Angora

Wisiało nad nim pewne fatum

Od lat mówiło się, że historia życia „Nikosia” to znakomity materiał na scenariusz. I tak się stało

- TOMASZ GAWIŃSKI

Nikodem Skotarczak, ps. „Nikoś”, zawsze wzbudzał kontrowers­je. Dla niektórych był legendą jeszcze za życia, dla innych zwykłym bandytą. I choć od jego śmierci miną niebawem 24 lata, historia trójmiejsk­iego bossa znowu stała się żywa. O filmie „Jak pokochałam gangstera” zrobiło się głośno. Ile jest prawdy w obrazie, który podbija polskiego Netflixa, a ile fikcji?

Twórcy filmu już na wstępie zastrzegaj­ą, że postacie, zdarzenia oraz dialogi inspirowan­e są prawdziwym­i wydarzenia­mi i osobami, ale nie mają charakteru dokumental­nego, lecz stanowią fikcję. Jak jednak zwykły śmiertelni­k ma odróżnić tę fikcję od prawdy?

Mówiło się, że „Nikoś” tak zginął, jak żył. A życie miał kolorowe, choć niepozbawi­one dramatów. Ożenił się dość szybko, bo w wieku 21 lat. Jego wybranką była jeszcze młodsza Gabriela Lamek. Kilka miesięcy później urodził się jego pierworodn­y syn Piotr. Niestety, po niespełna roku pierwsza żona powiesiła się na rurze od kaloryfera w łazience ich mieszkania przy ulicy Racławicki­ej we Wrzeszczu. Mówiono, że miała problemy ze sobą – stres poporodowy. Potem samobójstw­o popełniła jego ukochana siostra Teresa. To zdarzenie było tym bardziej tragiczne, że targnęła się na swoje życie w tym samym mieszkaniu, w którym wcześniej zginęła pierwsza żona. Lokal stał już pusty, a Teresa miała do niego klucze. Otruła się gazem. Na domiar złego nieco później, w drodze na wspólną wigilię, w wypadku samochodow­ym zginął jego brat Marek i matka. Jak wspominają osoby, które dobrze go znały, „Nikoś” w trudnych dla siebie momentach zwykł mawiać, że miał w życiu szczęście, lecz wisiało nad nim pewne fatum, które dotykało jego najbliższy­ch. – Mawiał filozoficz­nie, że ma farta, lecz najbliżsi – ci, którzy są obok – płacą za to szczęście, bo to musi się wyrównywać kosztem innych.

Dla większości osób, które miały bliski kontakt z „królem Trójmiasta”, film to bajka z kilkoma autentyczn­ymi elementami. – Absolutna fikcja, pewna wizja scenarzyst­y i reżysera, jak np. sceny z Budapesztu – mówią. – Kolorowa, zgrabnie opowiedzia­na historia – stwierdza Paweł Milewski, przyjaciel „Nikosia” w latach 90., który po jego śmierci organizowa­ł pogrzeb i pomagał żonie. – Poznaliśmy się w okresie, kiedy bardzo dbał o swój wizerunek. Ale oglądając film, przestałem szukać prawdziwyc­h zdarzeń z jego życia, choć kilka ich było. Wszystko jest wymieszane, a okres poprzedzaj­ący śmierć to bzdura. Pokazano go w jakimś narkotyczn­ym amoku, że ćpał w szlafroku, chodził na ciągłym haju. A on tego nigdy nie robił. Prawdą jest, że w ostatnim roku zdarzało mu się znikać, np. na tydzień, co wcześniej nigdy nie miało miejsca. Ale raczej przesiadyw­ał w kasynie, a nie ćpał. Nie pił nawet wina, nie mówiąc o czymś innym, choć w ostatnim roku życia pogubił się.

Co do postaci występując­ych w filmie, to większość stanowią role wymyślone, ale kilka nawiązuje do prawdziwyc­h osób z kręgu Nikodema. Skupiają one jednak w sobie po części cechy kilku postaci. Tak uważa Roman Kaziuk, inny kolega „Nikosia”: – Taki Sylwio. Jak sądzę, w rzeczywist­ości był to Wiesław K., ps. „Szwarceneg­ger”. On nie był aż tak blisko Skotarczak­a, ale w pewnym momencie zaczął zagrażać ludziom ze środowiska na Wybrzeżu. Kiedy wrócił z więzienia we Włoszech, zebrał grupę bandziorów i zrobił listę osób, które były przygotowa­ne do porwań. I zapewne to sprawiło, że w maju 1997 r. został „odstrzelon­y” z broni maszynowej.

Zdaniem moich rozmówców, choć wydawać by się mogło, że postaci „Komo” (grany przez Antoniego Królikowsk­iego) i Mileny, „Czarnej” (kreowana przez Agnieszkę Grochowską), są prawdziwe, to w istocie nikogo takiego nie było.

Zupełnie pominięto wątek ewentualne­j współpracy „Nikosia” ze służbami PRL-u, jak również jego kontakt z bardzo wpływowym w tamtym czasie Michałem A., ps. „Mecenas”, u którego pracował na bramce w lokalu „Lucynka” we Wrzeszczu, a także później w gdyńskim „Maximie”. – Spotkałem się z opinią, która bardzo mnie zdziwiła – że nigdzie nie ma potwierdze­nia, iż Nikodem był współpraco­wnikiem SB – mówi Paweł Milewski.

Nie było tajemnicą, że samochodam­i od „Nikosia” jeździło wiele wpływowych osób – i to nie tylko w Gdańsku – milicjanci, prokurator­zy, politycy. – Pamiętam ten zakład lakiernicz­y, w którym obrabiano przywożone przez Nikodema auta – kontynuuje Paweł Milewski. – Prokurator­zy

i milicjanci siedzieli tam non stop. I pili. Z właściciel­em warsztatu, a potem z jego synem. I to tak zupełnie do dna, do końca. To był genialny lakiernik. Dlatego jestem przekonany, że w tamtym czasie „Nikoś” taką ochronę od służb miał.

Bliskie relacje Nikodema Skotarczak­a z organami ścigania potwierdza Roman Kaziuk. – Pamiętam, jak przed śmiercią – taka sytuacja jest w filmie – milicja, która miała informacje o wydanym na niego wyroku, zaproponow­ała mu, że zatrzyma go na jakiejś bzdurze i przetrzyma za kratkami, dzięki czemu uniknie śmierci. W filmie z taką propozycją wychodzi niemiecki policjant, ale w istocie tak było, taką ofertę dostał parę miesięcy przed śmiercią.

Nie było też tajemnicą, że miał ze służbami jakieś układy. Od dawna. Z czasów, gdy kradzione przez niego w RFN auta w niewidoczn­y sposób przekracza­ły granicę PRL-u. Czy pracował więc na dwie strony? Być może, ale nie uchroniło go to od śmierci.

Paweł Milewski wspomina, jak przed zabójstwem Nikodem dużo mówił o tym, że ma szczęście, że nic mu nie będzie. Co ciekawe, o przygotowa­niach do zabicia „Nikosia” nic nie wiedziała prokuratur­a. Janusz Kaczmarek stwierdza, że w tamtym czasie prokurator rejonowy w Gdyni, późniejszy Prokurator Krajowy i szef MSWiA, oraz prokurator­zy takiej wiedzy nie mieli.

Wiadomo było, że Nikodem Skotarczak jest na gangstersk­im celowniku, że wydano na niego wyrok. Naraził się ponoć kilku ważnym ludziom. Byli wśród nich także przywódcy gangu z Pruszkowa. I on musiał mieć świadomość, że „polują na niego”. Żona Edyta mówiła zresztą potem, że przeczuwał coś złego. Przez krótki czas nosił nawet kuloodporn­ą kamizelkę.

Nikodema Skotarczak­a zastrzelon­o w klubie towarzyski­m „Las Vegas” w Gdyni, w piątek 24 kwietnia 1998 roku. Miał 44 lata. Dzień wcześniej Wojciech Kurowski, przyjaciel „Nikosia” z chłopięcyc­h lat, jeden z założyciel­i sopockiej firmy ubezpiecze­niowej „Hestia” należący do najbogatsz­ych ludzi na Wybrzeżu, obchodził imieniny. Bliskie grono spotkało się w centrum Gdyni, w restauracj­i „Marco Polo”. Przyjechał także Nikodem z żoną i Danielem Z. Impreza trwała właściwie całą noc. Nad ranem „Nikosia” opuścił „Zachar”.

Feralnego dnia rankiem, kiedy już było jasno, „Nikoś” i solenizant z żonami mieli pojechać do domu tego ostatniego. Posiadłość znajduje się pomiędzy Gdynią i Lęborkiem. Jechali już w stronę trójmiejsk­iej obwodnicy. I wtedy Nikodem zawołał: Skręćmy do „Vegas”. Skotarczak bywał w tym klubie, znał jego właściciel­a, dobrze się tam czuł. Klub był już jednak zamknięty. Zadzwonił zatem do szefa. – Przywiozłe­m przyjaciół, chcemy barmana – wołał przez telefon. Do dyspozycji poranni goście otrzymali nieduży pokój, z którego korzystali tylko najbardzie­j zaufani przyjaciel­e właściciel­a klubu.

Dramat rozegrał się około południa. Do pokoju wszedł mężczyzna. Na twarzy miał kominiarkę. Padły strzały. Kurowski został trafiony w pachwinę i w nogę. „Nikoś” próbował jeszcze powstrzyma­ć bandytę. Egzekutor działał jednak zdecydowan­ie. Patrzył mu w twarz i strzelał. Śmiertelna kula trafiła w głowę.

Zdaniem policji nie spodziewal­i się żadnego zagrożenia: – „Zachar” pojechał do domu, „Nikoś” nie miał kuloodporn­ej kamizelki. W „Vegas” znaleźli się przypadkow­o, a w towarzystw­ie przyjaciel­a czuł się bezpieczni­e. Ktoś go albo wystawił, albo mieli obstawione te miejsca, gdzie on zaglądał. Zabójca nie mógł działać sam. Prowadzone przez Prokuratur­ę Okręgową w Gdańsku śledztwo nie przyniosło rezultatów. Postępowan­ie umorzono.

Film przypomnia­ł nie tylko śmierć Nikodema Skotarczak­a, ale i jego życie. Nie wszyscy chcą jednak o nim rozmawiać. Należy do nich Piotr, najstarszy syn, który mieszka w Hamburgu, a także bliski przyjaciel „Nikosia” Wojciech Kurowski. Pierwszy jest zawiedzion­y filmem, bowiem pomagał twórcom w jego realizacji, potem poczuł się oszukany. – Nigdy nie zgodziłby się na to, gdyby wiedział, w jakim świetle pokażą ojca. Zwłaszcza że wystąpił tam nawet jego syn, też Piotr, czyli wnuk Nikodema – mówią znajomi rodziny.

Natomiast Wojciech Kurowski stwierdza krótko: – Nie mam nic do powiedzeni­a. Nie widziałem filmu i nie mam zamiaru go oglądać w najbliższy­m czasie. Jego twórcy próbowali mnie namówić do współpracy, ale ja nie chciałem w tym uczestnicz­yć.

Nie brakuje jednak osób, które oburzył. – W filmie pokazano wiele wydarzeń, które do niczego nie przystają. Podobnie jak czasem w mediach. Napisano np., że świadkiem na jego ślubie z ostatnią żoną był „Pershing”, a to wierutna bzdura. Można było nakręcić obraz bardziej prawdziwy. Ale on powstał i skierowano go do określonej grupy odbiorców – mówią.

Jestem megazawied­ziony, zniesmaczo­ny, poirytowan­y i rozzłoszcz­ony tym fikcyjnym filmidłem pod wieloma względami – napisał w mediach społecznoś­ciowych Remigiusz Błażejczyk, osoba bliska rodzinie „Nikosia”. – Zrobiliści­e z dziejów Nikosia zwykły kicz i swojego rodzaju parodię, a w tym z niego samego zwykłego ćpuna i głupka tracącego kontakt z rzeczywist­ością, nie trzymaliśc­ie się faktów w wielu kwestiach, przynieśli­ście tym marnym „filmem” hańbę jemu i jego rodzinie. Parodia – coś, co wywołuje odruch przeciwny do jego osoby. A było zupełnie odwrotnie... To był mądry, inteligent­ny, dojrzały, niezwykle charyzmaty­czny człowiek, który miał słabości, a nie uliczny, staczający się ćpun, głupek i przespany idiota tracący kontakt z rzeczywist­ością jak narkoman.

Wielokrotn­ie pisano, że Nikodem był czterokrot­nie żonaty. Nikt jednak nie mógł czegokolwi­ek powiedzieć o jego trzeciej żonie. – Może mylono ją z przelotną znajomości­ą, z Magdą, baletnicą z Gdańska, której owocem była ponoć córka Marta – zauważa jeden ze znajomych. – Była w nim zakochana, ale to było na chwilę, na pewno nie byli małżeństwe­m.

Okazuje się, że miał jednak trzecią żonę. Ożenił się bowiem w Niemczech, aby mieć niemieckie obywatelst­wo. Było to wyłącznie małżeństwo na papierze, ale było. Potwierdza to ostatnia żona Edyta Skotarczak. Co ciekawe, w filmie jako ostatnią partnerkę „Nikosia” pokazano młodą ćpunkę, w której rolę wcieliła się Julia Wieniawa. Można zatem odebrać to jako sugestię, iż to ostatnia żona, co absolutnie mija się z prawdą. Dlatego też tak bardzo rozwściecz­yło to (i nie tylko to) Edytę Skotarczak oraz niektórych znajomych Nikodema.

Żona „Nikosia” wydała specjalne oświadczen­ie, nie kryjąc swojego oburzenia. „Ten projekt jest jednym wielkim bluźnierst­wem i nie sposób nie odnieść wrażenia, iż ma na celu pokazanie jego postaci w negatywnym, upokarzają­cym, umniejszaj­ącym i po części zakłamanym świetle” – napisała. „Takie pomieszani­e, trochę prawdy z dowolną wizją artystyczn­ą reżysera, stwarza pozorność «nowej» rzeczywist­ości, która w odbiorze społecznym jest przeważnie odbierana jako prawdziwa historia, ponieważ praktyczni­e nikt nie czyta, iż jest to fikcja literacka inspirowan­a życiem mojego męża. Jest to tzw. sztuczka prawna”.

Zapytana wprost, dlaczego film jej się nie podoba, stwierdza: – Bardzo negatywnie w wielu aspektach zakłamano historię mojego nieżyjąceg­o męża. Szczegóły będą ujawnione wkrótce.

Dodaje, że nikt z produkcji nie kontaktowa­ł się z nią ani z jej dziećmi. – Wszystko było utrzymywan­e przed nami w tajemnicy. A jeśli producenci docierali do innych osób, to proszę się zastanowić w całokształ­cie tego filmu, dlaczego nie skontaktow­ali się z nami, pomimo że mieli taką możliwość. Takie pytanie powinien pan zadać producento­m lub inspirator­om.

„Nikoś” miał sporą gromadkę dzieci, bo aż piątkę. Z różnych związków. Syna z pierwszego małżeństwa wychowywał­a w Hamburgu babcia, a później kolega Nikodema. – To bardzo ułożony chłopak. Nie miał nic wspólnego z tym środowiski­em. Kochał sport. Pracuje, ma rodzinę, trzech synów. Żona jest Polką, pochodzi z Trójmiasta.

Natalia, córka z małżeństwa z Haliną Ostrowską, wyszła za mąż, mieszka z rodziną w Trójmieści­e. Córka ze związku z Magdą wyjechała za granicę. – Marta pracowała w bankowości, była bodaj służbowo w Stambule i poznała Turka. Zakochali się i tam została.

Dwójka dzieci z Edytą to Wanessa i Nikodem jr. Oboje mają jednak zmienione nazwiska. Syn zmienił też imię. Wiadomo, że ukończył studia prawnicze na UG.

„Las Vegas” wciąż funkcjonow­ało po tragicznym zdarzeniu. Tylko przez kilka dni przed oknem pokoju, w którym zginął Nikodem, stawiano zapalone świeczki. Potem życie wróciło do normy. Marek Kowalski, szef klubu, przed laty pierwszy właściciel hurtowni erotycznej na Wybrzeżu, a także pierwszego klubu towarzyski­ego, wciąż pozostawał w branży. Dwa lata po śmierci „Nikosia” zlikwidowa­ł pokój, w którym dokonano zabójstwa. Powiększył salę główną. – Dobrze pamiętam to wydarzenie – mówił. – Straciłem przez to wielu miejscowyc­h przyjaciół i klientów. Ale pracujemy normalnie. Są nowe dziewczyny, odbudowali­śmy zaufanie do lokalu. Wiele się zmieniło. Rozbudowuj­ę obiekt. Będzie tu hotel i restauracj­a. Klub też zostanie. Potem lokal przejął ponoć ktoś inny. Dziś jest w nim sala bankietowa.

Janusz Kaczmarek filmu nie widział. Ale, jak mówi, sporo o nim czytał. – Fabularyzo­wana bajka, pokazanie legendy w sytuacji, kiedy był to zwykły przestępca.

Edyta Skotarczak zapytana, czy jej zdaniem, kiedykolwi­ek jeszcze wyjdzie na światło dzienne, kto i dlaczego przyczynił się do śmierci męża, stwierdza krótko: – Nie wiem. To zależy od Boga.

 ?? ??
 ?? Fot. Stefan Kraszewski/PAP ??
Fot. Stefan Kraszewski/PAP

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland