Wisiało nad nim pewne fatum
Od lat mówiło się, że historia życia „Nikosia” to znakomity materiał na scenariusz. I tak się stało
Nikodem Skotarczak, ps. „Nikoś”, zawsze wzbudzał kontrowersje. Dla niektórych był legendą jeszcze za życia, dla innych zwykłym bandytą. I choć od jego śmierci miną niebawem 24 lata, historia trójmiejskiego bossa znowu stała się żywa. O filmie „Jak pokochałam gangstera” zrobiło się głośno. Ile jest prawdy w obrazie, który podbija polskiego Netflixa, a ile fikcji?
Twórcy filmu już na wstępie zastrzegają, że postacie, zdarzenia oraz dialogi inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami i osobami, ale nie mają charakteru dokumentalnego, lecz stanowią fikcję. Jak jednak zwykły śmiertelnik ma odróżnić tę fikcję od prawdy?
Mówiło się, że „Nikoś” tak zginął, jak żył. A życie miał kolorowe, choć niepozbawione dramatów. Ożenił się dość szybko, bo w wieku 21 lat. Jego wybranką była jeszcze młodsza Gabriela Lamek. Kilka miesięcy później urodził się jego pierworodny syn Piotr. Niestety, po niespełna roku pierwsza żona powiesiła się na rurze od kaloryfera w łazience ich mieszkania przy ulicy Racławickiej we Wrzeszczu. Mówiono, że miała problemy ze sobą – stres poporodowy. Potem samobójstwo popełniła jego ukochana siostra Teresa. To zdarzenie było tym bardziej tragiczne, że targnęła się na swoje życie w tym samym mieszkaniu, w którym wcześniej zginęła pierwsza żona. Lokal stał już pusty, a Teresa miała do niego klucze. Otruła się gazem. Na domiar złego nieco później, w drodze na wspólną wigilię, w wypadku samochodowym zginął jego brat Marek i matka. Jak wspominają osoby, które dobrze go znały, „Nikoś” w trudnych dla siebie momentach zwykł mawiać, że miał w życiu szczęście, lecz wisiało nad nim pewne fatum, które dotykało jego najbliższych. – Mawiał filozoficznie, że ma farta, lecz najbliżsi – ci, którzy są obok – płacą za to szczęście, bo to musi się wyrównywać kosztem innych.
Dla większości osób, które miały bliski kontakt z „królem Trójmiasta”, film to bajka z kilkoma autentycznymi elementami. – Absolutna fikcja, pewna wizja scenarzysty i reżysera, jak np. sceny z Budapesztu – mówią. – Kolorowa, zgrabnie opowiedziana historia – stwierdza Paweł Milewski, przyjaciel „Nikosia” w latach 90., który po jego śmierci organizował pogrzeb i pomagał żonie. – Poznaliśmy się w okresie, kiedy bardzo dbał o swój wizerunek. Ale oglądając film, przestałem szukać prawdziwych zdarzeń z jego życia, choć kilka ich było. Wszystko jest wymieszane, a okres poprzedzający śmierć to bzdura. Pokazano go w jakimś narkotycznym amoku, że ćpał w szlafroku, chodził na ciągłym haju. A on tego nigdy nie robił. Prawdą jest, że w ostatnim roku zdarzało mu się znikać, np. na tydzień, co wcześniej nigdy nie miało miejsca. Ale raczej przesiadywał w kasynie, a nie ćpał. Nie pił nawet wina, nie mówiąc o czymś innym, choć w ostatnim roku życia pogubił się.
Co do postaci występujących w filmie, to większość stanowią role wymyślone, ale kilka nawiązuje do prawdziwych osób z kręgu Nikodema. Skupiają one jednak w sobie po części cechy kilku postaci. Tak uważa Roman Kaziuk, inny kolega „Nikosia”: – Taki Sylwio. Jak sądzę, w rzeczywistości był to Wiesław K., ps. „Szwarcenegger”. On nie był aż tak blisko Skotarczaka, ale w pewnym momencie zaczął zagrażać ludziom ze środowiska na Wybrzeżu. Kiedy wrócił z więzienia we Włoszech, zebrał grupę bandziorów i zrobił listę osób, które były przygotowane do porwań. I zapewne to sprawiło, że w maju 1997 r. został „odstrzelony” z broni maszynowej.
Zdaniem moich rozmówców, choć wydawać by się mogło, że postaci „Komo” (grany przez Antoniego Królikowskiego) i Mileny, „Czarnej” (kreowana przez Agnieszkę Grochowską), są prawdziwe, to w istocie nikogo takiego nie było.
Zupełnie pominięto wątek ewentualnej współpracy „Nikosia” ze służbami PRL-u, jak również jego kontakt z bardzo wpływowym w tamtym czasie Michałem A., ps. „Mecenas”, u którego pracował na bramce w lokalu „Lucynka” we Wrzeszczu, a także później w gdyńskim „Maximie”. – Spotkałem się z opinią, która bardzo mnie zdziwiła – że nigdzie nie ma potwierdzenia, iż Nikodem był współpracownikiem SB – mówi Paweł Milewski.
Nie było tajemnicą, że samochodami od „Nikosia” jeździło wiele wpływowych osób – i to nie tylko w Gdańsku – milicjanci, prokuratorzy, politycy. – Pamiętam ten zakład lakierniczy, w którym obrabiano przywożone przez Nikodema auta – kontynuuje Paweł Milewski. – Prokuratorzy
i milicjanci siedzieli tam non stop. I pili. Z właścicielem warsztatu, a potem z jego synem. I to tak zupełnie do dna, do końca. To był genialny lakiernik. Dlatego jestem przekonany, że w tamtym czasie „Nikoś” taką ochronę od służb miał.
Bliskie relacje Nikodema Skotarczaka z organami ścigania potwierdza Roman Kaziuk. – Pamiętam, jak przed śmiercią – taka sytuacja jest w filmie – milicja, która miała informacje o wydanym na niego wyroku, zaproponowała mu, że zatrzyma go na jakiejś bzdurze i przetrzyma za kratkami, dzięki czemu uniknie śmierci. W filmie z taką propozycją wychodzi niemiecki policjant, ale w istocie tak było, taką ofertę dostał parę miesięcy przed śmiercią.
Nie było też tajemnicą, że miał ze służbami jakieś układy. Od dawna. Z czasów, gdy kradzione przez niego w RFN auta w niewidoczny sposób przekraczały granicę PRL-u. Czy pracował więc na dwie strony? Być może, ale nie uchroniło go to od śmierci.
Paweł Milewski wspomina, jak przed zabójstwem Nikodem dużo mówił o tym, że ma szczęście, że nic mu nie będzie. Co ciekawe, o przygotowaniach do zabicia „Nikosia” nic nie wiedziała prokuratura. Janusz Kaczmarek stwierdza, że w tamtym czasie prokurator rejonowy w Gdyni, późniejszy Prokurator Krajowy i szef MSWiA, oraz prokuratorzy takiej wiedzy nie mieli.
Wiadomo było, że Nikodem Skotarczak jest na gangsterskim celowniku, że wydano na niego wyrok. Naraził się ponoć kilku ważnym ludziom. Byli wśród nich także przywódcy gangu z Pruszkowa. I on musiał mieć świadomość, że „polują na niego”. Żona Edyta mówiła zresztą potem, że przeczuwał coś złego. Przez krótki czas nosił nawet kuloodporną kamizelkę.
Nikodema Skotarczaka zastrzelono w klubie towarzyskim „Las Vegas” w Gdyni, w piątek 24 kwietnia 1998 roku. Miał 44 lata. Dzień wcześniej Wojciech Kurowski, przyjaciel „Nikosia” z chłopięcych lat, jeden z założycieli sopockiej firmy ubezpieczeniowej „Hestia” należący do najbogatszych ludzi na Wybrzeżu, obchodził imieniny. Bliskie grono spotkało się w centrum Gdyni, w restauracji „Marco Polo”. Przyjechał także Nikodem z żoną i Danielem Z. Impreza trwała właściwie całą noc. Nad ranem „Nikosia” opuścił „Zachar”.
Feralnego dnia rankiem, kiedy już było jasno, „Nikoś” i solenizant z żonami mieli pojechać do domu tego ostatniego. Posiadłość znajduje się pomiędzy Gdynią i Lęborkiem. Jechali już w stronę trójmiejskiej obwodnicy. I wtedy Nikodem zawołał: Skręćmy do „Vegas”. Skotarczak bywał w tym klubie, znał jego właściciela, dobrze się tam czuł. Klub był już jednak zamknięty. Zadzwonił zatem do szefa. – Przywiozłem przyjaciół, chcemy barmana – wołał przez telefon. Do dyspozycji poranni goście otrzymali nieduży pokój, z którego korzystali tylko najbardziej zaufani przyjaciele właściciela klubu.
Dramat rozegrał się około południa. Do pokoju wszedł mężczyzna. Na twarzy miał kominiarkę. Padły strzały. Kurowski został trafiony w pachwinę i w nogę. „Nikoś” próbował jeszcze powstrzymać bandytę. Egzekutor działał jednak zdecydowanie. Patrzył mu w twarz i strzelał. Śmiertelna kula trafiła w głowę.
Zdaniem policji nie spodziewali się żadnego zagrożenia: – „Zachar” pojechał do domu, „Nikoś” nie miał kuloodpornej kamizelki. W „Vegas” znaleźli się przypadkowo, a w towarzystwie przyjaciela czuł się bezpiecznie. Ktoś go albo wystawił, albo mieli obstawione te miejsca, gdzie on zaglądał. Zabójca nie mógł działać sam. Prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku śledztwo nie przyniosło rezultatów. Postępowanie umorzono.
Film przypomniał nie tylko śmierć Nikodema Skotarczaka, ale i jego życie. Nie wszyscy chcą jednak o nim rozmawiać. Należy do nich Piotr, najstarszy syn, który mieszka w Hamburgu, a także bliski przyjaciel „Nikosia” Wojciech Kurowski. Pierwszy jest zawiedziony filmem, bowiem pomagał twórcom w jego realizacji, potem poczuł się oszukany. – Nigdy nie zgodziłby się na to, gdyby wiedział, w jakim świetle pokażą ojca. Zwłaszcza że wystąpił tam nawet jego syn, też Piotr, czyli wnuk Nikodema – mówią znajomi rodziny.
Natomiast Wojciech Kurowski stwierdza krótko: – Nie mam nic do powiedzenia. Nie widziałem filmu i nie mam zamiaru go oglądać w najbliższym czasie. Jego twórcy próbowali mnie namówić do współpracy, ale ja nie chciałem w tym uczestniczyć.
Nie brakuje jednak osób, które oburzył. – W filmie pokazano wiele wydarzeń, które do niczego nie przystają. Podobnie jak czasem w mediach. Napisano np., że świadkiem na jego ślubie z ostatnią żoną był „Pershing”, a to wierutna bzdura. Można było nakręcić obraz bardziej prawdziwy. Ale on powstał i skierowano go do określonej grupy odbiorców – mówią.
Jestem megazawiedziony, zniesmaczony, poirytowany i rozzłoszczony tym fikcyjnym filmidłem pod wieloma względami – napisał w mediach społecznościowych Remigiusz Błażejczyk, osoba bliska rodzinie „Nikosia”. – Zrobiliście z dziejów Nikosia zwykły kicz i swojego rodzaju parodię, a w tym z niego samego zwykłego ćpuna i głupka tracącego kontakt z rzeczywistością, nie trzymaliście się faktów w wielu kwestiach, przynieśliście tym marnym „filmem” hańbę jemu i jego rodzinie. Parodia – coś, co wywołuje odruch przeciwny do jego osoby. A było zupełnie odwrotnie... To był mądry, inteligentny, dojrzały, niezwykle charyzmatyczny człowiek, który miał słabości, a nie uliczny, staczający się ćpun, głupek i przespany idiota tracący kontakt z rzeczywistością jak narkoman.
Wielokrotnie pisano, że Nikodem był czterokrotnie żonaty. Nikt jednak nie mógł czegokolwiek powiedzieć o jego trzeciej żonie. – Może mylono ją z przelotną znajomością, z Magdą, baletnicą z Gdańska, której owocem była ponoć córka Marta – zauważa jeden ze znajomych. – Była w nim zakochana, ale to było na chwilę, na pewno nie byli małżeństwem.
Okazuje się, że miał jednak trzecią żonę. Ożenił się bowiem w Niemczech, aby mieć niemieckie obywatelstwo. Było to wyłącznie małżeństwo na papierze, ale było. Potwierdza to ostatnia żona Edyta Skotarczak. Co ciekawe, w filmie jako ostatnią partnerkę „Nikosia” pokazano młodą ćpunkę, w której rolę wcieliła się Julia Wieniawa. Można zatem odebrać to jako sugestię, iż to ostatnia żona, co absolutnie mija się z prawdą. Dlatego też tak bardzo rozwścieczyło to (i nie tylko to) Edytę Skotarczak oraz niektórych znajomych Nikodema.
Żona „Nikosia” wydała specjalne oświadczenie, nie kryjąc swojego oburzenia. „Ten projekt jest jednym wielkim bluźnierstwem i nie sposób nie odnieść wrażenia, iż ma na celu pokazanie jego postaci w negatywnym, upokarzającym, umniejszającym i po części zakłamanym świetle” – napisała. „Takie pomieszanie, trochę prawdy z dowolną wizją artystyczną reżysera, stwarza pozorność «nowej» rzeczywistości, która w odbiorze społecznym jest przeważnie odbierana jako prawdziwa historia, ponieważ praktycznie nikt nie czyta, iż jest to fikcja literacka inspirowana życiem mojego męża. Jest to tzw. sztuczka prawna”.
Zapytana wprost, dlaczego film jej się nie podoba, stwierdza: – Bardzo negatywnie w wielu aspektach zakłamano historię mojego nieżyjącego męża. Szczegóły będą ujawnione wkrótce.
Dodaje, że nikt z produkcji nie kontaktował się z nią ani z jej dziećmi. – Wszystko było utrzymywane przed nami w tajemnicy. A jeśli producenci docierali do innych osób, to proszę się zastanowić w całokształcie tego filmu, dlaczego nie skontaktowali się z nami, pomimo że mieli taką możliwość. Takie pytanie powinien pan zadać producentom lub inspiratorom.
„Nikoś” miał sporą gromadkę dzieci, bo aż piątkę. Z różnych związków. Syna z pierwszego małżeństwa wychowywała w Hamburgu babcia, a później kolega Nikodema. – To bardzo ułożony chłopak. Nie miał nic wspólnego z tym środowiskiem. Kochał sport. Pracuje, ma rodzinę, trzech synów. Żona jest Polką, pochodzi z Trójmiasta.
Natalia, córka z małżeństwa z Haliną Ostrowską, wyszła za mąż, mieszka z rodziną w Trójmieście. Córka ze związku z Magdą wyjechała za granicę. – Marta pracowała w bankowości, była bodaj służbowo w Stambule i poznała Turka. Zakochali się i tam została.
Dwójka dzieci z Edytą to Wanessa i Nikodem jr. Oboje mają jednak zmienione nazwiska. Syn zmienił też imię. Wiadomo, że ukończył studia prawnicze na UG.
„Las Vegas” wciąż funkcjonowało po tragicznym zdarzeniu. Tylko przez kilka dni przed oknem pokoju, w którym zginął Nikodem, stawiano zapalone świeczki. Potem życie wróciło do normy. Marek Kowalski, szef klubu, przed laty pierwszy właściciel hurtowni erotycznej na Wybrzeżu, a także pierwszego klubu towarzyskiego, wciąż pozostawał w branży. Dwa lata po śmierci „Nikosia” zlikwidował pokój, w którym dokonano zabójstwa. Powiększył salę główną. – Dobrze pamiętam to wydarzenie – mówił. – Straciłem przez to wielu miejscowych przyjaciół i klientów. Ale pracujemy normalnie. Są nowe dziewczyny, odbudowaliśmy zaufanie do lokalu. Wiele się zmieniło. Rozbudowuję obiekt. Będzie tu hotel i restauracja. Klub też zostanie. Potem lokal przejął ponoć ktoś inny. Dziś jest w nim sala bankietowa.
Janusz Kaczmarek filmu nie widział. Ale, jak mówi, sporo o nim czytał. – Fabularyzowana bajka, pokazanie legendy w sytuacji, kiedy był to zwykły przestępca.
Edyta Skotarczak zapytana, czy jej zdaniem, kiedykolwiek jeszcze wyjdzie na światło dzienne, kto i dlaczego przyczynił się do śmierci męża, stwierdza krótko: – Nie wiem. To zależy od Boga.