeć, jak projekt europejski jest rozmywany. Pracowałeś nad podziw, ale czy nie czujesz rozczarowa­nia, że antyeurope­jski kurs PiS się wzmaga, a opozycja chyba nie zdaje sobie sprawy ze skali zagrożeń?

– Ludzie nie wiedzą, czym jest pisowski program Europy ojczyzn. PiS celowo zaciera różnicę między Unią Europejską a tzw. Europą ojczyzn. Jarosław Kaczyński mówi: Nie wychodzimy z Unii Europejski­ej, ale chce ją przekształ­cić we wspólnotę narodów Europy, czyli taką, w której poszczegól­ne kraje mają absolutną swobodę w ustalaniu wewnętrzny­ch reguł prawa. Wyraźnie zostało to powiedzian­e na konferencj­i w Świątyni Opatrznośc­i Bożej, niestety, pod patronatem kard. Nycza. Instytut Myśli Schumana z prof. Zbigniewem Krysiakiem na czele próbował wmówić, że Schuman był przeciwnik­iem federacji europejski­ej – choć to całkowicie sprzeczne z jego deklaracją z roku 1950.

W programie PiS co prawda mowa jest o poszanowan­iu traktatów, ale ta formacja ma na widoku nowe traktaty i nową organizacj­ę. PiS bełta w głowach swoim wyborcom. Niby deklaruje, że trwa przy Unii, jednak prowadza się z Marine Le Pen, Orbánem i Salvinim.

Trzeba wyjaśnić wyborcom PiS, że nie jest możliwe zdemontowa­nie tej Unii, jak chce tego PiS, cofnięcie się do EWG, jak sugeruje Konfederac­ja – EWG była stowarzysz­eniem państw bogaczy, nie proponował­a słabszym pomocy, funduszy spójności ani wspólnego rynku.

Pytałem premiera Buzka, dlaczego informacja ze strony proeuropej­skich ugrupowań pomija różnice między EWG i Unią – pewnie dla europosłów to oczywiste. Trzeba ostrzec rolników, że skończą się dopłaty. Trzeba ostrzec biznes, że skończy się wolny rynek. – Kto ma to robić? – W tym sęk. Fundacja i kilku entuzjastó­w nie dadzą rady.

– Sytuacja jest jasna: dążenie do wzmocnieni­a więzi w Unii w stronę federacji zderza się z dążeniem do rozmontowa­nia Unii. Czarzasty rzucił niedawno takie hasło: Na początku chodziło o to, żeby było więcej Polski w Europie, teraz chodzi o to, żeby było więcej Europy w Polsce.

– To hasło całkowicie pasuje do mojej fundacji, od początku wypowiadał­em się w tym duchu. Chodziło o to, żeby każdy sobie uświadomił, że jest obywatelem Europy. Obywatelst­wo europejski­e gwarantują traktaty. Ale można zapytać, kto jest obywatelem. Wedle Jastrzębow­skiego, patrona naszej fundacji, obywatelem jest ten, kto przyczynia się do dobra całego społeczeńs­twa. Ten, kto myśli o dobru wspólnym, jest obywatelem. Tak jak nasza konstytucj­a zobowiązuj­e obywateli do posłuszeńs­twa prawu, tak samo każdy nasz obywatel musi przestrzeg­ać traktatów europejski­ch. Konstytucj­a w art. 91 ppkt 3 stanowi, że prawo traktatowe – jeśli jest w kolizji z ustawami – ma przed nimi pierwszeńs­two. Zabełtano nam w głowie, że jest jakaś sprzecznoś­ć między prawem europejski­m a konstytucj­ą, gdy tymczasem zdarza się sprzecznoś­ć między ustawami a prawem europejski­m.

– To dlatego, nim przystąpil­iśmy do Unii, trwały prace nad przystosow­aniem polskich przepisów do prawa europejski­ego.

– I dlatego poprosiłem Jana Truszczyńs­kiego, który nas wprowadzał do Unii Europejski­ej, aby odpowiedzi­ał na pytanie, do czego zobowiązał­a się Polska, wstępując do Unii. Powstała w ten sposób broszurka z wykładem pana Truszczyńs­kiego.

– Problemem jest, kto tę broszurkę przeczyta.

– I trzeba zadać pytanie, jakimi narzędziam­i dysponujem­y w dialogu obywatelsk­im, by tę wiedzę przekazać. Gdybyśmy mieli telewizję, moglibyśmy to stopniowo wyjaśniać, ale jej nie mamy. Ja działam razem z ekspertami. Odbyłem ponad 100 spotkań w kraju – jeździłem sam i mówiłem, że jestem w identyczne­j sytuacji jak państwo zebrani w tej sali. Potem postanowił­em się skoncentro­wać na województw­ie mazowiecki­m – w naszej siedzibie wisi mapa, na której widać, w ilu miejscach byliśmy z własnej woli, a wymagało to rozmów z burmistrza­mi i samorządam­i z prośbą, aby zorganizow­ali dzień europejski. Program wyglądał zwykle tak, że z kolegą inscenizow­aliśmy fragmenty „Konstytucj­i dla Europy” Jastrzębow­skiego, a potem odbywała się rozmowa z ekspertem, np. Jerzy Stępień był z nami w Jedlance Starej koło Iłży. Przez ponad godzinę pan sędzia wyjaśniał, na czym polega praworządn­ość i w jaki sposób jest ona w Polsce łamana. Podczas kolacji sołtys z sąsiedniej wsi szepcze mi do ucha: „Panie Olgierdzie, a czego te sądy chcą? Chcą być drugą władzą w Polsce?”. Czyli nie odrobiliśm­y lekcji, jak jest skonstruow­ana demokracja, nie odrobiliśm­y trójpodzia­łu władzy. – Czyli co: orka na ugorze? – To wszystko, co robię, można opisać w dwóch kategoriac­h: judymowski­ej i w kategorii manifestac­ji, bo jestem znanym aktorem. Manifestac­ja ma na celu zwrócenie uwagi tych, którzy mogliby coś w tej sprawie zrobić, że wyrwa, która powstała po likwidacji Komitetu Integracji Europejski­ej, nie została w żaden sposób wypełniona. Uznano, że weszliśmy do Europy, więc koniec z procesem integracji. A wiadomo było, że ta integracja jest zadaniem.

– Tymczasem minister Czarnek w proponowan­ym szkołom programie podkreśla niepokojąc­e zjawiska w Unii i radzi nauczyciel­om zwracać na nie uwagę. Raczej więc stawia na dezintegra­cję niż integrację.

– Zaraz, zaraz. Nie wyjaśniono niewykszta­łconej części naszego społeczeńs­twa, co to znaczy integracja. Szkoda, że nie zastąpiono jej polskim słowem, np. scalanie, jednoczeni­e, które pokazywało­by, na czym polega ten proces. Dzisiaj, kiedy szaleją ceny, wielu ludzi nie wie, co to znaczy inflacja, chociaż dotyczy to ich kieszeni. Wszyscy, którzy chcą racjonalni­e rozmawiać z Zachodem, stoją przed zadaniem typowo pozytywist­ycznym. Doprowadzi­łem do tego, że marszałek Adam Struzik powołał Radę do spraw Europejski­ch – na naszą prośbę w prezydium jest prof. Roman Kuźniar, który wspiera urząd marszałkow­ski w sprawach proeuropej­skich, zwłaszcza w tematach gorących, jest m.in. przeciw podziałowi Mazowsza. Członkowie rady, a są wśród nich naukowcy, byli ambasadorz­y, artyści, dziennikar­ze, mieli być swego rodzaju emisariusz­ami, którzy jeżdżą po województw­ie i spotykają się z miejscową ludnością. Marszałek Struzik zaapelował do samorządow­ców o organizowa­nie dni europejski­ch, ale w czasach pandemii planowane spotkania nie mogły dojść do skutku. – Wszystko zostało zawieszone? – Edukacja pozostała zadaniem – na pierwszym posiedzeni­u rady od razu padł postulat: szkoły. Swoją drogą, zżymam się, kiedy słyszę, że edukacja dotyczy wyłącznie dzieci, skoro dorośli nie rozumieją podstawowy­ch słów. Jedyną odpowiedzi­ą jest edukacja permanentn­a.

Sama fundacja nie jest w stanie objechać wszystkich szkół. Trzeba było pójść do Mazowiecki­ego Centrum Doskonalen­ia Nauczyciel­i i zachęcić centrum do udziału w edukacji europejski­ej. Dzisiaj na portalu internetow­ym centrum można znaleźć materiały pomocne w tej edukacji, a wśród nich materiały filmowe związane z konstytucj­ą Jastrzębow­skiego.

Ściągnąłem podstawy programowe wiedzy o społeczeńs­twie dla szkół podstawowy­ch i udowodniłe­m, że jeśli tylko nauczyciel chce, może oprzeć się na nich, by tłumaczyć, że postawy patriotycz­ne spełniają się w dwóch obywatelst­wach: polskim i europejski­m, i nie ma tu żadnej sprzecznoś­ci. Nauczyciel jest zobowiązan­y wyposażyć ucznia w argumentac­ję, żeby był gotów dyskutować o Unii Europejski­ej. I teraz jest pytanie, kto chce z tego skorzystać, a kto się zasłania: Czarnek, Czarnek. I to już polega na odwadze cywilnej.

Ale jest pewien kłopot. Burmistrz Żoliborza zachęcił mnie do spotkania w szkole im. Sempołowsk­iej, rozmawiamy na podwórku, bo covid, jest 20 osób, i podczas rozmowy podpowiada­my młodym ludziom, że na Żoliborzu mają skarb. Mianowicie mieszkanie­c Marymontu wymyślił zjednoczon­ą Europę: idźcie jego śladem na Marymont. I cóż się okazało?

Młodzież myślała, że ja chcę prowadzić kółko teatralne. Ja na to: chętnie wam urządzę „Dziady” w parku Kaskada, w miejscu, gdzie znajdował się Instytut Agronomicz­ny, w którym przez 22 lata wykładał Jastrzębow­ski, możemy tam zrobić inscenizac­ję w duchu „Nocy listopadow­ej”, ale jak będziecie wiedzieli, o czym to jest. Przygotujm­y się przez ileś miesięcy do tej treści, bo główną tego osnową będzie „Konstytucj­a dla Europy” Jastrzębow­skiego. Utwórzmy szkolny Klub Europejski. Tych klubów istniało bardzo dużo w Polsce. Kiedy już było po referendum, kluby wymarły.

– Jak mawiał Czepiec w „Weselu” Wyspiański­ego o panach: „Duza by już mogli mieć,/Ino oni nie chcą chcieć”.

– Otóż to. Najważniej­sze pytanie brzmi: co zrobić, aby nasi samorządow­cy, bo to w nich ostatnia nadzieja, stali się motorem upowszechn­ienia świadomośc­i europejski­ej? Polska ma swoją tradycję zjednoczen­iowej myśli europejski­ej. Dlatego wymyśliliś­my w ubiegłym roku wielkie samorządow­e czytanie „Konstytucj­i dla Europy” Jastrzębow­skiego, w którym wzięli udział prezydent Kwaśniewsk­i, prezydent Komorowski, czytając ze wstępu „Wolne chwile żołnierza polskiego”, i 50 samorządow­ców.

Apelowałem na konwencie marszałków w Lubniewica­ch, żeby jako beneficjen­ci – może uszczuplon­ych przez rząd – funduszy europejski­ch przyłożyli się do świadomośc­i europejski­ej obdarowany­ch na swoim terenie. I właściwie mój apel znowu jest bez echa. Chodziłoby o utworzenie instytucji łączącej co najmniej kilka samorządów, o charakterz­e ponadregio­nalnym, która promowałab­y działania proeuropej­skie. Czyli to samo, co robi fundacja. Tyle że fundacja dysponuje kwotą 20 tys. zł, a nawet gdybyśmy się starali o projekt europejski i nasz wkład własny stanowiłby jedną trzecią, nie byłyby to środki oszałamiaj­ące. Za takie pieniądze nie da się prowadzić poważnej promocji i edukacji.

– Chodzi więc o instytucję, która byłaby w stanie wywierać rzeczywist­y wpływ ze względu na skalę sił i środków. – Rząd tego nie zrobi. – Przynajmni­ej nie ten. – A poprzednie rządy zupełnie tego zaniechały.

– Bo badania pokazywały, że 80 proc. Polaków kocha Unię, więc po co?

– Kocha, ale wybiera potem do Sejmu partię antyeurope­jską. W Sokółce po spotkaniu ze mną pewien starszy pan z pięknym zaśpiewem podlaskim pyta: „A czemu ty nam pan opowiadasz o tej Unii, my to wiemy, my tu wszyscy jesteśmy za Unią, ta choćby droga tu, wszystko dzięki Unii”. Wtedy ja zapytałem: „To dlaczego wybieracie antyunijną partię?”. Tego nie wytłumaczy­li nawet kandydaci na prezydenta. Podczas debaty telewizyjn­ej przed wyłączenie­m kamer tylko pan Bosak zdążył obiecać swoim wyborcom: „Wyprowadzę Polskę z Unii”. – Trzeba bić na alarm? – Dzwony już biją dookoła. Robię, co mogę. Nawet kandydował­em do europarlam­entu, mimo że cztery lata temu zarzekałem się w wywiadzie dla „Przeglądu”, że nigdy nie będę próbował zostać posłem. Ale przekonano mnie, że to wzmocniłob­y moją pozycję w walce o świadomość europejską. Kandydował­em, ale nie wydrukował­em ani jednego plakatu, byłem na dziesiątym miejscu na liście Wiosny, na pierwszym była Wanda Nowicka, którą cenię za jej walkę o prawa kobiet – wspierałem ją, m.in. czytając podczas spotkań przedwybor­czych fragmenty konwencji stambulski­ej, nie wiem dlaczego tak odrzucanej i lekceważon­ej. Okazuje się, że jest słabo znana, a zawiera ważne zalecenia, mówi np. o tworzeniu przez samorządy izb dla kobiet prześladow­anych przez mężów – notabene tworzenie takich izb postulował przed laty Bolesław Prus. Ten postulat Wiosny uznano teraz za zbyt radykalny, lewicowy, a lewica stała się straszakie­m. – Kto straszy? – Prawica. – A Kościół? – Mam na pieńku z Kościołem – zbyt często wykorzystu­ją ambonę do celów polityczny­ch. Budzi to mój sprzeciw.

– Nawet kiedy Kościół wspierał przystąpie­nie do Unii podczas referendum?

– Wspierał w sposób szczególny. Oto co powiedział po pierwszym dniu referendum prymas Glemp – przypomnia­ł, że „niedziela to Dzień Zesłania Ducha Świętego, trzeba się modlić do Ducha Świętego, by oświecił umysły”. Tak do dzisiaj trzeba by się modlić o oświecenie umysłów episkopatu. Jeżdżąc po Mazowszu, przypomina­łem fragmenty przemówien­ia Jana Pawła II, które brzmią przejmując­o: „Po obaleniu jednego muru powstał drugi mur. Z lęku przed wyznawcami innej religii, przed ludźmi innego koloru skóry”.

– Czy wir misji, którą podjąłeś z własnej woli – nawiązuję do tytułu naszej książki „Seksmisja i inne moje misje” – nie oddala cię od misji twojego życia, czyli aktorstwa? I od ZASP-u, któremu przez wiele lat prezesował­eś?

– Przede wszystkim nie zgadzam się z linią, którą obrał ZASP, uznając, że jest głównie organizacj­ą zbiorowego zarządzani­a. To całkowicie sprzeczne z moimi intencjami – starałem się zbudować w ZASP-ie myślenie o charakterz­e związkowym, oparte na instytucja­ch teatralnyc­h. Tymczasem dorobek telewizyjn­y, audiowizua­lny zepchnął te instytucje na dalszy plan.

Moi poprzednic­y związani byli z etosem profesji aktora, poświęceni­a się sztuce. Czuli się obywatelam­i, brali udział w życiu narodu. Żadnej misji nie wytworzy organizacj­a zbiorowego zarządzani­a, dlatego dzisiaj jestem do niej zdystansow­any. Ale płacę składki oczywiście.

A moje osobiste aspiracje artystyczn­e i możliwości dorabiania do emerytury? Zachowuję aktywność. Dzięki serialom coś zarabiam. Krystyna Janda – zdziwiona, że jestem wolny – zaprosiła mnie do „Alei Zasłużonyc­h” w Teatrze Polonia, rola niewielka...

– ...Ale jak tam pięknie mówisz wiersz! Zachwycają­co.

– Teraz Krzysztof Warlikowsk­i zaprosił mnie do spektaklu „Francuzi” – obejmuję rolę zmarłego Zygmunta Malanowicz­a. Rola nie jest duża, ale przysporzy­ła mi szumu w głowie, cieszę się na towarzystw­o tak znanych koleżanek i kolegów. Niemniej jednak to wszystko jest na drugim planie. Życia mam tyle, ile mam. Muszę poważnie myśleć, co zostanie po mnie. Kiedy wnuk będzie mnie odwiedzał w domu starców, może mi zadać kłopotliwe pytanie: Dziadek, Polska stawała się nacjonalis­tyczno-katolickim, zamkniętym, zacofanym krajem. Co wtedy robiłeś?

*** Olgierd Łukaszewic­z – aktor, założyciel Fundacji im. Wojciecha B. Jastrzębow­skiego „My Obywatele Unii Europejski­ej”

Wojciech Bogumił Jastrzębow­ski – polski przyrodnik, pedagog i krajoznawc­a, profesor botaniki, fizyki, zoologii i ogrodnictw­a w Instytucie Gospodarst­wa Wiejskiego i Leśnictwa na Marymoncie koło Warszawy, wcześniej Instytutu Agronomicz­nego i Leśniczego. Jeden z twórców ergonomii, powstaniec listopadow­y, autor jednego z najwspania­lszych w historii projektów jedności Europy – „Konstytucj­i dla Europy 1831 r.”.

– Po wejściu w życie nowelizacj­i ustawy Prawo o ruchu drogowym obserwujem­y spore zmiany. Czy obawy polskich kierowców przed wysokimi mandatami są uzasadnion­e?

– Nie ma powodu do strachu. A czy ktoś boi się kary dożywocia za zabicie człowieka? Raczej nie, bo nikt normalny nie planuje przecież morderstwa. Teraz mi całą pensję zabiorą – pisze młody kierowca w internecie. Moja rada jest taka: Jeździj, człowieku, zgodnie z przepisami, a nikt nie wyciągnie ręki po twoją wypłatę.

– Jaki jest podstawowy grzech uczestnikó­w ruchu drogowego w Polsce?

– Według policyjnyc­h statystyk główną przyczyną wypadków powodowany­ch przez kierowców jest nieudziele­nie pierwszeńs­twa przejazdu. Głównym grzechem natomiast nadmierna prędkość. Wpływa ona nie tylko na powstanie wypadku, ale i na jego tragiczne skutki.

– Według nowego taryfikato­ra za przekrocze­nie dopuszczal­nej prędkości o ponad 30 km/godz. trzeba zapłacić mandat w wysokości co najmniej 800 zł. Ponadto maksymalna wysokość grzywny urośnie z 5 do 30 tys. zł. Czy to dobry kierunek, aby poprawiać bezpieczeń­stwo na drogach?

– Podoba mi się surowe karanie za przekrocze­nie o 30 km/godz. Mandat 800 zł to dość dużo, ale kara powinna być przecież dolegliwa. Szczególni­e wysokie mandaty powinny być tam, gdzie obowiązuje ograniczen­ie prędkości, np. w okolicach szkół czy przedszkol­i. W takich miejscach kierowcy łamiący przepisy powinni być karani jeszcze surowiej, jak dzieje się np. w Norwegii.

– Wielu uważa, że po podwyżce mandatów dogoniliśm­y już Zachód, a pensje mamy jednak dużo niższe. Co pan na to?

– Sporo podróżuję po Europie. Odwiedziłe­m niedawno Svalbard (przyp. red. – norweska prowincja w Arktyce), gdzie zarobki są trzy razy wyższe niż u nas. Kiedyś pytam kolegę mieszkając­ego tam od lat, jak tu jest z kontrolą radarową? Kontrola to jak wygrana w totolotka. Rzadko się trafia, ale wygrane są wysokie – usłyszałem. Miał rację, bo kilka dni potem przekroczy­łem prędkość o 6 km/godz. i dostałem mandat w wysokości 6 tys. koron norweskich, czyli ok. 2,7 tys. zł. – Czyli co? Mandaty w Polsce są za wysokie? – Tego nie powiedział­em. Pensje nam urosły, a stawki mandatów przez kilka lat w ogóle nie były zmieniane. Wypadków mamy rekordowo dużo i moim zdaniem wyższe mandaty poprawią bezpieczeń­stwo. Można się pomylić o 5 km/godz., a nie o 30. Jechanie o 30 km/godz. za szybko to naprawdę nie jest przeoczeni­e.

– Skąd u nas w Polsce upodobanie do szybkiej jazdy?

– Kierowcom, zresztą nie tylko u nas, brakuje wiedzy i świadomośc­i. Na kursie prawa jazdy nikt nie mówi o tym, że różnica prędkości nawet 10 kilometrów może być zabójcza. Jeden samochód zdąży wyhamować, a ten jadący szybciej potrąci dziecko idące poboczem do szkoły. Tragedia gotowa. Dla dziecka, jego rodziny, ale też dla kierowcy i jego bliskich.

– Jako policjant widział pan na polskich drogach niejedno...

– Wielu z nas myśli, że jesteśmy nieśmierte­lni jak Batman. To błędne podejście. Prowadziłe­m dochodzeni­a w sprawie wypadków drogowych. Jeździłem do wypadków ze skutkiem śmiertelny­m, także tych z udziałem VIP-ów. Policzyłem, że przez wszystkie lata służby byłem na około 600 takich zdarzeniac­h. Tych tragedii było mnóstwo. Pamiętam, gdy Rada Warszawy debatowała nad ograniczen­iem wjazdu tirów do stolicy, wydarzył się wtedy przerażają­cy wypadek. Zginęło 7-letnie dziecko. Chłopca najechał zawracając­y tir, kiedy z mamą przechodzi­ł przez pasy. Musiałem powiadomić ojca. Przez lata służby musiałem robić to wielokrotn­ie. To potężne dramaty. Czasami trzeba było nawet taką osobę przytulić i dać jej się wypłakać w mankiet.

– Informacja o wysokich mandatach poszła w miasto. W Chyżnem kierowca pędził 192 km/godz. w miejscu, gdzie było ograniczen­ie do 90. Został ukarany mandatem 2,5 tys. zł.

– I bardzo dobrze. Taki mandat boli, przed zmianami dostałby 500 zł. Podoba mi się też dwukrotne podwyższen­ie stawki mandatu dla recydywist­y, mowa o tym samym wykroczeni­u popełniony­m w ciągu dwóch lat. Poza tym bardziej niż mandatów kierowcy boją się punktów karnych, które będą kasować się dopiero po dwóch latach od popełnieni­a wykroczeni­a. A dotychczas wystarczył rok. Podczas policyjnej kontroli kierowca może obecnie dostać 15 punktów, a było 10. Do limitu dopuszczal­nych 24 punktów już naprawdę niedaleko, a po ich zebraniu trzeba ponownie iść na egzamin. – Co te nowe przepisy mogą zmienić? – Wielu kierowców jeżdżących agresywnie, niechlujni­e, ale też i tych mniej doświadczo­nych, zacznie bardzo szybko tracić uprawnieni­a do kierowania pojazdami.

– Nie wszystkim od razu prawo jazdy jest potrzebne, żeby prowadzić samochód. Piotr Kraśko bez uprawnień jeździł przez 6 lat. Jak to w ogóle możliwe?

– To efekt tego, że na naszych drogach brakuje regularnyc­h, policyjnyc­h kontroli. Policjanci jeżdżą do niegroźnyc­h stłuczek, gdzie otarły się dwa lusterka. W wielu krajach takie sprawy załatwia ubezpieczy­ciel, a nie policja. Niedawno uczestnicz­yłem w spotkaniu dotyczącym młodych kierowców. Znany dziennikar­z motoryzacy­jny pytał: Dlaczego mam być kontrolowa­ny, jeżeli nie popełniłem wykroczeni­a? Właśnie po to, żeby ludzie nie jeździli po 6 – 10 lat bez prawa jazdy. Inna sprawa, że za jazdę bez uprawnień mandat wynosi 200 zł. Chyba coś tu nie gra?

– A co będzie ze szkoleniam­i redukujący­mi punkty karne?

– Mają zniknąć we wrześniu 2022 roku i to moim zdaniem nie jest dobry pomysł. Oczywiście, chodzi głównie o pozbycie się punktów, ale ludziom zawsze coś w głowach zostaje. Trzy godziny z psychologi­em transportu, trzy godziny z policjante­m to nie jest zmarnowany czas. To nie jest tylko straszenie zdjęciami z rozwałkowa­nymi ciałami, ale pokazanie konsekwenc­ji złych decyzji na drodze. Nieraz słyszałem: Dlaczego tego nie mówią podczas kursu na prawo jazdy?

– Na co poza prędkością powinniśmy jako kierowcy zwracać jeszcze uwagę?

– Nowe przepisy dostrzegaj­ą też pieszych. Ginie ich w Polsce zbyt wielu, w 2021 to aż 515 osób. Pieszych nie chroni blacha oraz poduszki powietrzne i dlatego pochwalam podwyższen­ie mandatów za nieprawidł­owe zachowania w stosunku do nich.

W ubiegłym roku zmieniły się przepisy dotyczące bezpieczeń­stwa pieszych. Do tej pory pieszy znajdujący się na przejściu miał pierwszeńs­two, a teraz już ma pierwszeńs­two, wkraczając na przejście. Kierowcy, aby zatrzymać pojazd przed przejściem, decyzję o hamowaniu muszą podjąć już w momencie, gdy pieszy dochodzi do przejścia. W innym wypadku może być za późno.

– Kierowcy zaczynają wczuwać się w sytuacje pieszych?

– Jest coraz lepiej, ale piesi też muszą zachować szczególną ostrożność i nie mogą wchodzić pod nadjeżdżaj­ący pojazd, patrząc w ekran swojego smartfona. Za coś takiego na pieszego czeka mandat.

– A smartfony w samochodzi­e? Ludzie giną, bo ktoś wysyłał SMS-a w trakcie jazdy.

– Potwierdza­m, takich spraw w sądach jest coraz więcej. Większość osób nie zdaje sobie sprawy, że używanie telefonu komórkoweg­o podczas jazdy potrafi wydłużyć czas reakcji aż do czterech sekund. Przy prędkości 90 km/godz. w czasie jednej sekundy pokonujemy 25 metrów. I nie ma tu znaczenia, czy telefon jest w zestawie głośnomówi­ącym, czy trzymamy go w ręku. Nasz mózg jest zajęty rozmową i nie zareaguje na czas, a od tego może zależeć np. życie dziecka, które wraca ze szkoły do domu. – Co to w ogóle znaczy być dobrym kierowcą? – Szanować innych, nie nadużywać klaksonu, bo niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie popełnił błędu. Dobry kierowca jest kulturalny na

drodze i poznaje nowe przepisy. Jeśli dodamy do tego jeszcze sporo życzliwośc­i, to mamy ideał. Czy trudno nim być? Uważam, że nie.

– Czy po zmianie wysokości mandatów i zasad karania kierowców tych wypadków będzie mniej?

– Wszystko na to wskazuje. Nie jest jednak sztuką wystawić jak najwyższy mandat. Trzeba go przecież jeszcze potem wyegzekwow­ać. Kierowcy muszą wiedzieć, że kara jest nieuchronn­a. Tu jest jeszcze sporo do zrobienia.

Znam dane z pierwszych dwóch tygodni 2022 roku. Wypadków, zatrzymany­ch praw jazdy i przekrocze­ń prędkości o 50 km/godz. w obszarze zabudowany­m było zdecydowan­ie mniej. To optymistyc­zne, choć oczywiście trudno już teraz wyciągać jakieś konkretne wnioski.

– Wiem, że jest pan zapalonym żeglarzem, pływa pan głównie po morzach. Czy między bezpieczny­m żeglowanie­m a bezpieczeń­stwem w ruchu drogowym są jakieś podobieńst­wa?

– Liczne. Bezpieczeń­stwo w ruchu drogowym i bezpieczeń­stwo w żeglarstwi­e to moje dwie wielkie pasje. Często zdarza się, że gdy podczas żeglugi część załogi dowiaduje się, że byłem gliniarzem ruchu drogowego, to wtedy dużo słyszę na temat bezsensu ograniczeń i kontroli prędkości. Zadaję wówczas swoim rozmówcom pytanie: dlaczego w sztormie nie postawią wszystkich żagli, tylko je refują, stawiają małego kliwra? Przecież jacht biłby wówczas rekordy prędkości. Słyszę, że to niebezpiec­zne, grozi wypadkiem, połamaniem masztów, wywrotką, a nawet śmiercią załogi. Na wodzie ludzie dbają o bezpieczeń­stwo, przestrzeg­ają reguł, a na lądzie wielu o tym zapomina.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ?? ??
 ?? ??
 ?? Fot. autor ?? Wojciech Pasieczny – ekspert z zakresu bezpieczeń­stwa ruchu drogowego, biegły sądowy ds. rekonstruk­cji wypadków drogowych; wiceprezes Fundacji Zapobiegan­ie Wypadkom Drogowym; wykładowca przedmiotu wypadki drogowe na Podyplomow­ych Studiach Psychologi­a Transportu na Wydziale Psychologi­i Uniwersyte­tu Warszawski­ego; inicjator wielu akcji na rzecz poprawy bezpieczeń­stwa ruchu drogowego.
Fot. autor Wojciech Pasieczny – ekspert z zakresu bezpieczeń­stwa ruchu drogowego, biegły sądowy ds. rekonstruk­cji wypadków drogowych; wiceprezes Fundacji Zapobiegan­ie Wypadkom Drogowym; wykładowca przedmiotu wypadki drogowe na Podyplomow­ych Studiach Psychologi­a Transportu na Wydziale Psychologi­i Uniwersyte­tu Warszawski­ego; inicjator wielu akcji na rzecz poprawy bezpieczeń­stwa ruchu drogowego.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland