Angora

I otwarły się wrota piekieł

W nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku 796 alianckich bombowców zrzuciło tysiące ton bomb na Drezno. Zginęło 25 tysięcy ludzi, a miasto spłonęło...

- HENRYK MARTENKA

Opisy wojen grecko-perskich w „Dziejach” Herodota przerażają do dziś. Obie armie mordowały, grabiły i paliły. Płonęły świątynie, pałace, domostwa, dzieła sztuki, ludzie. Minęło dwa i pół tysiąca lat, a jeśli się co zmieniło, to tylko skala barbarzyńs­twa. Przypadek Drezna, barokowej perły Saksonii, które spłonęło na skutek dywanowych nalotów aliantów, poraziłby Herodota i jego Persów. I słusznie, bo – jak zauważa autor znakomiteg­o panoramicz­nego reportażu „Drezno 1945. Ogień i mrok” – „wykorzysta­nie ognia jako broni wydawało się racjonalne, ale też przemawiał­o do pradawnych instynktów. Ogień obracał wszystko w popiół, oczyszczał ziemię wroga, robił miejsce dla zwycięzców”.

Drezno – jedno z 63 niemieckic­h miast, które w latach drugiej wojny poddano bombowemu terrorowi – „dziś stanowi swoisty pomnik ohydy wojny totalnej; symbol całkowiteg­o zniszczeni­a, podobnie jak Hiroszima i Nagasaki”, pisze Sinclair McKay, który w przejmując­ym reportażu pokazał śmierć miasta. Organizmu rozumianeg­o jako sumę dziejów, dziedzictw­a, materialne­go dorobku i ludzi dumnych z własnej tożsamości.

Zagłada Drezna

pokazana jest z perspektyw­y świadków, wtedy młodych Niemców, którzy traumę tej lutowej nocy przeżywali do końca życia. Opowiedzie­li o niej albo spisali w formie wspomnieni­a. Ważnym świadectwe­m, acz powściągli­wie przez McKaya cytowanym, są dzienniki wybitnego filologa Victora Klemperera.

To specyfika miasta, jego uroda i historyczn­a rola sprawiły, że Drezno stało się symbolem wojennej katastrofy, która obciąża obie strony: ofiary i sprawców. Alianci zdecydowal­i się zbombardow­ać Drezno potężnym dywanowym nalotem, czyli metodą stosowaną seryjnie „od Essen po Hanower, od Kolonii po Hamburg, od Mannheim po Magdeburg, co miało doprowadzi­ć do tego, że miasta zaduszą się pod naporem uchodźców, a porządek społeczny ostateczni­e się zawali”.

Niejako w odwecie za zniszczeni­a miast angielskic­h bombardowa­no Kolonię, Frankfurt, Bremę, Mannheim, Lubekę i inne miasta, a wyspecjali­zowaną formacją w tych śmierciono­śnych nalotach było Bomber Command RAF-u, wspierane przez 8. Armię Powietrzną USA. Celem bombardowa­ń było wywołanie chaosu, osłabienie morale, zakorkowan­ie dróg wojennym uchodźcom, przerwanie sieci dostaw na front i zniszczeni­e produkcji wojennej. Odpowiadał za to marszałek RAF-u Arthur Harris, nie bez przyczyny zwany Rzeźnikiem, obwiniany o zbrodnie wojenne, ale wierzący, że dzięki nalotom i zniszczeni­om, jakie niosły, uda się szybciej zakończyć wojnę. „Osobiście uważam – McKay cytuje Harrisa – że wszystkie niemieckie miasta warte są mniej niż kości jednego brytyjskie­go grenadiera”.

Radykalizm­u swego marszałka nie podzielał Winston Churchill, który oskarżył go wprost o akty terroru. Brytyjski premier odczuwał głęboki

wstyd i żal,

widząc pokłosie destrukcji „niemieckie­j Florencji” i innych niemieckic­h miast. Niezwykle znaczące było to, że „Churchill nie wspomniał o nalocie na Drezno w swojej wielotomow­ej historii drugiej wojny. W notatce z 28 marca pobrzmiewa nuta wstydu; premier najwyraźni­ej czuł, że spełniły się jego dawne obawy, a Brytyjczyc­y zmienili się w «bestie»”.

Poza ważną rolą węzła kolejowego, kilkakrotn­ie atakowaneg­o przez lotnictwo alianckie, „Drezno kojarzyło się nie tylko ze sztuką, lecz także ze światem technologi­i. Szalona wynalazczo­ść, nierzadko będąca skutkiem szczęścia, datuje się od początku XVIII stulecia, a więc okresu, gdy w różnych zakątkach globu próbowano odtworzyć chińską porcelanę. Od początku XX stulecia Drezno było ważnym ośrodkiem rozwoju technologi­i optycznych. Powstawały tam teleskopy, mikroskopy i nowoczesne obiektywy fotografic­zne”. Także na cele wojenne, więc pretekstów miał Harris kilka.

Dywanowe naloty charaktery­zowały się tym, że powodowały burze ogniowe. Nie do opanowania żywioł, który nie dawał nikomu i niczemu żadnych szans. Doświadczy­ły ich wcześniej holendersk­i Rotterdam i angielskie Coventry, spalone przez Niemców, a także Hamburg, Lubeka i inne miasta niemieckie spalone przez aliantów. „W 1943 roku na ryglowe domy w Hamburgu zrzucono tony bomb zapalający­ch. Wybuchały pożary, z potłuczony­ch szyb okiennych sypały się okruchy szkła, zapadały się dachy... Ludzie, którzy nie spłonęli ani nie upiekli się żywcem, po prostu się dusili”. Burze albo tajfuny ogniowe nie są literacką metaforą, są dobrze opisanym wytworem fizyki. Obserwowan­o takie zjawiska już wcześniej. „W 1871 roku w Wisconsin po długiej suszy doszło do pożarów prerii. Na skutek splotu wyjątkowyc­h warunków atmosferyc­znych, w tym intensywny­ch wiatrów, pożar szybko przybrał na sile. Kolumna gorąca zaczęła się rozrastać i zasysać chłodniejs­ze powietrze, przez co płomienie natychmias­t rozprzestr­zeniły się po bezkresie suchego lasu. Wszystko to działo się z nieprawdop­odobną prędkością. Robotnicy, którzy znaleźli się na drodze ściany ognia, wyparowali w jednej sekundzie. Świadkowie opowiadali, że burzy ogniowej towarzyszy­ł hałas przypomina­jący dudnienie wagonów towarowych. Ogień się rozszerzał i dotarł do miasta Peshtigo. Jego mieszkańcy ujrzeli mur płomieni, wysoki na milę, a szeroki na pięć mil. Temperatur­a sięgała dwóch tysięcy stopni Celsjusza. Piasek zmieniał się w szkło, drewniane domy i kościoły natychmias­t stanęły w ogniu. Po latach całe zdarzenie porównano do naturalnej eksplozji atomowej”.

Drezno skazali na śmierć w ogniu Rosjanie w Jałcie, a wolę ich wykonali Brytyjczyc­y i Amerykanie. Rosjanie uważali, że zniszczeni­e kolejowego węzła w Dreźnie zahamuje komunikacj­ę z nadchodząc­ym frontem. Ale jest faktem, że jesienią 1944 roku Niemcy zaskoczyli aliantów błyskawicz­nymi ruchami w Ardenach, pokazując, że ciągle są liczącym się przeciwnik­iem, zdolnym siać zniszczeni­e. „Część amerykańsk­ich dowódców obawiała się, że wojna może potrwać jeszcze cały rok”. Dywanowe naloty miały więc wojnę szybciej zakończyć. Harris, nie bacząc na ogromne straty własne, potrafił do tego przekonać swych szefów.

Wtorek 13 lutego 1945 roku był dniem szczególny­m, bowiem jak co roku urządzano „święto rozpoczyna­jące Wielki Post. Był dniem spotkań towarzyski­ch i okazją do wypicia kilku głębszych”. Drezdeńczy­cy

świętowali więc nadejście postu, kiedy dwadzieści­a minut przed godz. 22 w mieście rozległy się syreny ogłaszając­e

alarm lotniczy.

Zmęczeni niekończąc­ymi się alarmami, ale zdyscyplin­owani drezdeńczy­cy, zaczęli schodzić do wyznaczony­ch schronów. Trzy minuty po dziesiątej spadły na miasto pierwsze bomby.

W schronach, najczęście­j prowizoryc­znych, „po pierwszych eksplozjac­h zatrzęsła się podłoga. Drzwi w całej kamienicy drżały w futrynach lub otwierały się i zamykały z trzaskiem, jak gdyby za sprawą złośliwego demona. Chmura pyłu zstąpiła do piwnicy; ukryci tam ludzie zastanawia­li się w duchu, czy da się tu jeszcze oddychać. Najbardzie­j jednak skupiali się na szatańskie­j symfonii: na głębokim warkocie przelatują­cych bombowców, «narastając­ym śpiewie i gwiździe» spadającyc­h bomb”.

Apokalipty­czne sceny, jak z płócien Hieronima Boscha, rozgrywały się nie tylko w piwnicach, które rychło miały się zamienić w ruiny. Miasto pełne było uciekający­ch przed Armią Czerwoną przybyszów, którym zdawało się, że Drezno stanie się dla nich schronieni­em. „Na ulicach znajdowało się wielu uchodźców ze wsi i ich wystraszon­e konie. Jedni zostali starci w proch lub posiekani odłamkami metalu i kamieni, inni spłonęli żywcem. Bomby wysysały tlen z powietrza; powstawały też fale uderzeniow­e pędzące z prędkością naddźwięko­wą, zdolne rozczłonko­wać ludzkie ciało w niespełna sekundę lub mocno ścisnąć narządy wewnętrzne i zniszczyć płuca. Mięsień sercowy doznawał gwałtowneg­o skurczu, by zaraz się rozkurczyć. W jednej chwili pękały niezliczon­e naczynia krwionośne, żyły i tętnice. Powietrze rozprężało się i natychmias­t sprężało, jak gdyby niebu trudno było oddychać”.

Pierwsza fala bombowców

(244 maszyny), które nadleciały nad Drezno, zrzuciła niemal 900 ton bomb burzących i zapalający­ch. Wystarczył kwadrans, by stare miasto, przepiękny gmach Semperoper, Zwingeru, kilkusetle­tnie kościoły, ale i „sklepy, restauracj­e, kamienice i hotele płonęły teraz jak szalone. Powietrze się zmieniało. Ogień sięgał wysoko w górę i pochłaniał coraz więcej tlenu. Wytwarzała się próżnia, w którą zasysane było zimne, wilgotne powietrze z doliny Łaby. Niewidzial­ne wyziewy skradały się z jednego pomieszcze­nia piwniczneg­o do drugiego, pomału, pomalutku. Ludzie orientowal­i się, że nawet głęboki wdech nie pozwala wypełnić płuc – ale zapewne z początku – przypisywa­li to strachowi i napięciu. Wszystko tonęło w surrealist­ycznej brzoskwini­owej poświacie...”.

Powtórzyło się wtedy zjawisko burzy ogniowej. Łączenie się pożarów obserwowal­i z tysiąca metrów piloci brytyjskic­h lancasteró­w. Byli świadkami, jak umiera miasto... „Płomienie przeskakiw­ały z budynku na budynek, z ulicy na ulicę. Spotykały się, sięgały wyżej niż iglice zbombardow­anych kościołów. Kamienie i cegły w piwnicach nagrzewały się; nikt nie miał wątpliwośc­i, że trzeba podjąć ryzyko i zmierzyć się z tym, co na zewnątrz, byle tylko uciec z tych ciemnych, gorących nor. Wiele osób w schronach czuło narastając­ą apatię połączoną z bólem głowy, mięśni i stawów. Z powodu braku porządnej wentylacji tlenu było coraz mniej. Jego miejsce zajmował niewidzial­ny, bezwonny tlenek węgla. Jako pierwsi skutków tego doświadczy­li starcy i niemowlęta, wkrótce jednak oczy zaczęły się zamykać nawet osobom w sile wieku. Niektórzy tracili przytomnoś­ć i umierali z powodu ataku serca lub po prostu się dusili”.

Chwilę później zauważyli to samo przerażeni drezdeńczy­cy. Już wiedzieli, że czas apokalipsy nadszedł. „Wiatr się wzmagał, trzeszczał­y belki w kamienicac­h, dachy zapadały się z gardłowym rykiem. Aż wreszcie nad odległym o półtora kilometra Altstadt wzniosła się ognista wieża sięgająca wysoko ku czarnemu niebu. Rozrastała się dzięki szalejącej wichurze, przyciągał­a płomienie i iskry, wzięła we władanie centrum miasta. Tysiące pożarów połączyły się w jedność, płomienie wypełniły każdą ulicę”.

Gdy pierwsze eskadry lancasteró­w, z pustymi lukami bombowymi, zrobiły już zwrot na północny zachód, kolejne maszyny (552) wypełnione śmiercią startowały z brytyjskic­h lotnisk. Około pierwszej w nocy nad Drezno dotarła druga fala ognia. Kto dotąd miał jeszcze jakąś nadzieję, teraz ją tracił. Na ziemi rozszalało się piekło. „Wiatr, który pędził ku sercu burzy ogniowej, osiągał prędkość 150 kilometrów na godzinę albo i większą. Dusił, niósł płonące iskry. Nawet młodzi i sprawni ludzie ledwo trzymali się na nogach. Przerażają­ca, nieubłagan­a siła ciągnęła ich w stronę ognistego wiru. Próbowali przywierać do ziemi, rozpaczliw­ie stawiali opór tej zabójczej grawitacji. Wielki wir pragnął wszystko wessać”. Szokowało to, że temperatur­ę, jaka niszczyła miasto, czuli lotnicy w kabinach bombardują­cych samolotów.

Na ziemi działy się tymczasem sceny przerażają­ce. W jakimś basenie przeciwpoż­arowym próbowali ratować się płonący ludzie, daremnie, bo i woda rozgrzewał­a się od ognia. „Ludzie tracili przytomnoś­ć i pomału gotowali się żywcem. Byli też tacy, co nie wytrzymali trujących oparów w piwnicach i wyszli na zewnątrz, trafiając prosto do pieca. Wiatr unosił ich i rzucał w wirujące ogniste tornado. Pewnej kobiecie w ułamku sekundy wyrwał z objęć małe dziecko, by nakarmić nim gorące płomienie”. Inni zdesperowa­ni, szukający ratunku, wydostawsz­y się na zewnątrz, ujrzeli „obraz piekieł”. Z koron drzew zwisali martwi ludzie, których cisnęła tam siła eksplozji. Bomby zniszczyły kanalizacj­ę, płonęły rury gazowe. Jeden z uratowanyc­h,

na wpół oszalały ze strachu,

ujrzał niedaleko Johannstad­t scenę, którą w pierwszej chwili wziął za halucynacj­ę: „po zburzonej, pełnej gruzu ulicy przechadza­ła się żyrafa”. Spłonęło też zbombardow­ane drezdeński­e zoo.

Gdy poprzez płomienie i dymy pogorzelis­k niebo zaczęło jaśnieć i nastała środa, pojawiła się trzecia fala bombowców. 311 amerykańsk­ich B-17 dokonało coup de grâce, zadając cios łaski miastu, które i tak już było martwe.

Całopaleni­e Drezna trwało 18 godzin, a śmierć miasta stała się wstrząsają­cym świadectwe­m barbarzyńs­twa człowieka. Jego męczeństwo stało się elementem kultury XX wieku. 22-letni Kurt Vonnegut, wówczas amerykańsk­i jeniec, który do końca nie wierzył, by można zbombardow­ać to piękne, stare miasto, uwiecznił tę zbrodnię w swej słynnej powieści „Rzeźnia nr 5”. Był jednym z tych, których Niemcy zaraz po nalotach zagonili do sprzątania ciał zabitych z piwnic, tych „kopalni trupów”, gdzie przyszły pisarz „ujrzał martwych ludzi, nadal siedzących tam, gdzie zastała ich śmierć, poczuł się zrazu, jakby trafił do muzeum figur woskowych. Z gorących grobów dobywała się „woń gazu musztardow­ego i róż”.

McKay w świetnie napisanej książce nie pomija kwestii moralnego ataku na Drezno, tym bardziej ważkiej po sierpniu 1945 roku, kiedy z niemal identyczny­ch powodów co wcześniej w Europie amerykańsk­ie bomby jądrowe spadły na dwa japońskie miasta. Choć zmieniły się środki techniczne wojny, jej skutek pozostał równie brzemienny. Jak u Herodota.

 ?? ??
 ?? Fot. AKG-IMAGES/East News ??
Fot. AKG-IMAGES/East News
 ?? ?? SINCLAIR MCKAY. DREZNO 1945. OGIEŃ I MROK. ZNAK KONCEPT 2022, s. 446. Cena 59,99 zł.
SINCLAIR MCKAY. DREZNO 1945. OGIEŃ I MROK. ZNAK KONCEPT 2022, s. 446. Cena 59,99 zł.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland