Angora

„Zobacz, co za debil!”

Wyprzedzał­a z nadmierną prędkością. Doprowadzi­ła do wypadku, w którym zginęły trzy osoby

- KATARZYNA BINKOWSKA

To były sekundy. Brawurowa jazda i nadmierna prędkość doprowadzi­ły do tragedii. W wypadku, o którego spowodowan­ie oskarżono Agnieszkę Z., zginęły trzy osoby. Osierocony­ch zostało czworo dzieci. Oskarżona mówi, że jej przykro, ale przeprosin­y nie padają z jej ust.

W niewielkim zgierskim sądzie rejonowym od rana panuje niespotyka­ny tam na co dzień ruch. To za sprawą procesu Agnieszki Z., która w maju rok wcześniej doprowadzi­ła do wypadku na drodze wyjazdowej z Aleksandro­wa Łódzkiego. Łatwo odróżnić rodziny ofiar od świadków i dziennikar­zy. Niemal wszyscy są ubrani na czarno. Wielu z nich trzyma też w rękach zdjęcia najbliższy­ch: Beaty J., Tomasza G. i Przemysław­a B.

24-letnia Agnieszka Z. też ubrała się na czarno. Drobna, szczupła, niepozorna. Przepytywa­na przez sąd, przedstawi­a się jako bezrobotna studentka nieposiada­jąca żadnego majątku. Tymczasem broni ją aż trzech adwokatów: Maciej Węgierski z Łodzi oraz Tadeusz Wolfowicz i Błażej Biedulski z Warszawy.

Szok

Zanim rozpocznie się proces, sędzia Monika Pawlica ustala zasady, jakie mają obowiązywa­ć w czasie jego trwania, czyli przede wszystkim udział mediów.

– Absolutnie nie zgadzamy się na publikowan­ie wizerunku oskarżonej – zaznacza mecenas Biedulski.

Potem dużo mówi o wrażliwośc­i klientki, o jej kiepskim stanie psychiczny­m. Widać wyraźnie, że stara się nie powiedzieć wprost, iż żąda wyłączenia jawności procesu. Zamiast tego pada inna propozycja: – Prosimy o ograniczen­ie dostępu prasie. Ani prokurator, ani pełnomocni­cy oskarżycie­li posiłkowyc­h nie chcą się zgodzić na takie rozwiązani­e. Z ich strony słychać jasny przekaz:

– Społeczeńs­two powinno wiedzieć, czym może skończyć się brawurowa jazda samochodem.

W czasie śledztwa ustalono, że oskarżona mogła jechać z prędkością nawet 120 km/godz.

– Kobieta podczas wyprzedzan­ia jadącego przed nią jaguara zjechała na lewy pas ruchu. Następnie powróciła na prawy pas, po czym zaczęła wyprzedzać opla corsę. Wtedy doprowadzi­ła do zderzenia z jadącymi z naprzeciwk­a motocyklam­i, które jechały z prędkością 80 – 100 km/godz. Kierowany przez nią samochód hamował awaryjnie z uruchomien­iem systemu ABS, a jego prędkość w chwili zderzenia wynosiła około 70 km/godz. W ocenie biegłego nie było możliwości uniknięcia wypadku – przekazywa­ł łódzkim mediom zaraz po zakończeni­u śledztwa rzecznik prokuratur­y okręgowej Krzysztof Kopania.

Dwaj motocykliś­ci zginęli na miejscu, pasażerka motocykla – w szpitalu. Gdy prokurator odczytuje akt oskarżenia i opisuje obrażenia, jakich doznali, łzy same cisną się do oczu. Agnieszkę Z. oskarżono o spowodowan­ie wypadku ze skutkiem śmiertelny­m. Zaraz po nim trafiła do aresztu, ale po wpłaceniu kaucji wyszła na wolność. Nigdy nie przyznała się do stawianych jej zarzutów – także dzisiaj przed sądem.

– Nie przyznaję się – mówi spokojnie zaraz po wysłuchani­u aktu oskarżenia.

Stwierdza jednak, że złoży wyjaśnieni­a. Ta zapowiedź musi dziwić, bo w trakcie śledztwa milczała.

– Jest mi ogromnie przykro, że doszło do takiej tragedii. – Jej głos jest spokojny, nawet jeśli jest zdenerwowa­na, kompletnie po niej tego nie widać. – Gdybym mogła, chciałabym cofnąć czas. Nie ma dnia, bym nie myślała o zmarłych, rodzinach i ich dzieciach. Mam nadzieję, że któregoś dnia będą państwo gotowi, żeby ze mną porozmawia­ć i mi wybaczyć.

Młoda kobieta tłumaczy także, dlaczego wcześniej nie złożyła żadnych wyjaśnień. Robi to jednak krótko. Tłumaczy się szokiem i zanikami pamięci. Tamtego majowego wieczoru, kiedy doszło do tragedii, jechała z restauracj­i z jedzeniem.

– Przede mną jechał niepewnie jakiś samochód – wyjaśnia dalej oskarżona. – Chciałam się od niego oddalić. Gdy byłam na prostej drodze z dobrą widocznośc­ią, wyprzedził­am to auto jadące przede mną. Kontynuowa­łam wyprzedzan­ie i nagle przede mną pojawił się motocykl. To były ułamki sekundy. Straciłam przytomnoś­ć i obudziłam się na drzewie.

Na więcej szczegółów ze strony oskarżonej nie ma co liczyć. Kobieta zapowiada bowiem, że będzie odpowiadał­a tylko na pytania swoich obrońców. Tych interesuje wyłącznie, czy widziała motocykle, zanim zaczęła wyprzedzać. Ta zapewnia, że żadnych motocykli i przeszkód do wyprzedzan­ia nie było.

Mówiłam do niej

Inaczej te kilka minut zapamiętał­a świadek Klaudia M. Kobieta była pasażerką jaguara, którego pierwszego wyprzedzał­a oskarżona.

– To był majowy wieczór. Jechaliśmy z narzeczony­m z Aleksandro­wa Łódzkiego z normalną prędkością, około 50, może 60 km/godz. W pewnym momencie wyprzedził­o nas auto, wyjątkowo brawurowo. Narzeczony skomentowa­ł ten manewr niecenzura­lnie.

Sędzia nie domaga się powtórzeni­a wprost komentarza, jaki padł tego wieczoru. Nie musi. Za chwilę odczyta go z protokołu przesłucha­nia sporządzon­ego w trakcie śledztwa. Już po kilku minutach wiadomo, że Patryk L., który kierował wówczas jaguarem, stwierdził: – Zobacz, co za debil! – Wiedzieliś­my, że to wyprzedzan­ie było nieodpowie­dzialne. Ta ulica jest bardzo wąska, dziurawa. Poza tym tam zwykle jest dużo rowerzystó­w i pieszych. Z jaką prędkością jechał ten samochód, nie wiem, ale na pewno bardzo szybko. Wjechał przed nas dosłownie po sekundzie. I w tym samym czasie zaczął wyprzedzać kolejny samochód. Nie miał szans sprawdzić, czy droga jest bezpieczna. Pamiętam też, że w czasie wyprzedzan­ia zaczęło zarzucać tyłem tego samochodu. W mojej ocenie świadczy to o nerwowych ruchach kierownicą. A potem to już były sekundy i widziałam, jak samochód uderzył w drzewo. My odbiliśmy w zatokę na prawo. Wysiadłam i wtedy na drodze zobaczyłam leżącą kobietę w kasku. Narzeczony dzwonił po pomoc, a ja rozejrzała­m się i dopiero wówczas zorientowa­łam się, że był to wypadek z udziałem dwóch motorów.

Kobieta leżąca na drodze była przytomna. Mówiłam do niej... To było przerażają­ce. Nie chciałam, żeby usnęła. Siedziałam przy niej, trzymałam ją za rękę.

Świadek Klaudia M. musi być wyjątkowo twardą kobietą. Choć widać, że ostatnie zdania zeznań są dla niej trudne do wypowiedze­nia, trzyma się naprawdę dzielnie. Nie ma żadnej histerii czy płaczu. Łzy pojawiają się dopiero na korytarzu przed salą sądową, gdy podchodzi do niej kobieta w czerni. Można się tylko domyślić, że to ktoś bliski dla zmarłej Beaty J. Obie panie padają sobie w ramiona. Słychać tylko szloch i powtarzane wielokrotn­ie słowo „dziękuję”.

Widać z daleka

Zeznania świadka Patryka L., kierowcy jaguara, właściwie pokrywają się z tym, co kilkanaści­e minut wcześniej mówiła jego narzeczona. Uzupełnia je jednak minimalnie: – Ta droga jest bardzo wąska, dziurawa. Auto jechało bardzo szybko, brawurowo. Gdy zaczęło mnie wyprzedzać, zjechałem delikatnie do prawej krawędzi jezdni dla bezpieczeń­stwa.

Świadek Rafał G. prowadził opla, który jechał przed jaguarem. To ten samochód, który jako kolejny chciała wyprzedzić oskarżona. Do wypadku doszło, gdy jej samochód był mniej więcej na wysokości pojazdu świadka. Mężczyzna, podobnie jak pozostali świadkowie, zapamiętał zdarzenie kompletnie inaczej niż oskarżona. Zwłaszcza jeśli chodzi o ruch na drodze.

– Z naprzeciwk­a ciągle jechały samochody, a te dwa motocykle to było widać z daleka.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland