„Zobacz, co za debil!”
Wyprzedzała z nadmierną prędkością. Doprowadziła do wypadku, w którym zginęły trzy osoby
To były sekundy. Brawurowa jazda i nadmierna prędkość doprowadziły do tragedii. W wypadku, o którego spowodowanie oskarżono Agnieszkę Z., zginęły trzy osoby. Osieroconych zostało czworo dzieci. Oskarżona mówi, że jej przykro, ale przeprosiny nie padają z jej ust.
W niewielkim zgierskim sądzie rejonowym od rana panuje niespotykany tam na co dzień ruch. To za sprawą procesu Agnieszki Z., która w maju rok wcześniej doprowadziła do wypadku na drodze wyjazdowej z Aleksandrowa Łódzkiego. Łatwo odróżnić rodziny ofiar od świadków i dziennikarzy. Niemal wszyscy są ubrani na czarno. Wielu z nich trzyma też w rękach zdjęcia najbliższych: Beaty J., Tomasza G. i Przemysława B.
24-letnia Agnieszka Z. też ubrała się na czarno. Drobna, szczupła, niepozorna. Przepytywana przez sąd, przedstawia się jako bezrobotna studentka nieposiadająca żadnego majątku. Tymczasem broni ją aż trzech adwokatów: Maciej Węgierski z Łodzi oraz Tadeusz Wolfowicz i Błażej Biedulski z Warszawy.
Szok
Zanim rozpocznie się proces, sędzia Monika Pawlica ustala zasady, jakie mają obowiązywać w czasie jego trwania, czyli przede wszystkim udział mediów.
– Absolutnie nie zgadzamy się na publikowanie wizerunku oskarżonej – zaznacza mecenas Biedulski.
Potem dużo mówi o wrażliwości klientki, o jej kiepskim stanie psychicznym. Widać wyraźnie, że stara się nie powiedzieć wprost, iż żąda wyłączenia jawności procesu. Zamiast tego pada inna propozycja: – Prosimy o ograniczenie dostępu prasie. Ani prokurator, ani pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych nie chcą się zgodzić na takie rozwiązanie. Z ich strony słychać jasny przekaz:
– Społeczeństwo powinno wiedzieć, czym może skończyć się brawurowa jazda samochodem.
W czasie śledztwa ustalono, że oskarżona mogła jechać z prędkością nawet 120 km/godz.
– Kobieta podczas wyprzedzania jadącego przed nią jaguara zjechała na lewy pas ruchu. Następnie powróciła na prawy pas, po czym zaczęła wyprzedzać opla corsę. Wtedy doprowadziła do zderzenia z jadącymi z naprzeciwka motocyklami, które jechały z prędkością 80 – 100 km/godz. Kierowany przez nią samochód hamował awaryjnie z uruchomieniem systemu ABS, a jego prędkość w chwili zderzenia wynosiła około 70 km/godz. W ocenie biegłego nie było możliwości uniknięcia wypadku – przekazywał łódzkim mediom zaraz po zakończeniu śledztwa rzecznik prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Dwaj motocykliści zginęli na miejscu, pasażerka motocykla – w szpitalu. Gdy prokurator odczytuje akt oskarżenia i opisuje obrażenia, jakich doznali, łzy same cisną się do oczu. Agnieszkę Z. oskarżono o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Zaraz po nim trafiła do aresztu, ale po wpłaceniu kaucji wyszła na wolność. Nigdy nie przyznała się do stawianych jej zarzutów – także dzisiaj przed sądem.
– Nie przyznaję się – mówi spokojnie zaraz po wysłuchaniu aktu oskarżenia.
Stwierdza jednak, że złoży wyjaśnienia. Ta zapowiedź musi dziwić, bo w trakcie śledztwa milczała.
– Jest mi ogromnie przykro, że doszło do takiej tragedii. – Jej głos jest spokojny, nawet jeśli jest zdenerwowana, kompletnie po niej tego nie widać. – Gdybym mogła, chciałabym cofnąć czas. Nie ma dnia, bym nie myślała o zmarłych, rodzinach i ich dzieciach. Mam nadzieję, że któregoś dnia będą państwo gotowi, żeby ze mną porozmawiać i mi wybaczyć.
Młoda kobieta tłumaczy także, dlaczego wcześniej nie złożyła żadnych wyjaśnień. Robi to jednak krótko. Tłumaczy się szokiem i zanikami pamięci. Tamtego majowego wieczoru, kiedy doszło do tragedii, jechała z restauracji z jedzeniem.
– Przede mną jechał niepewnie jakiś samochód – wyjaśnia dalej oskarżona. – Chciałam się od niego oddalić. Gdy byłam na prostej drodze z dobrą widocznością, wyprzedziłam to auto jadące przede mną. Kontynuowałam wyprzedzanie i nagle przede mną pojawił się motocykl. To były ułamki sekundy. Straciłam przytomność i obudziłam się na drzewie.
Na więcej szczegółów ze strony oskarżonej nie ma co liczyć. Kobieta zapowiada bowiem, że będzie odpowiadała tylko na pytania swoich obrońców. Tych interesuje wyłącznie, czy widziała motocykle, zanim zaczęła wyprzedzać. Ta zapewnia, że żadnych motocykli i przeszkód do wyprzedzania nie było.
Mówiłam do niej
Inaczej te kilka minut zapamiętała świadek Klaudia M. Kobieta była pasażerką jaguara, którego pierwszego wyprzedzała oskarżona.
– To był majowy wieczór. Jechaliśmy z narzeczonym z Aleksandrowa Łódzkiego z normalną prędkością, około 50, może 60 km/godz. W pewnym momencie wyprzedziło nas auto, wyjątkowo brawurowo. Narzeczony skomentował ten manewr niecenzuralnie.
Sędzia nie domaga się powtórzenia wprost komentarza, jaki padł tego wieczoru. Nie musi. Za chwilę odczyta go z protokołu przesłuchania sporządzonego w trakcie śledztwa. Już po kilku minutach wiadomo, że Patryk L., który kierował wówczas jaguarem, stwierdził: – Zobacz, co za debil! – Wiedzieliśmy, że to wyprzedzanie było nieodpowiedzialne. Ta ulica jest bardzo wąska, dziurawa. Poza tym tam zwykle jest dużo rowerzystów i pieszych. Z jaką prędkością jechał ten samochód, nie wiem, ale na pewno bardzo szybko. Wjechał przed nas dosłownie po sekundzie. I w tym samym czasie zaczął wyprzedzać kolejny samochód. Nie miał szans sprawdzić, czy droga jest bezpieczna. Pamiętam też, że w czasie wyprzedzania zaczęło zarzucać tyłem tego samochodu. W mojej ocenie świadczy to o nerwowych ruchach kierownicą. A potem to już były sekundy i widziałam, jak samochód uderzył w drzewo. My odbiliśmy w zatokę na prawo. Wysiadłam i wtedy na drodze zobaczyłam leżącą kobietę w kasku. Narzeczony dzwonił po pomoc, a ja rozejrzałam się i dopiero wówczas zorientowałam się, że był to wypadek z udziałem dwóch motorów.
Kobieta leżąca na drodze była przytomna. Mówiłam do niej... To było przerażające. Nie chciałam, żeby usnęła. Siedziałam przy niej, trzymałam ją za rękę.
Świadek Klaudia M. musi być wyjątkowo twardą kobietą. Choć widać, że ostatnie zdania zeznań są dla niej trudne do wypowiedzenia, trzyma się naprawdę dzielnie. Nie ma żadnej histerii czy płaczu. Łzy pojawiają się dopiero na korytarzu przed salą sądową, gdy podchodzi do niej kobieta w czerni. Można się tylko domyślić, że to ktoś bliski dla zmarłej Beaty J. Obie panie padają sobie w ramiona. Słychać tylko szloch i powtarzane wielokrotnie słowo „dziękuję”.
Widać z daleka
Zeznania świadka Patryka L., kierowcy jaguara, właściwie pokrywają się z tym, co kilkanaście minut wcześniej mówiła jego narzeczona. Uzupełnia je jednak minimalnie: – Ta droga jest bardzo wąska, dziurawa. Auto jechało bardzo szybko, brawurowo. Gdy zaczęło mnie wyprzedzać, zjechałem delikatnie do prawej krawędzi jezdni dla bezpieczeństwa.
Świadek Rafał G. prowadził opla, który jechał przed jaguarem. To ten samochód, który jako kolejny chciała wyprzedzić oskarżona. Do wypadku doszło, gdy jej samochód był mniej więcej na wysokości pojazdu świadka. Mężczyzna, podobnie jak pozostali świadkowie, zapamiętał zdarzenie kompletnie inaczej niż oskarżona. Zwłaszcza jeśli chodzi o ruch na drodze.
– Z naprzeciwka ciągle jechały samochody, a te dwa motocykle to było widać z daleka.