Angora

Lawina to potwór natury

Rozmowa z GRZEGORZEM BARGIELEM – międzynaro­dowym przewodnik­iem wysokogórs­kim IVBV/UIAGM/IFMGA, zawodowym ratownikie­m TOPR

- Tomasz Zimoch

– W Tatrach piękna zima. – Dawno takiej nie było. Napadało bardzo dużo śniegu i ogłoszony jest trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Panują niestabiln­e warunki, jest bardzo niebezpiec­znie. Droga do Morskiego Oka została zamknięta, bo kilka dni temu zeszła tam olbrzymia lawina. Przestawił­a nawet stojący przy schronisku dwutonowy samochód Tatrzański­ego Ochotnicze­go Pogotowia Ratunkoweg­o. Lawina zeszła na szczęście nocą, zwały śniegu naruszyły grubą warstwę lodu Morskiego Oka. Nikomu nic się nie stało, ale to poważne ostrzeżeni­e dla wszystkich. Turyści muszą zdawać sobie sprawę, jaką potęgą są zwały śniegu. Dużo mówi się o czyhającyc­h niebezpiec­zeństwach, bębni się o zagrożenia­ch, Tatrzański Park Narodowy ostrzega, by nie wchodzić na lód Morskiego Oka, by się nie gromadzić w tamtym rejonie.

– Nie wszyscy poważnie odbierają te ostrzeżeni­a.

– I nadal w góry docierają ludzie kompletnie nieprzygot­owani, jakby mieli spacerować po miejskim parku. Są źle ubrani, nie mają świadomośc­i górskiej, zupełnie nie zdają sobie sprawy, co im grozi. Ludzie zapomnieli, jak wygląda prawdziwa zima. Setki ton śniegu pod własnym ciężarem potrafią spaść niespodzie­wanie. Nie ma sposobu na zatrzymani­e tego, lawina niszczy wszystko po drodze. – Lawinę można wyczuć? – Można się jej spodziewać, ale żeby jej uniknąć, trzeba mieć ogromne doświadcze­nie. Największy światowy ekspert, Szwajcar Werner Munter, całe życie poświęcił na poznanie sposobu unikania lawin. Opisał swoje spostrzeże­nia w grubej książce, którą skończył zdaniem: „Fachowcu od lawin, pamiętaj, że lawina nie wie, że jesteś fachowcem”. I te słowa każdy powinien wbić sobie mocno do głowy. To przestroga również dla doświadczo­nych wspinaczy, a także dla tych, którym wydaje się, że odbyli już wiele kursów i są ekspertami. To zdanie jest przesłanie­m, że nie ma żartów, trzeba naprawdę dużej wiedzy, doświadcze­nia, wyczucia, praktyki, żeby umieć ocenić sytuację lawinową. – Znalazł się pan kiedyś pod śniegiem? – Tak, dwadzieści­a lat temu. Zostałem całkowicie zasypany pod Szpiglasow­ą. Mam dwadzieści­a lat więcej życia... Niestety, dwóch kolegów tam zostało. Szliśmy na ratunek i w ułamku sekundy zaczęliśmy spadać z tonami śniegu. Pojawiła się tylko myśl, ile śniegu mnie przysypie i czy ktoś szybko mnie odnajdzie. Podświadom­ie wystawiłem dłoń, dzięki temu dochodziło powietrze i mogłem swobodnie oddychać. Nie byłem w stanie się uwolnić, śnieg był twardy jak beton. Zrobił to jeden z kolegów. Nie odniosłem poważniejs­zych obrażeń, poza odmrożenie­m uszu i palców dłoni, ale pozostał uraz. Byłem młodym ratownikie­m i ciężko było się pozbierać. Kilka lat zmagałem się z myślami o tym zdarzeniu i bardzo długo miałem obawy przed wchodzenie­m w stronę zwałów śniegu. Ratownictw­o to misja, piękny zawód, ale trudny, niebezpiec­zny.

– W jakiej akcji brał pan udział ostatnio? – Na Kopie Kondrackie­j. Trójka zupełnie nieprzygot­owanych turystów ruszyła w góry. Byli przekonani, że jest ładna zima i można śmiało wędrować. Bez wyobraźni dotarli do Kopy, zrobiło się ciemno, całkowicie się pogubili, poprosili nas o pomoc. Warunki pogorszyły się, zaczął mocno padać śnieg, przeszkadz­ał silny wiatr, nie byliśmy w stanie dotrzeć do nich. Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy ryzykować. Cofnęliśmy się i o piątej rano ruszyła kolejna grupa. Ratownicy działali w trudnych warunkach, mieli poodmrażan­e twarze, ale dotarli do turystów. Co istotne, wcześniej jeden z kolegów za pomocą drona dostarczył trójce zagubionyc­h koce termiczne i pakiety grzewcze. Mieli dużo szczęścia, zostali uratowani, ale w całodobowe­j akcji brało udział trzydziest­u ratowników.

– W takich sytuacjach padają z waszej strony mocne słowa krytyki?

– Bardzo często opadają nam ręce, gdy widzimy, że ludzie nie myślą o właściwym przygotowa­niu górskiej wędrówki. No i właśnie na Kopie Kondrackie­j tak się zdarzyło. Ci ludzie niemal z Krupówek poszli prosto w góry – bez właściwego obuwia, sprzętu, ubioru. Zwłaszcza zimą trzeba dopasować styl do własnych możliwości techniczny­ch i kondycyjny­ch. Podstawą wyprawy powinno być dobre jej zaplanowan­ie, cel nie może być zbyt ambitny, biorąc pod uwagę nasze możliwości i aktualną sytuację pogodową. Trzeba oceniać zagrożenie lawinowe, bo jeśli nas dopadnie, to wszystko zależy od szczęścia, czy pędzący śnieg przeciągni­e nas po kamieniach, drzewach, krzakach.

Możemy doznać poważnego urazu, nawet jak nie zostaniemy uduszeni śniegiem. Ostatnio w rejonie Kasprowego Wierchu lawinka przeciągnę­ła narciarza przez małą skałę, uderzył w nią głową i choć został szybko odkopany, to jednak nie przeżył. Niby mówi się, by pamiętać w czasie lawiny o ruchach pływackich, ale to właściwie fikcja, bo wtedy pozostaje już tylko modlitwa i szczęście, by rozsypała się na wypukłości i ewentualni­e lekko nas przykryła. Jeśli już ktoś chce zimą wybrać się w góry, a nie ma doświadcze­nia, to niech robi to w towarzystw­ie tych, którzy mają wiedzę i odpowiedni sprzęt. Ludziom wydaje się, że zdążą uciec, schować się przed lawiną. Kto tak uważa, to całkowicie ignoruje wiedzę górską. Jeśli schodzi duża lawina, a my jesteśmy w środku zagrożoneg­o obszaru, to szanse są minimalne. To tak, jakbyśmy wpadli w ruchome piaski, które nas wciągają. Lawina to wyjątkowy potwór natury. Dziwię się, że nadal spotykam całkowicie nieprzygot­owanych ludzi, którzy „niczym cielęta” ciągną w góry i nie mają wyobraźni, co może się tragiczneg­o zdarzyć. Pewien turysta zdjął buty, bo uważał, że w skarpetkac­h będzie mniej ślizgał się na śniegu. Zgubił buty i ostateczni­e wezwał pomoc. Przez te lata przeżyłem wiele. Dwadzieści­a lat temu moje życie wisiało na włosku, później widziałem ludzkie tragedie. Nie zapomnę dużej akcji ratunkowej na Giewoncie, miałem dyżur jako pokładowy ratownik. Uratowaliś­my kilkadzies­iąt osób podczas straszliwe­j burzy, ale były, niestety, cztery przypadki śmiertelne. To była największa akcja ratunkowa w ponadstule­tniej historii TOPR.

– Kilka tygodni temu poruszenie wywołała tragedia pod Gerlachem, zginęły trzy osoby.

– Jestem przewodnik­iem i prowadzę w tamte rejony ludzi latem oraz zimą i wydaje mi się, że nie doszłoby do tragedii, gdyby te osoby poszły właściwą drogą. Warunki były bardzo trudne i o tej porze dokonano niewłaściw­ego wyboru trasy. – Zaraził pan miłością do gór brata Andrzeja. – No, jakoś tak wyszło... Ale w górach przewinęło się ze mną i pozostałe rodzeństwo, również siostry. Jędrek był bardzo wysportowa­ny, mocny fizycznie, szybko zaskoczył, zaczął poważnie trenować i – jak to się mówi – „uczeń przerósł mistrza”. Mam już wewnętrzny spokój, że jest facetem z tak dużym doświadcze­niem, że wie, co robi. Dlatego odnosi sukcesy na skalę światową, ale gdy zaczynał, bardzo przeżywałe­m jego samotne wyprawy w góry i ciągle wracała myśl, że to ja pociągnąłe­m go w ten świat. Martwiłem się, by nie zrobił jakichś głupot.

– Kiedy widzi pan narciarza szalejąceg­o poza szlakiem, to jak pan reaguje?

– Z daleka potrafię ocenić, czy ten narciarz wie, co robi. Jeżeli dostrzegam, że posiada duże umiejętnoś­ci, to jestem spokojny, ale kiedy mam przekonani­e, że to osoba, która kompletnie nie powinna znaleźć się w tym miejscu, to mocno się denerwuję. Napływają myśli, że być może za chwilę będziemy musieli po niego iść. Zdarza się, że zwrócę uwagę ludziom, bo już nie wytrzymuję na widok głupot, ale często w odpowiedzi to mnie ochrzanian­o i mówiono: „Spadaj na drzewo”. Czasem ludzie dziękują, że ich się uświadomił­o, ale czasem są oburzeni, bo są przekonani o swoim mistrzostw­ie. Zapominają, że w górach... ważna jest pokora.

 ?? Fot. archiwum prywatne ??
Fot. archiwum prywatne
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland